Piątka Filmosfery - najlepsze ścieżki dźwiękowe
Katarzyna Piechuta | 2019-06-23Źródło: Filmosfera
Kilka dni temu obchodziliśmy światowe Święto Muzyki. Jest to cykliczne święto, obchodzone zawsze 21 czerwca na całym świecie, a wywodzące się z Francji. W Polsce niestety nie jest ono szczególnie celebrowane, a szkoda, bo w końcu każda okazja do posłuchania dobrej muzyki jest dobra. Za to my, chcąc odpowiednio uczcić to święto, przedstawiamy zestawienie najlepszych ścieżek dźwiękowych z filmów.
1. „Dziecko Rosemary” (1968), reż. Roman Polański
Jeden z najsłynniejszych horrorów w historii kina. Jedna z najciekawszych pozycji w filmografii Romana Polańskiego. Ciężka i niepokojąca atmosfera, niesamowita kreacja Farrow i przejmująca muzyka jednego z najgenialniejszych jazzmanów XX wieku, naszego rodaka Krzysztofa Komedy, to najmocniejsze punkty „Dziecka Rosemary”. Filmu, który niepokoi, przeraża i fascynuje po dziś dzień. Utwór muzyczny skomponowany przez Krzysztofa Komedę pod oryginalnym tytułem „Sleep Safe and Warm” stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych motywów muzycznych w historii kinematografii. W filmowej wersji utwór wykonywany był przez Mię Farrow. Sylwia Nowak-Gorgoń
2. „Trainspotting” (1996), reż. Danny Boyle
Adaptacja powieści Irwinga Welsha to jeden z najważniejszych filmów w historii brytyjskiej kinematografii. Pojawienie się filmu Danny’ego Boyle’a na kinowych ekranach spowodowało, że wyspiarskie kino ujrzało nową drogę rozwoju. Żaden wcześniejszy czy późniejszy film nie miał w sobie tyle czystej pulsującej energii. Żaden nie miał tak fenomenalnego zespołu aktorskiego, z którym chciało się potańczyć do dźwięków „Atomic” Sleepera czy pobiegać do genialnego „Born Slippy .NUXX” Underworldu. Boyle pragnął, ażeby „Trainspotting” miał uniwersalny przekaz. By osiągnąć ten efekt wystylizowano kostiumy i odrealniono miejsca akcji. W filmie czas akcji nie jest dokładnie określony. To muzyka oprócz nadania rytmu akcji, pełni funkcję informacyjną. Dzieli film na etapy czasowe, od Iggy’ego Popa i Davida Bowie po Blur i Pulp. „Trainspotting” może poszczycić się jedną z najlepszych ścieżek muzycznych w historii kina. Sylwia Nowak-Gorgoń
3. „Drive” (2011), reż. Nicolas Winding Refn
Najprawdopodobniej najważniejszy i najlepszy film Nicolasa Windinga Refna. Duńczyk dzięki historii o bezimiennym kierowcy, który zakochuje się w swojej sąsiadce Irene (Carey Mulligan), wszedł do elity najlepszych współczesnych reżyserów. Oszczędność środków artystycznego wyrazu wymieszana z lirycznym brutalizmem połączona z genialną muzyką, powoduje, że film jest wyjątkowy. „Drive” może pochwalić się jedną z najlepszych ścieżek muzycznych w historii kinematografii. „Real Hero”, „Under Your Spell” czy „Nightcall” to już utwory kultowe. Poza utworami wokalnymi, świetnie wypada 14 kompozycji instrumentalnych, dawnego członka Red Hot Chili Peppers, Cliffa Martineza. Sylwia Nowak-Gorgoń
4. „Django” (2012), reż. Quentin Tarantino
„Django” broni się pod każdym względem, tchnie świeżością, a fabuła jest na tyle wciągająca, że prawie trzygodzinny seans ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Scenariusz autorstwa Tarantino jak zwykle obfituje w świetne dialogi, odtwórcy głównych ról – Christoph Waltz, Jamie Foxx i Leonardo DiCaprio – serwują nam aktorski majstersztyk. Na uwagę zasługują również zdjęcia – praca kamery została fenomenalnie wprost przystosowana do gatunku filmowego. I w końcu, last but not least – muzyka. Tak dobrą ścieżkę dźwiękową spotyka się w filmach naprawdę rzadko, a takie utwory jak „Django”, „Freedom” czy „Who Did That To You?” chyba nigdy się nie nudzą. W dużej mierze to właśnie muzyka nadaje filmowi Tarantino, podobnie zresztą jak w przypadku wielu innych dzieł słynnego reżysera, niepowtarzalny klimat, dzięki któremu oglądana historia wydaje się bardziej namacalna. Możemy się na chwilę poczuć, jak byśmy sami byli w centrum wydarzeń. Katarzyna Piechuta
5. „Whiplash” (2014), reż. Damien Chazelle
„Whiplash” to film o muzyce, ale nie o jej romantycznym obliczu, łączącym ludzi niezależnie od wieku czy szerokości geograficznej, ale raczej o podejściu do muzyki jako do pola nieustannego samodoskonalenia się. To swoisty hołd dla zawodowych muzyków i wirtuozów. Możemy jak przez dziurkę od klucza podglądać mordercze treningi głównego bohatera filmu, młodego perkusisty (w tej roli Miles Teller), który pragnie zostać mistrzem w swoim fachu. Kibicujemy mu i jednocześnie razem z nim cierpimy. „Whiplash” to film muzyczny, nie dziwi zatem, że bez świetnej ścieżki dźwiękowej dzieło Damiena Chazelle’a po prostu nie miałoby sensu. Ścieżka jest wprost genialna i nie tylko stanowi nieodłączny element fabuły, lecz także jest wręcz samodzielnym bohaterem filmu. Po obejrzeniu „Whiplash” można na nowo docenić muzyków jazzowych, a przy okazji również nabrać ochoty na naukę gry na perkusji. Przede wszystkim jednak seans jest wspaniałą ucztą dla oczu i uszu, która jeszcze na długo po seansie pozostaje w naszej pamięci. Katarzyna Piechuta