Piątka Filmosfery - filmy z motywem słońca
Katarzyna Piechuta | 2022-07-14Źródło: Filmosfera
Połowa lipca już nadeszła. I choć pogoda nie zawsze wskazuje na tę porę roku, to niewątpliwie mamy lato w pełni. Pozostając zatem w letnim klimacie, w nowej Piątce Filmosfery prezentujemy filmy z motywem słońca.
1. „Bulwar Zachodzącego Słońca” (1950), reż. Billy Wilder
„Bulwar Zachodzącego Słońca” otrzymał jedenaście nominacji do Oscara i zdobył trzy statuetki. Ponadczasowy klasyk kina noir ze znakomitą rolą Glorii Swanson. To jedna z najprawdziwszych i najbardziej bezkompromisowych prób obnażenia mitu „fabryki snów”. Mocne zderzenie hollywoodzkich mitów, ludzkich pragnień, wyobrażeń i dążeń z betonową i bezwzględną rzeczywistością przemysłu filmowego. Opowieść o Hollywood widziana oczami młodego, niespełnionego scenarzysty, Joe Gillisa. Aby uniknąć konfrontacji ze swoimi wierzycielami, Joe ukrywa się w posiadłości dawnej gwiazdy kina niemego, Normy Desmond. Norma pragnąć odzyskać dawną sławę, prosi go o scenariusz, który mógłby to sprawić. Opowieść o tym, że tak piękne miejsce jak Bulwar Zachodzącego Słońca może okazać się piekłem na ziemi. Słońce w Hollywood nie świeci dla każdego. Sylwia Nowak-Gorgoń
2. „Król Lew” (1994), reż. Rob Minkoff, Roger Allers
„Król Lew” to film-legenda. Ta jedna z najbardziej rozpoznawalnych disneyowskich bajek bazuje na świetnym scenariuszu, dzięki czemu historia Simby i innych lwich bohaterów jest niezwykle wciągająca. „Król Lew” trochę się już oczywiście zestarzał w ciągu 25 lat, które minęły od czasu jego premiery, jednak nie można odmówić filmowi ponadczasowości – zawarte w nim przesłania odwołują się bowiem do uniwersalnych wartości, dzięki czemu film ma szanse pozostać wiecznie żywy. Nie sposób nie wspomnieć także o fantastycznej muzyce Eltona Johna i Hansa Zimmera, która, obok filmu, również stała się kultowa. W „Królu Lwie” świetnie oddany został klimat Afryki, a otwierająca film scena ze słońcem wschodzącym nad sawanną i utworem „Circle of Life” z miejsca przenosi nas w piękny świat, w którym odwieczne prawa natury to jedyne reguły, jakim musi się poddać ziemia i jej mieszkańcy. Katarzyna Piechuta
3. „Wywiad z wampirem” (1994), reż. Neil Jordan
W 1976 roku Ann Rice zadebiutowała powieścią pod tytułem „Wywiad z Wampirem”. Książka z miejsca stała się bestsellerem. W 1994 roku Neil Jordan zdecydował się na jej przełożenie na język filmu. „Wywiad z wampirem” stał się jednym z najlepszych i najciekawszych filmów o wampirach. Krwiożercze bestie, choć bezwzględne i okrutne, są też istotami pełnymi namiętności, pożądania i uczuć. Film też w piękny sposób porusza kwestie nieśmiertelności, a raczej klątwy nieśmiertelności. Tym wiecznotrwałym, przepotężnym wampirom brakuje upływu czasu oraz wszechobecnej zmienności życia. Dla niektórych z nich tylko słońce jest ratunkiem i zbawieniem. Znakomity klimat, intrygująca fabuła i magnetyczne aktorskie nazwiska (Brad Pitt, Tom Cruise, Antonio Banderas, Christian Slater i Kristen Dunst) sprawiły, że film nadal ogląda się z wypiekami na twarzy. Sylwia Nowak-Gorgoń
4. „Przed wschodem słońca” (1995), reż. Richard Linklater
Film „Przed wschodem słońca” to przepiękna opowieść o rodzącej się fascynacji i uczuciu między dwojgiem młodych ludzi: Francuzką Celine (Julie Delpy) i Amerykaninem Jessem (Ethan Hawke). Para spotyka się w pociągu do Wiednia. Nie chcąc przerywać konwersacji, Celine zmienia plan dalszej podróży – młodzi postanawiają wspólnie wędrować po stolicy Austrii. „Przed wschodem słońca” to kwintesencja marzenia o romantycznej miłości i przeznaczeniu, dlatego oglądając ten łatwo ulec urokowi opowieści i dać się jej porwać bez reszty. Przez cały seans dwie osoby chodzą i rozmawiają – mogłoby się wydawać, że po 15 minutach pojawi się nuda. Nic z tych rzeczy. „Przed wschodem słońca” to doskonale wyważona historia i bardzo naturalna – być może dlatego, że Delpy i Hawke ponoć sporo zmienili w scenariuszu i wielokrotnie zmieniali dialogi na bardziej adekwatne. Obserwując tych dwoje na ekranie i wsłuchując się w ich rozmowy mamy wrażenie, jakby czas się zatrzymał. Istnieje tylko tu i teraz. Trzeba chwytać chwilę, bo przecież wschód słońca może wszystko zmienić. Katarzyna Piechuta
5. „Mała Miss” (2006), reż. Jonathan Dayton, Valerie Faris
„Mała Miss” to film bardzo prawdziwy i intrygujący. Jest to niewątpliwie film drogi. Jeden ze sztandarowych gatunków filmowych USA posłużył twórcom filmu do demitologizacji Ameryki. Podróż bohaterów to wędrówka ku odkrywaniu siebie, ale także tego, czym jest instytucja rodziny. Prawdziwa rodzina nie jest taka, jak ta idealna pokazywana w telewizji. Prawdziwa rodzina jest nieidealna, ma swoje problemy, głównie związane z tym, że chce być taka, jak telewizyjny model, ale nigdy taka nie będzie. Rodzina, jaką kreują mass media jest pozbawiona najważniejszego – uczuć i empatii. Jest pięknym, lecz sztucznym wyobrażeniem. Dayton i Faris pokazują, że cała amerykańska kultura popularna jest tworem nienaturalnym, który stanowi niebezpieczeństwo dla zwykłych ludzi. Kultura USA składa się z fast foodów, mitu sukcesu czy właśnie wyborów miss. Wszystko to sprawia, że zwykły człowiek nie jest już podmiotem w swoim świecie, ale staje się przedmiotem. W tym sztucznym świecie wykreowanym przez popkulturę rodzina Hooverów jest powiewem nadziei, że człowiek może pozostać sobą. Nieidealnym, ale prawdziwym. „Mała Miss” to słodko-gorzka komedia z elementami bardzo, bardzo czarnego humoru. Bardzo lekka i przyjemna, jednocześnie poruszająca ważne i aktualne tematy. Pozycja obowiązkowa czy to w słoneczny czy podchmurny dzień. Sylwia Nowak-Gorgoń