Piątka Filmosfery - filmy, w których wystąpiły Emmy (Thompson&Watson)
Sylwia Nowak-Gorgoń | 2021-04-15Źródło: Filmosfera
Dzisiejsza „Piątka Filmosfery” była inspirowana dwiema kobietami. Łączy je bardzo dużo. Aktorki. Brytyjki. Obydwie urodziły się w tym samym dniu, 15 kwietnia. Spotkały się na planie takich filmów jak „Piękna i Bestia” czy seria „Harry Potter” . Łączy je też imię, które oznacza „tą, co niesie dobrą gwiazdę". Emmy. Emma Thompson i Emma Watson obchodzą dzisiaj urodziny…z tej okazji redakcja Filmosfery przedstawia warte uwagi filmy, w których wystąpiły aktorki.
1. „Okruchy dnia” (1993), reż. James Ivory
Adaptacja znakomitej powieści Kazuo Ishiguro. Historia życia ochmistrza Stevensa, który w trakcie podróży do niewidzianej od lat kobiety, z którą pracował, wspomina minione czasy. W historii kina „Okruchy dnia” zajmują szczególne miejsce. Jest to jedna z najpiękniejszych historii miłości. Miłości niespełnionej. Niewypowiedzianej. Nie ma tutaj namiętnych pocałunków, szaleństw, uniesień. Dzięki masce obojętności i dobrych manier zostają bezbłędnie ukryte wszelkie emocje, uczucia czy najmniejsze wzruszenia, ale to nie oznacza, iż ich nie ma. Uczucia i emocje, które nie są sformułowane, są mocno namacalne. Starają się wydostać poprzez drobne spojrzenie czy przerwane słowa. „Okruchy dnia” to wnikliwe studium charakteru Stevensa, człowieka całkowicie oddanego swojej pracy. Jego życie to służba, nie ma w nim miejsca na coś innego. Film w reżyserii Jamesa Ivory’ego to genialne połączenie głęboko poruszającej historii z perfekcyjnie skomponowanymi, aby ją opowiedzieć zdjęciami, montażem, muzyką czy scenografią. Jednak najmocniej na pierwszy plan wybijają się kreacje aktorskie. Chyba każdy zgodzi się, iż „Okruchy dnia” stanowią nadzwyczajny popis kunsztu Anthony’ego Hopkinsa i Emmy Thompson. Hopkins wznosi się na wyżyny swojego talentu, ale dzielnie towarzyszy mu Thompson. Jej postać utkana z delikatnych gestów, spojrzeń, ruchów udowadnia, że w kinie czasem mniej znaczy więcej. Wybitna rola w wybitnym filmie. Sylwia Nowak-Gorgoń
2. „Harry Potter i więzień Azkabanu” (2004), reż. Alfonso Cuarόn
Fani serii filmów o Harrym Potterze z pewnością mają swoje ulubione, jak i mniej lubiane części. Jednak przy okazji urodzin Emmy Thompson oraz Emmy Watson polecam przypomnieć sobie część trzecią, „Harry Potter i więzień Azkabanu”, gdyż to tutaj możemy podziwiać obie aktorki na ekranie. W „Harrym Potterze i więźniu Azkabanu” po raz pierwszy pojawiają się postaci Syriusza Blacka i Remusa Lupina, w których fantastycznie wcielają się Gary Oldman oraz David Thewlis, ale też poznajemy tu Sybillę Trelawney, którą perfekcyjnie wykreowała właśnie Emma Thompson. Jako szalona wróżbitka wzbudza naszą sympatię, śmiech i niekiedy lekką grozę. Z kolei Emma Watson to oczywiście jedna z trojga głównych bohaterów, czyli Hermiona Granger. To właśnie dzięki udziałowi w serii filmów o Harrym Potterze świat poznał Emmę Watson. Na oczach widzów Watson dorastała, przeobrażając się z uroczej dziewczynki w rezolutną nastolatkę, a w końcu w inteligentną, piękną kobietę i dobrą aktorkę, która swoją sławę wykorzystuje poza ekranem w szczytnych celach, jak wspieranie walki o prawa kobiet czy promowanie świadomej i zrównoważonej mody. A „Harry Potter i więzień Azkabanu” to oczywiście, jak zawsze w przypadku tej serii filmów, świetne efekty specjalne, perfekcyjnie dobrana muzyka i niepowtarzalna fabuła, które pozwalają nam przenieść się na ponad dwie godziny w magiczny, filmowy świat, który aż żal opuszczać wraz z końcem seansu. Katarzyna Piechuta
3. „Ratując pana Banksa” (2013), reż. John Lee Hancock
W filmie „Ratując pana Banksa” reżyser John Lee Hancock opowiada nam niezwykłą historię w dwóch perspektywach czasowych. Równolegle poznajemy losy młodego Walta Disneya (Colin Farrell), wychowującego córki uwielbiające książkę „Mary Poppins” autorstwa P. L. Travers, oraz Walta Disneya dwadzieścia lat później (Tom Hanks), gdy był już sławny i miał za sobą liczne produkcyjne sukcesy. Przez te wszystkie lata Walt Disney próbuje uzyskać prawa do ekranizacji „Mary Poppins”, gdyż obiecał to swoim ukochanym córkom. Cel nie jest łatwy do osiągnięcia, gdyż pisarka P. L. Travers (Emma Thompson) to kobieta zgryźliwa i bezkompromisowa, której zupełnie nie podoba się pomysł wtłoczenia stworzonej przez nią postaci w tryby hollywoodzkiej machiny. I tak naprawdę to właśnie postać Travers, w którą wcieliła się Emma Thompson, jest najjaśniejszym punktem tego obrazu. Sama historia jest oczywiście ciekawa i ta dualna fabuła świetnie wprowadza nas w magiczny świat Mary Poppins – ale to wszystko nie udałoby się bez rewelacyjnej Emmy Thompson, która wprost stopiła się z postacią Travers, ukazała jej chłodne, powierzchowne oblicze, jak i to, co kryje się pod spodem. Świetna, wyrazista rola Thompson – kolejna warta zobaczenia w jej imponującej filmografii. Katarzyna Piechuta
4. „Colonia” (2015), reż. Florian Gallenberger
Wrzesień 1973 roku. Lena Kortus, młoda stewardessa z RFN-u, przylatuje do Chile, aby spędzić czas ze swoim ukochanym, Danielem. Ich romatyczne spotkanie jednak nie trwa długo. Dochodzi do puczu, a władzę w kraju przejmuje junta wojskowa pod dowództwem Augusta Pinocheta. Daniel zostaje pojmany przez będący u władzy wojskowy reżim i oddelegowany do Colonii Dignidad (Kolonia Godności), katolickiej placówki wykorzystywanej jako ośrodek tortur i przesłuchań. Lena w akcie rozpaczy postanawia na własną rękę ocalić Daniela. Nie zostaje jej nic innego, jak dołączyć do Colonii Dignidad. „Colonia”, choć na początku seansu może nużyć zbyt sielankowym ukazanie relacji Leny i Daniela, to jest to sprawnie zrealizowana opowieść oparta na przerażających, autentycznych wydarzeniach, która potrafi wzbudzić w widzu zainteresowanie i utrzymać je do samego końca. Emma Watson w roli Leny wypada przekonująco. Nie jest to wybitna kreacja. Jednak to krok milowy dla kariery Watson, która tą rolą ewidentnie pokazała, że ma aspiracje, aby być kojarzoną z „dojrzałymi” rolami, a nie tylko z Hermioną Granger. Sylwia Nowak-Gorgoń
5. „Małe kobietki” (2019), reż. Greta Gerwig
„Małe kobietki” w reżyserii Grety Gerwig to kolejna, jedna z wielu ekranizacji słynnej książki Louise May Alcott. Pokazanie tej historii w świeżej i adekwatnej do dzisiejszych czasów odsłonie z pewnością nie było łatwym zadaniem. Greta Gerwig jednak podjęła to wyzwanie, a efekt zdecydowanie można ocenić jako udany. Film opowiada o losach sióstr March. Gdy ich ojciec udaje się na wojnę secesyjną, cztery siostry – Meg (Emma Watson), Jo (Saoirse Ronan), Amy (Florence Puth) i Beth (Eliza Scanlen) – wraz z matką Marmee (Laura Dern) pozostają w domu i próbują jakoś sobie radzić w tych ciężkich czasach. Na ekranie obserwujemy, jak dziewczęta dorastają, z beztroskich nastolatek przeradzając się w młode kobiety i wspólnie doświadczając wzlotów i upadków dojrzewania. Ważne miejsce w ich życiu zaczyna również odgrywać sąsiad Laurie (Timothée Chalamet), który staje się przyjacielem całej rodziny. „Małe kobietki” to historia nostalgiczna, pełna emocji i wzruszeń. Greta Gerwig jednak ją unowocześniła, nadała nowy wydźwięk poprzez zabieg prowadzenia fabuły w dwóch perspektywach czasowych. Uwypukliła ten efekt poprzez ukazanie wydarzeń z przeszłości w ciepłych barwach – zupełnie, jakby wspomnienia z dzieciństwa były bardziej kolorowe i weselsze niż teraźniejszość. Natomiast zdarzenia rozgrywające się w teraźniejszości Gerwig przedstawiła w chłodnych barwach, co doskonale oddaje intencję interpretacji dojrzałości i dorosłości jako czasu, w którym przestajemy idealizować świat, a nasze marzenia często przegrywają w konfrontacji z rzeczywistością. Bohaterki „Małych kobietek” nie są też postaciami czarno-białymi, przez co nie wydają się stereotypowe i jednowymiarowe. Aktorki wcielające się w role sióstr, ale również Meryl Streep grająca ich ciotkę, stworzyły ciekawe i wiarygodne kreacje. Emma Watson w roli Meg, jako najstarsza z sióstr, jest tutaj tą najbardziej „tradycyjną”. Watson jako filmowa Meg jednak doskonale pokazała, że jej postaci daleko do wchodzenia w utarte schematy społeczne, zaś życie w biedzie u boku męża z ukochanymi dziećmi, jest zwyczajnie jej świadomym wyborem. W efekcie Emma Watson stworzyła postać z krwi i kości, której nie sposób nie lubić, która budzi nasze zrozumienie i wzbudza same ciepłe uczucia. Katarzyna Piechuta
Adaptacja znakomitej powieści Kazuo Ishiguro. Historia życia ochmistrza Stevensa, który w trakcie podróży do niewidzianej od lat kobiety, z którą pracował, wspomina minione czasy. W historii kina „Okruchy dnia” zajmują szczególne miejsce. Jest to jedna z najpiękniejszych historii miłości. Miłości niespełnionej. Niewypowiedzianej. Nie ma tutaj namiętnych pocałunków, szaleństw, uniesień. Dzięki masce obojętności i dobrych manier zostają bezbłędnie ukryte wszelkie emocje, uczucia czy najmniejsze wzruszenia, ale to nie oznacza, iż ich nie ma. Uczucia i emocje, które nie są sformułowane, są mocno namacalne. Starają się wydostać poprzez drobne spojrzenie czy przerwane słowa. „Okruchy dnia” to wnikliwe studium charakteru Stevensa, człowieka całkowicie oddanego swojej pracy. Jego życie to służba, nie ma w nim miejsca na coś innego. Film w reżyserii Jamesa Ivory’ego to genialne połączenie głęboko poruszającej historii z perfekcyjnie skomponowanymi, aby ją opowiedzieć zdjęciami, montażem, muzyką czy scenografią. Jednak najmocniej na pierwszy plan wybijają się kreacje aktorskie. Chyba każdy zgodzi się, iż „Okruchy dnia” stanowią nadzwyczajny popis kunsztu Anthony’ego Hopkinsa i Emmy Thompson. Hopkins wznosi się na wyżyny swojego talentu, ale dzielnie towarzyszy mu Thompson. Jej postać utkana z delikatnych gestów, spojrzeń, ruchów udowadnia, że w kinie czasem mniej znaczy więcej. Wybitna rola w wybitnym filmie. Sylwia Nowak-Gorgoń
2. „Harry Potter i więzień Azkabanu” (2004), reż. Alfonso Cuarόn
Fani serii filmów o Harrym Potterze z pewnością mają swoje ulubione, jak i mniej lubiane części. Jednak przy okazji urodzin Emmy Thompson oraz Emmy Watson polecam przypomnieć sobie część trzecią, „Harry Potter i więzień Azkabanu”, gdyż to tutaj możemy podziwiać obie aktorki na ekranie. W „Harrym Potterze i więźniu Azkabanu” po raz pierwszy pojawiają się postaci Syriusza Blacka i Remusa Lupina, w których fantastycznie wcielają się Gary Oldman oraz David Thewlis, ale też poznajemy tu Sybillę Trelawney, którą perfekcyjnie wykreowała właśnie Emma Thompson. Jako szalona wróżbitka wzbudza naszą sympatię, śmiech i niekiedy lekką grozę. Z kolei Emma Watson to oczywiście jedna z trojga głównych bohaterów, czyli Hermiona Granger. To właśnie dzięki udziałowi w serii filmów o Harrym Potterze świat poznał Emmę Watson. Na oczach widzów Watson dorastała, przeobrażając się z uroczej dziewczynki w rezolutną nastolatkę, a w końcu w inteligentną, piękną kobietę i dobrą aktorkę, która swoją sławę wykorzystuje poza ekranem w szczytnych celach, jak wspieranie walki o prawa kobiet czy promowanie świadomej i zrównoważonej mody. A „Harry Potter i więzień Azkabanu” to oczywiście, jak zawsze w przypadku tej serii filmów, świetne efekty specjalne, perfekcyjnie dobrana muzyka i niepowtarzalna fabuła, które pozwalają nam przenieść się na ponad dwie godziny w magiczny, filmowy świat, który aż żal opuszczać wraz z końcem seansu. Katarzyna Piechuta
3. „Ratując pana Banksa” (2013), reż. John Lee Hancock
W filmie „Ratując pana Banksa” reżyser John Lee Hancock opowiada nam niezwykłą historię w dwóch perspektywach czasowych. Równolegle poznajemy losy młodego Walta Disneya (Colin Farrell), wychowującego córki uwielbiające książkę „Mary Poppins” autorstwa P. L. Travers, oraz Walta Disneya dwadzieścia lat później (Tom Hanks), gdy był już sławny i miał za sobą liczne produkcyjne sukcesy. Przez te wszystkie lata Walt Disney próbuje uzyskać prawa do ekranizacji „Mary Poppins”, gdyż obiecał to swoim ukochanym córkom. Cel nie jest łatwy do osiągnięcia, gdyż pisarka P. L. Travers (Emma Thompson) to kobieta zgryźliwa i bezkompromisowa, której zupełnie nie podoba się pomysł wtłoczenia stworzonej przez nią postaci w tryby hollywoodzkiej machiny. I tak naprawdę to właśnie postać Travers, w którą wcieliła się Emma Thompson, jest najjaśniejszym punktem tego obrazu. Sama historia jest oczywiście ciekawa i ta dualna fabuła świetnie wprowadza nas w magiczny świat Mary Poppins – ale to wszystko nie udałoby się bez rewelacyjnej Emmy Thompson, która wprost stopiła się z postacią Travers, ukazała jej chłodne, powierzchowne oblicze, jak i to, co kryje się pod spodem. Świetna, wyrazista rola Thompson – kolejna warta zobaczenia w jej imponującej filmografii. Katarzyna Piechuta
4. „Colonia” (2015), reż. Florian Gallenberger
Wrzesień 1973 roku. Lena Kortus, młoda stewardessa z RFN-u, przylatuje do Chile, aby spędzić czas ze swoim ukochanym, Danielem. Ich romatyczne spotkanie jednak nie trwa długo. Dochodzi do puczu, a władzę w kraju przejmuje junta wojskowa pod dowództwem Augusta Pinocheta. Daniel zostaje pojmany przez będący u władzy wojskowy reżim i oddelegowany do Colonii Dignidad (Kolonia Godności), katolickiej placówki wykorzystywanej jako ośrodek tortur i przesłuchań. Lena w akcie rozpaczy postanawia na własną rękę ocalić Daniela. Nie zostaje jej nic innego, jak dołączyć do Colonii Dignidad. „Colonia”, choć na początku seansu może nużyć zbyt sielankowym ukazanie relacji Leny i Daniela, to jest to sprawnie zrealizowana opowieść oparta na przerażających, autentycznych wydarzeniach, która potrafi wzbudzić w widzu zainteresowanie i utrzymać je do samego końca. Emma Watson w roli Leny wypada przekonująco. Nie jest to wybitna kreacja. Jednak to krok milowy dla kariery Watson, która tą rolą ewidentnie pokazała, że ma aspiracje, aby być kojarzoną z „dojrzałymi” rolami, a nie tylko z Hermioną Granger. Sylwia Nowak-Gorgoń
5. „Małe kobietki” (2019), reż. Greta Gerwig
„Małe kobietki” w reżyserii Grety Gerwig to kolejna, jedna z wielu ekranizacji słynnej książki Louise May Alcott. Pokazanie tej historii w świeżej i adekwatnej do dzisiejszych czasów odsłonie z pewnością nie było łatwym zadaniem. Greta Gerwig jednak podjęła to wyzwanie, a efekt zdecydowanie można ocenić jako udany. Film opowiada o losach sióstr March. Gdy ich ojciec udaje się na wojnę secesyjną, cztery siostry – Meg (Emma Watson), Jo (Saoirse Ronan), Amy (Florence Puth) i Beth (Eliza Scanlen) – wraz z matką Marmee (Laura Dern) pozostają w domu i próbują jakoś sobie radzić w tych ciężkich czasach. Na ekranie obserwujemy, jak dziewczęta dorastają, z beztroskich nastolatek przeradzając się w młode kobiety i wspólnie doświadczając wzlotów i upadków dojrzewania. Ważne miejsce w ich życiu zaczyna również odgrywać sąsiad Laurie (Timothée Chalamet), który staje się przyjacielem całej rodziny. „Małe kobietki” to historia nostalgiczna, pełna emocji i wzruszeń. Greta Gerwig jednak ją unowocześniła, nadała nowy wydźwięk poprzez zabieg prowadzenia fabuły w dwóch perspektywach czasowych. Uwypukliła ten efekt poprzez ukazanie wydarzeń z przeszłości w ciepłych barwach – zupełnie, jakby wspomnienia z dzieciństwa były bardziej kolorowe i weselsze niż teraźniejszość. Natomiast zdarzenia rozgrywające się w teraźniejszości Gerwig przedstawiła w chłodnych barwach, co doskonale oddaje intencję interpretacji dojrzałości i dorosłości jako czasu, w którym przestajemy idealizować świat, a nasze marzenia często przegrywają w konfrontacji z rzeczywistością. Bohaterki „Małych kobietek” nie są też postaciami czarno-białymi, przez co nie wydają się stereotypowe i jednowymiarowe. Aktorki wcielające się w role sióstr, ale również Meryl Streep grająca ich ciotkę, stworzyły ciekawe i wiarygodne kreacje. Emma Watson w roli Meg, jako najstarsza z sióstr, jest tutaj tą najbardziej „tradycyjną”. Watson jako filmowa Meg jednak doskonale pokazała, że jej postaci daleko do wchodzenia w utarte schematy społeczne, zaś życie w biedzie u boku męża z ukochanymi dziećmi, jest zwyczajnie jej świadomym wyborem. W efekcie Emma Watson stworzyła postać z krwi i kości, której nie sposób nie lubić, która budzi nasze zrozumienie i wzbudza same ciepłe uczucia. Katarzyna Piechuta