Tele-Hity Filmosfery
Katarzyna Piechuta | 2013-04-26Źródło: Filmosfera
Piątek (26.04), Polsat, 22:00
Hellboy (2004)
Produkcja: USA
Reżyseria: Guillermo del Toro
Obsada: Ron Perlman, John Hurt, Selma Blair, Rupert Evans
Opis: Urodzony w płomieniach 60 lat temu podczas II Wojny Światowej Hellboy został zesłany na ziemię przez okrutnego szaleńca Grigori Rasputina z zamysłem czynienia zła. Hellboy miał być zwiastunem apokalipsy spełnionej, jednak został uratowany przez Aliantów, na których czele stał profesor Broom, założyciel tajnej organizacji B.B.P.O (Biuro Badań Paranormalnych i Obrony). Broom wziął Hellboy'a pod swoją opiekę i wychował jak własnego syna, rozwijając w nim paranormalne umiejętności. Z czasem, pomimo swojego szatańskiego pochodzenia, Hellboy staje się mistrzem czynienia dobra – zwalczając siły ciemności zagrażające światu.
Rekomendacja Filmosfery (Mateusz Michałek): W czasach niezwykłej popularności adaptacji komiksów należy zastanowić się nad ich wartościami artystycznymi. Osobiście wyróżniłbym 3 nurty ekranizacji: ultrarealizm („Mroczny rycerz”, „X-Men: Pierwsza klasa”), widowisko sci-fi („Avengers”, „Thor”) oraz współczesna baśń. Do ostatniej grupy należy zaliczyć przede wszystkim prawdziwie komiksowe arcydzieło Guillermo Del Toro - „Hellboy”: obraz wyróżniający się na tle tematycznie podobnych produkcji niezwykłym polotem, wyobraźnią i błyskotliwością twórcy, pełną gamą zjawiskowych oraz niezwykle plastycznych bohaterów, wizualnych i kolorowych impresji, a także zaskakująco ciekawych i urodziwych, mrocznych sekwencji. „Hellboy’owi” warto poświęcić uwagę również z powodu fantastycznego, czarnego poczucia humoru oraz nieco przerysowanego podejścia do głównego bohatera, który wbrew amerykańskim standardom, zdecydowanie nie stanowi wzoru do naśladowania dla młodych Amerykanów. Del Toro swoim obrazem zdecydowanie wyszedł poza ramy klasycznej ekranizacji komiksów, tworząc niedościgniony wzór dla kolejnych adaptatorów tego gatunku. „Hellboy” to zdecydowanie obowiązkowa pozycja dla każdego komiksomaniaka i nie tylko.
Sobota (27.04), TVN, 21:45
Wielki Mike (2009)
Produkcja: USA
Reżyseria: John Lee Hancock
Obsada: Sandra Bullock, Quinton Aaron, Kathy Bates, Lily Collins, Jae Head
Opis: Film ukaże historię Michaela Ohera, zawodowego futbolisty, wybranego jako jednego z pierwszych w tegorocznym drafcie zawodowej ligi NFL. Jako nastolatek Oher nie miał domu, został przygarnięty przez konserwatywną, bogatą rodzinę.
Rekomendacja Filmosfery: „Wielki Mike” to film oparty na faktach (a dokładnie nakręcony na podstawie książki opowiadającej o prawdziwej historii), jednak daleko mu do obrazu, w którym chodzi o wierne oddanie rzeczywistości. Mimo iż fakty nie są przeinaczone, to jednak film jest nieco tendencyjny w swojej wymowie – głównym jego zadaniem jest opowiedzenie historii o realizacji amerykańskiego snu. „Wielki Mike” jest przez to obrazem momentami przesłodzonym i zbyt idealistycznym – jednak jeżeli spojrzeć na to z drugiej strony, stanowi to zarazem jego zaletę. Film ma bardzo pozytywny wydźwięk, napawa nadzieją w ludzi i w to, że jednak istnieją na tym świecie dobroć i sprawiedliwość. Historia czarnoskórego sportowca jest naprawdę wzruszająca i miło się ją ogląda. Jest to film pozytywnie nastrajający – idealny na odprężający, sobotni wieczór.
Niedziela (28.04), TVN 7, 15:00
Maverick (1994)
Produkcja: USA
Reżyseria: Richard Donner
Obsada: Mel Gibson, Jodie Foster, James Garner, Graham Greene, James Coburn
Opis: Najsłynniejsi na Dzikim Zachodzie pokerzyści postanawiają zagrać ze sobą o najwyższe stawki. Przy pokerowym stole zasiądą między innymi czarujący oszust Maverick oraz piękna i wyjątkowo sprytna Annabelle. Zanim jednak dotrą na miejsce gry, każde z nich będzie musiało przezwyciężyć liczne kłopoty i wyjść z niejednej opresji.
Rekomendacja Filmosfery: „Maverick” należy do dość rzadkiego gatunku filmowego, jakim jest western komediowy. Osobiście bardzo lubię tę kategorię i chętnie oglądam starsze obrazy zaliczające się do niej, jak „Mały Wielki Człowiek” czy właśnie „Maverick”, bo z kolei nowsze produkcje z XXI wieku, jak choćby „SexiPistols”, kompletnie mnie rozczarowały. „Maverick” jest dobrym filmem w swojej kategorii – komedią, która rzeczywiście śmieszy, z zabawnymi dialogami, scenami i postaciami, a cała opowieść osadzona jest w realiach Dzikiego Zachodu. Duet dwojga głównych bohaterów – w tych rolach Mel Gibson i Jodie Foster – idealnie zgrał się w „Mavericku”, a na wspólne sceny tej dwójki patrzy się z prawdziwą przyjemnością. Aktorzy nie tylko na ekranie stworzyli zgraną parę – przyjaźnią się również prywatnie i być może dzięki temu widać w filmie, że oni po prostu dobrze czują się w swoim towarzystwie. Przezabawną kreację udało się także stworzyć Grahamowi Greene’owi, aktorowi słynącemu z udziału w licznych westernach – tutaj tworzy on niejako parodię samego siebie. Reżyser filmu Richard Donner, znany przede wszystkim jako twórca serii „Zabójczej broni”, świetnie poradził sobie z kompletnie innym gatunkiem – jednak jeden element pozostał wspólny: Mel Gibson. Kto lubi tego aktora, ten nie może przegapić „Mavericka”. Polecam film także fanom westernów – zawsze ciekawym doświadczeniem jest spojrzeć na lubiany przez siebie gatunek filmowy z nieco innej pespektywy.
Wtorek (30.04), TVP 1, 21:15
Zapach kobiety (1992)
Produkcja: USA
Reżyseria: Martin Brest
Obsada: Al. Pacino, Chris O’Donnell, Gabrielle Anwar, Philip Seymour Hoffman
Opis: Maturzysta dostojnej szkoły (Chris O'Donnell) zostaje zamieszany w uczniowską aferę, która stawia go wobec dylematu: donieść na kolegów i ocalić własną skórę, czy też odmówić współpracy i ocalić honor. Podczas długiego weekendu podejmuje się opieki nad niewidomym, emerytowanym oficerem (Al Pacino). Niełatwy podopieczny zarządza wspólną wyprawę do Nowego Jorku, której program obejmuje pobyt w hotelu Astoria, wizyty w drogich restauracjach, łóżkowe spotkania z piękną kobietą oraz na koniec palnięcie sobie w łeb ze służbowego pistoletu.
Czy ten plan Pacino zostanie wypełniony do ostatniego punktu? Czy kilkudniowa podróż z głęboko nieszczęśliwym, ale nie tracącym poczucia humoru mężczyzną pozwoli O'Donnellowi rozwiązać swój problem?
Rekomendacja Filmosfery (Barbara Wiśniewska): „Zapach kobiety” to jeden z najpiękniejszych filmów, jakie miałam okazję zobaczyć w swoim dość krótkim życiu. Jego poetyka sprawia, że pozostawia on ślad na długo po zakończeniu seansu. Zdecydowanie najmocniejszym punktem obrazu jest bezbłędna i brawurowa kreacja, stworzona przez genialnego Ala Pacino. Wielokrotnie utwierdzał on widzów w przekonaniu, że jest wielkim aktorem. Rolą w „Zapachu kobiety” tylko potwierdził swoją wielkość. Kroku nie ustępuje mu ekranowy partner, Chris O'Donnell, który udowodnił, że drzemie w nim potencjał. Pacino i O'Donnell pokazali, że dobrze czują się w swoim towarzystwie. Dało się odczuć chemię, którą zbudowali na ekranie. Postacie, w które się wcielili, są całkowitymi przeciwieństwami, a oni podkreślili to w malowniczy sposób. Stopniowo rodząca się przyjaźń między bohaterami była bardzo realistyczna, pełna zgrzytów i nieporozumień. Zarówno Charlie, jak i Frank, uczyli się siebie nawzajem, budując przy tym wyjątkową przyjaźń. Pokazali, że przeciwieństwa się przyciągają. „Zapach kobiety” jest wyjątkowy również z innego powodu. Scenariusz tego filmu to istna kopania kultowych cytatów. Co rusz w obrazie padały zwroty godne zapamiętania. I jeszcze jedna ważna rzecz – według mnie najpiękniejsza scena w historii kina to bez wątpienia pamiętne wykonanie tanga.
Środa (1.05), Kino Polska, 20:15
Seksmisja (1984)
Produkcja: Polska
Reżyseria: Juliusz Machulski
Obsada: Jerzy Stuhr, Olgierd Łukaszewicz, Bożena Stryjkówna, Wiesław Michnikowski
Opis: Akcja filmu rozpoczyna się w sierpniu 1991 roku. Telewizja transmituje eksperyment, w którym Maks i Albert dobrowolnie poddają się hibernacji. Budzą się dopiero w roku 2044. Od opiekującej się nimi doktor Lamii dowiadują się, że w czasie ich snu wybuchła na Ziemi wojna nuklearna. Jednym z jej efektów było całkowite zniszczenie genów męskich, w związku z czym są obecnie prawdopodobnie jedynymi mężczyznami na planecie, a kobiety, dzięki partenogenezie, od dawna rodzą same dziewczynki. Przed głównymi bohaterami bardzo trudne zadanie przywrócenia normalnego "porządku natury".
Rekomendacja Filmosfery: Ta jedna z najsłynniejszych polskich komedii chyba nigdy się nie zestarzeje. Można ją oglądać wielokrotnie i za każdym razem śmieszy tak samo. To przede wszystkim zasługa świetnego scenariusza Juliusza Machulskiego – bez niego nie byłoby całej tej niezwykle oryginalnej i niesamowicie zabawnej historii. I oczywiście drugi aspekt, bez którego film nie byłby już tym samym – obsada aktorska. Dwoje głównych bohaterów, Jerzy Stuhr i Olgierd Łukaszewicz, są wprost stworzeni do ról Maksa i Alberta. Tworzą razem komiczny wprost duet. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że jeden z najzabawniejszych w historii kina – a już na pewno kina polskiego. Co jeszcze kojarzy nam się z „Seksmisją”? Oczywiście mnóstwo znanych cytatów, z których wiele weszło do codziennego słownika przeciętnego Polaka: jak choćby słynne „Kobieta mnie bije…” czy „Ciemność, widzę ciemność, ciemność widzę”. Większość widzów pewnie widziała ten film i to, być może, niejeden raz – ale „Seksmisja” jest tak dobrą komedią, że można ją sobie raz na jakiś czas odświeżyć, nie zaznając przy tym poczucia zmarnowanego czasu.