Nie mamy planety B!
Ewa Balana | 2021-06-29Źródło: Filmosfera
Przed nami 4. edycja Green Film Festival – BNP Paribas Green Film Festival. Już wkrótce, 15 sierpnia tego roku, zacznie się ta wielka impreza filmowa o tematyce ekologicznej. Tymczasem zegar klimatyczny na elewacji hali Tauron Areny w Krakowie pokazuje czas, jaki został nam do „godziny zero" i uświadamia, że już tylko mniej niż siedem lat dzieli nas od ogromnej katastrofy ekologicznej. Piotr Biedroń – reżyser, scenarzysta, producent filmowy, a także pomysłodawca i współzałożyciel BNP Paribas Green Film Festival w wywiadzie dla Filmosfery opowiada o idei festiwalu, misji tworzenia filmów oraz problemach współczesnego świata.

Kraków jest gospodarzem festiwalu, a Pan tworzy filmy ekologiczne, miejscem akcji również jest stolica Małopolski. Czym dla Pana jest Kraków?

Kraków dla mnie jest magicznym miejscem. To miasto o tysiącletniej tradycji, dawna siedziba polskich królów. Tutaj mamy święte okna i mniej święte piwnice na Kazimierzu. To miasto kontrastów. 
Miasteczko Festiwalowe i główne pokazy filmów, odbywają się pod Wawelem na Bulwarach Czerwieńskich. To urokliwe, zielone miejsce, położone wzdłuż Wisły. W jego miejscu niegdyś rozciągała się położona u stóp Wawelu dzielnica Rybaki, gdzie znajdowały się browary i domki rybaków. Teraz stoi tu nasze Miasteczko Festiwalowe w ramach BNP Paribas Green Film Festival. 
Tym właśnie jest dla mnie ta magia Krakowa, że możemy pisać jego historię. Wyobrażam sobie, że jak kiedyś skończy się nasz świat i dojdzie do katastrofy klimatycznej, to pokolenie, które przetrwa apokalipsę, znajdzie gdzieś za drzewem naszą „kapsułę czasu” ze zarchiwizowanymi filmami. Będzie to historia podobna do legendy o „żółtej ciżemce”, kiedy to za ołtarzem Wita Stwosza znaleziono zakurzony, żółty trzewik. Po 400 latach odtworzono jego historię. Może odtworzą kiedyś i naszą?

Jak rozpoczęła się Pana misja tworzenia filmów, skąd czerpał Pan inspiracje?

Pewnego zimowego dnia odwoziłem syna do szkoły. Był to kolejny dzień smogu, kiedy autentycznie z każdym oddechem czuło się sadzę w ustach. Na szkolnym boisku dzieci grały w piłkę i były w maskach antysmogowych. Każdy rodzić, który odprowadzał dzieciaka, też miał maskę na twarzy. Teraz w czasie pandemii, takie obrazy nas nie dziwią. Wtedy był to dla mnie przerażający widok. Szary, zamglony, cuchnący poranek i dzieci biegające w maskach za piłką. Najgorsze w tym wszystkim było to, że dla nich było to normalne. Jest smog, to należy zakryć usta. Normalny dzień. Moje dzieciństwo było inne. Wtedy zrozumiałem, jak świat zgotowaliśmy naszym dzieciom. 
Ten grudniowy poranek był przełomowy. Obiecałem sobie, że nie pozwolę, abyśmy oglądali w przyszłości takie obrazy.
Uświadomiłem sobie, że skażone powietrze sprawia, że wolność wyboru w kwestii tego, gdzie mieszkamy albo chodzimy, została mi mocno ograniczona. Polski rząd wówczas skandalicznie bagatelizował to zagrożenie. Pamiętam, jak tego samego dnia Minister Zdrowia Konstanty Radziwiłł w medialnych wypowiedziach stwierdzał, że nie ma powodu do paniki, a smog to tylko teoretyczne zagrożenie. Ta wypowiedź dolała oliwy do ognia. 
Zrozumiałem, że natychmiast musimy podjąć walkę o czyste powietrze. Ale jak? Może zrobić film z mocnym przekazem? Skoro robię filmy, to może warto spróbować. Może uda się stworzyć obraz, który będzie naszym sprzeciwem wobec tego absurdu. Postanowiłem że będzie to moja misja — filmy ekologiczne. I tak powstał pierwszy film pt. „PM 2.5”, w którym negatywnym bohaterem został tytułowy zabójczy pył.

Jest Pan pomysłodawcą festiwalu – w jakich okolicznościach pojawiła się ta idea i czy trudno było zorganizować pierwszy festiwal?

Pomysł na festiwal narodził się pięć lat temu, kiedy zrobiłem, wspomnianą wcześniej, krótką etiudę filmową z udziałem Pawła Deląga, czyli „PM 2.5”.  Był to „short” z gatunku fantastyki postapokaliptycznej, który opowiada historię człowieka mieszkającego w śmiertelnie zakażonym mieście. Film zebrał wiele nagród na międzynarodowych festiwalach, na które byłem zaproszony. Uczestnicząc w festiwalach w różnych częściach świata, oglądając wiele filmów innych twórców dotyczących ekologii, narodził się pomysł: dlaczego takiego festiwalu nie można zorganizować w Polsce, w Krakowie? Wraz z moim przyjacielem Grzegorzem Dukielskim, bez którego ten festiwal w obecnej formie, by nie istniał, założyliśmy Fundację Green Festival, która stała się producentem festiwalu i właścicielem marki. Ponieważ mam duszę artysty, a Grzegorz jest świetny w organizacji i spinaniu produkcji, stworzyliśmy uzupełniający się nawzajem duet. Tak to się zaczęło. 
Organizacja każdej edycji festiwalu to trudna praca – trwająca cały rok, ale dająca satysfakcję. Najtrudniejszy okres to czas selekcji filmów, kiedy musimy obejrzeć ponad 700 obrazów nadesłanych na konkurs. To ponad 400 godzin spędzonych tylko na projekcjach, a nie są to komedie romantyczne i filmy familijne, tylko produkcje poruszające trudne tematy. 

Zarówno w filmie „PM 2.5” jak i w „Good Job” porusza Pan problem smogu, a główną rolę gra gwiazda polskiego i światowego kina Paweł Deląg, który jest również członkiem jury festiwalu. Jak rozpoczęła się panów współpraca? Czy łatwo było namówić Pawła Deląga do zagrania w tych filmach? 

Z Pawłem znamy się już wiele lat. Poznałem go kiedy, wiele lat temu reżyserowałem teledysk dla Brathanków, w którym Paweł grał tytułowego Czarnego Dona spod Alhambry. Kiedy postanowiłem nakręcić „PM 2.5” byłem pewien, że Paweł zagra w moim filmie, gdyż jemu problem zanieczyszczenia powietrza nie jest obojętny. Kraków to rodzinne miasto Pawła Deląga, więc problem smogu był mu znany. Każdy, kto mieszka lub mieszkał w Krakowie wie, że są takie dni, kiedy nie można tu oddychać. Smog nas po prostu dusił.
Nie myliłem się. Zadzwoniłem do Pawła. Padło jedno zdanie: „Piotrze, nie ma sprawy — robimy film”. Paweł został również przewodniczącym jury naszego festiwalu i wspierał nas od samego początku. Uwierzył w nasz projekt, który dopiero się tak naprawdę narodził. Zaangażował się w inne projekty filmowo-ekologiczne. Sam zaczął produkować filmy o tej tematyce. Myślę, że w Polsce jest wiele aktorów i aktorek, którym los naszej planety nie jest obojętny. Jest czas, kiedy zarabia się na życie, grając w produkcjach komercyjnych, ale jest też czas, aby zaangażować się „non profit” w takie projekty, jak nasz festiwal. Takie zaangażowanie aktora, muzyka czy filmowca, który potrafi oddzielić działania komercyjne od tych niekomercyjnych, gdzie musi poświęcić swój prywatny czas i talent dla misji „ratowania naszego domu, naszej planety”, czyni go wyjątkowym. Taka osoba jest dla mnie bohaterem. Nikt jej wówczas nie zrzuci: „Nic nie zrobiłeś dla przyszłych pokoleń”.

Czy uważa Pan, że do ludzi lepiej dotrzeć poprzez wizualne pokazanie problemu, jego unaocznienie (za pomocą filmu, czy np. zegara klimatycznego)?

Zanieczyszczenie powietrza zostało uznane przez WHO za najpoważniejsze we współczesnym świecie zagrożenie środowiskowe dla zdrowia publicznego, które każdego roku zabija przedwcześnie ponad siedem milionów ludzi. W Polsce to 45 tysięcy rocznie. Kiedy uświadomiłem sobie, że rocznie umiera populacja małego miasteczka typu Krosno, zastanawiałem się, jak pokazać ogrom tej liczby. Tak narodził się pomysł na film ”Good Job”.  Pan Smog, w rolę którego wcielił się oczywiście Paweł Deląg, to tym razem diabelskie stworzenie narodzone z mgły i pyłu. Nakazuje on robotnikowi wykopać 45 tysięcy grobów, aby pochować w nich swoje przyszłe ofiary. Kiedy przeliczyłem, ile powierzchni musi mieć cmentarz z taką liczbą grobów, okazało się, że zajmuje  połowę krakowskich Błoni, a jest to największa łąka w centrum europejskiego miasta. W scenie finałowej filmu, kiedy Pan Smog rozpoczyna swój monolog słowami: „Pięknie to wyglada, a to tylko robota za ostatni rok”, kamera unosi się w górę i pokazuje 45 tysięcy grobów. Scenie finałowej towarzyszy mroczna muzyka napisana przez Sarsę, która potęguje odbiór tego przerażającego widoku. Moim zdaniem mocny przekaz wizualny w tego typu filmach jest kluczowy. Mam nadzieję, że zostanie zapamiętany.
Co do zegara klimatycznego, to on pokazuje dwie wartości. Pierwsza odmierza czas do tzw. „godziny zero”, czyli dnia, w którym – jeśli nic nie zmienimy – średnia temperatura na Ziemi wzrośnie o 1,5°C w stosunku do ery przedprzemysłowej. Druga zaś wskazuje, ile CO2 pozostało jeszcze do wyemitowania, aby nastąpiła wspomniana „godzina zero”, a jednocześnie uzmysławia, jak dużo dwutlenku węgla emitowane jest w każdej sekundzie. To jedyny na świecie tak wielki zegar, który umieszczony został na wielkiej diodzie krakowskiej Tauron Areny. Wcześniej podobny zegar został zainstalowany na Manhattanie w Nowym Jorku. Zegar tyka i pokazuje nam, że zostało tylko sześć lat i sześć miesięcy do początku apokalipsy. 
Czy to mocny przekaz? Jakbyśmy się zachowali, gdyby lekarz powiedział, że zostało nam sześć lat życia, jeśli nie zaczniemy się leczyć? Raczej zrobiliśmy wszystko, aby nadal żyć. Można się spierać, czy globalne ocieplenie to fikcja czy prawda. Ale kiedy przyjdzie kolejne upalne lato, może zrozumiemy, że należy coś zmienić. Możemy ustabilizować klimat i dać szansę przyszłym pokoleniom na życie bez wojen o wodę i żywność oraz bez dramatu masowych migracji klimatycznych. Ale możemy też nie zrobić nic i biernie czekać na katastrofę. 
Zegar będzie świecił do ostatniego dnia BNP Paribas Green Film Festival. Wygasimy go pod koniec sierpnia. Codziennie o 21.00 można zobaczyć, ile czasu nam zostało.

Wszystkie filmy BNP Paribas Green Film Festival mają ważne przesłanie, jednak wokół jakiej problematyki będą się głównie skupiać w tym roku?

Każdy dzień pokazów skupiony jest wokół innej tematyki. Zaczynamy tematem „Woda – nowe złoto”, dalej „Zielone Kłamstwa”, gdzie pokażemy kulisy marketingu pseudo-ekologicznych produktów i firm. Kolejny dzień upłynie pod tematem „Ginący Świat”, gdyż blisko połowa gatunków zwierząt na Ziemi zagrożona jest dziś wymarciem.
„Pokolenie Grety” — to ważny dzień, bo cała nadzieja w młodych ludziach, dlatego warto obejrzeć produkcje filmowe z udziałem tego pokolenia. Dalej „Władcy Jedzenia”, „Niewolnicy konsumpcji”, czyli temat nam wszystkim bliski. A na koniec bardzo trudny blok filmowy „2 stopnie do Piekła”, czyli dawka trudnych filmów katastroficznych. 
W niedzielę, w ostatni dzień festiwalu, zawsze odbywają się pokazy laureatów nagrodzonych filmów — czeka nas naprawdę mocna filmowa uczta. Filmy nie tylko poruszają problemy środowiskowe, ale często nawiązują do takich tematów, jak: łamanie praw człowieka, nierówność społeczna, korupcja i ignorancja polityków, którym nieraz daleko jest do ekologii. Dzieje się to nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie.
W tym roku mamy siedemdziesiąt filmów konkursowych z całego świata oraz dodatkowe pokazy w siedmiu mniejszych kinach plenerowych w całym Krakowie. Przypomnę, że filmy konkursowe można będzie zobaczyć też online na naszej festiwalowej platformie: VODgreenfestival.pl. 

Porównał Pan kiedyś ludzkość do wirusów. W jaki sposób według Pana pandemia wirusa Covid-19 wpływa na naszą planetę? Czy nauczy ludzi pokory i rozsądku w korzystaniu z zasobów Ziemi?

Żyjemy w epoce antropocenu. Już zaczął się okres zmian klimatycznych, zaniku bioróżnorodności, migracji ludności, topnienia lodowców i lądolodów, ekstremalnych zjawisk pogodowych, jak ogromne susze i pożary. O tym dowiadujemy się codziennie z mediów. Wszyscy pamiętamy przerażajace zdjęcia płonącej Australii i martwych zwierząt.
Ludzkość w przerażającym tempie niszczy własną planetę. Jesteśmy takim gatunkiem, że zamieszkujemy nowe tereny, eksploatujemy ich surowce, rozmnażamy się, a jak już wszytko zniszczymy, przenosimy się na nowe obszary. I znów powtarzamy ten sam schemat. Tak postępują i działają właśnie wirusy. Stąd takie porównanie. Jest nas na ziemi już za dużo. Konsumpcjonizm, przerażające tempo niszczenia środowiska, ignorancja i bezmyślność. Ziemia moim zdaniem ma nas już dość. Po prostu chce się pozbyć nas — największego zagrożenia, jakim dla niej są właśnie ludzie. Pandemia, to moim zdaniem, taka czerwona kartka od naszej Matki Ziemi. Czy wyciągniemy z tego wnioski? Czy znów rzucimy się w wir konsumpcjonizmu, którego brakowało nam przez ten rok? Moim zdaniem nie jesteśmy gotowi na kolejną czerwoną kartkę.
Pandemia bez wątpienia jest wielką tragedią. Wirus zabił wiele bliskich nam osób. Ale pokazała też, jak w ciągu roku przyroda choć na chwilę wróciła do normalności. Kiedy zaczął się lockdown, miasta ucichły, zanikł transport, a z ulic zniknęli ludzie, za to zaczęły pojawiać się nowe, nieznane nam zjawiska. Smog zniknął. W Indiach tak dobrej widoczności nie notowano od kilku dekad. Ludzie zobaczyli po raz pierwszy z odległości  200 km Himalaje, w Krakowie przez wiele dni były widoczne Tatry. W Nowym Yorku było słychać śpiew ptaków. Przez ten rok nie zginął z rąk kłusowników żaden nosorożec, żaden słoń nie stracił swoich ciosów. W porcie w Sardynii pojawiły się delfiny. Takie przykłady można wymieniać w nieskończoność. Może warto dać Ziemi w przyszłości taki tydzień lub nawet jeden dzień — wolny od ludzi. Jesteśmy jej to winni.

Przeważnie prognozy dotyczące przyszłości ludzkości, fauny, flory i, ogólnie środowiska naturalnego na Ziemi, są bardzo pesymistyczne. Jak udaje się zbudować świetną atmosferę festiwalu, o której piszą filmowcy i wszyscy ci, którzy go odwiedzili?

To prawda, z kondycją naszej planety nie jest za dobrze. Ale nasz festiwal to nie są pokazy typu: „Siądź i zobacz, jak kończy się świat”, choć większość filmów ma taki przekaz. Obrazy te pokazują też rozwiązania problemów środowiskowych i dają nam nadzieję. Festiwal to nie tylko konkurs filmowy, to także spotkania, prelekcje z ludźmi, którym los naszej planety nie jest obojętny. Te rozmowy wnoszą dużo wiedzy na temat tego, co zrobić, aby małymi kroczkami zmieniać swoje nawyki i własnym zachowaniem wpłynąć na poprawę środowiska. Atmosferę tworzy nie tylko wcześniej wspomniane miejsce, w którym odbywają się plenerowe pokazy, ale  przede wszystkim widzowie, którzy chcą oglądać tego typu filmy. Oczywiście można iść do kina na kolejny hollywoodzki hit, i nawet trzeba, ale warto też zobaczyć wzruszające historie ludzi, którzy walczą o swój własny kawałek świata. Takie filmy są na naszym festiwalu. Dokumenty, animacje i fabuły, których przekaz brzmi: „Mamy tylko jedną Ziemię”. Oczywiście możemy w przyszłości przenieść się na Marsa i tam zamieszkać, tylko pytanie: po co?
Zapraszam na 4. edycję BNP Paribas Green Film Festiwal do magicznego Krakowa. Sierpniowe wieczory, wyjątkowe filmy, których nie można zobaczyć w telewizji, dobra wegetariańska kuchnia, wyjątkowa widownia — to wszystko czeka na Was. Pamiętajcie: „Nie mamy planety B”!