W tym szaleństwie jest metoda [recenzja CD]
Arkadiusz Kajling | 5 dni temuŹródło: Filmosfera
Choć od kinowej premiery najnowszego filmu Todda Phillipsa minęły już ponad cztery miesiące, to temat sequela o przygodach szaleńczego Jokera, który spotkał się z negatywnymi recenzjami zarówno krytyków, jak i publiczności oraz słabymi wynikami finansowymi zdaje się powracać co jakiś czas niczym bumerang, choćby przy okazji ogłoszenia nominacji do Złotych Malin, gdzie „Folie a Deux” miał szansę na owianą złą sławą nagrodę aż w sześciu kategoriach. Mimo to nie wszyscy byli krytyczni wobec filmu – wiele osób z Hollywood zachwycało się drugim „Jokerem”, a wśród nich znalazł się sam Quentin Tarantino. Reżyser kultowego „Pulp Fiction” oklaskiwał występ Phoenixa, nazywając go jednym z najlepszych w historii i chwaląc niezwykle odważne podejście Todda Phillipsa poprzez wprowadzenie do opowieści elementów musicalowych. Na przeciwnym biegunie znalazł się komik Tim Dillon, który zagrał w filmie epizodyczną rolę, ostro krytykując produkcję i określając ją mianem „najgorszego filmu, jaki powstał”. Całkiem niedawno także ekranowa Harley Quinn, czyli Lady Gaga odniosła się do medialnej nagonki, która spadła na drugą część przygód Arthura Flecka, będącą znaczącym odstępstwem od swojego poprzednika: „Ludzie czasem czegoś nie lubią, to takie proste. Aby być artystą trzeba być gotowym na to, że coś nie zawsze spodoba się odbiorcom. Należy iść dalej, nawet jeśli coś nie spodobało się publiczności tak, jak się tego oczekiwało”. Gaga podkreśliła również, że strach przed porażką może być szczególnie destrukcyjny, dodając: „Kiedy wkracza do twojego życia, trudno nad nim zapanować. To część chaosu”. Chyba nieprzypadkowo amerykańska gwiazda popu o kontrowersyjnym wizerunku scenicznym właśnie tym słowem postanowiła nazwać swój najnowszy album z którego pochodzi singiel „Abracadabra” – w towarzyszącym mu teledysku obserwujemy Lady Gagę, która wyzywa na taneczny pojedynek swoje alter ego i każdy kto widział ostatni body horror z Demi Moore i Margaret Qualley mógł odnieść wrażenie, że Lady Gaga przyjęła filmową substancję dając ujście swojej młodszej wersji siebie z czasów „Artpopu” i „Born This Way”. Czy zatem na „Mayhem” pośród twórczego chaosu odnajdziemy także ład i porządek, który da się zrozumieć?

By prześledzić drogę, która doprowadziła do kolejnego studyjnego wydawnictwa musimy cofnąć się do okresu poprzedzającego „Harlequin”, opisywanym przez artystkę jako dzieło pomostowe istniejące pomiędzy szóstym, a siódmym popowym krążkiem. Zaraz po zakończeniu obejmującej jedynie dwadzieścia przystanków na całym świecie od USA, poprzez Europę, aż do kraju kwitnącej wiśni trasy koncertowej „The Chromatica Ball”, która promowała szósty studyjny album artystki „Chromatica” z 2020 roku, Lady Gaga postanowiła skupić się na nowo otrzymanej roli Harley Quinn w sequelu „Jokera” kontynuując tym samym swój romans z X muzą po niedawnym występie w dosyć chłodno przyjętym „Domu Gucci” gdzie brawurowo wcieliła się w Patrizię Reggiani uwikłanej w morderstwo słynnego męża i muzycznej kontrybucji do hitu box office’u „Top Gun: Maverick” w postaci oryginalnego utworu „Hold My Hand”, zbierającego same pozytywne recenzje. W czerwcu zeszłego roku Gaga zdradziła fanom w dosyć obszernym poście na instagramie jak przebiegały prace na planie i zdradziła, że jednocześnie tworzy nowe kompozycje na potrzeby „specjalnego projektu”, choć do czasu premiery płyty „Harlequin” gwiazda muzycznej produkcji „A Star Is Born” raczej skąpo dzieliła się kolejnymi informacjami, od czasu do czasu puszczając tylko oko do fanów poprzez enigmatyczne zdjęcia publikowane na swoich mediach społecznościowych. Dopiero podczas londyńskiej premiery filmu „Joker: Folie à Deux” piosenkarka wprost z czerwonego dywanu wyjawiła długo utrzymywaną w sekrecie tajemnicę odnośnie nowego wydawnictwa, które zainspirowała postać filmowej antagonistki, w którą wcieliła się artystka w najnowszym obrazie Todda Phillipsa – zabierając słuchaczy w wolną od gatunkowych ograniczeń podróż, która oddaje istotę jednej z najbardziej kultowych i chaotycznych postaci popkultury Lady Gaga krótko, acz treściwie podsumowuje genezę powstania krążka: „Gdy skończyliśmy oficjalne zdjęcia do filmu, okazało się, że ja tak naprawdę wcale nie rozstałam się z filmową rolą, nie skończyłam jeszcze z postacią Harley Quinn i dlatego stworzyłam tę płytę”.


Opisywany jako nawiązujący do filmowej produkcji materiał okazał się w rzeczywistości albumem koncepcyjnym przedstawiając antyheroskę z komiksowego świata DC z punktu widzenia nagrodzonej trzynastoma statuetkami Grammy Lady Gagi – to pierwszy inspirowany jazzem krążek piosenkarki od czasu śmierci jej wieloletniego współpracownika Tony’ego Bennetta z którym stworzyła w swojej karierze aż dwa projekty: „Cheek To Cheek” z 2015 roku i wydany cztery lata temu „Love For Sale”, a sama artystka kategoryzuje najnowsze wydawnictwo jako album z gatunku „vintage pop”, gdzie takie klasyczne standardy jak „That’s Life” najczęściej kojarzony z Frankiem Sinatrą, czy „Good Morning” z filmu „Babes In Arms” z 1939 roku (wykorzystany także w musicalu „Deszczowa piosenka”) zostały przeniesione do współczesności i przepuszczone przez pryzmat muzyki z różnych nurtów, czy okresów. Gwiazda tchnęła nowe życie w swoje ukochane utwory, łącząc głęboką miłość do jazzu ze świeżym, awangardowym podejściem, hołdując przeszłości, a jednocześnie kierując piosenki na nowe, niezbadane terytoria. Od jazzu po punk, od funku po bluesa i wszystko, co znajduje się pomiędzy – „Harlequin” był zdominowany przez reinterpretację jazzowych standardów z klasycznych musicali i filmów, gromadząc unikalne i oryginalne aranżacje utworów, które przywołują żywy chaos i emocjonalną głębię postaci. Klasyki takie jak „Good Morning” i „Get Happy (2024)” zostały wzbogacone o dodatkowe teksty, podkreślające buntowniczego ducha Harley, podczas gdy „Oh, When The Saints” i „World On A String” nabrały nowego znaczenia dzięki zaskakującym, energetycznym aranżacjom, które odzwierciedlały jej dziką, nieokiełznaną naturę. Album zawierał również świeże interpretacje „Smile” (napisany m.in. przez Charliego Chaplina do filmu „Dzisiejsze czasy”), „If My Friends Could See Me Now” i „That's Entertainment” z wyraźnym kontrastem w partiach wokalnych, służących do ukazania złośliwej natury bohaterki, natomiast mocny „The Joker” pozwalał zagłębić się w związek Harley z niesławnym antagonistą, dając słuchaczom wgląd w ich pokręconą, ale głęboką więź.

Krążek został wyprodukowany przez Lady Gagę i Michaela Polansky’ego, którzy zebrali starannie dobraną listę światowej klasy muzyków, współpracowników i aranżerów, aby stworzyć album, który jest różnorodny i złożony jak postać i kobieta, która go zainspirowała, oddając ducha Harley Quinn w każdej jego nucie – „Harlequin” to projekt celebrujący postać, funkcjonującą w stanie ciągłego zagrożenia, ale to także Lady Gaga, jakiej nigdy wcześniej nie słyszeliście. W wyróżniających się utworach, takich jak „Gonna Build A Mountain” i „That's Life”, album przybierał bardziej introspektywny charakter, ukazując odporność, ambicję i zdolność Harley do odkrywania siebie na nowo nawet w obliczu przeciwności losu. Przejmujący i rozmarzony „Close To You” zapewniał chwilę cichej refleksji pośród emocjonalnych wzlotów i upadków, których doświadczamy słuchając całości.  Emocjonalnym rdzeniem albumu były premierowe utwory „Happy Mistake” i „Folie à Deux”, łączące surową wrażliwość z chaotyczną energią i odzwierciedlające walkę kobiety między poczuciem tożsamości a jej popadaniem w szaleństwo – ta muzyczna dychotomia zwiastowała też nowy kierunek w karierze Gagi, zaprezentowany zaledwie miesiąc po premierze albumu „Harlequin”. Pierwszy singiel „Disease” zebrał entuzjastyczne recenzje zarówno od krytyków, jak i fanów zachwalających piosenkę jako „klasyczną Gagę w najlepszym wydaniu” i określając ją jako „ikoniczną w momencie premiery”. Utrzymany w stylistyce ciężkiego synthpopu, łączącego w sobie darkpop, rock, a nawet elementy muzyki industrialnej utwór z niepokojącym tekstem zwiastował długo wyczekiwany powrót do początków kariery Gagi i jej mrocznego image’u. Premierze towarzyszył także odważny wizualnie teledysk w reżyserii Tanu Muino, który w artystyczny sposób badał wyzwania związane z konfrontacją z własnym chaosem w całej swej teatralnej glorii.


W „Disease” piosenkarka opowiada o walce z własnymi demonami przyznając, że choć bardzo próbowała zamknąć życiowy rozdział sprzed lat, to szybko zdała sobie sprawę, że jej ciemna strona będzie jej prawdziwą częścią: „Dużo myślę o relacji, jaką mam z moimi wewnętrznymi potworami. Nigdy nie było mi łatwo zmierzyć się z tym, jak łatwo daję się uwieść chaosowi i zamętowi. To sprawia, że czuję się klaustrofobicznie. „Disease” to konfrontacja z tym strachem, zmierzenie się z samą sobą i moją wewnętrzną ciemnością oraz uświadomienie sobie, że czasami nie jestem w stanie wygrać ani uciec od tych części siebie, które mnie przerażają. Mogę próbować przed nimi uciekać, ale to nadal jest częścią mnie. Biegnę i biegnę, a jednak ostatecznie znów spotykam tę część siebie”. To właśnie chaos i przemiana, jak również podkreślenie siły muzyki, która potrafi jednoczyć, prowokować oraz uzdrowić są motywami przewodnimi albumu „Mayhem”, świętując jednocześnie powrót Lady Gagi po pięciu latach do popowych korzeni, dzięki którym gwiazda podbiła serca słuchaczy na całym świecie łącząc eklektyczną energię z nieustraszoną wizją artystyczną. Jak wyjaśnia artystka: „Cały proces pracy nad tym albumem rozpoczął się od mojego strachu przed powrotem do muzyki pop, za którą pokochano mnie na samym początku kariery”. „Mayhem” jest jednak daleki od polegania wyłącznie na nostalgii, unowocześniając wczesne brzmienie – to kalejdoskopowe podejście czerpie garściami w dużej mierze z obszernego dorobku twórczego, jednocześnie prezentując świeżą artystyczną perspektywę. Lady Gaga opisuje ten proces jako: „Składanie potłuczonego lustra: nawet jeśli nie możesz w idealny sposób złożyć przedmiotu na nowo, możesz stworzyć coś pięknego i całego w swojej nowej formie”. Doskonale to widać na fotkach promocyjnych autorstwa Franka Lebona towarzyszących sesji zdjęciowej do albumu, na których często łączono dwa różne ujęcia, nierzadko wykorzystując odbicia artystki w rozbitym zwierciadle – Gaga przyznaje, że podczas pracy nad muzyką odkrywała swoje emocje, co pozwoliło jej zgłębić jeszcze bardziej ekspresyjne i mroczniejsze obszary swojej sztuki.

Ten wewnętrzny dialog obserwujemy także w piosence „Abracadabra”, której premiera wraz z teledyskiem odbyła się w trakcie ostatniej ceremonii rozdania nagród Grammy i z miejsca stała się viralem – dla wielokrotnej zdobywczyni tej prestiżowej nagrody to był wyjątkowy wieczór: nie dość, że Gaga zdobyła (łącznie z Bruno Marsem) kolejną statuetkę za najlepszy duet 2024 roku pt. „Die With A Smile”, to w przerwie reklamowej zaprezentowała swój najświeższy singiel, przepełniony inspiracjami muzyką dance i trance. Klip w reżyserii samej Lady Gagi, Parris Goebel i Bethany Vargas oraz z choreografią Parris Goebel, ukazuje bitwę taneczną pomiędzy mroczną oraz jasną stroną piosenkarki. Artystka podjęła współpracę z Goebel, by stworzyć epickie sekwencje taneczne z udziałem 40 tancerzy, a za ich stylizacje odpowiadają Peri Rosenzweig i Nick Royal z kreatywnego kolektywu HARDSTYLE. Kostiumy Gagi – w tym biała peleryna stworzona ze starych sukienek ślubnych – dodają kolejną warstwę do przemyślanej produkcji, przyciągając szczególnie tych fanów, którzy tęsknili za dawną twórczością piosenkarki z czasów „The Fame Monster”, czy „Artpop”. Gaga wytłumaczyła znaczenie nowego kawałka w wywiadzie dla magazynu Elle – okazuje się, że za prostymi zdaniami kryje się bardzo osobista historia opowiadająca o pokonywaniu wyzwań, które stawia przed nami świat: „Piosenka opowiada o stawianiu czoła wyzwaniom życia i nocy oraz odnajdywaniu w tym magii. Kiedy musisz stawić czoła światu, ludziom wokół ciebie, swojemu życiu i wyjątkowym okolicznościom. Czujesz, że wyzwaniem jest pokazanie wszystkim, kim jesteś”. Długo utrzymywane w tajemnicy najnowsze wydawnictwo w końcu zaczęło nabierać kształtów i zdecydowania są to kształty, które spodobały się zagorzałym fanom– wracając do czasów upiornego stylu i estetyki, które pozwoliły jej się stać gwiazdą światowego formatu, odradzająca się Gaga chce upamiętnić tę część siebie, którą nie zawsze łatwo zaakceptować, a każde nawet najdrobniejsze pęknięcie w jej wnętrzu uczy ponownie mocy wyrażania przeciwstawnych, ale i uzupełniających się emocji.


Dla artystki nie bez znaczenia jest wsparcie narzeczonego Michaela Polansky’ego, który stworzył aż siedem kompozycji na nowy album – Gaga wyjawiła w rozmowie dla Apple Music, że od czasu spotkania ukochanego jej życie stało się pełniejsze, a ona sama czuje się zdrowsza. Opowiedziała o szczególnym momencie, który stał się inspiracją do napisania ballady „Blade of Grass”: „Jako autorka piosenek czerpię inspirację z życia: jeśli wszystko kręciłoby się wokół promocji albumu, to pisałabym tylko o niej, zamiast o tych wyjątkowych chwilach, które przeżywam. Jedną z nich było to, gdy Michael zapytał mnie, jak chciałabym, żeby mi się oświadczył; byliśmy w ogrodzie, a ja powiedziałam: ‚Po prostu weź źdźbło trawy i owiń je wokół mojego palca’. Właśnie wtedy napisałam „Blade of Grass”, bo zapamiętałam jego twarz, trawę w ogrodzie i pomyślałam, że powinien użyć tej naprawdę długiej, która rośnie na środku podwórka”. Piosenkarka przyznała jednocześnie, że potrzebowała porządku w życiu poza sceną, by odzyskać pełnię twórczej energii, a Polansky przypomniał jej, jak ważne jest pielęgnowanie artystycznej pasji: „Musiałam po prostu żyć, by czerpać z tego inspirację i wrócić do tego, co naprawdę jest moim darem. Jednymi z najpiękniejszych słów, jakie usłyszałam od Michaela, były: ‚Jesteś artystką. To daje ci największe szczęście, więc musimy dbać o tę część ciebie’. Przypomniał mi, że czasem inne rzeczy mnie przytłaczały i odsuwały od tego, co kocham”. Próbę pogodzenia i uporządkowania tego, co dzieje się w życiu Gagi obserwujemy przez motyw dualności zaznaczony w oficjalnych singlach, jednak tych nawiązań jest znacznie więcej: w przypadku „Perfect Celebrity” artystka przekonuje nas, że posiadamy różne wersje siebie i wszystkie one mogą być ze sobą w konflikcie; z kolei „The Beast” to utwór wykonywany do bestii odzwierciedlającej jej mroczną stronę natury. Jak sama wyznaje: „To nie jest tylko historia o moim związku z kimś, kto ma się zmienić. Co by było, gdybym zaśpiewała to do siebie samej, a ta bestia to ja? Nie możesz w końcu ukryć tego, kim jesteś”.

Reszta piosenek zdaje się odsłaniać znacznie więcej kart z tej nowej talii, a jest to rozdanie intensywniejsze, bardziej ekspresyjne i pełne emocji z odniesieniami do legend muzyki, w tym jej własnej przeszłości – dobrym przykładem będzie „Zombieboy”, czyli hołd dla zmarłego Ricka Genesta: model, którego większość ciała pokrywał charakterystyczny tatuaż przedstawiający ludzki szkielet wystąpił w teledysku do „Born This Way”, a nowa piosenka samplując „Hollaback Girl” Gwen Stefani oddaje cześć tej niezapomnianej erze za pomocą frazy „put your paws up”; słowne nawiązania zauważymy także w funkowym „Don’t Call Tonight”, w którym Lady Gaga puszcza oko do fanów „Alejandro”. Chyba najciekawszym przystankiem na płycie jest „How Bad Do U Want Me”, który wpisuje się w twórczość Taylor Swift i okres „Lover”, a razem z „Vanish Into You” tworzą jeden z najbardziej optymistycznych zarówno dźwiękowo, jak i tekstowo momentów na albumie. Podczas promocji artystka wyznała, że najbardziej dumna jest z inspirowanej twórczością Prince’a „Killah”, czyli wyczekiwanej od lat kolaboracji z francuskim DJ-em i producentem muzyki electro Gesaffelsteinem, którą wykonała na żywo podczas programu SNL. Być może fanów ucieszy jednak bardziej fakt, że po spektakularnym sukcesie „Die With A Smile” Gaga postanowiła dodać hitowy duet z Bruno Marsem do tracklisty – piosenka, która odrodziła tradycyjną miłosną balladę od razu trafiła na szczyty list przebojów i pobiła rekord utworu, który najszybciej przekroczył miliard streamów w Spotify (dziś to ponad 3,7 miliarda odtworzeń!), a „Billboard” nazwał kolaborację „wymarzonym połączeniem zasługującym na Grammy i to jeszcze zanim Gaga odebrała tę prestiżową statuetkę. Podobnie jak w „LiveDrug” piosenkarka, która zakończyła flirt z jazzem zdaje się przekonywać nas, że nawet w chaosie i zamęcie można odnaleźć pewien ład – w jej przypadku ten porządek wyznacza miłość w każdym możliwym aspekcie: zarówno w życiu prywatnym, jak i artystycznym.


WYDANIE CD

Album „Mayhem” został wydany przez Universal Music Polska i jest dostępny w standardowym plastikowym pudełku typu „jewelcase” w trzech wersjach, różniących się jednak okładką, utworami bonusowymi i zdjęciami wewnątrz książeczki. Do wydania został dołączony 12-stronicowy, rozkładany booklet zawierający informacje produkcyjne odnośnie wszystkich utworów, chaotycznie ułożoną tracklistę wpisującą się w charakter albumu oraz notkę od piosenkarki z podziękowaniami. Książeczkę utrzymaną w czarno-białej stylistyce i przełamaną kolorem pomarańczowym o nasyconym odcieniu wzbogacono o dwa kolejne zdjęcia z sesji zdjęciowej Franka Lebona – brytyjski artysta specjalizujący się w fotografii analogowej w swojej twórczości skupia się na tematach zarówno życia, jak i śmierci, a jego prace nierzadko podszyte są czarnym humorem. Dzięki niesztampowemu podejściu młody twórca szybko stał się kultową postacią na londyńskiej scenie artystycznej, produkując kampanie reklamowe dla takich marek jak Gucci, czy Dior, a w zeszłym roku wydał pierwszy artbook „One Blood” zainspirowany intymnymi momentami z jego życia od czasu wybuchu pandemii koronawirusa. Warto zaznaczyć, że tytuł płyty i nazwisko Gagi wydrukowano na nalepce umieszczonej na zewnętrznej folii. Fakt istnienia wydania fizycznego na pewno docenią audiofile, gdyż płyta kompaktowa CD-Audio to standard bezstratnego cyfrowego zapisu dźwięku – dlatego też ten nośnik trwa w niezmienionej od czterdziestu lat formie do dziś, ciesząc uszy bardziej wymagających słuchaczy. Miłośnicy czarnych krążków powinni być także ukontentowani, gdyż album został wydany również w kilku wersjach winylowych.

PODSUMOWANIE

Lady Gaga znana jest z tego, że jej twórczość często wykracza poza muzyczne granice, łącząc i mieszając różne aspekty sztuki – nie inaczej miała się sprawa z najnowszym wydawnictwem „Mayhem”, do którego droga prowadziła poprzez koncepcyjny album „Harlequin”, będący uzupełnieniem filmu „Joker: Folie à Deux”, w którym artystka wcieliła się w zaburzoną fankę i w konsekwencji dziewczynę szaleńczego komika siejącego zamęt na ulicach miasta. Druga odsłona historii o genezie naczelnego złoczyńcy Gotham starała się zagłębić w chory umysł alter ego oskarżonego o liczne morderstwa Arthura Flecka, jednak przedsięwzięcie utrzymane w musicalowej konwencji finalnie okazało się dość kosztownym eksperymentem dla wytwórni. I mimo, że widzowie szybko zapomnieli o najnowszym filmie Todda Phillipsa, to sama Lady Gaga nie mogła rozstać się ze swoją filmową bohaterką do tego stopnia, że to właśnie ekranowy chaos wyznaczył jej obecną muzyczną ścieżkę –  wyczekiwany przez fanów powrót piosenkarki do muzyki pop to jednocześnie zwrot ku mrocznej estetyce znanej z początków jej kariery i przypomnienie o rewolucyjnym wpływie Stefani Germanotty na wydźwięk współczesnej sceny muzycznej. W końcu już podczas promocji płyty Gaga wyznała, że bohaterką „Mayhem” jest kobieta, którą znamy od dwudziestu lat, być może dlatego sesja zdjęciowa towarzysząca krążkowi ukazuje twórczą dychotomię: Gagę jako artystkę oraz człowieka, podkreślając zarówno dualizm, jak i jedność. Nieprzypadkowo jeden z utworów nosi tytuł „Garden of Eden” nawiązując do biblijnego raju na ziemi, w którym w samym jego środku znajdowało się mityczne „Drzewo poznania dobra i zła” – po skosztowaniu owocu pierwsi ludzie mieli nie tyle co poznać i odróżniać te dwie wartości, ale zapanować nad nimi i decydować o tym, co jest właściwe. Lady Gaga konfrontując się ze sobą na „Mayhem” stara się pośród wszechobecnego chaosu życia odnaleźć ścieżkę, która poprowadzi ją ku wewnętrznej harmonii, zachęcając nas byśmy poszli jej śladem.

Recenzja CD powstała dzięki współpracy z wydawcą artystki Universal Music Polska.