Słodki orzech do zgryzienia [recenzja OST]
Arkadiusz Kajling | 15 godzin temuŹródło: Filmosfera
Jesień 2023 roku to czas, który zdecydowanie należał do Jamesa Newtona Howarda – nie dość, że amerykański kompozytor odpowiadał za klimatyczną ilustrację muzyczną do piątego filmu z uniwersum „Igrzysk śmierci”, długo wyczekiwanego przez fanów prequela „Ballada ptaków i węży”, ale i podłożył score do dwóch produkcji z katalogu Netflixa: komedii kryminalnej z Emily Blunt i Chrisem Evansem „Recepty na przekręt” oraz historycznego serialu „Światło, którego nie widać” rozgrywającego się w okresie II wojny światowej i opartego na głośnej książce Anthony’ego Doerra. Ostatnio rok, w którym Howard był podobnie zaangażowany w pracę nad trzema projektami to 2018, gdy obok szpiegowskiego thrillera z Jennifer Lawrence „Czerwonej jaskółki”, siedemdziesięcioczteroletni dziś twórca skomponował także dwie propozycje osadzone w tak uwielbianych przez jego miłośników fantastycznych światach, do których kompozytor zdaje się powracać od czasu do czasu: pierwszym z nich był należący do franczyzy J.K. Rowling „The Wizarding World” sequel „Fantastyczne zwierzęta: Tajemnice Dumbledore’a”, natomiast koniec roku przyniósł kolejną współpracę z wytwórnią Disneya za sprawą „Dziadka do orzechów i Czterech Królestw”, czyli dosyć luźną adaptację baśniowej powiastki Hoffmanna, która z kolei posłużyła za libretto do ikonicznego już baletu Piotra Czajkowskiego. Disnejowską ekranizację trudno uznać jednak za kultową – to w końcu trzecia klapa z wytwórni Myszki Miki w 2018 roku (po „Pułapce czasu” i „Han Solo: Gwiezdne wojny – historie”), która po dość niezrozumiałej decyzji o premierze w kinach zaledwie dwa dni po święcie Halloween nie zdołała nawet dotrwać do Świąt Bożego Narodzenia. Chwilowy przestój w karierze JNH to wręcz idealny okres, by odkryć ten zapomniany świąteczny soundtrack, który zupełnie niesłusznie okrył się kurzem niczym zeszłoroczne ozdoby choinkowe – czy retrospektywny odsłuch w oderwaniu od filmu pozwoli ożywić ducha świąt?
Klasyczna nowela „Dziadek do orzechów” E.T.A. Hoffmanna to jedna z najbardziej popularnych świątecznych historii, do której kolejne pokolenia zarówno młodszych, jak i starszych czytelników wracają każdego grudnia, by zanurzyć się w tym bajkowym świecie i wskrzesić zimową magię w tym najbardziej wyjątkowym okresie w roku – utrzymane w baśniowej konwencji opowiadanie wydane po raz pierwszy w 1816 roku opowiada o nieprawdopodobnych przygodach małej Klary w krainie zabawek w wigilię Bożego Narodzenia, a jego francuskojęzyczny przekład autorstwa Alexandre’a Dumasa posłużył za inspirację dla Piotra Czajkowskiego do skomponowania jednego z jego najsłynniejszych baletów. Przystępując do ekranizacji kultowej historii, wytwórnia Myszki Miki postanowiła zgodnie ze swoją tradycją nie trzymać się sztywno książkowego pierwowzoru, wprowadzając zupełnie nowych bohaterów i wzbogacając fabułę o oryginalne elementy – w swojej interpretacji wizualnie nawiązującej do świata „Opowieści z Narnii” reżyser Lasse Halstrom przestawia nam nastoletnią bohaterkę, która w poszukiwaniu niezwykłego klucza mającego otworzyć pudełko z wyjątkowym podarkiem od zmarłej niedawno matki, trafia do krainy Czterech Królestw, gdzie będzie musiała stawić czoło mrocznej armii Marki Cyrkonii zagrażającej pozostałym księstwom. Fani disnejowskiej animacji z pewnością szybko wyłapali nie lada ciekawostkę, która łączy film live-action z trzecim pełnometrażowym klasykiem Disneya z 1940 roku – nowy „Dziadek do orzechów” dosyć luźno opiera się jednym z segmentów „Fantazji”, który wykorzystując suitę Czajkowskiego przedstawiał zmieniające się cztery pory roku w wykonaniu tańczących wróżek, kwiatów i liści.
Przypadająca w tym roku osiemdziesiąta piąta rocznica od premiery kinowej tego arcydzieła to doskonała okazja do przypomnienia spuścizny tego animowanego przedsięwzięcia, które w dniu premiery śmiało, ale i ryzykownie wykroczyło poza ramy filmu i standardy kina. Chociaż ta animowana muzyczna antologia filmowa nie posiada liniowej akcji, a jej fabuła została podzielona na osiem niezależnych segmentów o zróżnicowanym temacie i czasie trwania, to dwugodzinne dzieło jako całość stanowi nie tylko doskonały mariaż dźwięku z obrazem, ale i podkreśla marzenia samego Walta Disneya o ciągłym podnoszeniu poprzeczki w pokonywaniu kolejnych poziomów kreatywności i rozwijaniu technologii w kinematografii – „Fantazja” to w końcu pierwszy film z dźwiękiem stereofonicznym, na potrzeby którego dźwiękowcy z wytwórni Myszki Miki montowali w kinach specjalny system Fantasound, co szybko przełożyło się na prestiżowe wyróżnienia: w 1942 roku animacja otrzymała dwie statuetki Oscara za wybitny wkład w rozwój wykorzystania dźwięku w filmach oraz za unikatowe osiągnięcia twórców filmu w tworzeniu nowych form wizualizacji muzyki (trzeba dodać, że ówczesna technologia nie pozwalała jeszcze na osiągnięcie brzmienia przestrzennego muzyki w obecnej formie, więc prezentacja soundtracku w formie stereofonicznej była na tamte czasy niesamowitym osiągnięciem). Dziś po ponad ośmiu dekadach „Fantazja” znajduje się zarówno na watykańskim zestawieniu czterdziestu pięciu najważniejszych dzieł kinematograficznych, jak i liście National Film Registy, czyli zbiorze filmów budujących dziedzictwo kulturalne Stanów Zjednoczonych, a w wielu publikacjach krytyki określana jest mianem przełomu w animacji i niebywałego osiągnięcia fantazji wizualnej. Nie powinien zatem dziwić fakt, że na przestrzeni lat sami twórcy Disneya wielokrotnie inspirowali się ikoniczną animacją, która nie tylko doczekała się w 1999 roku udanej kontynuacji, ale i posłużyła na inspirację do filmu live-action „Uczeń Czarnoksiężnika” z 2010 roku i najświeższej aktorskiej reimaginacji „Dziadka do orzechów”.
W nowej odsłonie klasycznej historii wytwórnia Myszki Miki postanowiła oddać hołd legendarnej muzyce z baletu Czajkowskiego nie tylko wykorzystując kadry przedstawiające orkiestrę symfoniczną pod batutą Leopolda Stokowskiego z baśniowego segmentu „Fantazji”, czy ze zrozumiałych względów adaptując muzykę z dzieła Rosjanina, ale i zatrudniając kompozytora, który w przeszłości stworzył wiele ikonicznych ilustracji muzycznych, zarówno do filmów animowanych, jak i aktorskich produkcji właśnie ze studia Disneya – w swojej długiej karierze James Newton Howard skomponował soundtracki do czterech animacji i trzech obrazów live-action, a jego propozycja do „Czarownicy” z 2014 roku do tej pory jest uważana przez wielu fanów za jedno z najlepszych osiągnięć amerykańskiego muzyka ostatnich lat. Gdy ćwierć wieku temu Howard nagrywał swój pierwszy disnejowski album do „Dinozaura” (który jednocześnie był jego pierwszą pracą do filmu animowanego) nie bał się wówczas zastosować wielu współczesnych rozwiązań, jak łączenia elektronicznego brzmienia z afrykańskim chórem pod wodzą Lebo M. Podobnych rozwiązań możemy doszukać się także na płytach do „Atlantydy: Zaginionego lądu” i „Planety skarbów”, gdzie Howard często zmieniał instrumentarium, nierzadko sięgając po te mniej znane jak wibrafon, czy flety woodwinds (rok później użył ich na masową wręcz skalę przy „Znakach”). Dzięki temu, że James Newton doskonale wie jak wykorzystać potencjał orkiestry symfonicznej niemal do granic jej możliwości, oprawa muzyczna filmów jego autorstwa jest często najbardziej wyrazistym elementem epickich produkcji i nierzadko wysuwa się na pierwszy plan – tak było z „Maleficent Flies” z szybującą pośród chmur czarownicą, czyli jednym z najciekawszych i najbardziej rozbudowanych tracków na albumie o początkach Diaboliny.
Partytura do disnejowskiego „Dziadka do orzechów” to kolejna okazja do zaprezentowania podniosłej muzyki osadzonej w fantastycznym świecie – bajkowość ekranowych zdarzeń podkreślają zupełnie nowe tematy, jak „Clara’s New World”, czyli motyw przewodni Klary, który w różnych aranżacjach będzie przewijał się przez cały soundtrack często w połączeniu z zapierającymi dech w piersiach wizualnymi doznaniami (bohaterka przybywając do siedziby głównej Czterech Królestw w „A Few Questions”, czy finałowym „Queen Clara” zakończonym majestatyczną koronacją Klary). Przesłuchując płytę nie można się oprzeć wrażeniu, że Howard postanowił pójść utartymi już wcześniej przy okazji „Maleficent” ścieżkami – znów flagowym utworem na albumie jest siedmiominutowy kawałek pt. „Sugar Plum and Clara”, który wykorzystując czar chłopięcych chórków, nastrojowego fortepianu i charakterystycznych dzwoneczków najlepiej zdaje się wskrzeszać świąteczną magię i rozprowadzać zimową atmosferę. Jednak to uczucie lekkości nie trwa zbyt długo – idąc wzorem poprzednich disnejowskich ilustracji, również i na „Dziadku…” odnajdziemy mroczniejsze tematy reprezentowane m.in. przez „The Fourth Realm”: ten trzyminutowy track to także wprowadzenie do drugiej części pracy amerykańskiego kompozytora wypełnionej akcją i muzyką stricte ilustracyjną, która wypada jednak znacznie lepiej z obrazem, gdy znamy odpowiedni kontekst fabularny. JNH nie zapomina także o przewodnim temacie straty bliskiej osoby w okresie Bożego Narodzenia, który szczególnie pochłania Klarę w wigilijny wieczór – „Presents from Mother” to pierwszy autorski utwór Howarda, który mamy szansę wysłuchać na cedeku i nieprzypadkowo uderza on w bardziej melancholijne, a nawet nostalgiczne nuty tak bardzo kojarzone z kończącym się rokiem, gdy sami zdajemy się dokonywać własnych życiowych podsumowań i osobistych retrospekcji.
Patrząc przez pryzmat ogromnej popularności „Dziadka do orzechów” Piotra Czajkowskiego, nikogo nie powinny dziwić liczne nawiązania do muzyki z baletowego klasyka Rosjanina – i chociaż czasowo te odniesienia trwają poniżej piętnastu minut (i to łącznie ze suitą z napisów końcowych!), to trzeba przyznać, że James Newton Howard bardzo starannie i pomysłowo wplótł nuty z pierwowzoru XIX-wiecznego mistrza muzyki klasycznej do swojej pracy. W rzeczywistości pierwsze dźwięki oryginalnej uwertury sprzed dwóch stuleci usłyszymy już w tytułowym „The Nutcracker and the Four Realms”, którego spokojna aranżacja wzbogacona o chłopięce chórki świetnie koresponduje z wizualizacją dickensowskiego Londynu i beztroskiego życia sprzed lat, wprowadzając widzów (i słuchaczy) w sielankowy i świąteczny czas. W kolejnych trackach Howard zgrabnie łączy nowe motywy z istniejącymi już fragmentami baletu, starając się znaleźć wspólny dla nich pomost – jednym z najczęściej wykorzystywanych tematów został „Taniec Cukrowej Wróżki”, który usłyszymy w różnej długości i formie w aż trzech utworach na płycie: wstępie „Clara’s New World”, oraz osadzonych w ostatnim akcie produkcji naszpikowanych akcją „The Waterfall” i „The Machine Room Fight”, ukazujących mroczniejsze oblicze nieoczekiwanej antagonistki. Co bardziej osłuchani melomani z dziełem rosyjskiego kompozytora z 1892 roku wyłapią także niektóre ze znanych melodii, które pojawiają się zaledwie na chwilę – kilkusekundowy „Marsz” w połowie cukierkowego „Sugar Plum and Clara”, „Taniec arabski” w trzydziestej sekundzie „Mouserinks”, czy „Las jodeł” w „Clara’s New World”. Wielkim nieobecnym jest „Walc kwiatów”, który w filmie mogliśmy usłyszeć nie tylko w scenie odwiedzin Drosselmeyera przez całą rodzinę Stahlbaumów, ale i końcowej sekwencji. Niespodzianką dla posiadaczy fizycznego albumu jest zamieszczenie utworu „The Polichinelles”, który ostatecznie nie pojawia się w filmie i został zastąpiony wersją znaną z baletu Czajkowskiego.
Nawiązań do pracy rosyjskiego kompozytora jest jednak znacznie więcej, także w kwestii wizualnej – twórców nie tylko zainspirowała architektura cerkwi Wasyla Błogosławionego, którego charakterystyczne „cebulowe” kopuły widoczne są w projekcie kwatery głównej Czterech Królestw i świątecznych dekoracjach w domu Drosselmeyera, ale i samo widowisko teatralne: po przybyciu do baśniowej krainy Cukrowa Wróżka przedstawia Klarze balet, który opowiada historię o tym, jak matka dziewczyny odnalazła ich fantastyczną krainę. Taneczna sekwencja została oparta na motywie pod tytułem „Marie’s Dream” (w filmie matka Klary nosi właśnie to imię), a rolę primabaleriny w tętniącym żywymi kolorami widowisku powierzono amerykańskiej baletnicy Misty Copeland – pierwszej Afroamerykance, która została czołową solistką w American Ballet Theatre, jednej z najbardziej konserwatywnych instytucji w USA. Oszałamiająca kariera Copeland to przykład amerykańskiego snu, który się spełnił, pomimo licznych przeciwności. Chociaż w wieku trzynastu lat kandydatura Misty została odrzucona m.in. ze względu na późny wiek i brak klasycznej figury, nastolatka postanowiła nie rezygnować ze swoich marzeń – ostatecznie jej naturalny talent i wdzięk pozwoliły pokonać wszelkie przeszkody, by wkrótce stanąć na czele prestiżowego ABT i w 2015 roku pojawić się na okładce Time Magazine jako jedna ze stu najbardziej wpływowych osób na świecie. W swojej autobiografii „Balerina: Życie w tańcu” Copeland dzieli się bogatym doświadczeniem na kartkach książki, wypełnionej inspirującymi momentami pomocnymi przy osobistych trudnościach – w pewnym sensie ta prawdziwa historia pokrywa się z drogą, którą ma dopiero przebyć młodziutka Klara, a udział słynnej baletnicy możemy potraktować jako dobry omen, by nie poddawać się na ścieżce do celu. Misty w tańcu towarzyszy m.in. Sergei Polunin, a baletnicę zobaczymy także na napisać końcowych w bardziej nowoczesnym stroju i współczesnej choreografii do suity „Dziadka do orzechów”.
Na sam koniec warto wspomnieć o kilku prestiżowych artystach, których angaż wynagradza braki w oryginalności score’u Jamesa Newtona Howarda – jednym z nich jest udział wenezuelskiego dyrygenta Gustavo Dudamela, który kilka lat później odpowiadał za prowadzenie orkiestry na innym filmowym soundtracku: remake’u „West Side Story” w reżyserii Stevena Spielberga. I chociaż na albumie do „Dziadka…” Dudamel kieruje całą London Philharmonia Orchestra, to spośród całego zespołu wyróżnia się jeden solista – to chiński pianista Lang Lang, który proponuje własną aranżację i wykonanie czterominutowej suity z baletu Czajkowskiego. Ten laureat nagrody Echo Klassik Award w kategorii „Instrumentalist of the Year/Piano” z 2015 roku ma na swoim koncie współpracę przy innych ścieżkach dźwiękowych, jak „The Banquet”, czy „The Painted Veil”, a w 2022 roku powrócił do świata Myszki Miki i stworzył album „The Disney Book” z własnymi aranżacjami kultowych hitów z katalogu Disneya. Lang Lang nie ogranicza się wyłącznie do solowych projektów – w 2007 roku mogliśmy go usłyszeć w duecie „Io Ci Saro” z Andreą Bocellim na jego koncercie w Teatro del Silenzio w rodzimym Lajatico. Być może to nie przypadek, że włoski tenor również pojawia się na płycie do „Czterech Królestw” – w jego wykonaniu usłyszymy kompozycję „Fall On Me”, wykonywaną wspólnie z synem Matteo. Piosenka w rzeczywistości pochodzi z albumu „Si” Bocellego, który zadebiutował jesienią 2018 roku jako kolekcja utworów celebrujących wartości rodzinne. Ojcowsko-synowski duet doskonale zatem zazębia się z tematem filmu – to przecież trudne relacje Klary z własnym tatą stanowią oś nowego „Dziadka do orzechów”, a nastrojowa i emocjonalna ballada ma być hymnem na cześć rodzicielskiej miłości, zaufania i wzajemnego wsparcia w powolnym procesie godzenia się z naturalnym biegiem życia, który bohaterka w końcu zaczyna rozumieć.
WYDANIE CD
Ścieżka dźwiękowa do „Dziadka do orzechów i Czterech Królestw” została wyprodukowana przez studio Disneya i wydana w Polsce nakładem Universal Music Polska w standardowym plastikowym pudełku typu „jewelcase” jeszcze w październiku 2018 roku, na tydzień przed premierą kinową filmu – był to jednocześnie jeden z ostatnich albumów zawierających instrumentalny score, gdyż od 2019 roku wytwórnia Myszki Miki stopniowo ograniczała swoje muzyczne wydawnictwa na dyskach fizycznych do soundtracków z piosenkami, a pełne ścieżki dźwiękowe udostępniając jedynie w wersji elektronicznej (choć zdarzały się w tej kwestii wyjątki, np. „Nasze magiczne Encanto”, czy „To nie wypanda”). Do edycji na krążku CD dołączono także 8-stronicową książeczkę w formie rozkładanego bookletu, zawierającego informacje produkcyjnie odnośnie instrumentalnych utworów oraz wykorzystanej piosenki Andrei Bocellego, trzy nakładające się na siebie zdjęcia z filmu, podziękowania od kompozytora, a także pełną tracklistę, którą znajdziemy także na tylnej okładce z dodatkową fotką Klary wkraczającej do magicznej krainy. Frontowa grafika wykorzystuje jeden z plakatów teaserowych z bohaterami produkcji – w tym wypadku postawiono na postać Klary w militarnym kostiumie, nawiązującym do tytułowego „Dziadka do orzechów”. Fakt istnienia wydania fizycznego na pewno docenią miłośnicy muzyki filmowej i audiofile, gdyż płyta kompaktowa CD-Audio to standard bezstratnego cyfrowego zapisu dźwięku – dlatego też ten nośnik trwa w niezmienionej od czterdziestu lat formie do dziś, ciesząc uszy bardziej wymagających słuchaczy.
PODSUMOWANIE
Przed premierą kinową „Dziadka do orzechów i Czterech Królestw” Lasse Halstroma oczekiwania wobec nowej pracy dziewięciokrotnie nominowanego do Oscara artysty do kolejnej już w jego dorobku disnejowskiej produkcji były przeogromne – miłośnicy muzyki Jamesa Howarda Newtona ciągle w pamięci mieli w końcu dosyć świeżą wówczas propozycję amerykańskiego kompozytora do „Czarownicy” z Angeliną Jolie z 2014 roku, do dziś uważaną przez fanów twórczości Howarda za jedno z najlepszych osiągnięć w całej jego karierze. Oparte na znanym literackim klasyku i równie popularnym balecie rosyjskiego mistrza epoki muzycznego romantyzmu nowe fantastyczne widowisko ze studia Myszki Miki okazało się jednak finansową porażką, której nie pomógł nawet cały miesiąc dokrętek pod bacznym okiem drugiego reżysera Joe Johnstona i wydłużony okres w postprodukcji. Entuzjaści bajkowych reimaginacji Disneya mieli zatem nie lada orzech do zgryzienia – bo chociaż nowemu „Dziadkowi do orzechów” brakowało oryginalności i porywającego scenariusza, to techniczna warstwa potrafiła wprawić widzów w szczery zachwyt: od baśniowych kostiumów i fantazyjnej charakteryzacji, po kreatywną scenografię świata przedstawionego i udział uznanych tancerzy z baletowej branży. Fabularne niedoskonałości osładza także muzyka na soundtracku, która stara się godzić klasyczną szkołę ilustrowania filmów fantasy z wyczuciem estetycznym Jamesa Howarda Newtona – projekt zainspirowany jednym z segmentów animowanej „Fantazji” z 1940 roku zdaje się powracać do koncepcji twórców sprzed lat: wcześniej muzyka była zaledwie tłem opowieści, teraz miała za zadanie prowadzić historię. JHN skrzętnie wykorzystuje tę okazję, by ponownie oczarować słuchacza i roztoczyć świąteczną atmosferę – i nieważne, czy sięga po nowe epickie tematy, czy odwołuje się do klasycznych motywów, to z pomocą najlepszych muzycznych rzemieślników z Gustavo Dudamelem, Lang Langiem i Andreą Bocellim na czele tworzy magiczny zestaw kompozycji przy których nawet twardy orzech do zgryzienia będzie rozpływał się w ustach.
Recenzja powstała dzięki współpracy ze sklepem cd-dvd-vinyl.
Wydanie zakupicie w sklepie cd-dvd-vinyl w edycji CD.