Album z solidną dawką kofeiny [recenzja CD]
Arkadiusz Kajling | 12 dni temuŹródło: Filmosfera
Oglądając ostatni teledysk Sabriny Carpenter pt. „Taste” wypełniony licznymi odniesieniami do filmów należących dziś do klasyki krwawego kina grozy z elementami gore jak „Kill Bill: Vol. 1”, „Teksańska masakra piłą mechaniczną”, „Laleczka Chucky”, czy „Psychoza” oraz komedii z dreszczykiem doprawionych czarnym humorem, jak „Ze śmiercią jej do twarzy”, czy „Rodzina Addamsów” można by dojść do wniosku, że dwudziestopięcioletnią wokalistkę (której ścieżkę na muzyczną scenę utorowały serialowe role) nie tylko zainspirowała filmowa twórczość mistrza horroru Johna Carpentera („Mgła”, „Christine”, „Coś”, czy „Halloween”), ale że piosenkarka i legendarny reżyser są ze sobą spokrewnieni – tak naprawdę mierzącą zaledwie metr pięćdziesiąt dwa centymetry wzrostu Brinę (jak nazywają ją fani) nie łączą żadne więzy krwi z nazywanym na cześć jednego ze swoich filmów „Księciem Ciemności”, jednak wygląda na to, że ich nazwisko (które tłumaczymy na polski jako „stolarz”, a więc zawód wykorzystujący obsługę często niebezpiecznych narzędzi i maszyn) zobowiązuje. W rzeczywistości imię amerykańskiej wschodzącej gwiazdy pop staje się powoli marką samą w sobie, które z każdym miesiącem zyskuje na wartości – i nie mówię tego bynajmniej w oparciu o ceny biletów na najnowszą trasę koncertową, które rosną w rekordowym tempie. Piosenki Sabriny nie tylko stały się hitami tego lata, ale i sama Carpenter szybko awansowała w muzycznym show-biznesie – w zeszłym roku grała jako support przed koncertami Taylor Swift i na pre-show MTV VMA, w tym roku była już jedną z głównych gwiazd prestiżowej ceremonii organizowanej przez słynną stację, a na trasie autorki hitów „Blank Space” i „Shake It Off” dołączyła jako gość specjalny. Najnowsze wydawnictwo sygnowane nazwiskiem Sabriny pt. „Short n’ Sweet” z megahitem „Espresso” zostało wydane u progu tegorocznej jesieni – czy jednak szósty studyjny krążek w portfolio Carpenter jest takim energetycznym kopem, który rozbudzi i rozgrzeje fanów niczym poranna kawa u progu nowej pory roku, w której tak bardzo potrzebujemy słońca i sił witalnych?

Sabrina Carpenter urodziła się 11 maja 1999 roku Lehigh Valley, w amerykańskim stanie Pensylwania w rodzinie, która od zawsze przejawiała zainteresowanie sztuką – jej mama była tancerką, a ciocia Nancy Cartwright użyczała głosu nie tylko Bartowi Simpsonowi, ale i innym bohaterom tego serialu animowanego przeznaczonego dla starszej widowni, który emitowany jest nieprzerwanie od trzydziestu pięciu lat: „The Simpsons” jest satyrycznym spojrzeniem na amerykański styl życia oraz kulturę USA, a motyw ten nierzadko będzie przewijać się przez teledyski przyszłej piosenkarki. Sabrina od najmłodszych lat wykazywała zainteresowanie zarówno muzyką, jak i filmem – w tym celu cała rodzina przeprowadziła się do stolicy X muzy, gdzie młoda Carpenter zaczęła pobierać pierwsze lekcje śpiewu i uczęszczać na konkursy muzyczne, rozwijając jednocześnie taniec klasyczny i szkolić grę na fortepianie. Wzorem swoich rówieśników z pokolenia Z, Sabrina zaczęła nagrywać pierwsze covery znanych utworów i umieszczać je na platformie YouTube już w wieku zaledwie dziesięciu lat, a rok później napisała swoją pierwszą autorską piosenkę pt. „Catch My Breath”. Jednak zanim świat poznał Sabrinę Carpenter jako wokalistkę najpierw widzowie małego ekranu mogli ocenić jej zdolności aktorskie w serialach telewizyjnych: kryminalnym „Prawo i porządek” i sitcomie „The Goodwin Games” oraz filmie kinowym spod znaku fantasy pt. „Rogi” u boku Daniela Radcliffe’a, kojarzonego główne za sprawą roli Harry’ego Pottera. Pierwsze muzyczne dokonania Carpenter mogliśmy usłyszeć na ścieżkach dźwiękowych do animowanych produkcji z Disney Channel skierowanych do najmłodszych odbiorców: „Disney Fairies: Faith, Trust and Pixie Dust”, „Sofia The First” oraz soundtracku do serialu „Dziewczyna poznaje świat”, w którym Sabrina wystąpiła również w jednej z głównych ról. Praca w korporacji Myszki Miki to jednak tylko epizod w karierze przyszłej gwiazdy muzyki pop, która jeszcze w 2015 roku zdobyła swoją pierwszą muzyczną nagrodę.

Przyznana prawie dekadę temu statuetka Radio Disney Music Award za najlepszą piosenkę „Can’t Blame Girl for Trying” z EP-ki o tym samym tytule okazała się pierwszym krokiem milowym na drodze do jej światowej popularności, której przystanki wyznaczały kolejne albumy studyjne: „Eyes Wide Open”, „Evolution” i „Singular” oraz koncerty gwiazd popu Ariany Grande i zespołu „The Vamps” podczas których występowała jako support. Carpenter nie zapomniała jednak o swojej drugiej wielkiej pasji i powróciła do aktorstwa w produkcjach „Nienawiść, którą dajesz”, czyli znakomicie przyjętym młodzieżowym dramacie opartym na powieści Angie Thomas oraz niezależnym kinie drogi „The Short History of The Long Road”, opowiadającym o poszukiwaniu własnej tożsamości i swojego miejsca na ziemi. Oba filmy przyniosły wracającej na duży ekran młodej aktorce pozytywne recenzje, więc nie powinien nikogo dziwić fakt, że również w tej dziedzinie sztuki Sabrina otrzymała nagrodę – to właśnie w jej dłonie w 2021 roku powędrowała statuetka Series Em Cena Awards za rolę Sammy Brown w filmie „Clouds” Justina Baldoniego, który całkiem niedawno święcił tryumfy ze swoim nieoczekiwanym hitem box office’u „It Ends With Us” (i jednocześnie gasił ogień podkładany podczas promocji obrazu przez koleżankę z planu Blake Lively). Jeszcze przed pandemią koronawirusa Carpenter miała szansę spróbować sił na deskach teatru w musicalu „Mean Girls”, jednak z powodu rozprzestrzeniającej się na całym świecie zarazy piosenkarka zdołała pojawić się w zaledwie dwóch odsłonach muzycznej produkcji opartej na filmie Marka Watersa z 2004 roku. Przez kolejne dwa lata śpiewająca aktorka z sukcesem próbowała łączyć obie pasje z życiem prywatnym, jednak po zmianie wytwórni Carpenter postanowiła skoncentrować wszystkie swoje siły na muzyce wydając piąty studyjny album „Email I Can’t Send”, z którego pochodzący z edycji deluxe singiel „Feather” wywołał małe kontrowersje – teledysk towarzyszący piosence opublikowany w święto Halloween został nagrany m.in. w katolickim kościele na Brooklynie i nawiązywał do takich filmów jak „Jennifer’s Body”, czy „Obiecująca młoda kobieta”. Swój romans ze światem filmu, do którego nieustannie odwołuje się wokalistka widoczny jest również na najnowszym albumie.

Szóste studyjne wydawnictwo w karierze dwudziestopięcioletniej Amerykanki zostało zainspirowane jej życiem uczuciowym w czasach popandemicznych, a tytuł „Short n’ Sweet” odnosi się do najkrótszych związków romantycznych artystki. Najnowszy album opisywany jest przez autorkę jako najbardziej osobiste dzieło w jej karierze z dwunastoma szczerymi piosenkami, które choć muzycznie różnorodne, to ostatecznie układają się w spójną całość. Album promowały trzy oficjalne single, które szturmem zdobyły listy przebojów: „Espresso” to już certyfikowany, pokryty platyną w USA hit minionego lata z miliardem odtworzeń w Spotify w zaledwie cztery miesiące (w całej historii platformy tylko dwie piosenki zdołały zrobić to szybciej), a wydany jako follow-up „Please Please Please” stał się pierwszym numerem jeden w karierze Sabriny na liście Billboard Hot 100. Przy tworzeniu utrzymanego w klimacie countrypopu utworu artystka połączyła siły z nagrodzonymi Grammy Jackiem Antonoffem i Amy Allen, czego efektem jest kąśliwy i ostry tekst, charakterystyczny dla twórczości gwiazdy, a w wyreżyserowanym przez Berdie Zeinali klipie pojawia się chłopak piosenkarki – irlandzki aktor Barry Keoghan, znany ze swojej elektryzującej roli w „Zabiciu świętego jelenia” Yorgosa Lanthimosa i nominowany do Oscara za „Duchy Inisherin”. Czyżby Sabrina poszła przykładem Tima Burtona, który słynie z obsadzania w swoich dziełach obecnych partnerek, nawet jeśli ich postać odgrywa niewielką rolę, jak w przypadku Moniki Bellucci i ostatniej propozycji reżysera „Beetlejuice Beetlejuice”? Ze światem burtonowskiej fantazji związany jest także najnowszy teledysk do singla „Taste” – to w nim występuje znana z „Soku żuka 2” i serialu „Wednesday” Jenna Ortega, która razem z Carpenter tworzy parę nawiązującą do kultowego duetu Meryl Streep i Goldie Hawn z obrazu Roberta Zemeckisa pt. „Ze śmiercią jej do twarzy”. W ciągu trzech minut zobaczymy liczne nawiązania do filmów grozy ze świata X muzy, czasami bardzo subtelnie zaznaczone, jak biały szlafrok z sequela „Rodziny Addamsów” noszony przez Joan Cusack, przepaska Daryl Hannah z czerwonym krzyżem z „Kill Bill: Vol. 1”, czy środkowy palec wymierzony w widza przez nabitą na płot bohaterkę z niskobudżetowego horroru „Ginger Snaps”.

Jeśli ktoś założył, że utrzymany w stylistyce synth-popu z domieszką disco i elementami funku kawałek „Espresso” z teledyskiem odnoszącym się bezpośrednio do przyjemnej dla oka estetyki lat 60. ubiegłego wieku był zwiastunem zapowiadającym muzyczny zwrot w kierunku tradycyjnego popu, to przesłuchując trwający nieco ponad pół godziny „Short n’ Sweet” może się nieco zdziwić – Sabrina już w wywiadach poprzedzających premierę albumu zapowiadała, że na nadchodzącym krążku będzie chciała eksperymentować i odkryć zupełnie nowe gatunki poprzez kontynuowanie drogi, którą wyznaczyła jej poprzednia płyta, nazywając swoje najnowsze dokonanie „starszą, napaloną siostrą” wydanego w 2022 roku longplaya „Emails I Can’t Send”. Finalna tracklista została równo podzielona pomiędzy zdecydowanie szybsze piosenki i znacznie wolniejsze kompozycje sprytnie poprzeplatane ze sobą, by nie nużyć odbiorcy – większość utworów wykorzystuje motyw gitary akustycznej, który tworzy muzyczny krajobraz „Short n’ Sweet”, mocno przesiąknięty współczesną interpretacją country-popu: instrument ten najbardziej dominuje w  posępnej balladzie „Dumb And Poetic”, oraz w wyprodukowanych przez Jacka Antonoffa smutnych opowieściach o relacjach miłosnych, kryjącymi się pod tytułami „Slim Pickings” i „Sharpest Tool”, przywołując na myśl (poza specyficznym hołdem dla zmarłego przed ośmiu laty kanadyjskiego piosenkarza i poety Leonarda Cohena o charakterystycznej niskiej barwie głosu) akustyczne wersje gwiazdy country Kacey Musgraves, co może zaskoczyć fanów osłuchanych z singlowymi hitami. Antonoff uczestniczył przy tworzeniu czterech utworów, które przemycają nieco stylu z twórczości koleżanki po fachu (i w życiu prywatnym) Taylor Swift. Najciekawiej z tej grupy wypada jednak trzyminutowy „Coincidence” – dzięki chórkom jest „nieprzypadkowo” najbardziej melodyjnym i najżywszym utworem w tej spokojniejszej części albumu, który spokojnie można uznać za jego „highlight”.

Druga, bardziej żywiołowa połowa płyty stara się składać różnorakie hołdy: czy to muzyce R&B lat 90. (jak oldschoolowe „Good Graces”, którego nie powstydziłaby się na własnym longplayu Ariana Grande, czy „Bed Chem” o najbardziej prowokującym seksualnie tytule), klimatowi lat 80. dzięki retro syntezatorom z singlowego „Please Please Please”, czy w końcu X muzie, której ślady znajdziemy także w tekstach. To do niej artystka nawiązuje w cukierkowym „Juno”, który swój tytuł zapożyczył od bohaterki filmu z 2007 roku z główną rolą Ellen Page (dziś Elliotem Page po korekcie płci) w roli nastolatki zmagającej się z nieplanowaną ciążą – Sabrina zwraca się w refrenie utworu do partnera w dość bezpośrednich i odważnych słowach fantazjując o byciu w błogosławionym stanie z ukochanym. Niezależnie od stylu każdego z tracków, wszystkie kompozycje łączy wspólny mianownik – dojrzałe teksty o sugestywnej i rozpalającej wyobraźnię tematyce nierzadko z niecenzuralnymi słowami, skierowane do doroślejszego odbiorcy, który dawno zapomniał o disnejowskim rozdziale w karierze dorosłej Carpenter. Na sam koniec otrzymujemy dwie ballady w minimalistycznych oprawach: „Lie To Girls” i „Don’t Smile”, które stanowią spokojne i ocierające się niemalże o ambient zwieńczenie albumu – ten ostatni to typowa „break up song” jednak z niesztampowym podejściem, parafrazującym słynne powiedzenie autora książek dla dzieci Theodora Seussa: „Nie płacz, gdy coś się skończyło. Uśmiechnij się, bo się przytrafiło”. Wiele z publikacji amerykańskiego pisarza przeszło już do kanonu literatury tego gatunku – czyżby Sabrina w ostatnich słowach na „Short n’ Sweet” chciała nam dać znać, że jej szósty krążek jest właśnie takim pretendentem do zaszczytnego miejsca w muzycznym kanonie? Zapewne pojawią się głosy niezadowolenia, ale jak śpiewa sama Brina: „Please, please, please, don’t prove I’m right”. A uciszając sceptyków, robi to bardzo przekonująco.

WYDANIE CD

Album „Short n’ Sweet” został wyprodukowany przez jamajską firmę fonograficzną Island Records i jest dystrybuowany przez Universal Music – w Polsce dostępne są dwie wersje CD w standardowych plastikowych pudełkach typu „jewelcase”, różniące się jednak okładką: prócz głównej, granatowej grafiki (która do złudzenia przypomina zdjęcie modelki Tiffany Collier dla francuskiej gazetki modowej Cosmopolitan wykonane w 2015 roku przez Bruno Juminera) do wyboru mamy też alternatywny projekt, który bardziej nawiązuje do muzycznego stylu krążka. Do wydania został dołączony 20-stronicowy booklet, który jest chyba najpiękniej wydaną książeczką towarzyszącą cedetowi od lat, szczególnie w czasach gdy artyści wykazują bardziej minimalistyczne podejście do wzornictwa edycji fizycznych swoich dokonań – wkładka jest wypełniona kilkunastoma zdjęciami Sabriny w stylu współczesnej „pin-up girl” przywołującymi na myśl estetykę lat 60. ubiegłego wieku, a retro design wydawnictwa nawiązuje do projektu codziennych gazet, anonsów w czasopismach i reklam z magazynów z minionej epoki (to zapewne wpływ klimatu z teledysku do „Espresso”, który zainspirował także najnowszą trasę piosenkarki). Na samym końcu bookletu umieszczono informacje produkcyjne oraz notkę od artystki z podziękowaniami. Fakt istnienia wydania fizycznego na pewno docenią audiofile, gdyż płyta kompaktowa CD-Audio to standard bezstratnego cyfrowego zapisu dźwięku – dlatego też ten nośnik trwa w niezmienionej od czterdziestu lat formie do dziś, ciesząc uszy bardziej wymagających słuchaczy. Miłośnicy czarnych krążków powinni być także ukontentowani, gdyż album został wydany również w licznych wersjach winylowych, a ekskluzywna edycja z unikatowym wariantem okładki sprzedawana w oficjalnym sklepie internetowym Sabriny zawiera jeszcze jedną piosenkę „Needless To Say”, której nie znajdziemy na żadnej innej płycie CD.

Patrząc na to jak zawrotną karierę w ostatnim czasie robi Sabrina Carpenter, która dzięki filigranowej figurze zwinnie i z gracją wspina się po drabinie popkultury, można dojść do wniosku, że jest nie tylko wchodzącą gwiazdą światowego show-biznesu umiejętnie łączącej niszowe gatunki muzyki z odniesieniami do kultowych filmów w swojej twórczości, ale i osobowością kreującą zarówno muzyczne, jak i modowe trendy – ze zwykłej „a girl” w ekspresowym tempie awansowała na „it girl” wyznaczając co jest dziś modne i pożądane, czego najlepszym dowodem jest stylizowana w duchu retro garderoba piosenkarki podczas najnowszej trasy „Short n’ Sweet” z nieoczekiwanymi zmianami strojów na każdym z koncertów. To podczas nich możemy usłyszeć jeden z nieopublikowanych na CD utworów „Busy Woman”, który zgodnie z tytułem zasłużenie definiuje dwudziestopięcioletnią Carpenter jako zapracowaną młodą kobietę – artystka pomimo dnia wolnego od obowiązków pod koniec października wystąpiła gościnnie na jednym z przystanków „The Eras Tour” Taylor Swift, gdzie obie panie wykonały na żywo nieoczekiwany duet ku uciesze zgromadzonych fanów. Sporym zaskoczeniem dla miłośników talentu Sabriny jest także jej najnowsze wydawnictwo, które chociaż sygnowane było promocyjnymi retro-popowymi kawałkami, to w rzeczywistości jest mieszanką wybuchową różnych ulubionych stylów wokalistki z wyczuwalnymi i dominującymi nutami country oraz funku, ubranymi w estetyczne opakowanie, a każda z jego dwunastu piosenek jest wyjątkowa na swój sposób i skierowana do innego smakosza – w końcu ten album jest niczym ulubiona poranna kawa, która w niezwykle finezyjny sposób rozbudza u progu kolejnego dnia nasze zmysły, pozwalając niespiesznie delektować się jej subtelnym smakiem przy promieniach wstającego słońca. I chociaż każdy z nas ma inny gust i smak, to kofeiny z rana potrzebujemy wszyscy, a Sabrina jest więcej niż chętna, by ją nam zaserwować i to z flirciarskim uśmiechem na ustach. Czy potrzeba czegoś więcej po przebudzeniu w chłodny, jesienny poranek?

Recenzja powstała dzięki współpracy z Universal Music Polska – dystrybutorem muzyki na CD.