Tele-Hity Filmosfery
Katarzyna Piechuta | 2013-07-12Źródło: Filmosfera
Piątek (12.07), TVN, 20:00
Szeregowiec Ryan (1998)
Produkcja: USA
Reżyseria: Steven Spielberg
Obsada: Tom Hanks, Tom Sizemore, Edward Burns, Vin Diesel, Matt Damon
Opis: II Wojna Światowa była przełomowym wydarzeniem XX wieku i decydującym momentem dla Ameryki i świata. Przesunęła granice państw. Na zawsze zmieniła tych, którzy ją przeżyli i ukształtowała pokolenia, które po niej nadeszły. Nazwana została "ostatnią wielką wojną".
Nic nie mogłoby przygotować żołnierzy na plaży Omaha do bitwy, którą właśnie mieli stoczyć. Przepełnieni nadzieją i determinacją, żaden z nich nie wiedział, czy uda mu się przeżyć. Patrząc na wybrzeże Normandii kapitan John Miller (Tom Hanks) wierzył, że walka, która ich czeka, jest największym wyzwaniem tej wojny. Nie wiedział, że to, co najtrudniejsze, jest jeszcze przed nimi. Gdy sprzymierzone wojska opanowały plażę Omaha, Miller otrzymał rozkaz poprowadzenia swojego oddziału za linię wroga w niebezpiecznej misji znalezienia i ocalenia jednego człowieka: szeregowca Jamesa Ryana (Matt Damon) - najmłodszego z czterech braci, jedynego, który przeżył. Pozostali trzej zginęli w walce.
W miarę jak oddział przedzierał się coraz głębiej na terytorium wroga, ludzie kapitana Millera zaczęli podawać w wątpliwość celowość tej wyprawy. Dlaczego dla jednego człowieka naraża się życie ośmiu... dlaczego życie tego szeregowca jest więcej warte niż ich wszystkich?
Rekomendacja Filmosfery (Mateusz Michałek): „Szeregowiec Ryan” Stevena Spielberga to zdecydowanie jeden z najlepszych filmów wojennych w historii kinematografii. Reżyser w doskonały sposób łączy w swojej produkcji widowiskowe i pełne rozmachu kino batalistyczne (zapierająca dech w piersiach scena desantu w Normandii) oraz dramat wojenny, będący wypadkową zarówno indywidualnych rozterek głównych bohaterów, jak i skomplikowanej sytuacji na wojnie, uświadamiającej, że każda chwila i decyzja może być ostatnią. „Szeregowiec Ryan” to po prostu kino genialne i pozycja obowiązkowa dla każdego kinomaniaka.
Sobota (13.07), TVP 1, 20:25
Osaczony (2005)
Produkcja: USA, Niemcy
Reżyseria: Florent Emilio Siri
Obsada: Bruce Willis, Kevin Pollak, Jimmy Bennett, Michelle Horn, Ben Foster
Opis: Negocjator jednostki antyterrorystycznej, Jeff Talley (Bruce Willis), po tragicznie nieudanej akcji rezygnuje z pracy w Los Angeles i przyjmuje posadę szefa policji w sennym miasteczku Bristo Camino w hrabstwie Ventura. Jednak w pewien poniedziałkowy poranek jego spokojna egzystencja zostaje nagle zakłócona i wszystko wskazuje na to, że życie Talley'a - tak zawodowe, jak i osobiste - zmieni się bezpowrotnie.
Trójka nastolatków włamuje się na teren prywatnej posesji, skąd zamierza ukraść samochód. Na miejscu czeka ich jednak fatalna niespodzianka. Warta wiele milionów dolarów posiadłość okazuje się prawdziwą twierdzą. Gdy złodzieje orientują się, że nie mają żadnych szans na ucieczkę, wpadają w panikę i biorą zakładników, stawiając Talley'a w sytuacji, której tak bardzo pragnął uniknąć. Policjant zmuszony jest ponownie odegrać rolę negocjatora, aby ocalić uwięzioną rodzinę. Ale to, z czym ma do czynienia, jest o wiele groźniejsze, niż przypuszczał. Zakładnicy okazują się bowiem nie tymi ludźmi, za jakich uchodzą, a ich dom-pułapka kryje sekrety, które budzą lęk nawet najbardziej bezwzględnego gangstera Los Angeles, Sonny'ego Benzy...
Losy głównych bohaterów splatają się w taki sposób, że nasze wyobrażenie o sytuacji zakładników bez przerwy się zmienia. Nie sposób przewidzieć dalszego rozwoju akcji, rozgrywającej się podczas zaledwie jednego dnia i jednej nocy...
Rekomendacja Filmosfery: „Osaczony” jest dobrym filmem sensacyjnym, przede wszystkim dzięki dobrej jakości scenariuszowi. Ten z kolei powstał na podstawie bestsellerowej powieści sensacyjnej Roberta Craisa. „Osaczony” to film dynamiczny, pełen nagłych zwrotów akcji, nieustannie trzymający widza w napięciu. Mamy tu okazję oglądać Bruce’a Willisa w najlepszej formie, w roli, do której nikt inny nie nadawałby się lepiej od niego. Jeżeli szukacie dobrej rozrywki na sobotni wieczór – „Osaczony” to trafny wybór.
Niedziela (14.07), TVN 7, 10:55
Rzymskie wakacje (1953)
Produkcja: USA
Reżyseria: William Wyler
Obsada: Gregory Peck, Audrey Hepburn, Eddie Albert, Hartley Power
Opis: "Rzymskie Wakacje" były nominowane do dziesięciu Nagród Akademii, a Audrey Hepburn dostała Oscara za rolę współczesnej księżniczki, która buntuje się przeciw swoim królewskim obowiązkom i rusza na podbój Rzymu. Spotyka tam amerykańskiego dziennikarza (Gregory Peck), który węsząc dobry temat na reportaż, udaje brak zainteresowania jej prawdziwą tożsamością. Jednak jego plany ulegają zmianie, gdy oboje wzajemnie się w sobie zakochują. W filmowy humor ogromny wkład ma Eddie Albert, który gra wesołego kamerzystę - kumpla reportera. Swoją stylową reżyserią William Wyler sprawia, że jest to jedna z najprzyjemniejszych i najbardziej wciągających komedii wszech czasów.
Rekomendacja Filmosfery: „Rzymskie wakacje” to już klasyka. Film ten wyznaczył drogę wszystkim kolejnym komediom romantycznym i pomimo obecnego ich natłoku, „Rzymskie wakacje” nadal wybijają się wśród swoich konkurentów. Ten film ma już ponad pół wieku, a wciąż miło się go ogląda. Częściowo zawdzięczamy to pięknym widokom – w trakcie seansu możemy podziwiać przepiękny Rzym, który stanowi idealne, romantyczne tło dla historii dwojga głównych bohaterów. Jak zwykle pełna wdzięku Audrey Hepburn świetnie wcieliła się w rolę przekornej i trochę niesfornej księżniczki (dostała za tę rolę Oscara). U jej boku widzimy Gregory’ego Pecka w roli wyluzowanego, ale oddanego swojej pracy dziennikarza, Joe Bradley’a. Peck, podobnie jak Hepburn, to klasa sama w sobie. „Rzymskie wakacje” opowiada ponadczasową historię, dzięki czemu film nie został nadgryziony zębem czasu i dla wielu obecnie powstających komedii romantycznych nadal może stanowić wzór godny naśladowania.
Wtorek (16.07), TVP 1, 20:25
Żandarm się żeni (1968)
Produkcja: Francja, Włochy
Reżyseria: Jean Girault
Obsada: Louis de Funès, Jean Lefebvre, Geneviève Grad, Christian Marin, Yves Vincent
Opis: W Saint-Tropez wraz z początkiem wakacji pojawia się coraz więcej piratów drogowych. Walcząc z nimi sierżant Cruchot poznaje atrakcyjną wdowę (po pułkowniku), która od razu zaprasza go na herbatę. Zaczynają się spotykać, co na początku nie podoba się córce żandarma. Jednak Nicole szybko zaprzyjaźnia się z wybranką Cruchota. Życie sierżanta diametralnie się zmienia...
Rekomendacja Filmosfery: Kolejny film z serii o najsłynniejszych żandarmach wcale nie jest gorszy od swoich poprzedników. Znów możemy spotkać się z tymi samymi bohaterami, którzy są tak zabawni, że chyba nigdy nie mogą się znudzić. Ponownie czeka nas mnóstwo zabawnych sytuacji i tarapatów, bez których seria o żandarmach nie mogłaby istnieć. Do zobaczenia gry aktorskiej Louis de Funèsa chyba nie trzeba zachęcać – kto raz widział jakiś film z udziałem aktora i go polubił, ten z pewnością nie zawiedzie się, sięgając po kolejne obrazy z tym niezapomnianym mistrzem komedii w roli głównej.
Środa (17.07), TCM, 21:00
Mississipi w ogniu (1988)
Produkcja: USA
Reżyseria: Alan Parker
Obsada: Gene Hackman, Willem Dafoe, Frances McDormand, Brad Dourif
Opis: Rok 1964. Agenci FBI Anderson i Ward w małym miasteczku na południu Ameryki prowadzą śledztwo w sprawie domniemanego zabójstwa młodego Murzyna. Śledztwo utrudniają zamieszki na tle rasowym i działalność Ku-Klux-Klanu, na czele którego stoją lokalni notable. Głównym podejrzanym o morderstwo jest zastępca szeryfa. Anderson i Ward próbują nakłonić do zeznań jego żonę, jednak kobieta boi się zeznawać przeciwko mężowi.
Rekomendacja Filmosfery: „Mississipi w ogniu” to film dobry pod każdym względem. Główną jego zaletę stanowi scenariusz, który porusza istotne problemy społeczne, ale nie w sposób nachalny i moralizatorski. Obraz ma raczej konwencję filmu sensacyjnego, w którym ciągle coś się dzieje. Dzięki temu śledzimy wydarzenia na ekranie z zapartym tchem, nie mogąc się doczekać, co się dalej wydarzy. Niemniej „Mississipi w ogniu” nie jest filmem rozrywkowym, lekkim i przyjemnym – jego sedno stanowi problem dyskryminacji rasowej i nie brakuje w filmie brutalnych scen, na które aż ciężko patrzeć. Alan Parker po prostu śpiewająco poradził sobie z wyważeniem kwestii poważnych i tych mniej poważnych, a efekt jest naprawdę rewelacyjny. Kto nie widział „Mississipi w ogniu”, niech jak najszybciej to nadrobi!