Tele-Hity Filmosfery
Katarzyna Piechuta | 2013-12-15Źródło: Filmosfera
Niedziela (15.12), TVP 1, 21:25
Pretty Woman (1990)
Produkcja: USA
Reżyseria: Garry Marshall
Obsada: Richard Gere, Julia Roberts, Ralph Bellamy, Jason Alexander
Opis: Bogaty przedsiębiorca Edward przebywający w Los Angeles w sprawach służbowych, proponuje poznanej na ulicy prostytutce Vivianne, aby w zamian za 3000 dolarów przez tydzień dotrzymywała mu towarzystwa. Kobieta zamieszkuje z nim w ekskluzywnym hotelu. Uczy się, jak być elegancką damą. Z biegiem czasu Vivianne odkrywa, że między nią i Edwardem rodzi się uczucie.
Rekomendacja Filmosfery: Razem z takimi filmami jak „Cztery wesela i pogrzeb”, „Dziennik Bridget Jones” czy „To właśnie miłość”, „Pretty Woman” znajduje się wśród klasyków komedii romantycznych. Duża część damskiej publiczności zapewne widziała film Garry’ego Marshalla już kilkakrotnie, niemniej jest to obraz tak przyjemny w odbiorze i poprawiający nastrój, że oglądany po raz kolejny nie nudzi i nie denerwuje. Fabuła trochę przypomina historię Kopciuszka, a trochę uwspółcześnioną wersję „Pigmaliona” George’a Bernarda Shawa. Może dlatego „Pretty Woman” to obraz ponadczasowy, gdyż oparty jest na znanym w literaturze motywie biednej dziewczyny, która trafia w wyższe sfery, gdzie zaznaje zupełnie innego życia niż to, które prowadziła do tej pory. Duet Julia Roberts – Richard Gere to jeden z najlepszych duetów spośród wszystkich komedii romantycznych. Para grała razem również w filmie „Uciekająca panna młoda”, ale film nie powtórzył sukcesu „Pretty Woman” – nic dziwnego, trudno bowiem dorównać obrazowi, który wpisał się w kanon komedii romantycznych. Warto zwrócić uwagę na rewelacyjną ścieżkę dźwiękową – w filmie mamy okazję usłyszeć m.in. takie utwory jak „Oh, Pretty Woman” Roy’a Orbisona czy „It must have been love” Roxette.
Poniedziałek (16.12), TVP Kultura, 20:20
Tatarak (2009)
Produkcja: Polska
Reżyseria: Andrzej Wajda, Marcin Starzecki
Obsada: Krystyna Janda, Paweł Szajda, Jan Englert, Jadwiga Jankowska-Cieślak, Julia Pietrucha
Opis: Doświadczona życiem, schorowana kobieta boryka się z samotnością u boku wiecznie zapracowanego męża lekarza. Spotkanie z młodym mężczyzną sprawia, że bohaterka przeżyje drugą młodość i znowu poczuje się kobietą.
Rekomendacja Filmosfery (Marta Suchocka): Skromnie odziana Krystyna Janda, pusty pokój i wyznania tak osobiste, że czasem aż wstyd, że człowiek ich słucha. W słowach Jandy kryje się ból, tęsknota, przywiązanie i miłość. I to właśnie ten obraz stanowi trzon „Tataraku”, a ekranizacja prozy Iwaszkiewicza dzieje się gdzieś obok, stanowi jedynie jeden z elementów historii, przenika opowieść Jandy, tak jak sztuka przenika życie. Oddziaływanie jest tym silniejsze, że i w „Tataraku” Iwaszkiewicza śmierć jest wszechobecna i dotyczy wszystkich. „Tatarak” to film prosty. Nie, właściwie obraz Wajdy to nie film, to przeżycie o tak silnym ładunku emocjonalnym, że czasem ból dopada i widza. Całkowicie rozebrana z wszelkich powierzchownych, odwracających uwagę od właściwego tematu, opowieść o życiu, przywiązaniu i śmierci. Dlatego właśnie „Tataraku” się nie ogląda, „Tatarak” się przeżywa.
Wtorek (17.12), Polsat, 20:10
Siła i honor (2000)
Produkcja: USA
Reżyseria: George Tillman Jr.
Obsada: Robert De Niro, Cuba Gooding Jr., Charlize Theron, Aunjanue Ellis, Hal Holbrook
Opis: Carl Brashear pochodzi z rodziny, która od pokoleń mieszka na amerykańskiej prowincji i z trudem wiąże koniec z końcem. Przychodzi czas, gdy bierze sobie do serca maksymę, którą od lat wpajał mu ojciec "Nigdy nie rezygnuj, bądź doskonały" i w nadziei na lepsze życie wstępuje do amerykańskiej marynarki wojennej. Chce zostać nurkiem specjalizującym się w najniebezpieczniejszych zadaniach, natrafia jednak na opór ze strony oficera szkoleniowego, charyzmatycznego Billy'ego Sundaya, który robi wszystko, by go zniechęcić. Carl postanawia nie poddać się i nic nie jest w stanie go powstrzymać. Ani biurokracja, ani morderczy trening, ani wypadek, któremu ulega, ani nawet sam Billy Sunday…
Rekomendacja Filmosfery: Choć „Siła i honor” to film spod znaku amerykańskich komercyjnych produkcji, pełnych podniosłych przemówień i moralizatorstwa, to jednak ma w sobie coś, co sprawia, że dobrze się go ogląda. Nawet jeżeli pewne wydarzenia są w nim łatwe do przewidzenia, obraz nie nudzi – być może dlatego, że historia Carla Brasheara jest niezwykle ciekawa. Przesłanie filmu, mówiące o tym, że nie należy się poddawać i trzeba zawsze dążyć do celu, samo w sobie nie jest może oryginalne, jednak w kontekście fabuły „Siły i honoru” przestaje być miałkim hasłem – Carl Brashear bowiem naprawdę wzbudza podziw swoją wytrwałością i determinacją. Cuba Gooding Jr. nie zachwyca grą aktorską – można powiedzieć, że zagrał poprawnie, ale w sumie nic ponadto. Lepiej wypadł Robert De Niro w roli złego charakteru – wykreowana przez niego postać Billy’ego Sunday’a raczej nie daje się lubić, a to świadczy jedynie o tym, że De Niro dobrze się spisał. Jeżeli tylko jesteście odporni na dużą dawkę patosu w amerykańskim wydaniu, to warto obejrzeć „Siłę i honor” – choćby ze względu na niezwykle ciekawą biografię człowieka, który nigdy się nie poddawał.
Środa (18.12), TVN 7, 23:40
Jestem na tak (2008)
Produkcja: USA
Reżyseria: Peyton Reed
Obsada: Jim Carrey, Zooey Deschanel, Danny Masterson, Terence Stamp, Bradley Cooper
Opis: W filmie „Yes Man” w roli głównej występuje Jim Carrey jako Carl Allen, człowiek, który angażuje się w samopomocowy program opierający się na jednej prostej zasadzie: mówić „tak” wszystkim... i na wszystko. Początkowo uwolnienie potęgi słowa „tak” przekształca życie Carla w zdumiewający i nieoczekiwany sposób, ale wkrótce mężczyzna odkrywa, że otwarcie własnego życia na nieskończoną liczbę możliwości ma też swoje minusy.
Rekomendacja Filmosfery: „Jestem na tak” to sympatyczna komedia z Jimem Carrey’em w roli głównej, co samo w sobie może stanowić zachętę do zapoznania się z obrazem. Jak zwykle aktor daje popis swoich komediowych umiejętności i wychodzi mu to doskonale. Na ekranie towarzyszy mu urocza Zooey Deschanel – aktorka o dużym uroku osobistym, sprawiająca wrażenie nieco oderwanej od rzeczywistości, przez co przyciąga uwagę. „Jestem na tak” to film łatwy, lekki i przyjemny, który pozwala na chwilę oderwać się od szarej rzeczywistości. Zdecydowanie odpowiedni wybór na relaksujący wieczór.
Czwartek (19.12), TVP Kultura, 21:10
Wojna polsko-ruska (2008)
Produkcja: Polska
Reżyseria: Xawery Żuławski, Ludwik Plater
Obsada: Borys Szyc, Roma Gąsiorowska, Maria Strzelecka, Dorota Masłowska, Sonia Bohosiewicz
Opis: Ekranizacja książki Doroty Masłowskiej "Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną". Silnemu (Borys Szyc) nie układa się z Magdą (Roma Gąsiorowska), bo miłość to ciągła walka. Pełen złości Silny niczym bolid przejedzie z zawrotną prędkością przez kilka dni swojego życia w poszukiwaniu recepty na szczęście. Na jego wyboistej drodze staną niezwykłe kobiety: Angela (Maria Strzelecka) – pełna odjechanych marzeń wrażliwa dziewica, Nata (Sonia Bohosiewicz) – stara przyjaciółka, miłośniczka wąchania zupek w proszku, Ola (Anna Prus) z pozoru nieśmiała, bezwzględna uwodzicielka, której imponuje prostoduszność Silnego oraz… Dorota (Dorota Masłowska) – nastolatka, w której głowie dzieje się cały ten film.
Gdy rozum śpi, budzą się… hormony!
Rekomendacja Filmosfery (Mateusz Michałek): Polskie kino wielokrotnie trąci szarością, depresją, poczuciem rozczarowania otaczającym nas światem czy tanią rozrywką, okraszoną kloacznymi żartami oraz całą gamą wulgaryzmów. „Wojna polsko-ruska” Xawerego Żuławskiego to próba zerwania z polskimi schematami, konwencjami i zarazem najbardziej „amerykański” polski film. Niemal każdy element obrazu Żuławskiego wyróżnia się „odjechanym” sposobem realizacji, skomplikowaną kolorystyką czy nieco tarantinowskim klimatem i rozwiązaniami fabularnymi. Na uwagę zasługuje również genialna kreacja Borysa Szyca w roli blokersa z problemami egzystencjalnymi. „Wojna polsko-ruska” to dzieło mocno kontrowersyjne, dla wielu legendarne, dla innych po prostu produkt czasów popkultury. Jednego Żuławskiemu nie można odmówić: „Wojna…”, pomimo wszystkich mankamentów, wyróżnia się na tle polskiej kinematografii, ma po prostu to „coś”.