Świąteczny prezentownik Filmosfery #1: Filmy
Arkadiusz Kajling | 2024-11-26Źródło: Filmosfera
Chociaż rok 2024 obfitował w wiele filmowych kontynuacji znanych franczyz, nie da się ukryć, że kinomaniacy z wypiekami na twarzy wyczekiwali sequeli ich ulubionych serii na srebrnym ekranie: już w lutym mieliśmy okazję ponownie odwiedzić Arrakis w filmie „Diuna: Część druga” w zapierającej dech w piersiach kolejnej odsłonie adaptacji postapokaliptycznej powieści Franka Herberta z Timothee Chalametem w roli głównej, latem PIXAR zaprosił nas na wycieczkę po umyśle nastoletniej Riley w najbardziej kasowej animacji w historii kinematografii „W głowie się nie mieści 2”, a zaledwie miesiąc później mogliśmy przekonać się, jak wypada najbardziej nieoczekiwany duet superbohaterów w marvelowskim „Deadpool & Wolverine”, łączącym znanych z komiksów herosów z dwóch różnych światów w jednej napakowanej akcją i specyficznym humorem superprodukcji. Czym obdarować zatem geeka, filmożercę blockbusterów, czy miłośnika familijnych propozycji, którzy kolekcjonują pudełkowe wydania swoich ulubionych filmów?
1. DIUNA: CZĘŚĆ DRUGA (PEŁNA RECENZJA | KUP BD)
Mimo iż premiera drugiej „Diuny” przypadła na początek tego roku, ekranizacja kultowej powieści Franka Herberta została z miejsca okrzyknięta jednym z najważniejszych filmów 2024 roku, kontynuując historię z pierwszej części dokładnie od momentu, w którym została przerwana kilka lat temu – dziś wiemy, że zapoczątkowana w 2021 roku seria sci-fi była zaledwie wprowadzeniem i przystawką, opierającą się na pobieżnym przedstawieniu bohaterów, nieśpiesznym rozwoju akcji i eksploracji świata przedstawionego, ucząc nas jedynie zasad w nim panującym. Wyczekiwany przez fanów sequel epickiego widowiska płynnie przechodzi do wartkiej fabuły i kulminacyjnych wydarzeń, mających wpływ na losy tego uniwersum. Z perspektywy czasu podział materiału źródłowego na dwie części wydaje się dziś słuszną decyzją – Villeneuve przystępując do pracy nad adaptacją wiedział, że nie może powtórzyć błędów swoich wielkich poprzedników: Davida Lyncha, który zanotował spektakularną porażkę ze swoją próbą przeniesienia historii na wielki ekran oraz Alejandra Jodorovsky’ego, którego wizja nie ujrzała ostatecznie światła dziennego. Ciężar związany z przełożeniem treści książki na język filmu zrozumiały i atrakcyjny dla współczesnej widowni przygniótł obu filmowców, jednak kanadyjski reżyser wyszedł z tego starcia obronną ręką nie tylko stopniowo rozwijając mityczny świat „Diuny”, ale i wprowadzając kilka uzasadnionych zmian względem papierowego pierwowzoru, które nie tylko zostaną zauważone, ale i docenione przez odbiorców. Dzięki mistrzowskim zdjęciom Greiga Frasera nowe dzieło twórcy „Blade Runnera 2049” to spektakularne widowisko, które karmi nas epickimi ujęciami futurystycznej planety, ocierając się o wizualne arcydzieło, które teraz możemy doświadczyć w zaciszu własnego domu. Chyba najlepszą możliwą recenzję wystawił sam Steven Spielberg nazywając obraz „jednym z najwspanialszych filmów sci-fi, jakie kiedykolwiek widział” – trudno o lepszą opinię i bardziej prestiżowe wyróżnienie, skoro jeden z najważniejszych reżyserów wszech czasów ciągle otrzepuje z siebie kurz i piasek pustynnego świata Diuny.
2. DEADPOOL & WOLVERINE (PEŁNA RECENZJA | KUP BD)
Od czasu, gdy ostatni raz widzieliśmy na wielkim ekranie Deadpoola i Wolverine’a w jeszcze osobnych filmach, kino superbohaterskie w ciągu kilku lat przeszło wiele zmian, którym nierzadko towarzyszyły niemałe skandale – ten spadek formy i przesyt debiutującymi w coraz mniejszym odstępie czasowym kolejnymi produkcjami z herosami zaowocowały stale pogarszającymi się wynikami światowego box office’u i zdawało się, że dalekie jest jeszcze odkupienie win twórców. Niedawna fuzja Disneya z Foxem, które od piętnastu lat posiada też prawa do uniwersum Marvela mogła jeszcze bardziej pogrążyć ten stan rzeczy, ale studio Myszki Miki postanowiło uczynić Deadpoola zbawcą świata MCU, jednocześnie powołując do życia Rosomaka, który siedem lat temu otrzymał godne pożegnanie – Ci, którzy wieszczyli ugrzecznienie postaci słynnego antybohatera i rozmiękczenie całego uniwersum mogą zjeść swój melonik, gdyż ten niecodzienny duet przychodzi na ratunek nie tylko MCU, ale całemu światowi superbohaterskiemu, przywracając temu gatunkowi właściwe miejsce na piedestale kinowej rozrywki. „Deadpool & Wolverine” jest tym wszystkim, co Ryan Reynolds obiecał fanom – to szalona podróż bez pasów bezpieczeństwa przez dwadzieścia cztery lata działalności 20th Century Fox, obfitująca w liczne niespodzianki i gościnne występy od których niejednemu geekowi szybciej zabije serce. Pierwszy film z kultowymi postaciami pod skrzydłami Marvel Studios zdaje się doskonale rozumieć, że esencją kolejnych części o przygodach pyskatego najemnika był humor i chaos w jednym, a także dystans do samego siebie – tę formułę filmowcy chętnie wykorzystują w najnowszym Deadpoolu nierzadko przekraczając wyznaczoną przez siebie w przeszłości barierę: jest krwawo, brutalnie, sarkastycznie i bezczelnie. Ten jeden wielki żart z Marvela i Disneya stał się kluczem do światowego sukcesu, którego wyczekiwali ich włodarze i crossoverem, którego potrzebowali widzowie – charyzmatyczni bohaterowie zdają się zapowiadać zupełnie nową jakość dla dojrzałych fanów, którzy z zadowoleniem przyjęli restrykcyjną kategorię „R”. Jedna jaskółka jednak wiosny nie czyni, ale daje wszystkim wiarę i nadzieję na przyszłość. Pamiętacie teledysk Celine Dion sprzed sześciu lat do piosenki „Ashes”, w którym Deadpool żartował sobie z kanadyjskiej piosenkarki, że mógł jednak zaprosić do współpracy grupę ‘N Sync? Żart ten właśnie zestarzał się niczym najlepsze wino, które jest właściwą przystawką do najnowszej marvelowskiej uczty dla wszystkich geeków i nerdów. Zatem na zdrowie i na szczęście!
3. TWISTERS (PEŁNA RECENZJA | KUP BD)
Tak jak każdy niezbadany i nieokiełznany ziemski żywioł, również debiut najnowszego filmu Lee Issaca Chunga na wielkich ekranach mógł przejść bez echa, lub nieźle namieszać w światowym box office’ie – filmowi synoptycy mieli swoje typy, ale ostatecznie to zawsze widzowie decydują, czy quasi-kontynuacja hitu sprzed dwudziestu ośmiu przyciągnie ich jeszcze raz do multipleksów. W przypadku „Twisters” kinomaniacy dali się całkowicie porwać najnowszej propozycji twórcy „Minari” – już w pierwszym tygodniu katastroficzne widowisko zaliczyło mocne otwarcie, tylko na tydzień ustępując nowości Marvela, by w następnych tygodniach udowodnić wszystkim, że ma dalej spore powodzenie wśród bywalców kin. Universal Pictures, które ma prawa do dystrybucji w USA podłapało modny w ostatnim czasie trend i na fali popularności blockbustera zaproponowało Amerykanom seans w domu już po dwudziestu pięciu dniach od premiery wielkoekranowej – taka decyzja nie powinna dziwić, gdyż „Twisters” okazało się jednym z letnich hitów, a publika i recenzenci zgodnie uznali obraz Lee Issaca Chunga za godnego następcę klasycznej produkcji o szalejących tornadach z Helen Hunt i Billem Paxtonem w rolach głównych. Prawie trzy dekady później obsadę prowadzą Daisy Edgar-Jones i Glen Powell, który powoli staje się najnowszą marką z Fabryki Snów przyciągającą publiczność przed kinowe ekrany, którego gwiazda staje się świecić coraz jaśniej. Jednak to nie ciała niebieskie w postaci aktorów na hollywoodzkim nieboskłonie skupiły uwagę widzów, ale niszczycielski żywioł, który jest jak najbardziej prawdziwym zagrożeniem – o tym jak wielkie stanowi niebezpieczeństwo mogliśmy się przekonać pod koniec września, gdy huragan Helene (uważany za najsilniejszy w historii) uderzył w USA powodując śmierć ponad dziewięćdziesięciu osób i pozbawiając prawie 2,4 miliona obywateli dostępu do energii elektrycznej od Florydy po Viginię. I mimo, że „Twisters” to typowe kino popcornowe, to realistyczne efekty specjalne skutecznie wciągają nas w wir historii, jednocześnie prawidłowo pogłębiając ludzką pokorę i strach przed siłami natury, których efekty obserwujemy codziennie we wiadomościach.
4. WONKA (PEŁNA RECENZJA | KUP BD)
„Wonka” to już trzeci film w uniwersum „Fabryki czekolady”, ale pierwszy, który w tak ciepły sposób przedstawia nam początki tego uwielbianego od dekad zarówno przez dzieci, jak i dorosłych ekscentrycznego właściciela manufaktury słodkości – ogromna zasługa tu nie tylko wizjonerskiego podejścia Paula Kinga, dla którego reżyseria familijnych widowisk nie jest obca, ale i młodzieńczego uroku głównej gwiazdy produkcji, czyli Timothee Chalameta, który debiutuje też jako wykonawca chwytliwych piosenek. Decyzja, by prequel wydarzeń prowadzących do tych właściwych znanych z ekranizacji książek Roalda Dahla przestawić w formie musicalu była strzałem w dziesiątkę – to właśnie rozbudowane, muzyczne sekwencje angażujące także drugoplanowych aktorów i całą obsadę są jedną z największych zalet „Wonki”, które są ucieleśnieniem fantazyjnych światów przedstawionych przez brytyjskiego pisarza w swojej twórczości, zaliczanej dziś do światowej klasyki literatury dziecięcej. Najnowsza propozycja twórcy „Paddingtona” to też hołd złożony wszystkim niepoprawnym marzycielom, bujającym zazwyczaj w obłokach i patrzącym na świat przez różowe okulary, szczególnie przy niesprzyjających okolicznościach i wrogim otoczeniu – Willy’ego poznajemy jako romantyka i idealistę, który z zasłyszanej w dzieciństwie matczynej wypowiedzi („Każda dobra rzecz na tym świecie zaczęła się od marzenia”) uczynił życiowe motto, dzieląc się z innymi tym, co potrafi w życiu robić najlepiej: czekoladą. I choć młody fantasta jest jedynie postacią istniejącą wyłącznie na srebrnym ekranie, to pozytywny wpływ tego słodkiego wyrobu na ludzkie ciało został już udowodniony naukowo: zawiera on aż 600 substancji aktywnie działających na organizm, stymulując go do wydzielania endorfin i tym samym poprawiając nasz nastrój. Amerykańska pisarka Jill Shalvis proponuje nawet, by „odżywiać się czekoladą, kiedy zaczynają się kłopoty” – nie rozwiąże to oczywiście naszych problemów, ale naładowani hormonami szczęścia spojrzymy na nie z nową energią i być może w końcu zrozumiemy punkt widzenia głównego bohatera i dostrzeżemy powody, dla których postanowił właśnie na czekoladzie zbudować całe swoje imperium.
5. ISTOTY FANTASTYCZNE (PEŁNA RECENZJA | KUP DVD)
Najnowszy obraz Johna Krasinskiego, kojarzonego dotąd głównie z serią thrillerów „Ciche miejsce” przenosi dorosłych dziś kinomaniaków w świat ich młodzieńczych wspomnień, spośród których głośno wybrzmiewa motyw odnajdywania w sobie wewnętrznego dziecka – idei, która niegdyś przyświecała samemu Waltowi Disneyowi przy tworzeniu własnej familijnej rozrywki dla całej rodziny. Opisywana przez twórców jako aktorska wersja animacji Pixara produkcja to emocjonalna podróż do czasów dzieciństwa zainspirowana wczesnymi doświadczeniami reżysera, w której każdy z nas – mały i duży – będzie mógł znaleźć własne odbicie. „Istoty fantastyczne” to film, który angażuje widza od pierwszych chwil seansu dzięki przekonującym rolom aktorskim: Ryan Reynolds doskonale sprawdza się nie tylko w komediach Marvela z kategorią wiekową „R”, ale i umie świetnie odnaleźć się w zdecydowanie lżejszym kinie familijnym wraz z towarzyszącą mu nastoletnią Cailey Fleming, tworząc zgrany i wiarygodny duet, który z miejsca polubimy. Bajkowej atmosfery dodaje oryginalna ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Michaela Giacchino, który potrafi wskrzesić disnejowską magię w swoich ilustracjach muzycznych, również tych nieprodukowanych przez Pixara, nadając im charakterystycznej dla siebie nostalgicznej aury. Krasinki stworzył obraz ciepły i pełen emocji skierowany do każdego, jednak największą zabawę wyniosą z filmu oczywiście najmłodsi, których z pewnością zachwycą projekty wyimaginowanych postaci – to w końcu świat dziecięcych marzeń który bawi, wzrusza i inspiruje, sprawiając, że po seansie czujemy się po prostu lepiej. Ale przede wszystkim to świat, w którym wszystko jest możliwe – nawet to, co w głowie się nie mieści.
6. W GŁOWIE SIĘ NIE MIEŚCI 2 (PEŁNA RECENZJA | KUP DVD)
„W głowie się nie mieści 2” mogło ponieść spektakularną finansową porażkę w kinach podobnie jak jego animowani poprzednicy, ale tak się nie stało – w istocie film nie tylko siebie spłacił, ale dziś jest najlepiej zarabiającą bajką w historii Pixara i Disneya, potwierdzając fakt, że widzowie kochają filmowe powroty do uwielbianych światów, również tych które mieli okazję odwiedzić prawie dekadę temu. W 2015 roku obraz Pete’a Doctera jawił się jako kwintesencja tego, co Pixar może zaserwować zarówno najmłodszym, jak i dorosłym widzom z zapadającymi w pamięć bohaterami, wciągającą fabułą, wzruszającą muzyką i przesłaniem, które łapie nas za serce i zasłużenie stał się ogólnoświatowym przebojem, którym zachwycili się nie tylko kinomaniacy, ale i psychologowie. I chociaż przy sequelu nastąpiła zmiana na reżyserskim krześle, decyzja ta na szczęście nie wpłynęła na jakość kontynuacji – „Inside Out 2” brzmi i wygląda równie dobrze, co jego poprzednik, nie tylko bawiąc nas świeżym humorem i designem postaci, ale i rozbudowując dotychczasowe „uniwersum” o nowych bohaterów i kolejne lokacje w świadomości nastoletniej Riley. To jednocześnie dobra okazja, by otrzeć się o trudny i wielopoziomowy temat dojrzewania, gdy różne emocje dochodzą do głosu – Kelsey Mann czerpiąc z własnych doświadczeń uświadamia najmłodszym za pomocą antropomorfizowanych emocji mechanizmy działania poszczególnych uczuć oraz kształtowania się przekonań i tożsamości po to, by od początku potrafili je prawidłowo rozpoznawać i nazywać. „W głowie się nie mieści 2” to zatem równocześnie zabawa i nauka w jednym, która ma szansę zaprocentować w przyszłości i lekcja, do której pewnie jeszcze nie raz wrócimy myślami, gdy tylko znów damy się ponieść emocjom.