Pokonać grawitację ludzkich uprzedzeń [recenzja OST]
Arkadiusz Kajling | 4 dni temuŹródło: Filmosfera
Czy gdy Ariana Grande nagrywała wspólnie ze znanym z hitu „Grace Kelly” francuskim piosenkarzem libańskiego pochodzenia na co dzień ukrywającym się pod pseudonimem MIKA utwór „Popular Song” (będącym współczesną wersją piosenki Glindy z musicalu „Wicked” i umieszczonym na albumie z okazji dziesiątej rocznicy od teatralnej premiery musicalu) mogła przypuszczać, że dwie dekady później przyjdzie jej samej wcielić się w pierwszą filmową postać z muzycznej produkcji obsypanej już w czasie debiutu na Broadwayu deszczem prestiżowych wyróżnień z trzema statuetkami Tony i nagrodą Grammy za soundtrack na czele? Sceniczne przedstawienie, które powstało w 2003 roku w oparciu o książkę Gregory’ego Maguire’a „Życie i czasy złej czarownicy z zachodu” wykorzystującą postać z powieści L. Franka Bauma „Czarnoksiężnik z krainy Oz” jest dziś jednym z zaledwie trzech musicali, którym udało się przekroczyć miliard wpływów i na podium plasuje się pośrodku – korona należy niezmiennie do „Króla Lwa” opartego na disnejowskiej animacji, a ostatnie miejsce zamyka „Upiór w operze” Andrew Lloyd Webbera z 1986 roku. Nie powinien więc dziwić fakt, że hollywoodzki świat upomniał się szybko o prawa do realizacji filmowej wersji, lecz jej podróż na wielki ekran była długa i wyboista niczym ścieżka wyłożona żółtą kostką prowadząca do krainy Oz – i chociaż po drodze pojawiły się liczne problemy z burzą wokół plakatu nawiązującego do scenicznej wersji i zabawkami od firmy Mattel, których linki w papierowych instrukcjach prowadziły do stron dla dorosłych, to ostatecznie żadna z tych kontrowersji nie mogła powstrzymać zagorzałych miłośników kultowego już musicalu przed niepohamowaną ekscytacją, którzy kupowali lalki Elfaby na miesiące przed premierą tylko po to, by usłyszeć przez chwilę Cynthię Erivo śpiewającą „Defying Gravity”: utwór będący popisem możliwości wokalnych każdej jej wykonawczyni i uznawany na piosenkę, która zdefiniowała swój specyficzny gatunek muzyczny. Nie każda jednak teatralna produkcja da się łatwo przełożyć na język X muzy – czy wprawna ręka Jona M. Chu sprawi, że przeniesiemy się błyskawicznie w magiczny klimat filmu niczym Dorotka z pomocą tornada do krainy Oz, a może raczej będziemy chcieli stuknąć trzykrotnie butami, by czym prędzej znaleźć się w swoim bezpiecznym domu z dala od złej czarownicy z zachodu?

Sceniczna wersja „Wicked” jest dziś czwartym najdłużej granym musicalem na Broadwayu, dowodząc, że teatralna publiczność kocha historie z muzycznym tłem, co chętnie podłapują filmowcy z Hollywoodu od czasu do czasu racząc nas kolejną kinową wersją deskowego odpowiednika z różnym skutkiem. Musical to specyficzny rodzaj gatunku filmowego, którego złota era przypada na lata 50. i 60. ubiegłego wieku, chociaż jego odrodzenie na srebrnym ekranie mogliśmy zaobserwować na początku lat 90. dzięki animowanym filmom Disneya i muzyce Alana Menkena, a nowatorski i bawiący się konwencją „Moulin Rouge!” przetarł szlaki dla filmów aktorskich z „Chicago” i „Upiorem w operze” na czele. I chociaż zdawać by się mogło, że tematycznie ten gatunek nie ma już nic do zaoferowania współczesnej publice poza wtórnymi remake’ami, a oryginalne propozycje okazują się zwykle rozczarowujące to pomiędzy nimi znaleźć możemy prawdziwe perełki – jedną z nich jest nowa wersja „West Side Story”, której premiera przypadła w dość niefortunnym okresie popandemicznym. Produkcja 20th Century Studios zaliczyła solidną klapę finansową, a wpływy ze światowych kas nie pozwoliły na pokrycie 100 milionowego budżetu i to wszystko pomimo wybitnie pozytywnych recenzji kinomaniaków oraz opinii krytyków, nie pomógł również deszcz nagród i nominacji, choć Oscar dla Ariany DeBose skutecznie utorował jej drogę do kariery. Dzisiaj remake Stevena Spielberga z 2021 roku jest często wskazywany jako podręcznikowy wręcz przykład na to, jak z sercem tworzyć nowe wersje ukochanych klasyków z poszanowaniem oryginalnego materiału, oddając ducha poprzednich odsłon i wnosząc powiew świeżości do samej historii oraz muzyki, która także przeszła swoisty revamp na potrzeby swojej drugiej wielkoekranowej inkarnacji. Podobną ścieżkę obrał Jon M. Chu, nieoczekiwanie obsadzając w głównych rolach dwie popularne, choć wywodzące się z różnych środowisk muzycznych kandydatki, które natychmiast spolaryzowały zarówno teatralną, jak i kinową publikę, obnażając ich głęboko zakorzenione uprzedzenia.


To właśnie wybór Ariany Grande do odtworzenia na wielkim ekranie postaci Glindy spotkał się z największą falą krytyki, a przeciwnicy tej decyzji argumentowali swoje stanowisko brakiem zdolności aktorskich i niewystarczających możliwości wokalnych do udźwignięcia musicalowej roli, jednocześnie zapominając, że amerykańska piosenkarka rozpoczęła swoją karierę w 2008 roku występem na broadwayowskich deskach w musicalu „13”, przechodząc następnie na pełen etat jako aktorka serialowa stacji Nickelodeon w produkcjach „Victoria znaczy zwycięstwo” oraz „Sam i Cat”. W międzyczasie Ariana wydała swój pierwszy album studyjny „Yours Truly”, który zadebiutował na pierwszym miejscu Billboard 200 i pozwolił przedstawić Grande międzynarodowej publiczności jako wschodzącą gwiazdę muzyki popularnej, umiejętnie łączącej radiowy pop z elementami R&B, a nawet EDM. Młoda wokalistka o włoskich korzeniach, której głos określany jest jako sopran osiągający najwyższe tony rejestru gwizdkowego jest dziś jedną z najpopularniejszych gwiazd sceny muzycznej, jednak zdaje się nie zapomninać o swoich początkach w show-biznesie – w 2016 roku wzięła udział w telewizyjnej adaptacji musicalu Marca Shaimana pt. „Hairspray Live!” jako Penny Pingleton, a całkiem niedawno, bo w marcu tego roku wydała swój siódmy album studyjny „Eternal Sunshine” zainspirowany filmem „Zakochany bez pamięci” z 2004 roku z Jimem Carreyem i Kate Winslet w rolach głównych. Jak wyznała w wywiadach, zdobywczyni dwóch nagród Grammy jest prywatnie wielką fanką kanadyjsko-amerykańskiego komika od kiedy tylko pojawiła się gościnnie w jego serialu „Kidding”. Zafascynowana produkcją w reżyserii Michela Gondry’ego Ariana postanowiła nawet oprzeć fabułę jednego z teledysków „We Can’t Be Friends (Wait For Your Love)” na podstawie filmowego scenariusza, dając tym samym fanom jej talentu najnowszą próbkę jej aktorskiego talentu, który od młodzieńczych lat znacznie się rozwinął.

Sama piosenkarka jest długoletnią fanką musicalu „Wicked” i z radością, ale i obawami, przyjęła rolę Glindy w jego filmowej adaptacji – w niedawno przeprowadzonym wywiadzie w podcaście „Sentimental Men” artystka otworzyła się na temat wyzwań związanych z castingiem oraz presją, jaka towarzyszyła jej po ogłoszeniu obsady: „Najbardziej w castingu do filmu podobało mi się to, że trzeba sobie wywalczyć tę rolę. Na takim poziomie, bycie częścią obsady „Wicked”, nie jest po prostu z góry dane i przesłuchania jawiły się jako prawdziwe wyzwanie w przekształceniu percepcji ludzi i wykonaniu pracy, aby na nowo zdobyć swoje miejsce w innych przestrzeniach”. Grande mając doświadczenie w musicalach od ósmego roku życia i długi staż jako fanka „Wicked” rozumiała, że nie tylko kinomaniacy, ale i jej fani będą mieli wysokie oczekiwania wobec jej interpretacji postaci – Ariana już wcześniej zauważyła nieprzychylne reakcje części jej wielbicieli na wieści odnośnie castingu, jednak zdawała sobie z nich sprawę. Podczas rozmowy artystka przyznała, że czuła „początkowy niepokój” i obawy związane z tym, co mogłaby dostarczyć w roli Glindy, dlatego na czas kręcenia „Wicked” odłożyła na bok swoją karierę muzyczną, aby jak najlepiej wcielić się w tę postać. Grande wyznała portalowi Billboard jak przygotowywała się do debiutu na dużym ekranie: „Wokalnie jest to dla mnie coś zupełnie innego, niż to, co zwykle śpiewam. Zaczęłam codzienne treningi z moim trenerem wokalnym oraz aktorskim na trzy miesiące przed pierwszym przesłuchaniem. Chciałam być przygotowana na użycie każdego narzędzia, które mogłoby być potrzebne, by nie tylko wejść w rolę Glindy, ale naprawdę się w nią wcielić”. Podczas produkcji ekipa produkcyjna postanowiła iść śladem „Les Miserables” z 2012 roku i wykorzystać w filmie wokale zarejestrowane na planie, zamiast nagranych wcześniej piosenek w studio, doskonale rozumiejąc korzenie broadwayowskiego gatunku – wersje studyjne usłyszymy jedynie w telewizyjnych spotach i sklepowych gadżetach, dzięki czemu wielkoekranowa wersja oddaje należny hołd swojemu scenicznemu pierwowzorowi, tak mocno przesiąkniętemu emocjonalnymi wykonaniami live.

 
Promocja filmu „Wicked” pod wieloma względami przypominała kampanię reklamową największego hitu zeszłego roku, czyli „Barbie” Grety Gerwig, w którą włączyły się największe światowe firmy – Universal nawiązał współpracę z czterystoma markami i wyłożył sto pięćdziesiąt milionów dolarów, by podobizny filmowych czarownic i bajkowej krainy Oz otaczały nas ze wszystkich stron: od specjalnych drinków w Starbucksie i lakierów do paznokci OPI po zestawy LEGO i lalki Mattel, a nawet inspirowane musicalem klapki firmy Crocs. Jednak w reklamowaniu muzyki twórcy „Wicked” obrali zupełnie odwrotny kierunek: do czasu amerykańskiego debiutu nie ukazał się żaden singiel, ani nawet wykonanie live, a wierni fani musieli zadowolić się jedynie minutowymi zapowiedziami wybranych utworów. W premierowy weekend wszystko stało się jasne – ekipa marketingowa chciała do ostatniej chwili utrzymać w tajemnicy niespodziankę dla miłośników oryginalnej obsady: na soundtracku usłyszymy bowiem zarówno Idinę Menzel, jak i Kristin Chenoweth, które pojawiają się w zupełnie nowej sekcji utworu „One Short Day”, gdy Elfaba i Glinda przybywają do Oz, dowodząc, że nawet po dwóch dekadach weteranki Broadwayu dalej sprawdzają się jako komediowy duet. Menzel, która powołała Elfabę do życia na teatralnych deskach po raz pierwszy w 2003 roku, stała się najbardziej znana jako głos Elsy z „Krainy lodu” dziesięć lat później, jednak Stephen Schwartz nigdy nie zapomniał o jej ikonicznym kreacji sprzed lat – gdy w 2022 roku Idina powróciła do obsady „Rozczarowanej” duet Menken-Schwartz w końcu stworzył dla niej piosenkę godną następcy „Defying Gravity” pod tytułem „Love Power”, będącą punktem kulminacyjnym disnejowskiego soundtracku. Również w „One Short Day” Menzel przypomina o swoim oryginalnym wykonaniu ponownie wykrzykując legendarne noty z finału pierwszego aktu.

Prawdziwą gwiazdą widowiska jest bezsprzecznie Cynthia Erivo, która włożyła całe swoje serce portretując Czarownicę z Zachodu – zdobywczyni nagród Emmy, Grammy i Tony za rolę Celie Harris w broadwayowskiej wersji „Koloru purpury” (którego filmowa wersja z Fantasią Barrino przeszła bez większego echa przez kina w zeszłe Święta Bożego Narodzenia) posiada tak potężny głos, że jego moc potrafi wysadzić zasilanie w całym Szmaragdowym Mieście (i rzeczywiście tak się dzieje w końcowej scenie filmu), a my mimowolnie zaczynamy śpiewać kultowe przeboje razem z zielonoskórą bohaterką – w niedawnym wywiadzie ze stacją NBC Erivo nawet zachęcała fanów, by nie hamowali się w kinie i brali udział w grupowych sing-a-longach. Przy nagrywaniu „Defying Gravity”, który dziś uważany jest za jeden z utworów definiujących sceniczny musical brytyjska aktorka i piosenkarka o nigeryjskich korzeniach chciała, by jej wokal dojrzewał podczas całego wykonania razem z ekranową bohaterką, a sama Erivo wyczekiwała tej sekwencji, którą ze względu na strajki SAG-AFTRA nakręcono dopiero rok po rozpoczęciu produkcji – głos i emocje Cynthii uchwycono na żywo i to wysoko w powietrzu: aktorkę, która wykonywała własne kaskaderskie ujęcia umieszczono na obracającym się wokół własnej osi wyciągniku! Jak sama wyznaje: „Moje ciało, umysł i serce czekały cały czas, by pod koniec filmu wykrzyczeć te ostatnie dźwięki – to właśnie wtedy Elfaba staje się prawdziwie wolna i niezależna, by móc w końcu połączyć się ze sobą na nowo”. Ciemnoskórą piosenkarkę (dziś kojarzoną bardziej z zieloną czarownicą, niż błękitną wróżką z „Pinokia”) usłyszymy też w brawurowych wykonaniach „I’m Not That Girl” i równie popisowym, co finalny klasyk „The Wizard And I”, w którym czysty liryczny mezzosopran Erivo potrafi wywołać ciarki na skórze słuchacza i sprawić, że poczuje się niczym pośród teatralnej widowni.


Niemal idealna inkarnacja Elfaby na wielkim ekranie to jednak zaledwie połowa sukcesu, do którego pasującym kluczem był angaż filmowej Glindy, gdyż to właśnie dynamika tego duetu jest trzonem całego przedstawienia i pozwala nam zaangażować się emocjonalnie w fabułę – i to tutaj zaczyna się prawdziwa magia! To, jak obie dziewczyny świetnie czują się w swoim towarzystwie mogliśmy już zaobserwować podczas wywiadów towarzyszących światowym premierom musicalu w Sydney, Londynie, czy Los Angeles – ta pozaekranowa chemia została triumfalnie przeniesiona na srebrny ekran nie tylko w harmonijnym wykonaniu „What Is This Feeling”, ale i emocjonalnej scenie „Ozdust Duet”, podczas której filmowe bohaterki zawiązują siostrzaną więź, czego najlepszym dowodem są żywiołowe reakcje fanów w mediach społecznościowych (szkoda, że wyizolowaną ścieżkę audio otrzymujemy tylko jako bonus track na cyfrowej wersji soundtracku). Dni nieco sztucznej maniery z czasów Nickelodeon odchodzą w niepamięć, a zastępuje je niewymuszone naturalne komediowe oblicze Ariany, którego wizytówką jest cała scena towarzysząca utworowi „Popular”. Ariana Grande postanowiła pozostać wierna oryginalnemu brzmieniu jednej z najpopularniejszych piosenek kultowego musicalu – Stephen Schwartz przyznał, że zespół muzyczny miał pomysł, by odświeżyć rytmicznie piosenkę Glindy, wprowadzając elementy hip-hopu, jednak Grande kategorycznie odrzuciła ten pomysł, gdyż nie chciała, aby jej popowy wizerunek przyćmił postać aspirującej czarownicy. I chociaż pomysł na remiks „Popular” został odrzucony, to ostatecznie zadecydowano o drobnych zmianach w końcowej części utworu dodając nową finalną wokalizę, która miała na celu podkreślenie imponującego zakresu wokalnego młodej gwiazdy.

Jej czarujący i delikatny sopran słyszymy tak naprawdę już w otwierającym film „No One Mourns The Wicked”, który od razu na wstępie zmienia nasze podejście w postrzeganiu amerykańskiej piosenkarki jako wyłącznie diwy współczesnej muzyki popularnej, skutecznie przekonując kinową widownię, że Grande nie daje się zaszufladkować i zamknąć w muzycznej bańce tak jak jej bohaterka (pun intended). Swoje piosenki otrzymują także bohaterowie drugoplanowi: Jeff Goldblum jako Czarnoksiężnik wykonuje „A Sentimental Man” na chwilę przez ikonicznym klasykiem Elfaby, a znanego z „Cyrano” Peter’a Dinklage’a usłyszymy w „Something Bad” jako antropomorficzne wcielenie Doktora Dillamonda – oba utrzymane w spokojnym tempie zaledwie dwuminutowe utwory (podobnie jak hymn studentów „Dear Old Shiz” inaugurujący pierwszy semestr nauki) nikną jednak przy bardziej rozwiniętych sekwencjach, jak trwający prawie dziesięć minut popisowy „Dancing Through Life”. To zresztą najbardziej rozbudowana scena angażująca całą obsadę, której przewodzi charyzmatyczny Jonathan Bailey z nową choreografią bez nawiązań do losów tej postaci w drugim akcie – znany z serialu „Bridgertonowie” brytyjski aktor (który na planie filmu „Wicked” dosiada dokładnie tego samego konia, co w netflixowej produkcji) odciska na bohaterze o arystokratycznym rodowodzie swój własny ślad: Fiyero w musicalu przechodzi całkowitą transformację, jednak ekranowa wersja księcia wykorzystując zbliżenia i momenty ciszy w scenariuszu pozwala widzom dostrzec tę przemianę wyraźniej i w pełni zrozumieć złożony charakter obiektu westchnień obu czarownic. To właśnie takie sekwencje rozbudzają w widzach pragnienie, by przeżyć „Wicked” na scenicznych deskach na żywo – niedługo to marzenie wielu fanów teatralnych przedstawień się spełni, bowiem już na wiosnę 2025 roku kultowy musical zawita do naszego kraju nad Wisłą pod dachy Romy i będzie wystawiany na Dużej Scenie po raz pierwszy w jego historii. Chyba ciężko o bardziej idealny na to moment.


WYDANIE CD

Soundtrack do „Wicked” został wydana przez Universal Music w standardowym plastikowym pudełku typu „jewelcase” już na dwa tygodnie przed polską premierą musicalu w kinach, dzięki czemu miłośnicy scenicznej adaptacji mogą wcześniej zapoznać się z filmowym materiałem w wersji audio, zanim wygodnie zasiądą w kinowych fotelach. Do wydania została dołączona 12-stronicowa książeczka z informacjami produkcyjnymi odnośnie nagrania i zatrudnionych wykonawców i zaledwie jednym zdjęciem z wielkoekranowej produkcji przedstawiającym krainę Oz – szkoda, że twórcy nie wykorzystali potencjału papierowego bookletu dodając więcej fotek z głównymi bohaterkami, czy wzbogacając go o słowa wszystkich utworów (takie techniki z powodzeniem stosuje wytwórnia Disneya, okraszając teksty odpowiednimi grafikami z poszczególnych scen). Zagraniczne wersje CD zawierają książeczki w formie plakatu (z powielonym designem znanym ze standardowej okładki wydania) i dodatkowym zdjęciem Elfaby oraz Glindy. Fakt istnienia wydania fizycznego na pewno docenią audiofile, gdyż płyta kompaktowa CD-Audio to standard bezstratnego cyfrowego zapisu dźwięku – dlatego też ten nośnik trwa w niezmienionej od czterdziestu lat formie do dziś, ciesząc uszy bardziej wymagających słuchaczy. Miłośnicy czarnych krążków powinni być także ukontentowani, gdyż ścieżka dźwiękowa została wydana również w wersji winylowej na dwóch dyskach.

Musical „Wicked” opowiadający nieznaną historię dwóch czarownic z Krainy Oz i ukazujący ich burzliwą relację w zupełnie nowym świetle zadebiutował na Broadwayu w 2003 roku w Gershwin Theatre w Nowym Jorku i od czasu swojej scenicznej premiery stał się światowym hitem, a pochodzące z oryginalnej ścieżki dźwiękowej takie utwory jak „Popular”, czy „Defying Gravity” są dziś ponadczasowymi klasykami definiującymi ten gatunek. O wielkoekranowej adaptacji broadwayowskiego hitu mówiono już w 2012 roku, jednak ze względu na wiele opóźnień produkcyjnych, czy zmiany koncepcji reżyserskich, realizacja przedsięwzięcia rozpoczęła się dopiero dekadę później, a kierownik projektu Jon M. Chu postanowił podzielić materiał na dwie części, pozwalając dzięki temu bardziej zgłębić rozbudowane wątki fabularne i lepiej oddać skomplikowaną relację między Elfabą i Glindą, w które wcieliły się Cynthia Erivo oraz Ariana Grande – dla młodej amerykańskiej piosenkarki, która podczas tegorocznej Met Gali wykonała na żywo utwór „Once Upon A Dream” z disnejowskiej „Śpiącej królewny”, udział w filmowej ekranizacji „Wicked” był dosłownie baśniowym wydarzeniem i powrotem do korzeni jej teatralnej kariery. Po wynikach box office’u i reakcjach kinomaniaków wyraźnie widać, że w kinowej publice tak uprzedzonej do kinowych musicali „coś się zmieniło, coś już nie jest takie samo” – ostatni weekend przed świętem Dziękczynienia pokazał pewien zwrot Amerykanów w kierunku filmowych musicali: podczas gdy w multipleksach rządził „Wicked”, na deskach Broadwayu tryumfy święciła muzyczna adaptacja „Ze śmiercią jej do twarzy” (to w pewnym sensie również opowieść o dwóch wiedźmach, które nie chcą zaakceptować swojej powierzchowności). I chociaż stare przysłowie głosi „jesteś inny, jesteś winny”, to musical o początkach Elfaby stara się wyczerpująco odpowiedzieć na pytanie: Czy każdy rodzi się zły, czy zło jest jedynie wynikiem osobistych doświadczeń i ludzkich przekonań? Cynthia Erivo  w swojej brawurowej inkarnacji niezrozumianej wiedźmy nie tylko pokonuje grawitację ludzkich uprzedzeń, które kiedyś ściągały ją w dół, ale przezwycięża własne ograniczenia akceptując siebie dokładnie taką, jaka jest – nie bez powodu fraza „unlimited” wybrzmiewa w kilku miejscach na soundtracku, a oglądając na dużym ekranie najświeższe dzieło Jona M. Chu możemy też zachwycić się nad tym jak nieposkromiona jest ludzka wyobraźnia w ciągłym podnoszeniu sobie poprzeczki i wyznaczaniu wciąż nowych standardów.

Recenzja powstała dzięki współpracy z Universal Music Polska – dystrybutorem muzyki na CD.