Tele-Hity Filmosfery (13-19.12.2014)
Katarzyna Piechuta | 2014-12-12Źródło: Filmosfera
Sobota (13.12), TV Puls, 16:45
Powrót do przyszłości II (1989)
Produkcja: USA
Reżyseria: Robert Zemeckis
Obsada: Michael J. Fox, Christopher Lloyd, Lea Thompson, Thomas F. Wilson, Elisabeth Shue
Opis: Doktor Emmett Brown zabiera Marty'ego i Jennifer w przyszłość by zapobiec katastrofie, która może zniszczyć ich rodzinę. Przypadkowo stary Biff wsiada do wehikułu czasu i zmienia przeszłość. Po powrocie do 1985 roku Marty zastaje świat przewrócony do góry nogami. Wraz z doktorem muszą raz jeszcze przenieść się do 1955 roku by zniszczyć pewien almanach sportu.
Rekomendacja Filmosfery (Marta Suchocka): To druga odsłona kultowego obrazu Roberta Zemeckisa. I w sumie to zdanie winno być wystarczającą rekomendacją, bo w „Powrocie do przyszłości II” znajdziemy wszystko to, co zachwyciło nas w jedynce. Druga część stanowi bowiem kontynuację w dosłownym znaczeniu – przyczynowo-skutkowy ciąg zdarzeń trwa nadal... tyle że tym razem bohaterowie muszą stawić czoła swojej przyszłości i alternatywnej teraźniejszości. Jest zabawnie i z dreszczykiem. Scenariusz dopracowano w najmniejszych szczegółach i mimo skoków w czasie nie można się do niczego przyczepić – a o chaosie w ogóle nie może być mowy. No i główni bohaterowie... do Lloyda i Foxa przywarła wręcz łatka szalonego doktorka i Marty’ego McFly’a. „Powrót do przyszłości II” to ni mniej, ni więcej tylko „must see” nadchodzącego tygodnia.
Sobota (13.11), TVP 1, 20:25
Gladiator (2000)
Produkcja: Wielka Brytania, USA
Reżyseria: Ridley Scott
Obsada: Russell Crowe, Joaquin Phoenix, Connie Nielsen, Oliver Reed, Richard Harris
Opis: Wódz Maximus kolejny raz poprowadził rzymskie legiony do zwycięskiej bitwy. Kończy się wojna. Maximus marzy o powrocie do domu, do żony i syna. Jednak umierający cesarz, Marek Aureliusz, ma dla niego jeszcze jedno zadanie - przejęcie po nim władzy. Zazdrosny o wpływy wodza u cesarza dziedzic tronu, Commodus, każe zamordować wodza i całą jego rodzinę. Maximus cudem unika śmierci, która stała się udziałem jego bliskich. Zostaje uwięziony. Jest szkolony na gladiatora, co sprawia, że jego popularność wśród mieszkańców Rzymu szybko rośnie. Odtąd wódz żyje tylko nadzieją zemsty na Commodusie. Wie, że jedyną potęgą większa od władzy cesarza jest wola ludu. Musi stać się bardzo sławny, aby skutecznie się zemścić.
Rekomendacja Filmosfery: „Gladiator” Ridley’a Scotta to typowy blockbuster. Duży budżet, znani aktorzy, rozmach, efekty specjalne i wciągająca akcja przyniosły filmowi ogromną popularność wśród widzów oraz uznanie krytyków. Każdy kinomaniak z pewnością „Gladiatora” już widział, ale emisja w TV to zawsze dobry moment na przypomnienie sobie dzieła Ridley’a Scotta. A dlaczego? Bo ten film za każdym razem ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Ciekawa fabuła to już 50% sukcesu, a tutaj mamy jeszcze świetne zdjęcia, muzykę, scenografię, no i przede wszystkim – aktorstwo (Russell Crowe nagrodzony Oscarem dla najlepszego aktora pierwszoplanowego). Nie ma co ukrywać, że film jest przepełniony wzniosłymi przemowami i patosem, ale nie działa to na niekorzyść obrazu – przeciwnie, elementy te dobrze wkomponowują się we wzruszającą historię o Maximusie, z którą – jeśli ktoś nie miał jeszcze takiej okazji – zdecydowanie warto się zapoznać.
Środa (17.12), Polsat, 23:05
Zombieland (2009)
Produkcja: USA
Reżyseria: Ruben Fleischer
Obsada: Woody Harrelson, Jesse Eisenberg, Emma Stone, Abigail Breslin, Amber Heard, Bill Murray
Opis: Film opowiada o dwóch mężczyznach, którzy znaleźli sposób na przetrwanie w świecie opanowanym przez zombie. Columbus (Jesse Eisenberg) jest słabeuszem, którego przy życiu trzyma tylko paniczny strach, Tallahassee (Woody Harrelson) natomiast to wymachujący kałasznikowem, mordujący zombie twardziel, którego celem jest pozbycie się ostatniego żywego trupa z powierzchni ziemi. Kiedy nasi dwaj bohaterowie połączą siły z Wichitą i Little Rock, które także odnalazły specyficzny sposób na przetrwanie chaosu, jedynym co im pozostanie będzie odpowiedź na pytanie: polegać na sobie wzajemnie czy może ostatecznie poddać się zombie.
Rekomendacja Filmosfery (Marta Suchocka): Na wstępie muszę przyznać, że pierwotnie po „Zombieland” nie spodziewałam się wodotrysków. Ot kolejny horror, w którym królują zombie. Tyle że „Zombieland” to obraz z dużym przymrużeniem oka, dlatego podczas seansu częściej wybuchniemy śmiechem, niż krzykniemy z przerażenia. Pewnie, że krew leje się strumieniami a sami nieumarci giną w coraz to bardziej wymyślny sposób, wszak mamy do czynienia z horrorem i światem, w którym garstka ludzi walczy o przetrwanie. Niemniej jednak obraz podany jest w taki sposób, że naprawdę trudno się nie uśmiechnąć. Bawi sposób na przeżycie, bawią różnice charakterów, a niezapomniana scena z Billem Murray’em nie tylko śmieszy do łez, ale zasługuje na wpisanie w poczet kultowych. I jeśli wspominam już o obsadzie aktorskiej, to nie mogę przemilczeć faktu, że ekipa została fantastycznie zmontowana. Każdy jest na swoim miejscu, a duet Harrelson-Eisenberg bryluje na ekranie. Ta cała przerażająco-zabawna historia została okraszona niezłymi efektami specjalnymi, ujęcia slow motion, przyjemne prowadzenie kamery i krew, naprawdę dużo krwi. „Zombieland” to bardzo przyjemna propozycja na luźne spędzenie czasu, nawet dla tych, którzy nie przepadają za filmami o nieumarłych.
Środa (17.12), ale kino+, 20:10
Była sobie dziewczyna (1959)
Produkcja: Wielka Brytania, USA
Reżyseria: Lone Sherfig
Obsada: Carey Mulligan, Peter Sarsgaard, Alfred Molina, Dominic Cooper, Rosamund Pike
Opis: Historia młodej, inteligentnej dziewczyny dorastającej w Londynie w latach sześćdziesiątych. Jej rodzina bardzo chce by studiowała na Oksfordzie. Tymczasem ona wdaje się w szalony romans z poznanym w niezwykłych okolicznościach mężczyzną, który obiecuje, że nauczy ją życia i miłości... Te niepowtarzalne lekcje będą się odbywały w luksusowych salach balowych i dyskotekach, zadymionych kafejkach Londynu i pod dachami dekadenckiego Paryża…
Rekomendacja Filmosfery: Lone Sherfig bezapelacyjnie posiada talent do tworzenia filmów subtelnych, które nie narzucają się widzowi, tylko niezauważalnie wciągają go w wykreowany świat. Sposób prowadzenia kamery, scenografia, muzyka, kostiumy i charakteryzacja składają się na niepowtarzalny klimat lat 60-tych, który w filmie „Była sobie dziewczyna” wprost emanuje z ekranu. Fabuła nie jest już tak wciągająca jak sam nastrój obrazu, niemniej losy i wybory głównej bohaterki, w postać której wciela się Carey Mulligan, z pewnością wywołają u widzów emocje - prawdopodobnie na zmianę pozytywne i negatywne. Narracja filmu jest spokojna, co nie znaczy, że fabuła pozbawiona jest nagłych zwrotów akcji – wszystko jest odpowiednio wyważone. Niektórym obraz może się wydawać momentami nieco nużący, jednak warto wytrwać do końca. Polecam film zwłaszcza fanom niebanalnych filmów romantycznych oraz miłośnikom retro – „Była sobie dziewczyna” doskonale odzwierciedla bowiem wiele aspektów rzeczywistości lat 60-tych.
Czwartek (18.12), TVN 7, 20:00
Gorączka sobotniej nocy (1977)
Produkcja: USA
Reżyseria: John Badham
Obsada: John Travolta, Karen Lynn Gorney, Barry Miller, Joseph Cali, Paul Pape
Opis: Codzienne życie Tony'ego Manero (John Travolta), pracującego w sklepie chemicznym, przeplata się z sobotnimi wypadami do dyskoteki, które pozwalają mu oderwać się od szarego życia. Tylko w kolorowym świecie disco Tony słyszy pochwały i komplementy, powodem są jego wspaniałe umiejętności tanecznych. Filozofia życiowa Tony'ego jest wiec bardzo prosta: moją przyszłością jest dzisiejsza noc
Rekomendacja Filmosfery (Marta Suchocka): Mimo że film powstał 30 lat temu, nie stracił nic ze swego migotliwego, neonowego blasku. Stroje głęboko osadzone w epoce, charakterystyczny taniec, który porywa całą dyskotekę, wypięte biodra, ręka wysoko uniesiona do góry, młodziutki John Travolta i ta muzyka. „Gorączkę sobotniej nocy” się czuje, chłonie przez pięknie zobrazowany, kolorowy muzyczno-taneczny świat. Do tej pory na ekranie w taki sposób nie tańczył jeszcze nikt i nikt w taki sposób tego nie pokazywał (w pełni zasłużone brawa dla autora zdjęć Ralfa D. Bodea). Jak do tej mieszanki, i tak już wybuchowej, dorzucimy jeszcze genialną ścieżkę dźwiękową... mamy muzycznie i choreograficznie dzieło wręcz doskonałe. Dlatego też „Gorączka sobotniej nocy” to już film legenda, który czaruje obrazem i ścieżką dźwiękową. I choć przez niektórych uważana jest za paradę kiczu, to jest to na pewno kich najwyższego gatunku. Nie ma więc co marudzić tylko udać się w podróż w czasie i zatopić się w kolorową atmosferę lat siedemdziesiątych.