Piątka Filmosfery - najlepsze seriale 2024 roku
Katarzyna Piechuta | 3 dni temuŹródło: Filmosfera
Zbliża się koniec roku, a zarazem czas podsumowań. Jedni podsumowują przeczytane książki, inni odbyte podróże, a my – produkcje obejrzane na dużym i małym ekranie. Zaczynamy od seriali, bo choć kochamy filmy, to któż z nas nie przepadł z kretesem i nie zarwał nocy przy kolejnych odcinkach wciągającego serialu? ;) Przedstawiamy Piątkę Filmosfery – zestawienie najlepszych seriali 2024 roku (nowych seriali lub kolejnych sezonów starszych produkcji) okiem naszej Redakcji.

1. „Fallout” (2024)
Po „The Last of Us” (2023-), gdzie na premierę drugiego sezonu niecierpliwie czekamy, „Fallout” zalicza się do kolejnej udanej adaptacji gry, tym razem od Bethesdy. Świat przedstawiony w serialu również łączy próbę odzyskania skażonych terenów z pozostałościami po cywilizacji z lat 50. Fanów zadowoli dbałość o scenograficzne szczegóły pod względem wiernie oddanej atmosfery postapokaliptycznej wizji wygenerowanej w wysokiej rozdzielczości, na ekranach odbiorników ukazanej za pomocą kostiumów. Na doskonały efekt końcowy składa się imponująca obsada produkcji, także w rolach epizodycznych (jak chociażby Michael Rapaport w roli Rycerza Tytusa czy Kyle MacLachlan jako Nadzorca Hank MacLean). Prym wiedzie Walton Goggins, którego kreacja Coopera Howarda, a po przemianie – Ghula (należy docenić charakteryzację), swoją wielowymiarowością przypomina w pewnym stopniu Boyda Crowdera z „Justified” (2010-2015), równie uznanej ekranizacji powieści „Fire in The Hole” Elmore'a Leonarda. Amerykańska gwiazda zapewnia wysoką jakość gry aktorskiej. Niejednoznacznej postaci partneruje nieustępująca talentem Ellen Purnell jako Lucy MacLean oraz równie umiejętny Aaron Moten w roli Maximusa. Tych troje nieprzystających do siebie charakterów musi dojść do wniosku, że na przestrzeni Wastelandu tylko połączenie sił pozwoli na odbudowę społeczeństwa niż uprawianie znanego jeszcze za czasów kształtowania się Dzikiego Zachodu bezprawia. Twórczy duet Jonathana Nolana i Lisy Joy po zakończeniu zdjęć na planie „Westworld” (2016-2022) kontynuuje udaną współpracę, tym razem na stanowisku producentów wykonawczych. Nolan idealnie odzwierciedlił klimat pierwowzoru i zarazem pozostał w tematyce, jaką analizował równie wnikliwie jego brat, Christopher, przekładając na język filmu biografię „Amerykańskiego Prometeusza...” Kaia Birda i Martina J. Sherwina o  triumfie i tragedii „Oppenheimera” (2023). Choć autorami przekładu gry są Geneva Robertson-Dworet i Graham Wagner, to wyraźnie Nolan w autorski sposób skomentował kondycję ludzką (niezmienną bez względu na warunki) i z ponurą konkluzją, że bez wprowadzenia zmian na poziomie mentalnym, pozostaje jedynie samozagłada. Nadzieją na lepszą przyszłość pozostaje niewinna, naiwna i dobra Lucy, próbujący wybrać dobro Maximus i znający brutalne realia Ghul, których niejako metaforycznie prowadzi umysł Wilziga (Michael Emerson, tak dobrze znany ze wspólnego projektu z Nolanem tłumaczonego jako „Impersonalni”, oryg. „Person of interest” 2011-2016). Główne wątki fabularne uzupełniają losy Norma MacLeana (Moises Arias) i jego dochodzenie do prawdy o życiu w podziemiach. Całości dopełnia playlista utworów z dawnych lat stanowiąca komentarz do rozwoju akcji oraz muzyczna oprawa Ramina Djawadiego, który subtelnie podkreśla odpowiednimi fragmentami korelację z historią o futurystycznym parku rozrywki. Wbrew pozorom, realizatorom udało się uniknąć kalki z remake'u Michaela Crichtona (1973) i nie przekładać go na scenariusz, choć mogłoby się tak wydawać, to jednak metafora (nie tylko) amerykańskiej rzeczywistości. „Fallout” jednak sam w sobie ma wiele do powiedzenia i parafrazując jedno z miejsc akcji (Filly nawiązujące do skrótu Philly, czyli zwyczajowej nazwy Filadelfii, ang. Philadelphia), może być „filthy”, aczkolwiek tę lekcję człowieczeństwa w dobie katastrofy trzeba należycie odrobić. Katarzyna Szymańska

2. „Stamtąd” (2022-2024)
Połączenie elementów typowych dla horroru, thrillera i science fiction, surrealizmu z aspektami psychologicznymi, motywów izolacji z walką o przetrwanie w nieznanym świecie – to wszystko charakteryzuje serial „Stamtąd” (ang. „From”), którego trzeci sezon miał swoją premierę w 2024 roku, a czwarty zadebiutuje w 2026. Fabuła skupia się na tajemniczym miasteczku, w którym niespodziewanie uwięzieni zostają obcy sobie ludzie. Co noc muszą chronić się przed przerażającymi istotami, które wychodzą po zmroku, by na nich zapolować. Mieszkańcy próbują nie tylko przeżyć, ale także rozwikłać zagadkę, co tak naprawdę kontroluje to miejsce. W serialu widoczne są inspiracje innymi dziełami filmowymi, np. „Miasteczkiem Twin Peaks” Davida Lyncha czy „Osadą” M. Night Shyamalana. Najbliżej mu chyba jednak do serialu „Lost”, którego twórcą (podobnie jak w przypadku „Stamtąd”) jest Jack Bender. W obu tych produkcjach mamy podobny element niewiadomego, retrospekcje dotyczące poszczególnych bohaterów i mnożące się z odcinka na odcinek pytania. „Stamtąd” buduje napięcie wokół tajemniczych istot, nie mniej ciekawe są jednak relacje między mieszkańcami i sekrety, które skrywają. Twórcom udało się za pomocą dość prostych środków stworzyć mroczny, przerażający klimat. Od samego początku widz zdaje sobie sprawę, że część wątków prawdopodobnie nie zostanie wyjaśniona. Działają tu bowiem siły nadprzyrodzone i próżno szukać w całym serialu sensownych argumentacji, co jakiś czas jednak twórcy starają się sugerować logiczne rozwiązania niektórych zagadek, by zmusić widzów do uważnego oglądania i podążania za bohaterami. I te zabiegi okazują się niezwykle skuteczne. „Stamtąd” to interesująca produkcja dla fanów filmów grozy. Ciekawa także pod względem analizy ludzkich zachowań, ich dylematów moralnych i wyborów dokonywanych w obliczu walki o życie. Radosław Sztaba

3. „Problem trzech ciał” (2024)
David Benioff i D.B. Weiss, twórcy adaptacji sagi „Pieśni lodu i ognia” George'a R. R. Martina, są prawdopodobnie odpowiedzialni za zwłokę z wydaniem kolejnej części, jako że ich produkcja fabularnie wyprzedziła literacki pierwowzór, a pisarz zaangażował się w scenariusz „Rodu smoka” (2022-). Podczas gdy czytelnicy wciąż czekają na „Wichry zimy”, realizatorzy chcą zatrzeć niemiłe wrażenia po ostatnim sezonie „Gry o  Tron” i prezentują ekranizację cyklu „Wspomnienia o przeszłości Ziemi” Cixin Liu stworzoną dla Netflixa. Autorzy nie pozwalają jednak zapomnieć o swoim opus magnum i jako Thomasa Wade'a obsadzili Liama Cunnighama, pamiętnego Ser Davosa Seawortha, jak również Johna Bradleya (Sama Tarly'ego) w roli Jacka Rooneya. Za muzykę odpowiedzialny jest mistrz wybitnej kompozycji otwierającej hit HBO, Ramin Djawadi, jednak temat muzyczny koresponduje z tonacją znaną z intro do „Westworld” (2016-2022) i nie bez powodu słyszalne są nawiązania do ścieżki dźwiękowej skomponowanej przez Hansa Zimmera do „Incepcji” (2010). Stałych współpracowników wspiera Alexander Woo jako jeden z twórców, a do producentów wykonawczych zaliczają się takie gwiazdy jak Rosamund Pike, Brad Pitt i Rian Johnson. Cixin Liu był zaangażowany w powstanie pierwszego sezonu, jednak biorąc pod uwagę diametralne zmiany fabularne (włącznie z postaciami), należy osobno oceniać książki i serial. Proponowana interpretacja zyskuje na znaczeniu, ponieważ poszerza krąg odbiorców literata – zachęca, aby sięgnąć po pierwowzór. Mimo że przedstawiono świat młodych naukowców, wątek życia pozaziemskiego i zamiarów Obcych nie różni się zbytnio od wcześniejszych realizacji tego typu (vide: „Oni” 1998, „V: Goście” w wersji z 2009 roku, „Another life” 2019-2022). Wciąż Inny symbolizuje lęk przed nieznanym; tu zarazem jako emocja podkreślana jest jako atawizm konieczny bądź do życia, bądź do kontroli poczynań jednostki. Tytułowy problem dotyczy także losów Ziemi z punktu widzenia wpływu ludzkości na planetę. W otoczce rozważań nad ludzkim potencjałem otrzymujemy przegląd wydarzeń historycznych oraz odkryć naukowych, które prowadzą do konkluzji, że badania muszą zawierać przewidywania wszelkich konsekwencji. Akcja rozwija się od intelektualnej zagadki, przez decyzję wywołaną brakiem wiary w człowieczeństwo po nadzieję na lepsze jutro, jeśli tylko sami będziemy do tego dążyć. Katarzyna Szymańska

4. „The Bear” (2022-2024)
To już trzeci sezon święcącego triumfy „The Bear” w reżyserii Christophera Storera, opowiadającego o losach pracowników restauracji The Bear i przede wszystkim o jej szefie, Carmenie Berzatto (w tej roli Jeremy Allen White). Póki co nie zapowiada się, by akcja  serialu miała kiedykolwiek zwolnić. Podobnie jak w dwóch wcześniejszych sezonach, tak i tutaj emocje bohaterów, ich lęki, stres i nieustanne napięcie wprost wylewają się z ekranu. Pracujący w restauracji The Bear bohaterowie serialu żyją w potrzasku: ich praca to niekończące się źródło stresu, codzienna ciężka i wielogodzinna harówka, którą dodatkowo „umilają” nieustanne wrzaski oraz kłótnie z szefostwem i innymi pracownikami. Pytanie „czy warto?” nasuwa się samo. Jednak łączące bohaterów relacje, więzy krwi i wspólne doświadczenia sprawiają, że pchają ten wózek dalej, choć czasem zdaje się to być szaleństwem. Trzeci sezon „The Bear” nadal zachwyca tymi samymi aspektami co dwa wcześniejsze sezony – zdjęcia, dźwięk i montaż to czysta poezja. Dzięki krótkim ujęciom z kuchni możemy poczuć atmosferę wiecznego pośpiechu, jaka tam panuje. Ten sposób operowania kamerą idealnie obrazuje hasło zawieszone w kuchni restauracji The Bear, które ma przyświecać każdego dnia pracownikom: „Every second counts” (tłum. „Liczy się każda sekunda”). Te krótkie ujęcia zostały skontrastowane ze scenami, w których to emocje mają wkraczać na pierwszy plan. Długie ujęcia twarzy i zbliżenia (niekiedy naprawdę duże) pozwalają nam wejść w świat bohaterów, poznać ich perspektywę, a przede wszystkim razem z nimi przeżywać trudy, z jakimi przychodzi im się mierzyć. A pod tym względem bohaterowie „The Bear” nie mają lekko – często nie tylko w kuchni dostają w kość. Trzeci sezon daje nam również możliwość poznania nieco bliżej niektórych postaci i ich historii. Można przypuszczać, że podobny sposób budowania narracji twórcy zastosują także w kolejnym sezonie, gdyż ta przeplatanka wartkiej akcji i pogłębienia historii bohaterów w retrospekcjach do tej pory sprawdzała się znakomicie. Katarzyna Piechuta

5. „Reniferek” (2024)
Artyści często podkreślają, że trudniej jest rozbawić widza niż go wzruszyć. W antycznej Grecji komedia i tragedia miały odmienne formy niż kojarzone obecnie. Istotą starożytnego teatru było osiągnięcie katharsis – poczucia oczyszczenia z trosk, przeżycia dramatu osób na scenie, wyzwolenie z negatywnych emocji, jednym słowem: ulgi. Dziś stand up to z założenia satyra na rzeczywistość, krzywe zwierciadło ukazujące różne bolączki, prześmiewczość obnażająca obłudę społeczeństwa lub komentarz polityczny piętnujący naganne postawy. Zdarza się, że komik nie trafia ze swoim poczuciem humoru w gusta odbiorców. Jego dowcipy nie śmieszą, wprawiają w konsternację, sytuację ratuje jedna osoba na sali. Dobry showman stojąc na scenie wyczuwa energię zwrotną widowni i potrafi wejść w interakcję na poziomie intelektualnego żartu. Częściej jednak zdarza się chamska pyskówka lub organizatorski blamaż. Czasem zdarza się, że uczestnicy przeglądu przychodzą, aby rozluźnić się po ciężkim dniu, a otrzymują jeszcze cięższy bagaż emocjonalny w postaci historii o przemocy, która rodzi przemoc, a która to powoduje traumę. Tak mogli czuć się słuchacze monologu głównego bohatera w odcinku szóstym serialu opartego o sztukę sceniczną i ta scena powinna otwierać tę produkcję. Richard Gadd, który odgrywa tę rolę, jest zarówno autorem sztuki, jak i scenariusza. Historia została oparta na faktach. Ta informacja wywołała głównie wśród brytyjskich widzów emocje na tyle silne, że prowadzono internetowe śledztwa w sprawie odkrycia prawdziwej tożsamości Marthy (znakomita Jessica Gunning) oraz wywołała odzew. Medialne zainteresowanie stalkerką odwróciło uwagę od zasadniczego problemu. Rzadko w publicznej dyskusji mówi się o przemocy wobec mężczyzny, a jeśli zdarzy się materiał informacyjny, jest podawany – o ironio! – w prześmiewczy sposób. Tym bardziej w kontekście serialu powinno podnosić się ów temat i stąd istotność tej realizacji. Dlaczego podobne dociekania nie są prowadzone w stosunku do postaci Darriena O'Connora (Tom Goodman-Hill)? Gadd jako Donny również o swoje niepowodzenia obwinia dopiero Marthę, choć potrafi wskazać wzór postępowania. Ba, uświadamia sobie, że jako młody człowiek wykazał się naiwnością, a jego poszukiwania tożsamości mogły mieć wpływ na zachowanie, jednak niezaprzeczalnie podjął decyzję o odwiedzeniu w mieszkaniu podziwianego w swoim środowisku twórcy i przyjęciu od niego narkotyków. Brak asertywności w tej kwestii powinien zostać podkreślony. Nie ma tu miejsca na tzw. „victim blaiming”, natomiast nie można pozostawić bez komentarza fakt, że bohater nie szukał pomocy psychologicznej ani formalnej po zajściu u twórcy telewizyjnego show. Kwestia obwiniania samego siebie tylko pogłębiła stan psychiczny postaci, a utwierdzona narracja doprowadziła do powtórzonego schematu. Z kolei w przypadku Marthy, która wyczuła, że obiekt jej obsesji również został skrzywdzony, pojawiła się reaktywność i konieczność zmierzenia z poprzednią traumą. Donny okazał się osobą nadal zagubioną emocjonalnie, która choć pozornie chciała dociec, dlaczego prześladowczyni jest tak dziwaczna w swoim postępowaniu, to jednak miotał się szukając odpowiedzi. Ciągłe przyciąganie i odpychanie tak zdesperowanej kobiety nie stworzyło jej portretu psychologicznego, to postać drugoplanowa względem narratora. Znamy tylko jeden punkt widzenia, aczkolwiek dzięki naprawdę wybitnej ekspresji aktorki, możemy odczytać stany emocjonalne bohaterki. Do najbardziej przejmujących scen należy ostatnia, kiedy historia zatacza koło i były barman ma okazję poznać to uczucie, kiedy okazuje się komuś litość. Dopiero w połączeniu tego obrazu z głosem z offu z nagranej na pocztę głosową wiadomości poznajemy genezę tytułu. Świadomość, że każdy mógł doznać krzywdy, powinna budzić zrozumienie, a nie łaskę. Wydaje się, że w tym przedstawieniu wygrała tylko jedna strona. A może nie powinniśmy dociekać, czy wydarzyła się naprawdę, a co o nas mówi, z kim możemy się identyfikować lub co nam daje. Wydawać by się mogło, że w XXI wieku nie trzeba już podkreślać uważności względem drugiego człowieka, a jednak w dobie AI poznanie i słuchanie to klucz do zdrowych relacji międzyludzkich. Katarzyna Szymańska