Tele-Hity Filmosfery (14.08.-20.08.2015)
Katarzyna Piechuta | 2015-08-16Źródło: Filmosfera
Wtorek (18.08), Polsat, 22:10
Helikopter w ogniu (2001)
Produkcja: USA
Reżyseria: Ridley Scott
Obsada: Josh Hartnett, Ewan McGregor, Tom Sizemore, Eric Bana, William Fichtner
Opis: Jest to oparta na faktach opowieść o grupie elitarnych żołnierzy armii USA, wysłanych w ramach sił pokojowych ONZ do Mogadiszu w Somalii w październiku 1993 roku. Ich zadanie: pojmanie dwóch zastępców jednego z somalijskich watażków, Mohameda Farraha Aidida, co miało być częścią planu, który w założeniach miał zdusić dwie plagi nękające ten afrykański kraj – wojnę domową i głód. Żołnierze amerykańscy przybyli do Somalii w dobrych intencjach, mając ratować, a nie odbierać życia. Coraz bardziej wplątani w niezrozumiałą, feudalną politykę wewnętrzną Somalii – w której poszczególne klany walczą ze sobą od tysiąclecia – w końcu dostają bolesną nauczkę, gdy dokładnie zaplanowana misja przybierze nieoczekiwany obrót... Kiedy dwa, zdawałoby się niezwyciężone, śmigłowce typu Black Hawk zostają zestrzelone, zadanie zmienia się w rozpaczliwy wyścig z czasem, którego stawką jest uratowanie ocalałych członków załóg, a w końcu także żołnierzy będących na ziemi. Młodzi rangerzy i weterani jednostki Delta muszą walczyć ramię w ramię przeciwko przeważającym siłom. Przez 18 ciężkich godzin są uwięzieni we wrogiej im dzielnicy miasta. Nieprzyjaciel jest liczniejszy, otacza ich... Narastają napięcia, giną przyjaciele, zawiązują się przyjaźnie, a żołnierze poznają prawdziwe znaczenie wojny i bohaterstwa...
Rekomendacja Filmosfery: Jak to u Ridley’a Scotta – w „Helikopterze w ogniu” nie brakuje widowiskowych, mrożących krew w żyłach scen, stworzonych z prawdziwym rozmachem. Nie brakuje również amerykańskiego patosu i tych charakterystycznych dla reżysera podniosłych, momentami może nieco sztucznych dialogów. Jednak mimo wszystko „Helikopter w ogniu” pozostaje dobrym filmem wojennym – Ridley Scott umie zadbać o odpowiednie budowanie napięcia i niepokoju, sprawiając, że cały czas drżymy o dalsze losy bohaterów. Jesteśmy świadkami scen, z których każda kolejna zdaje się coraz bardziej pogrążać bohaterów w beznadziei i zagrażać ich życiu. „Helikopter w ogniu” zapewnia emocje sięgające zenitu i pokazuje okrutne oblicze wojny, o którym młodzi żołnierze często nie mają zielonego pojęcia.
Wtorek (18.08), TV Puls, 23:45
Sok z żuka (1988)
Produkcja: USA
Reżyseria: Tim Burton
Obsada: Michael Keaton, Winona Ryder, Alec Baldwin, Geena Davis
Opis: Małżeństwo Adam i Barbara Maitlandowie (Alec Baldwin i Geena Davis) dopiero wprowadzili się do wielkiego domu, gdy przytrafia im się śmiertelny wypadek. Jako duchy są skazani na pobyt w domu, do którego wprowadza się rodzina Deitzów z Nowego Jorku, kompletnie go przebudowując. Z uwagi na to, że nikt poza córką Deitzów (Winona Ryder) ich nie widzi, postanawiają wezwać bio-egzorcystę Beetlejuica (Michael Keaton), który wypędzi żywych z ich domu, ale jego metody straszenia są z natury niebezpieczne. Gdy Maitlandowie chcą się go pozbyć, okazuje się, że to nie takie łatwe.
Rekomendacja Filmosfery: „Sok z żuka” to kwintesencja szalonej wyobraźni Tima Burtona. Jest to tak specyficzny film, że nawet wśród filmografii Burtona ciężko znaleźć podobną produkcję. Należy do gatunku czarnych komedii, ale nie tych w stylu brytyjskim, gdzie rzeczywistość filmowa stanowi zwykle odzwierciedlenie prawdziwych realiów. „Sok z żuka” obfituje w duchy, trupy i inne postacie nie z tego świata. To akurat u Burtona normalne – ale za to fabuła filmu jest tak niebywale oryginalna, że z pewnością nie każdy widz zniesie tak dużą dawkę dziwaczności w trakcie seansu. Niemniej „Sok z żuka” to również porządna dawka rozrywki – w końcu w filmie występuje dużo elementów komediowych. Niesamowitą kreację udało się stworzyć Michaelowi Keatonowi – słynny Batman pokazał swoje komediowe oblicze, a także wykazał się ogromnym dystansem do siebie. Nie oszukujmy się, nie każdego aktora stać na strojenie głupich min i zachowywanie się w sposób, delikatnie mówiąc, obrzydliwy. Drugim ogromnym atutem filmu jest muzyka: znakomite utwory „Jump in the Line” oraz „Day-O” Harry’ego Bellafonte idealnie wkomponowują się w humorystyczną i osobliwą atmosferę filmu.
Środa (19.08), TVP 2, 21:25
Ze śmiercią jej do twarzy (1992)
Produkcja: USA
Reżyseria: Robert Zemeckis
Obsada: Meryl Streep, Goldie Hawn, Bruce Willis, Isabella Rossellini, Ian Ogilvy
Opis: Helen Sharp właśnie jest w przededniu ślubu z doktorem Ernestem Menvillem, gdy w czasie jednego z przyjęć spotyka swoją dawno nie widzianą przyjaciółkę Madeline Ashton. Ta z zazdrości odbija Helen narzeczonego i wkrótce poślubia doktora. Mija kilka lat, gdy w życiu Madeline i Ernesta pojawia się dawna bliska znajoma, odmłodzona, piękna i seksownie kusząca Helen. Ma ona jeden cel w swoim życiu, zemścić się na dawnej przyjaciółce, która nie może pojąć jak to się stało, że jej rywalka wygląda na 20 lat. Gdzie tkwi tajemnica jej sukcesu. Przecież nic takiego jak eliksir młodości nie istnieje. Czy na pewno?
Rekomendacja Filmosfery: Dla fanów czarnych komedii „Ze śmiercią jej do twarzy” to absolutnie pozycja obowiązkowa. Ten film zawiera w sobie wszystko, czym powinna się charakteryzować dobra czarna komedia. Główna zaleta obrazu to niebanalny scenariusz z mnóstwem zabawnych dialogów i żartów sytuacyjnych. Fabuła jest naprawdę oryginalna – ciężko znaleźć inny film, który choćby w niewielkim stopniu przypominał „Ze śmiercią jej do twarzy”. Pod powłoką czarnego humoru dostrzec możemy również satyrę na pogoń za wieczną młodością. „Ze śmiercią jej do twarzy” zapewnia inteligentną rozrywkę, a świetna obsada aktorska dodatkowo umila nam seans. Zemeckis w swojej najlepszej formie.
Środa (19.08), ale kino+, 22:10
Misery (1990)
Produkcja: USA
Reżyseria: Rob Reiner
Obsada: James Caan, Kathy Bates, Richard Farnsworth, Frances Sternhagen, Lauren Bacall
Opis: Zadowolony z ukończenia swojej najnowszej książki pisarz Paul Sheldon ulega wypadkowi w zaśnieżonych górach. Po trzech dniach Paul odzyskuje przytomność w domu Annie Wilkes, wielkiej miłośniczki swoich książek.
Rekomendacja Filmosfery (Marta Suchocka): „Misery” Roba Reinera to jedna z lepszych adaptacji powieści Stephena Kinga. Choć jasno i na samym wstępie należy zaznaczyć, że obrazowi do książkowego pierwowzoru daleko, bo ani Annie Wilkes tak psychopatyczna, ani Paul Sheldon tak wymęczony, ani atmosfera taka dusząca i przesiąknięta desperacją. Największym plusem obrazu jest niemalże idealnie dobrana obsada aktorska. Nie da się ukryć, że w „Misery” Kathy Bates wypadła wyśmienicie (choć nie pokuszę się o stwierdzenie, że to jej rola życia), kradnąc niemalże każdą scenę (nie dziwi ani Oscar, ani Złoty Glob) – wahania nastrojów, przejścia emocjonalne od bezgranicznego uwielbienia i opiekuńczości, do zadawania bólu i psychozy po prostu powalają i idealnie obrazują szaleństwo. Film wywołuje gęsią skórkę, ale to już zasługa samego tekstu (czyli tak naprawdę powieści Kinga). Kanwą opowieści jest zwyczajna sytuacja, która właściwie mogła przytrafić się każdemu i to „stety” działa na wyobraźnię. Tu wszystko jest racjonalne – oczywiście poza irracjonalną główną bohaterką, ale tak to jest, jak się żyje w świecie iluzji. Warto odświeżyć sobie ten w sumie niemłody już obraz. A dla tych, co nie widzieli, to już pozycja wręcz obowiązkowa.
Czwartek (20.08), TVP 2, 23:10
Radio na fali (2009)
Produkcja: Wielka Brytania, Niemcy
Reżyseria: Richard Curtis
Obsada: Philip Seymour Hoffman, Bill Nighy, Rhys Ifans, Nick Frost, Kenneth Branagh
Opis: Komedia o nielegalnej stacji radiowej na Morzu Północnym, prowadzących ją DJ-ach i Amerykance, która stanęła pomiędzy nimi.
Rekomendacja Filmosfery (Sylwia Nowak): Wyobraźcie sobie, iż w kraju, gdzie powstaje muzyka, która zmienia wizję współczesnego brzmienia oraz nakręca rewolucje obyczajowe, kulturowe i seksualne, radia grają ją zaledwie 45 minut dziennie. To nie jest żadna ponura, niemożliwa wizja. To Anglia roku 1966. Na szczęście są ludzie, którzy nie chcą podporządkować się ustalonym regułom. Konkretyzując – radiowcy, nadający 24 godziny na dobę z nielegalnej rozgłośni, która umiejscowiona jest na statku zakotwiczonym na wodach międzynarodowych. Richard Curtis, kreśląc tę historię, bazował na prawdziwej historii radia Caroline, które nadawało bez licencji ze statku, nieprzerwanie między rokiem 1964 a 1968, ale jak to bywa w przypadku tego twórcy, przerobił ją według swego wyobrażenia. „Radio na fali” to świetny film. Oglądając go ma się nieodparte wrażenie, że był zrobiony z entuzjazmem i pomysłem. Jest niesamowicie stylowy jeśli chodzi o stronę wizualną. Piękne zdjęcia nasycone kolorami, doskonały montaż, sekwencje wzorowane na wideoklipach wspaniale oddają ducha niepokornych lat 60. XX wieku. Aura niezwykłości, lekkiego przerysowania rzeczywistości, umiejętne balansowanie na granicy kiczu, odrobina nostalgii, duże pokłady brytyjskiego poczucia humoru. Absurdalny humor głównie oparty został na zestawieniu niezwykłej galerii zwichrowanych radiowców. Bez dwóch zdań Curtis darzy wielką sympatią i miłością swoich bohaterów. Postaci w filmie to jeden z najmocniejszych punktów. Mocno nakreślone, wręcz przerysowane. W dodatku mistrzowsko zagrane przez charyzmatycznych aktorów. Grzechem byłoby nie wspomnieć o muzyce, jednej z bohaterek filmu. Curtis z miliona znakomitych piosenek, które powstały w tamtych czasach wybrał godnych reprezentantów. Niezapomniane przeboje, które wchodzą w pamięć i nie dają się z niej wymazać, połączone z obrazem Richarda Curtisa mają jeszcze silniejsze oddziaływanie i zaczynają żyć swoją drugą młodością. „Radio na fali” to obraz o radości życia, przyjaźni i dojrzewaniu. Wspaniały, przezabawny film, który sprawia, że po zakończeniu ma się ochotę krzyknąć za bohaterami: „Rock&Roll”!