Tele-Hity Filmosfery
Marta Suchocka | 2014-08-14Źródło: Filmosfera
Piątek (15.08), TVP 1, 13:55
Opowieści z Narnii: Lew, Czarownica i Stara szafa (2005)
Produkcja: USA
Reżyseria: Andrew Adamson
Obsada: Georgie Henley, Skandar Keynes, William Moseley, Anna Popplewell, Tilda Swinton
Opis: Kiedy niemieckie bombowce atakują Londyn, czwórka rodzeństwa Pevensie zostaje wyekspediowana na wieś do posiadłości tajemniczego profesora Kirke. Spodziewają się, że odtąd prowadzić będą raczej nudną egzystencję, z dala od wojennych atrakcji. Ale wkrótce, podczas banalnej zabawy w chowanego, jedno z nich otwiera przypadkiem drzwi do innego świata, rozpoczynając ich życiową przygodę. Ten nowy świat - Narnia, to kraina skuta lodem za przyczyną odwiecznej klątwy rzuconej przez Białą Wiedźmę, władczynię tej krainy. Sprawy pogarszają się jeszcze bardziej, gdy drugie z dzieci, Edmund, wdaje się w konszachty z czarownicą. Pozostała trójka przy pomocy pary bobrów oraz innych mówiących zwierząt stara się dotrzeć do miejsca, gdzie jak chodzą słuchy, przebywa prawowity pan Narnii - lew Aslan, syn Władcy-Zza-Morza, aby uprosić u niego litość dla Edmunda i wyzwolenie Narnii spod czarów Białej Wiedźmy.
Rekomendacja Filmosfery: „Opowieści z Narnii: Lew, Czarownica i Stara Szafa” to przede wszystkim bardzo dobra ekranizacja pierwszej części sagi C. S. Lewisa. Nie dość, że dobra to jeszcze wierna – twórcy nie tylko trzymają się wiernie opowiadanej historii, ale czerpią również pełnymi garściami z książkowych dialogów. I tak obraz Adamsona to magiczna, wręcz bajkowa opowieść o walce dobra ze złem, wyzwoleniu się spod władzy tyrana i dojrzewaniu. Jednak przy ekranizacji książki fantasy z takim budżetem, historie te stają się jedynie tłem dla pięknych obrazów pojawiających się na ekranie. Krajobrazy i fantastyczne postaci – fauny, gadające bobry i inne cudactwa. Wizualnie „Lew, Czarnownica i Stara Szafa” stoi na naprawdę wysokim poziomie. I choć aktorsko jest zaledwie poprawnie, poza Tildą Swinton, której Biała Czarownica jest po prostu genialna, to film jest zdecydowanie godny polecenia, szczególnie na rodzinny seans w świąteczne popołudnie.
Piątek (15.08.), AleKino+, 16:35
Scoop – Gorący temat (2006)
Produkcja: Wielka Brytania, USA
Reżyseria: Woody Allen
Obsada: Hugh Jackman, Scarlett Johansson, Woody Allen, Ian McShane, Kevin McNally
Opis: Amerykańska studentka dziennikarstwa (Scarlett Johansson) staje przed życiową szansą - w niezwykłych okolicznościach dowiaduje się, kto odpowiedzialny jest za morderstwa popełniane w Londynie. Morderstwa, tajemnice, miłość i magia - to wszystko przed czym staje Sondra.
Rekomendacja Filmosfery (Sylwia Nowak): „Scoop – Gorący temat” łączy w sobie echa twórczości Allena („Morderstwo na Manhatannie”) z londyńskim klimatem („Randall i duch Hopkirka”, legenda Kuby Rozpruwacza, twórczość Arthura Conan Doyla czy Agathy Christie). Z tego zestawienia reżyser uzyskuje całkiem przyzwoitą komedię. Przede wszystkim lekką, przyjemną i zabawną. Może nie jest to poziom, jaki Allen prezentował wiele lat temu kręcąc „Annie Hall” czy „Manhattan”, ale „Scoop…” jest filmem na pewno udanym. Historia poprowadzona została lekko, z przymrużeniem oka. Niby zbrodnia czai się za rogiem, niby postać śmierci przepływa przez ekran na swoim statku, ale i tak bawimy się przednie. Zagadka kryminalna jest tu tylko błyskotliwym dodatkiem. Na plan pierwszy wysuwa się humor. Iście allenowski. Głównie mamy tutaj do czynienia z humorem słownym. Zasługa w tym właśnie nowojorczyka, który nie tylko zajął się reżyserią i scenariuszem, ale też zagrał jedną z głównych ról. Gdy Sid stwierdza, iż „urodził się, jako Żyd, ale teraz wyznaje już tylko narcyzm”, wyczuwamy instynktownie, że cięte i inteligentne poczucie humoru reżysera ma się wyśmienicie. Sama postać Splendiniego to w 100% sam Woody Allen. Splendini – magik w filmie. Allen – magik kina. Hochsztapler z jednej, mistrz magii z drugiej strony. Sztuczka polega na tym, aby połączyć te dwie umiejętności. Gdy to się udaje, zyskuje się nieśmiertelność w formie wiecznego uwielbienia widowni.
Sobota (16.08.), TV Puls, 20:00
Angielska robota (2008)
Produkcja: Wielka Brytania
Reżyseria: Roger Donaldson
Obsada: Jason Statham, Saffron Burrows, Stephen Campbell Moore, Daniel Mays, David Suchet
Opis: Opowieść o legendarnym już napadzie na bank na londyńskiej Baker Street w 1971 roku. Legendarnym, bo aż do dziś ani nikogo w tej sprawie nie aresztowano, ani nie odzyskano nawet pensa ze skradzionych przez rabusiów pieniędzy. Dodatkowo, przez niemal 35 lat, brytyjski rząd zakazał jakichkolwiek informacji na ten temat.
Rekomendacja Filmosfery: „Angielska robota” to historia napadu stulecia, która została podana w bardzo przyjemny sposób. Świetnie napisany scenariusz i dobrze budowane napięcie sprawiają, że obraz Rogera Donaldsona ogląda się z zapartym tchem. Wszystkiemu dodaje smaczku fakt, że przedstawiony rabunek naprawdę miał miejsce i „Angielska robota” – jak twierdzą twórcy, jest jego w miarę oryginalną, wiarygodną rekonstrukcją owych wydarzeń. Najważniejszy jest jednak fakt, że obraz Donaldsona to mieszanka gangsterskiego thrillera (momentami pełnego brutalnych scen), intrygi rodem ze szpiegowskich produkcji, z domieszką licznych zwrotów akcji, a wszystko to zostało okraszone brytyjskim humorem. Idealna propozycja na lato.
Niedziela (17.08.), TVN, 20:00
Vinci (2004)
Produkcja: Polska
Reżyseria: Juliusz Machulski
Obsada: Robert Więckiewicz, Borys Szyc, Mieczysław Gąbka, Marcin Dorociński, Kamilla Baar
Opis: Po nieudanym skoku Cuma odpoczywa w więzieniu. Nagle wychodzi na przepustkę, choć o to nie prosił. Ma dwa miesiące na poratowanie zdrowia – dość, by dokonać skoku stulecia. Potrzebny jest plan, wspólnik i kasa. Na ten ostatni raz. Kiedyś na Juliana wołali Szerszeń: nie było lepszego kumpla w złodziejskim fachu. Teraz chłopak ustatkował się, znalazł uczciwą pracę. Jednak od przeszłości uciec nie można, zwłaszcza jeśli chodzi o dług wobec najlepszego przyjaciela. To sprawa honoru, pójdzie więc na robotę, ale ostatni raz... Hagen przedstawia się jako wybitny malarz, ale nigdzie publicznie nie wystawia swoich prac. Tylko wtajemniczeni umieją docenić jego kunszt: nie ma lepszego eksperta, który potrafi odróżnić oryginał od falsyfikatu. Ba, przy takiej praktyce... Żyje jak mnich, ale może da się skusić... ostatni raz? Magda kończy studia konserwatorskie. A właściwie już by skończyła, gdyby nie jej skłonność do poprawiania starych mistrzów. Z hukiem wyleciała z ostatniego egzaminu. Taki talent i już zmarnowany?! Ależ skąd! Propozycja jest tyleż niespodziewana co fascynująca. Czy można było wymarzyć sobie lepszą jak na pierwszy raz?
Rekomendacja Filmosfery (Kasia Piechuta): Polskie produkcje komediowe ostatnich lat zwykle rozczarowują – nie mają widzowi do zaoferowania niczego nowego: przewidywalna fabuła, w kółko ci sami aktorzy i, przede wszystkim, marnej jakości scenariusz, na podstawie którego prawdopodobnie zwyczajnie nie da się zrobić dobrego filmu. W tym morzu marnych komedii polskich pojawił się film Juliusza Machulskiego „Vinci”, który w niczym nie przypomina innych rodzimych komedii. Na ich tle wyróżnia się ciekawym scenariuszem z wciągającą intrygą i dobrym aktorstwem. Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na Kamillę Baar – aktorkę przede wszystkim teatralną, którą rzadko mamy okazję oglądać na srebrnym ekranie. „Vinci” to kolejna w dorobku Juliusza Machulskiego udana, okraszona humorem komedia sensacyjna.
Środa (20.08.), TVN7, 20:00
Dziecko Rosemary (1968)
Produkcja: USA
Reżyseria: Roman Polański
Obsada: Mia Farrow, John Cassavetes, Ruth Gordon, Sidney Blackmer, Maurice Evans
Opis: Akcja filmu dzieje się we współczesnym Nowym Jorku. Młodzi, kochający się małżonkowie oczekują narodzin swego pierwszego dziecka. Przyszła mama - Rosemary, jak większość ciężarnych kobiet, znajduje się na emocjonalnej huśtawce. Jej mąż - ambitny, ale niedoceniany aktor, pragnie odmienić swój los. Tajemniczym zrządzeniem losu ich sąsiadami okazują się członkowie mrocznej sekty czcicieli szatana. Mężczyzna postanawia zawrzeć pakt z diabłem, a jego przerażona żona pogrąża się w coraz większej izolacji. Nikomu nie ufa i jest jak zaszczute zwierzę.
Rekomendacja Filmosfery: „Dziecko Rosemary” to już film-legenda. Po pierwsze obraz otworzył Polańskiemu drzwi na salony Hollywood. Po drugie „Dziecko Rosemary” zapoczątkowało nowy nurt w kinie grozy – horror okultystyczny, to po nim powstały takie produkcje jak „Omen” czy „Egzorcysta”. Po trzecie i najważniejsze, to świetny film grozy, z klaustrofobiczną atmosferą zamkniętego, nowojorskiego apartamentu i pętlą coraz mocniej zacieśniającą się na szyi tytułowej bohaterki. W sielankową atmosferę idealnego związku wkrada się lęk, strach przed nowym i nieznanym. Co istotne, widz może początkowo mieć wrażenie, że to paranoje ciężarnej kobiety, prawda okazuje się być jednak o wiele bardziej tragiczna i mroczna. Zdaję sobie sprawę, że wiele z tych zasług wynika z faktu, że „Dziecko Rosemary” to adaptacja książki Iry Levina o tym samym tytule, książki (moim skromnym zdaniem) zdecydowanie lepszej niż obraz Polańskiego. A mimo to, tak zgrabne przeniesienie słowa pisanego na język filmu, było nie lada wyzwaniem, które w tym przypadku znakomicie się powiodło. I zapomniałabym o genialnym temacie Krzysztofa Komedy… Kołysanka to majstersztyk, który zdecydowanie wzbogaca film Polańskiego. Gorąco polecam.