Sandra Bullock w kosmosie („Grawitacja” reż. Alfonso Cuarón),
Matt Damon na Marsie („Marsjanin” Ridleya Scotta na podstawie powieści Andy’ego
Weira), a Mads Mikkelsen na Ziemi samotnie mierzy się z Arktyką. W filmie debiutanta Joego Penna odosobnienie
wzmacniają surowe krajobrazy dzięki zdjęciom Tómasa Örna Tómassona dopełnione bardzo
dobrze skomponowaną muzyką autorstwa Josepha Trapanese (współautora kompozycji
do „Króla rozrywki”). Ścieżka dźwiękowa odgrywa bardzo ważną rolę w kameralnych
(pod względem obsady) produkcjach, współgrając z kreacją aktorską. W tym
obrazie muzyka jest adekwatna do narracji, a Trapanese z wyczuciem prowadzi
widzów przez bezbrzeżną samotnię, z jaką zmaga się główny bohater.
Istotne, że historia rozbitka na obszarze arktycznym nie ma
większego znaczenia. Niewiele informacji zostaje podanych przez twórców –
nazwisko na kurtce, identyfikator z rozbitego samolotu, znajomość języków
obcych czy umiejętność przetrwania w ekstremalnych warunkach – najważniejsza jest
kwestia wydostania się z nieprzyjaznego człowiekowi terenu.
Wydaje się, że szansą na ratunek jest załoga helikoptera
ratunkowego, jednak niesprzyjająca pogoda kładzie kres nadziejom Overgårda
(Mikkelsen), który zamiast zostać uratowanym, sam musi nieść pomoc rannej
kobiecie (Maria Thelma Smáradóttir). Pilot zyskuje klika cennych rzeczy, które pozwalają
usprawnić egzystencję: szczegółową mapę, pokrywającą się trasą z jego własną;
zapalniczkę i apteczkę. Aby oboje mogli przeżyć, mężczyzna podejmuje nadludzki
wysiłek i transportuje nieprzytomną ratowniczkę do odległej stacji badawczej.
Mikkelsen to genialny aktor, który sprawdził się w roli
wymagającej absorbowania uwagi widza. Oszczędne dialogi nie są pozbawione
sarkastycznego humoru, co jest zasługą debiutujących scenarzystów: Ryana Morrisona
i reżysera, Penna. Autorzy trafnie ujęli dysonans pomiędzy człowiekiem a
naturą. Nieprzystępność przyrody podkreśla dramatyczne spotkanie z
niedźwiedziem polarnym.
Pomimo niespiesznej akcji, napięcie jest budowane, nie brak
też zaskakujących zwrotów akcji. Rozwiązania fabularne przywodzą na myśl wiele
filmów o przetrwaniu, które najwyraźniej zasługują na miano „survivalowych”.
Penna z Morrisonem nie odwołują się do tych obrazów bezpośrednio, jednak można
porównać „Arktykę” z klasycznym „Alive. Dramat w Andach” Franka Marshalla z
1993 roku, by zwrócić uwagę na postawę moralną bohaterów a Overgårda,
który bez większego namysłu zawsze dba o ratowniczkę czy adaptacją książki
Charlesa Martina „Pomiędzy nami góry”, by zwrócić uwagę na potrzebę bycia z
drugim człowiekiem w tak trudnej sytuacji. Bohater Mikkelsena mierzy się z taką
samą samotnością, jaka doskwierała przez długi czas współczesnemu Robinsonowi,
czyli doskonałemu Tomowi Hanksowi w produkcji Roberta Zemeckisa „Cast away –
poza światem”.
Powracając jednak do klimatu otaczającego biegun północny,
warto zauważyć, że to właśnie Arktyka jest tytułowym i pełnoprawnym bohaterem
filmu. Przestrzeń skuta lodem, dla większości ludzi niemożliwa do życia
(wyłączając rdzennych mieszkańców Laponii, Inuitów, Czukczów i Nieńców) jest
wyraźnie nieprzystępna dla człowieka spoza tego obszaru.
Widok niezabudowanego terenu, zdanie na siebie, brak
możliwości prowadzenia dialogu i przejmująca cisza przerywana zmieniającą się
pogodą sprawiają, że większości widzom trudno będzie zmierzyć się z takim
wizualnym oderwaniem od zdobyczy cywilizacji i postępu technologicznego, warto
jednak zdobyć się na takie zderzenie dwóch światów, by zyskać odpowiednią
refleksję, co nam pozostaje, gdy pozbędziemy się tak znanych wygód.