Phil, Alan i Stu wracają i nic się nie zmieniło. Może oprócz tego, że mamy inny rok. To wydaję się być przesłaniem zwiastuna filmu.
Nic nie uległo zmianie, to znaczy poza: obecnością małpki zamiast dziecka, tego że Alan ogolił głowę, Stu zrobił tatuaż na twarzy, no i miejsca akcji, które przeniosło się do Tajlandii z okazji ślubu Stu.
Fabuła części drugiej jest pokrótce taka: Phil (Bradley Cooper), Alan (Zach Galifianakis), Stu (Ed Helms) i Doug (Justin Bartha) jadą do egzotycznej Tajlandii na ślub Stu. Po pamiętnym wieczorze kawalerskim w Las Vegas, Stu nie chce ryzykować i planuje bezpieczny przedślubny śniadanio-obiad. Niestety, rzeczy nie idą zgodnie z planem.. Vegas to wiadomo, było Vegas, ale to co będzie się działo w Bangkoku, nawet nam się nie śniło.. Współgra to dosyć dobrze z obietnicą samego reżysera, Todda Phillipsa o pewnych "pomylonych" niespodziankach, które czekają na nas w filmie.
Warto wspomnieć, że możemy się w nim spodziewać byłego prezydenta USA. Źródła nieoficjalne podają, że miałby to być Bill Clinton, w niewielkiej rólce, odtwarzając samego siebie. Drugą znaną osobą, którą prawdopodobnie zobaczymy w filmie ma być Liam Neeson, zastępujący pierwotnie wyznaczonego do tej roli Mela Gibsona. Rola Neesona będzie również niewielka, tzw. cameo, czyli mała rola wielkiego aktora. Mała, ale z pewnością pamiętna.
Trailer sam w sobie nie pokazuje nam zbyt dużo - idących ramię w ramię bohaterów w nieco zwolnionym tempie z muzyką Jaya-Z w tle. Wydaje się być dosyć poważny, tak jak prawie poważnie brzmi dosłowny tytuł filmu: "Hangover. Część druga". Może to właśnie klucz do dobrego, przyciągającego widza zwiastuna, który zamiast samych najśmieszniejszych scen z filmu praktycznie nic nie pokazuje? Jakkolwiek, polecam obejrzenie tego enigmatycznego teasera:
