17 filmów o młodzieży
Adam Kubaszewski | 2016-08-07Źródło: Filmosfera
Jak mawiał Ernest Hemingway „człowiek jest tylko raz młody, później musi już szukać sobie innej wymówki”. Dojrzewanie to bardzo niewdzięczny temat dla twórców filmów. Choć teoretycznie można podejść do tego na wiele sposobów, większość scenarzystów decyduje się na zaszufladkowanie młodzieżowych postaci w typowych, ogranych do bólu kliszach, czego efektem są nieudane produkcje w stylu „To my” (reż. Waldemar Szarek, 2000) czy przecenionej „Sali samobójców” (reż. Jan Komasa, 2011). Pojawiło się jednak kilku filmowców, którzy dorastanie ujęli nieszablonowo – ich dzieła prezentuje ten ranking. Lista oczywiście nie wyczerpuje tematu, jednak z pewnością zawiera ona siedemnaście oryginalnych, wartych zobaczenia obrazów, w których głównymi bohaterami są postacie maksymalnie w okolicach dwudziestki.
Wszystko za życie (Into the wild, reż. Sean Penn, 2007, USA)
Jeden z filmów, które potrafią wywołać zaciekłe debaty. "Wszystko za życie" to oparty na faktach romantyczny obraz o poszukiwaniu szczęścia i odkrywaniu siebie. Młody Christopher (świetna rola Emile'a Hirscha) po skończeniu college'u podejmuje zaskakującą decyzję – zamiast wejść w „dorosły” wyścig szczurów o karierę i zaszczyty postanawia porzucić wszystko i wyjechać na Alaskę. Niektórzy widzowie (z autorem tekstu na czele) zarzucają Chrisowi patologiczną wręcz naiwność i egzaltację, przez co ciężko go polubić jako głównego bohatera. Na pewno warto jednak film ten obejrzeć i wyrobić sobie własne zdanie, bo niezależnie od opinii o Chrisie "Wszystko za życie" to pokaz reżyserskiego kunsztu Seana Penna, w dodatku okraszony oscarową muzyką Eddiego Veddera.
Ósmy dzień tygodnia (reż. Aleksander Ford, 1958, Polska)
Choć autor opowiadania stanowiącego podstawę fabuły – Marek Hłasko – otwarcie nazwał obraz Aleksandra Forda „gównem” i uważał, że opowiada on o tym, że „ludzie nie mają się gdzie rżnąć”, to jednak artystycznie film, pomimo prawie 70 lat od premiery, wciąż się broni. Naznaczony typowym dla polskiego kina lat pięćdziesiątych poczuciem przytłaczającego smutku „Ósmy dzień tygodnia” opowiada o oczekiwaniu na coś, co nie nadejdzie. Każda postać wierzy w wydarzenie, które zmieni jej życie. Główni bohaterowie to młoda para, która próbuje znaleźć miejsce dla siebie – tylko dla siebie. Miłość ma być azylem, który uchroni ich przed bolesną rzeczywistością powojennej Polski. Śmiertelnie chora matka Agnieszki czeka na śmierć. Przymusowy współlokator Zawadzki czeka, aż wreszcie naprawi motor. Brat Agnieszki, Grzegorz, czeka na odejście swojej kochanki od męża. To film, w którym wszyscy są przegrani. I mimo, że z trzech najbardziej znanych adaptacji opowiadań Marka Hłaski napisanych w latach pięćdziesiątych (pozostałe to „Baza ludzi umarłych” i „Pętla”) ten jest najsłabszy, to dalej warto się z nim zaznajomić.
Geograf przepił globus (Geograf globus propil, reż. Aleksandr Veledinsky, 2013, Rosja)
Nie jest to film stricte o młodzieży, ale odgrywa ona bardzo ważną rolę. Głównym bohaterem jest tutaj Viktor, który przypadkowo dostaje posadę nauczyciela geografii. Viktor nie za bardzo potrafi trafić do swoich uczniów, a klasa składająca się ze zbuntowanych, pozbawionych ambicji zawadiaków próbuje udowodnić nauczycielowi swoją wyższość. W tym miejscu można spodziewać się próby charakteru, w której niczym w „12 Gniewnych Ludziach” silny psychicznie mężczyzna okiełzna chaotyczną grupę. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie – z początku pełen ambicji pedagog stara się jak może, ale depresyjna rzeczywistość rosyjskiej prowincji przygniata go coraz bardziej. Geograf wpisuje się w podobną konwencję co "Lewiatan" czy "Gruz 200" (albo polski "Dom zły"), jednak w odróżnieniu od brutalnej, łopatologicznej wręcz goryczy w wyżej wymienionych filmach pokazuje ją w nieco inny, słodko-gorzki (czy raczej gorzko-słodki) sposób.
Zapach kobiety (Scent of a woman, reż. Martin Brest, 1992, USA)
W gruncie rzeczy dość typowa opowieść o relacji mistrza i ucznia, która jednak urzeka kreacjami Ala Pacino i Chrisa O'Donnella. Emerytowany pułkownik Frank Slade (Pacino) nie może wybaczyć sobie, że wskutek głupiego wypadku niemal na własne życzenie stracił wzrok. Jest zgorzkniały i złośliwy, wciąż jednak pełen dumy i pewności siebie. Do weekendowej opieki nad oficerem najmuje się nieśmiały Charlie Simms (O'Donnell), który został wmanewrowany w szkolną aferę i kompletnie nie wie jak powinien postąpić. Frank wbrew woli rodziny wyrusza wraz z opiekunem w podróż do Nowego Jorku, gdzie obydwaj mężczyźni sporo się nauczą i podejmą ważne decyzje. Najsłabszą częścią filmu jest niestety pompatyczne, typowo hollywoodzkie zakończenie.
Wszystko, co kocham (reż. Jacek Borcuch, 2009, Polska)
Starcie 18-letnich, romantycznych chłopaków z bezduszną rzeczywistością początku lat osiemdziesiątych. Grupka przyjaciół zakłada zespół punkrockowy. Chcą wyrazić siebie, dać ujście młodzieńczej energii i przy okazji dobrze się bawić, z dala od protestującej Solidarności czy groźby inwazji Sowietów. Polityka siłą rzeczy przychodzi jednak do nich (ojciec głównego bohatera jest oficerem marynarki wojennej), co kończy się wieloma konfliktami. „Wszystko, co kocham” to piękna opowieść o dojrzewaniu w przededniu stanu wojennego – bez ostentacyjnej, bijącej z każdego kąta krytyki poprzedniego ustroju, bez nadętości, bez gloryfikowania czegokolwiek – no, może poza młodością. Mateusz Kościukiewicz w głównej roli sprawdził się bardzo dobrze, ale to kariera grającego tu drugoplanową postać Jakuba Gierszała wystrzeliła po WCK niczym z procy.
Szkoła uwodzenia (Cruel intensions, reż. Roger Cumble, 1999, USA)
Jedna z kilku adaptacji "Niebezpiecznych związków" Choderlos de Laclosa. Ta wersja rozgrywa się w amerykańskim liceum pełnym dobrze sytuowanej młodzieży. Uczniom niczego nie brakuje, wiodą próżne, pełne rozrywek życie. Sebastian i Katheryn, przybrane rodzeństwo lubujące się w manipulacji i zabawie uczuciami zawiera zakład – chłopak ma przed początkiem roku szkolnego przespać się z córką dyrektora szkoły, uchodzącą za „żelazną” dziewicę. Sytuacja wraz z rozwojem wydarzeń nieco się komplikuje, a jedyne, co pozostaje niezmienne to tytułowe „cruel intensions”. Film zawiera uderzeniową dawkę ludzkiej podłości, czasem bezsensownej, czasem delikatnie usprawiedliwionej, zawsze jednak okrutnej. A takowa potrafi być nawet zabójcza.
Whiplash (reż. Damien Chazelle, 2014, USA)
Trzy w pełni zasłużone Oscary (montaż, dźwięk aktor drugoplanowy), Złoty Glob, 3 nagrody BAFTA i szereg innych wyróżnień to chyba najlepsza rekomendacja. Whiplash to słodko-gorzka historia o chorobliwie ambitnym młodym perkusiście (Miles Teller), który stara się sprostać wymaganiom sadystycznego dyrygenta (J.K. Simmons). Konsekwencje dążenia do idealnego wykonania kilku utworów są jednak srogie, łącznie z rezygnacją z życia prywatnego. To opowieść o uporze i perfekcjonizmie, o ciągłym samodoskonaleniu, ale też o zawiści i konsekwencjach swoich działań. Ale przede wszystkim to opowieść o muzyce - kto po obejrzeniu tego filmu nie zapragnął posłuchać sobie jazzu, ten trąba.
Mechaniczna Pomarańcza (A Clockwork Orange, reż. Stanley Kubrick, 1971 USA, Wielka Brytania)
Oparty na znakomitej książce Anthony'ego Burgessa film w momencie premiery wzbudził wiele kontrowersji – reżysera oskarżano o kiczowatą stylistykę i epatowanie brutalnością. O ile pierwszy zarzut można jeszcze jakoś uznać (faktycznie w niektórych momentach scenografia i stroje bohaterów wydają się przestylizowane nawet w obrębie konwencji), o tyle oskarżenie o brutalność jest mocno na wyrost. Film, faktycznie, dość odważnie prezentuje bezwzględność Aleksa (ta rola to aktorskie opus magnum Malcolma MacDowella) i jego świty, jednak sceny te (nigdy zresztą nie przekraczające względnej granicy dobrego smaku) znacząco wzmacniają ładunek emocjonalny filmu. Kubrick przedstawia historię zwyrodniałego, choć bardzo inteligentnego osiłka – wspomnianego wcześniej Aleksa. W pewnym momencie Alex przeholował, przez co trafił do więzienia i został skierowany na eksperymentalną terapię. Leczenie zdaje się przynosić efekty, jednak czy cena, jaką przyszło za to zapłacić nie jest zbyt wysoka? Czy „człowiek pozbawiony wyboru przestaje być człowiekiem”? Całe szczęście, że reżyser zdecydował się oprzeć zakończenie na amerykańskiej, a nie brytyjskiej wersji książki – wyspiarska edycja zawierała jeden rozdział więcej, który znacząco zmieniał cały przekaz dzieła. Ostatecznie wyszedł film perfekcyjnie zrealizowany, choć bardzo specyficzny.
Słoń (Elephant, reż. Gus van Sant, 2003, USA)
Głośny film o masakrze w Columbine. Na szczęście twórcy uniknęli łopatologii i spłyconych analiz (czego nie można powiedzieć o „Zabawach z bronią” - drugim filmie o tej samej tematyce). Głównym elementem budowanie nastroju jest tu cisza, przydługie ujęcia pokazujące zwykły dzień amerykańskich nastolatków (sceny momentami są tak wolne i długie, że aż przywodzą na myśl "Odyseję kosmiczną"). Film zdaje się nie oceniać, a po prostu dokumentować, obserwować to, co się wydarzyło. Zimne zaprezentowanie procesu planowania i dokonania zbrodni ma swój urok, chociaż momentami brakuje jakiegoś wyrazistego punktu obok rewelacyjnej sceny z graniem Beethovena na pianinie. Co bardziej upierdliwi fani gier komputerowych przyczepią się również do produkcji, w którą gra jeden z napastników (została przygotowana specjalnie na potrzeby "Słonia") i która jest zwyczajnie… za słaba, żeby ktokolwiek się nią zainteresował.
Klub winowajców (Breakfast club, reż. John Hughes, 1985, USA)
Pięć osób z pięciu różnych bajek zostaje zmuszonych do spędzenia soboty w szkole. Początkowo się nie lubią, a nawet sobą gardzą, ale z upływem kolejnych godzin zawiązuje się między nimi nić porozumienia. Teoretycznie łączy ich tylko wspólny wróg w osobie złośliwego nauczyciela, jednak czy naprawdę grupka złożona ze strachliwego kujona, zapaśnika, emo-dziewczyny, szkolnej miss i zbuntowanego zbira nie może się odpowiednio dotrzeć i zostać zgraną ekipą? Odpowiedź oczywiście znamy już na wstępie, niemniej warto zobaczyć proces ścierania się odmiennych środowisk. Jedyny zarzut można mieć do nieco przerysowanej postaci młodocianego kryminalisty, choć on też ma swój urok.
Juno (reż. Jason Reitman, 2007, Kanada, USA)
Niemal każda recenzja tego filmu zawiera słowa typu „zaskoczenie” albo „niespodzianka”. Nic dziwnego – większość z nas słysząc frazę „historia o nastolatce w ciąży” szybko dopowiada sobie galopującą dydaktykę bijącą z ekranu. Tymczasem okazało się, że da się ująć ten temat zupełnie inaczej, lżej, zachowując jednak momentami powagę sytuacji. W efekcie obraz został nagrodzony w pełni zasłużonym Oscarem za najlepszy scenariusz oryginalny, a 20-letnia wówczas Ellen Page dzięki postaci Juno awansowała jako aktorka do wyższej ligi (czego efektem była później rola w "Incepcji").
Nasza klasa (Klass, reż. Ilmar Raag, 2007, Estonia)
Grupka estońskich licealistów poza typowymi dla tego wieku rozrywkami, takimi jak picie alkoholu, chodzenie na imprezy i palenie papierosów ma również inne hobby – regularnie upokarza kolegę z klasy, Joosepa. Maltretowany chłopak to typowy introwertyczny outsider – aspołeczny, stojący zwykle w kącie dziwak, który dla świętego spokoju nie stawia oporu prześladowcom. Ci, nie widząc zdecydowanej reakcji pozwalają sobie na coraz więcej. Gdy zabawy grupy przekraczają pewną granicę, w obronie ofiary staje Kaspar, jeden z przywódców towarzystwa. Kaspar za wychodzenie przed szereg traci swoją pozycję w stadzie, co w połączeniu z obojętnością nauczycieli i nieudolnością rodziców prowadzi do eskalacji przemocy. To ciężki, naturalistyczny film. Warto docenić rewelacyjną rolę Pärta Uusberga (Joosep).
Zło (Ondskan, reż Mikael Hafstrom, 2003, Dania, Szwecja)
Połowa XX wieku. 16-letni Erik nie ma za bardzo głowy do nauki. Lubi za to palić papierosy, włóczyć się po mieście i bić się z podobnymi sobie. W końcu matka, przerażona postępowaniem Erika postanawia zadłużyć się i wysłać syna do elitarnej szkoły z internatem. Tam prosty chłopak poznaje bogatą młodzież – przyszłą elitę narodu. Szybko okazuje się jednak, że z pozoru idealna placówka pełna jest obłudy, upokorzeń i brutalności – tytułowego zła. Erik, zaprawiony przecież w bojach chce odważnie stanąć do walki z jawną niesprawiedliwością. Musi jednak pamiętać, że każde takie działanie może doprowadzić do wyrzucenia go ze szkoły, co zaprzepaści karierę Erika i zrujnuje jego matkę. To surowy, wręcz zimny film o hamowaniu swojej agresji – nawet w przypadkach, gdy sytuacja wręcz domaga się wzięcia spraw we własne ręce.
Przypadek (reż. Krzysztof Kieślowski, 1981, Polska)
Trzy możliwe scenariusze życia, zależne od jednej sytuacji na dworcu – tytułowego przypadku. Wersje diametralnie różne, oparte na innych autorytetach, w towarzystwie innych osób, wszystkie jednak naznaczone wydarzeniami politycznymi w kraju. A pośrodku tego wszystkiego młody Witold Długosz (Bogusław Linda), który nie wie co ze sobą zrobić i rozpaczliwie szuka sposobu na życie. Przypadek prowokuje do refleksji i zostaje w pamięci na długo po seansie. Chciałbym zobaczyć współczesną wersję trzech wariantów życia młodego studenta, tym razem bez tak silnych nawiązań ideologicznych.
Buntownik bez powodu (Rebel without a cause, reż. Nicholas Ray, 1955, USA)
Film ważny z kilku powodów. Jeden z „wielkiej trójki” Jamesa Deana i pierwszy, który zwrócił uwagę kinowej publiczności na młodzieńcze problemy. Troje głównych bohaterów (z Deanem na czele) rozpaczliwie szuka pomysłu na siebie. Są zagubieni w amerykańskiej rzeczywistości i czują się samotni – nie pomagają ani nieudolni rodzice, ani obojętna szkoła, ani lekceważąca policja, choć teoretycznie bohaterowie nie przeżywają przed wydarzeniami z filmu jakichś wielkich, obiektywnych trudności (może poza Johnem) a problem wydaje się leżeć w ich podejściu do otoczenia. Wszystko to w „marynarkowej” stylistyce kina amerykańskiego lat pięćdziesiątych.
Charlie (The Perks of being a wallflower, reż. Stephen Chbosky, 2012, USA)
Dobra propozycja dla ludzi alergicznie reagujących na melodramaty. Aspołeczny, wrażliwy introwertyk rozpoczyna naukę w liceum i nie jest z tego powodu zbyt szczęśliwy. Szybko poznaje jednak kilku znajomych, którzy pomagają mu – nie bez trudności i gorzkich chwil - odnaleźć swoje miejsce w grupie. To właśnie nowi przyjaciele tytułowego Charliego stanowią o sile tej produkcji – są wyraziści, charyzmatyczni, a jednocześnie całkiem zwyczajni. Reżyserowi i scenarzyście w jednej osobie udało się napisać przejmującą, mocną, ale wiarygodną historię, co do której ma się wrażenie, że mogłaby rozegrać się w każdej szkole. Dobra rola (niestety krótkowłosej) Emmy Watson.
Miasto Boga (Cidade de Deus, reż Fernando Meireless, 2002, Brazylia, Francja)
Opowiedziana z niewiarygodnym wręcz luzem historia kilku chłopców, którzy przytłoczeni ciężką rzeczywistością brazylijskich faweli postanawiają przejąć kontrolę nad własnym losem. Prawo dżungli obowiązujące w slumsach (policja niespecjalnie ma ochotę się narażać) jest jednak bezlitosne, o czym młodzi gangsterzy szybko się przekonują. W nieprzyjaznym środowisku próbuje odnaleźć się Rocket – również pochodzący ze skrajnej biedy pasjonat fotografii. Rocket widzi, jak wraz z kolejnymi tragicznymi wydarzeniami zmieniają się charaktery ludzi z którymi dorastał i do czego prowadzi pozostawienie uzbrojonych po zęby dzieci samym sobie (skojarzenia z "Władcą Much" jak najbardziej słuszne). Na uwagę zasługuje świetny montaż – film, choć niewątpliwie smutny, ogląda się bardzo lekko. Cztery nominacje do Oscara i nie wiedzieć czemu, ani jednej statuetki.
Wszystko za życie (Into the wild, reż. Sean Penn, 2007, USA)
Jeden z filmów, które potrafią wywołać zaciekłe debaty. "Wszystko za życie" to oparty na faktach romantyczny obraz o poszukiwaniu szczęścia i odkrywaniu siebie. Młody Christopher (świetna rola Emile'a Hirscha) po skończeniu college'u podejmuje zaskakującą decyzję – zamiast wejść w „dorosły” wyścig szczurów o karierę i zaszczyty postanawia porzucić wszystko i wyjechać na Alaskę. Niektórzy widzowie (z autorem tekstu na czele) zarzucają Chrisowi patologiczną wręcz naiwność i egzaltację, przez co ciężko go polubić jako głównego bohatera. Na pewno warto jednak film ten obejrzeć i wyrobić sobie własne zdanie, bo niezależnie od opinii o Chrisie "Wszystko za życie" to pokaz reżyserskiego kunsztu Seana Penna, w dodatku okraszony oscarową muzyką Eddiego Veddera.
Ósmy dzień tygodnia (reż. Aleksander Ford, 1958, Polska)
Choć autor opowiadania stanowiącego podstawę fabuły – Marek Hłasko – otwarcie nazwał obraz Aleksandra Forda „gównem” i uważał, że opowiada on o tym, że „ludzie nie mają się gdzie rżnąć”, to jednak artystycznie film, pomimo prawie 70 lat od premiery, wciąż się broni. Naznaczony typowym dla polskiego kina lat pięćdziesiątych poczuciem przytłaczającego smutku „Ósmy dzień tygodnia” opowiada o oczekiwaniu na coś, co nie nadejdzie. Każda postać wierzy w wydarzenie, które zmieni jej życie. Główni bohaterowie to młoda para, która próbuje znaleźć miejsce dla siebie – tylko dla siebie. Miłość ma być azylem, który uchroni ich przed bolesną rzeczywistością powojennej Polski. Śmiertelnie chora matka Agnieszki czeka na śmierć. Przymusowy współlokator Zawadzki czeka, aż wreszcie naprawi motor. Brat Agnieszki, Grzegorz, czeka na odejście swojej kochanki od męża. To film, w którym wszyscy są przegrani. I mimo, że z trzech najbardziej znanych adaptacji opowiadań Marka Hłaski napisanych w latach pięćdziesiątych (pozostałe to „Baza ludzi umarłych” i „Pętla”) ten jest najsłabszy, to dalej warto się z nim zaznajomić.
Geograf przepił globus (Geograf globus propil, reż. Aleksandr Veledinsky, 2013, Rosja)
Nie jest to film stricte o młodzieży, ale odgrywa ona bardzo ważną rolę. Głównym bohaterem jest tutaj Viktor, który przypadkowo dostaje posadę nauczyciela geografii. Viktor nie za bardzo potrafi trafić do swoich uczniów, a klasa składająca się ze zbuntowanych, pozbawionych ambicji zawadiaków próbuje udowodnić nauczycielowi swoją wyższość. W tym miejscu można spodziewać się próby charakteru, w której niczym w „12 Gniewnych Ludziach” silny psychicznie mężczyzna okiełzna chaotyczną grupę. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie – z początku pełen ambicji pedagog stara się jak może, ale depresyjna rzeczywistość rosyjskiej prowincji przygniata go coraz bardziej. Geograf wpisuje się w podobną konwencję co "Lewiatan" czy "Gruz 200" (albo polski "Dom zły"), jednak w odróżnieniu od brutalnej, łopatologicznej wręcz goryczy w wyżej wymienionych filmach pokazuje ją w nieco inny, słodko-gorzki (czy raczej gorzko-słodki) sposób.
Zapach kobiety (Scent of a woman, reż. Martin Brest, 1992, USA)
W gruncie rzeczy dość typowa opowieść o relacji mistrza i ucznia, która jednak urzeka kreacjami Ala Pacino i Chrisa O'Donnella. Emerytowany pułkownik Frank Slade (Pacino) nie może wybaczyć sobie, że wskutek głupiego wypadku niemal na własne życzenie stracił wzrok. Jest zgorzkniały i złośliwy, wciąż jednak pełen dumy i pewności siebie. Do weekendowej opieki nad oficerem najmuje się nieśmiały Charlie Simms (O'Donnell), który został wmanewrowany w szkolną aferę i kompletnie nie wie jak powinien postąpić. Frank wbrew woli rodziny wyrusza wraz z opiekunem w podróż do Nowego Jorku, gdzie obydwaj mężczyźni sporo się nauczą i podejmą ważne decyzje. Najsłabszą częścią filmu jest niestety pompatyczne, typowo hollywoodzkie zakończenie.
Wszystko, co kocham (reż. Jacek Borcuch, 2009, Polska)
Starcie 18-letnich, romantycznych chłopaków z bezduszną rzeczywistością początku lat osiemdziesiątych. Grupka przyjaciół zakłada zespół punkrockowy. Chcą wyrazić siebie, dać ujście młodzieńczej energii i przy okazji dobrze się bawić, z dala od protestującej Solidarności czy groźby inwazji Sowietów. Polityka siłą rzeczy przychodzi jednak do nich (ojciec głównego bohatera jest oficerem marynarki wojennej), co kończy się wieloma konfliktami. „Wszystko, co kocham” to piękna opowieść o dojrzewaniu w przededniu stanu wojennego – bez ostentacyjnej, bijącej z każdego kąta krytyki poprzedniego ustroju, bez nadętości, bez gloryfikowania czegokolwiek – no, może poza młodością. Mateusz Kościukiewicz w głównej roli sprawdził się bardzo dobrze, ale to kariera grającego tu drugoplanową postać Jakuba Gierszała wystrzeliła po WCK niczym z procy.
Szkoła uwodzenia (Cruel intensions, reż. Roger Cumble, 1999, USA)
Jedna z kilku adaptacji "Niebezpiecznych związków" Choderlos de Laclosa. Ta wersja rozgrywa się w amerykańskim liceum pełnym dobrze sytuowanej młodzieży. Uczniom niczego nie brakuje, wiodą próżne, pełne rozrywek życie. Sebastian i Katheryn, przybrane rodzeństwo lubujące się w manipulacji i zabawie uczuciami zawiera zakład – chłopak ma przed początkiem roku szkolnego przespać się z córką dyrektora szkoły, uchodzącą za „żelazną” dziewicę. Sytuacja wraz z rozwojem wydarzeń nieco się komplikuje, a jedyne, co pozostaje niezmienne to tytułowe „cruel intensions”. Film zawiera uderzeniową dawkę ludzkiej podłości, czasem bezsensownej, czasem delikatnie usprawiedliwionej, zawsze jednak okrutnej. A takowa potrafi być nawet zabójcza.
Whiplash (reż. Damien Chazelle, 2014, USA)
Trzy w pełni zasłużone Oscary (montaż, dźwięk aktor drugoplanowy), Złoty Glob, 3 nagrody BAFTA i szereg innych wyróżnień to chyba najlepsza rekomendacja. Whiplash to słodko-gorzka historia o chorobliwie ambitnym młodym perkusiście (Miles Teller), który stara się sprostać wymaganiom sadystycznego dyrygenta (J.K. Simmons). Konsekwencje dążenia do idealnego wykonania kilku utworów są jednak srogie, łącznie z rezygnacją z życia prywatnego. To opowieść o uporze i perfekcjonizmie, o ciągłym samodoskonaleniu, ale też o zawiści i konsekwencjach swoich działań. Ale przede wszystkim to opowieść o muzyce - kto po obejrzeniu tego filmu nie zapragnął posłuchać sobie jazzu, ten trąba.
Mechaniczna Pomarańcza (A Clockwork Orange, reż. Stanley Kubrick, 1971 USA, Wielka Brytania)
Oparty na znakomitej książce Anthony'ego Burgessa film w momencie premiery wzbudził wiele kontrowersji – reżysera oskarżano o kiczowatą stylistykę i epatowanie brutalnością. O ile pierwszy zarzut można jeszcze jakoś uznać (faktycznie w niektórych momentach scenografia i stroje bohaterów wydają się przestylizowane nawet w obrębie konwencji), o tyle oskarżenie o brutalność jest mocno na wyrost. Film, faktycznie, dość odważnie prezentuje bezwzględność Aleksa (ta rola to aktorskie opus magnum Malcolma MacDowella) i jego świty, jednak sceny te (nigdy zresztą nie przekraczające względnej granicy dobrego smaku) znacząco wzmacniają ładunek emocjonalny filmu. Kubrick przedstawia historię zwyrodniałego, choć bardzo inteligentnego osiłka – wspomnianego wcześniej Aleksa. W pewnym momencie Alex przeholował, przez co trafił do więzienia i został skierowany na eksperymentalną terapię. Leczenie zdaje się przynosić efekty, jednak czy cena, jaką przyszło za to zapłacić nie jest zbyt wysoka? Czy „człowiek pozbawiony wyboru przestaje być człowiekiem”? Całe szczęście, że reżyser zdecydował się oprzeć zakończenie na amerykańskiej, a nie brytyjskiej wersji książki – wyspiarska edycja zawierała jeden rozdział więcej, który znacząco zmieniał cały przekaz dzieła. Ostatecznie wyszedł film perfekcyjnie zrealizowany, choć bardzo specyficzny.
Słoń (Elephant, reż. Gus van Sant, 2003, USA)
Głośny film o masakrze w Columbine. Na szczęście twórcy uniknęli łopatologii i spłyconych analiz (czego nie można powiedzieć o „Zabawach z bronią” - drugim filmie o tej samej tematyce). Głównym elementem budowanie nastroju jest tu cisza, przydługie ujęcia pokazujące zwykły dzień amerykańskich nastolatków (sceny momentami są tak wolne i długie, że aż przywodzą na myśl "Odyseję kosmiczną"). Film zdaje się nie oceniać, a po prostu dokumentować, obserwować to, co się wydarzyło. Zimne zaprezentowanie procesu planowania i dokonania zbrodni ma swój urok, chociaż momentami brakuje jakiegoś wyrazistego punktu obok rewelacyjnej sceny z graniem Beethovena na pianinie. Co bardziej upierdliwi fani gier komputerowych przyczepią się również do produkcji, w którą gra jeden z napastników (została przygotowana specjalnie na potrzeby "Słonia") i która jest zwyczajnie… za słaba, żeby ktokolwiek się nią zainteresował.
Klub winowajców (Breakfast club, reż. John Hughes, 1985, USA)
Pięć osób z pięciu różnych bajek zostaje zmuszonych do spędzenia soboty w szkole. Początkowo się nie lubią, a nawet sobą gardzą, ale z upływem kolejnych godzin zawiązuje się między nimi nić porozumienia. Teoretycznie łączy ich tylko wspólny wróg w osobie złośliwego nauczyciela, jednak czy naprawdę grupka złożona ze strachliwego kujona, zapaśnika, emo-dziewczyny, szkolnej miss i zbuntowanego zbira nie może się odpowiednio dotrzeć i zostać zgraną ekipą? Odpowiedź oczywiście znamy już na wstępie, niemniej warto zobaczyć proces ścierania się odmiennych środowisk. Jedyny zarzut można mieć do nieco przerysowanej postaci młodocianego kryminalisty, choć on też ma swój urok.
Juno (reż. Jason Reitman, 2007, Kanada, USA)
Niemal każda recenzja tego filmu zawiera słowa typu „zaskoczenie” albo „niespodzianka”. Nic dziwnego – większość z nas słysząc frazę „historia o nastolatce w ciąży” szybko dopowiada sobie galopującą dydaktykę bijącą z ekranu. Tymczasem okazało się, że da się ująć ten temat zupełnie inaczej, lżej, zachowując jednak momentami powagę sytuacji. W efekcie obraz został nagrodzony w pełni zasłużonym Oscarem za najlepszy scenariusz oryginalny, a 20-letnia wówczas Ellen Page dzięki postaci Juno awansowała jako aktorka do wyższej ligi (czego efektem była później rola w "Incepcji").
Nasza klasa (Klass, reż. Ilmar Raag, 2007, Estonia)
Grupka estońskich licealistów poza typowymi dla tego wieku rozrywkami, takimi jak picie alkoholu, chodzenie na imprezy i palenie papierosów ma również inne hobby – regularnie upokarza kolegę z klasy, Joosepa. Maltretowany chłopak to typowy introwertyczny outsider – aspołeczny, stojący zwykle w kącie dziwak, który dla świętego spokoju nie stawia oporu prześladowcom. Ci, nie widząc zdecydowanej reakcji pozwalają sobie na coraz więcej. Gdy zabawy grupy przekraczają pewną granicę, w obronie ofiary staje Kaspar, jeden z przywódców towarzystwa. Kaspar za wychodzenie przed szereg traci swoją pozycję w stadzie, co w połączeniu z obojętnością nauczycieli i nieudolnością rodziców prowadzi do eskalacji przemocy. To ciężki, naturalistyczny film. Warto docenić rewelacyjną rolę Pärta Uusberga (Joosep).
Zło (Ondskan, reż Mikael Hafstrom, 2003, Dania, Szwecja)
Połowa XX wieku. 16-letni Erik nie ma za bardzo głowy do nauki. Lubi za to palić papierosy, włóczyć się po mieście i bić się z podobnymi sobie. W końcu matka, przerażona postępowaniem Erika postanawia zadłużyć się i wysłać syna do elitarnej szkoły z internatem. Tam prosty chłopak poznaje bogatą młodzież – przyszłą elitę narodu. Szybko okazuje się jednak, że z pozoru idealna placówka pełna jest obłudy, upokorzeń i brutalności – tytułowego zła. Erik, zaprawiony przecież w bojach chce odważnie stanąć do walki z jawną niesprawiedliwością. Musi jednak pamiętać, że każde takie działanie może doprowadzić do wyrzucenia go ze szkoły, co zaprzepaści karierę Erika i zrujnuje jego matkę. To surowy, wręcz zimny film o hamowaniu swojej agresji – nawet w przypadkach, gdy sytuacja wręcz domaga się wzięcia spraw we własne ręce.
Przypadek (reż. Krzysztof Kieślowski, 1981, Polska)
Trzy możliwe scenariusze życia, zależne od jednej sytuacji na dworcu – tytułowego przypadku. Wersje diametralnie różne, oparte na innych autorytetach, w towarzystwie innych osób, wszystkie jednak naznaczone wydarzeniami politycznymi w kraju. A pośrodku tego wszystkiego młody Witold Długosz (Bogusław Linda), który nie wie co ze sobą zrobić i rozpaczliwie szuka sposobu na życie. Przypadek prowokuje do refleksji i zostaje w pamięci na długo po seansie. Chciałbym zobaczyć współczesną wersję trzech wariantów życia młodego studenta, tym razem bez tak silnych nawiązań ideologicznych.
Buntownik bez powodu (Rebel without a cause, reż. Nicholas Ray, 1955, USA)
Film ważny z kilku powodów. Jeden z „wielkiej trójki” Jamesa Deana i pierwszy, który zwrócił uwagę kinowej publiczności na młodzieńcze problemy. Troje głównych bohaterów (z Deanem na czele) rozpaczliwie szuka pomysłu na siebie. Są zagubieni w amerykańskiej rzeczywistości i czują się samotni – nie pomagają ani nieudolni rodzice, ani obojętna szkoła, ani lekceważąca policja, choć teoretycznie bohaterowie nie przeżywają przed wydarzeniami z filmu jakichś wielkich, obiektywnych trudności (może poza Johnem) a problem wydaje się leżeć w ich podejściu do otoczenia. Wszystko to w „marynarkowej” stylistyce kina amerykańskiego lat pięćdziesiątych.
Charlie (The Perks of being a wallflower, reż. Stephen Chbosky, 2012, USA)
Dobra propozycja dla ludzi alergicznie reagujących na melodramaty. Aspołeczny, wrażliwy introwertyk rozpoczyna naukę w liceum i nie jest z tego powodu zbyt szczęśliwy. Szybko poznaje jednak kilku znajomych, którzy pomagają mu – nie bez trudności i gorzkich chwil - odnaleźć swoje miejsce w grupie. To właśnie nowi przyjaciele tytułowego Charliego stanowią o sile tej produkcji – są wyraziści, charyzmatyczni, a jednocześnie całkiem zwyczajni. Reżyserowi i scenarzyście w jednej osobie udało się napisać przejmującą, mocną, ale wiarygodną historię, co do której ma się wrażenie, że mogłaby rozegrać się w każdej szkole. Dobra rola (niestety krótkowłosej) Emmy Watson.
Miasto Boga (Cidade de Deus, reż Fernando Meireless, 2002, Brazylia, Francja)
Opowiedziana z niewiarygodnym wręcz luzem historia kilku chłopców, którzy przytłoczeni ciężką rzeczywistością brazylijskich faweli postanawiają przejąć kontrolę nad własnym losem. Prawo dżungli obowiązujące w slumsach (policja niespecjalnie ma ochotę się narażać) jest jednak bezlitosne, o czym młodzi gangsterzy szybko się przekonują. W nieprzyjaznym środowisku próbuje odnaleźć się Rocket – również pochodzący ze skrajnej biedy pasjonat fotografii. Rocket widzi, jak wraz z kolejnymi tragicznymi wydarzeniami zmieniają się charaktery ludzi z którymi dorastał i do czego prowadzi pozostawienie uzbrojonych po zęby dzieci samym sobie (skojarzenia z "Władcą Much" jak najbardziej słuszne). Na uwagę zasługuje świetny montaż – film, choć niewątpliwie smutny, ogląda się bardzo lekko. Cztery nominacje do Oscara i nie wiedzieć czemu, ani jednej statuetki.
POWIĄZANIA Wszystko za życie (2007) Miasto Boga (2002) Ósmy dzień tygodnia (1958) Geograf przepił globus (2013) Zapach kobiety (1992) Wszystko, co kocham (2009) Szkoła uwodzenia (1999) Mechaniczna pomarańcza (1971) Whiplash (2014) Juno (2007) Słoń (2003) Zło (2003) Nasza klasa (2007) Przypadek (1981) Charlie (2012) Klub winowajców (1985) Buntownik bez powodu (1955)