Weekendowa Filmosfera #113
Sylwia Nowak-Gorgoń | 2022-09-02Źródło: Filmosfera
Koniec wakacji. Błogiego lenistwa. Początek roku szkolnego. Czas pełen wyzwań i pracy. Jednak może ktoś znajdzie czas na dobry film. Poniżej nasze redakcyjne propozycje na pierwszy wrześniowy weekend. Wszystkie tytuły dostępne są na popularnych platformach streamingowych.
Przerażający piątek z „Adwokatem diabła” (1997), reż. Taylor Hackford [#CHILI, #RAKUTEN]
Już sam tytuł filmu Taylora Hackforda jest elektryzujący – nie wiemy, czy chodzi o przenośnię, czy może powinno się go odczytywać dosłownie. I nie na tytule Hackford poprzestaje – „Adwokat diabła” to świetny thriller: mroczny, tajemniczy, dający odczuć, że tuż za rogiem czai się niebezpieczeństwo. Adwokatowi Kevinowi Lomaxowi (Keanu Reeves) złożona zostaje kusząca propozycja przez elitarną nowojorską firmę. W rolę szefa Lomaxa wcielił się nie kto inny, tylko sam Al Pacino. Rozpoczyna się mrożąca krew w żyłach gra, w której stawką jest nie tylko życie Lomaxa i jego żony (Charlize Theron), ale również… dusza głównego bohatera. Film zawiera w sobie elementy moralitetu, ciągle przeplatają się w opowieści elementy dobra i zła, pomiędzy którymi główny bohater nieustannie lawiruje. „Adwokat diabła” to nie film dla ludzi o słabych nerwach, choć i tacy raczej nie będą żałować, gdy go obejrzą. Bowiem trzymający w napięciu nastrój to nie wszystko – liczy się również przesłanie filmu, które ma wydźwięk przede wszystkim moralny. Co my zrobilibyśmy na miejscu Kevina Lomaxa? No właśnie. Życie jest sztuką wyboru – ta sentencja zdaje się idealnie oddawać istotę „Adwokata diabła”. Katarzyna Piechuta
Przerażający piątek z „Adwokatem diabła” (1997), reż. Taylor Hackford [#CHILI, #RAKUTEN]
Już sam tytuł filmu Taylora Hackforda jest elektryzujący – nie wiemy, czy chodzi o przenośnię, czy może powinno się go odczytywać dosłownie. I nie na tytule Hackford poprzestaje – „Adwokat diabła” to świetny thriller: mroczny, tajemniczy, dający odczuć, że tuż za rogiem czai się niebezpieczeństwo. Adwokatowi Kevinowi Lomaxowi (Keanu Reeves) złożona zostaje kusząca propozycja przez elitarną nowojorską firmę. W rolę szefa Lomaxa wcielił się nie kto inny, tylko sam Al Pacino. Rozpoczyna się mrożąca krew w żyłach gra, w której stawką jest nie tylko życie Lomaxa i jego żony (Charlize Theron), ale również… dusza głównego bohatera. Film zawiera w sobie elementy moralitetu, ciągle przeplatają się w opowieści elementy dobra i zła, pomiędzy którymi główny bohater nieustannie lawiruje. „Adwokat diabła” to nie film dla ludzi o słabych nerwach, choć i tacy raczej nie będą żałować, gdy go obejrzą. Bowiem trzymający w napięciu nastrój to nie wszystko – liczy się również przesłanie filmu, które ma wydźwięk przede wszystkim moralny. Co my zrobilibyśmy na miejscu Kevina Lomaxa? No właśnie. Życie jest sztuką wyboru – ta sentencja zdaje się idealnie oddawać istotę „Adwokata diabła”. Katarzyna Piechuta
Superbohaterska sobota z „Niezniszczalnym” (2000), reż. M. Night Shyamalan [#CHILI]
Moim skromnym zdaniem jeden z najbardziej niedocenionych filmów w historii. Po tragicznym wypadku kolejowym okazuje się, że David Dunn (Bruce Willis) jest jedynym ocalałym. Mało tego. Nie odniósł żadnych obrażeń. Jego osobą zaczyna się interesować mocno schorowany, tajemniczy fanatyk komiksów Elijah Price (Samuel L. Jackson). Twierdzi on, że David może dysponować niezwykłą siłą i być niezniszczalny. „Niezniszczalny” to świetny thriller z elementami zjawisk nadprzyrodzonych. Pełen dwuznaczności i zwrotów akcji. Night Shyamalan stworzył przejmującą genezę superbohatera. Niezwykle zwyczajną, przejmująco ludzką. Nikt inny nie mógł zagrać Davida Dunna. Tylko Bruce Willis. Aktor, który swoją kultową rolą w „Szklanej pułapce” „stworzył” nowy typ bohatera. Zwykłego faceta, który znalazł się w niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie. Taki jest David Dunn. Zwyczajnie niezwyczajnie. Jeden z najciekawszych portretów superbohatera w historii kina. Dalsze losy Davida Dunna można zobaczyć w „Split” (2016) oraz „Glass” (2019). Sylwia Nowak-Gorgoń
Niepokojąca niedziela z „Białą wstążką” (2009), reż. Michael Haneke [#CINEMAN]
Filmy Michaela Hanekego nie należą do obrazów łatwych w odbiorze. Reżyser nie podaje interpretacji na talerzu, a jego filmy można odczytywać na wiele sposobów – nic dziwnego więc, że dzieła te zawsze wzbudzają gorące dyskusje w świecie filmowym. Nie inaczej było w przypadku „Białej wstążki”, docenionej i nagrodzonej na licznych festiwalach. Akcja toczy się na rok przed wybuchem I wojny światowej w małej niemieckiej wiosce. Seria dziwnych zdarzeń – wypadek, pożar oraz zniknięcie dwójki dzieci – stanowią szok dla mieszkańców. Nikt nie spodziewa się, jak mroczna i przerażająca okaże się prawda… W treści „Białej wstążki” jedni dopatrują się genezy faszyzmu, inni z kolei wskazują na obraz dzieciństwa przedstawiony w filmie, jeszcze inni jako główny wątek wymieniają przenikającą niemiecką kulturę konserwatyzmu hipokryzję. Haneke posiada niewątpliwy talent do wydobywania z opowiadanej historii wielu warstw interpretacyjnych, przez co jego produkcje najlepiej byłoby oglądać po kilka razy, by móc w pełni dostrzec mnogość możliwych wykładni. Haneke zadbał w „Białej wstążce” również o nienaganną formę – ten film hipnotyzuje widza od pierwszych minut. Czarno-biały obraz, surowy w wyrazie, a zarazem dopracowany z prawdziwym pietyzmem, fantastycznie wprowadza w klimat niemieckiej wioski z początków XX wieku. I to właśnie nie tylko sama fabuła, ale i wizualna otoczka sprawiają, że „Biała wstążka” przyprawia o ciarki na całym ciele. Niesamowita atmosfera, pełna tajemniczości, grozy i niewyjaśnionych tajemnic, towarzyszy nam przez cały seans. Katarzyna Piechuta