Kto zdobędzie Oscara?
Radosław Sztaba | 2016-02-22Źródło: Filmosfera
W nocy z 28 na 29 lutego dowiemy się kto wygrał wyścig po najbardziej prestiżową nagrodę w świecie filmu. Ceremonia rozdania Oscarów odbędzie się w Dolby Theatre w Hollywood już po raz 88. W tym roku na statuetkę największe szanse mają twórcy filmu "Zjawa". Produkcja zdobyła aż 12 nominacji, w tym w kategorii najlepszy film i najlepszy reżyser. Czy nagrody otrzymają faworyci? W oczekiwaniu na werdykt jury zapraszamy do zapoznania się z naszymi typami w 6 głównych kategoriach.
NAJLEPSZY FILM - „Spotlight”
Ten film nie jest tak efektowny jak „Mad Max”, nie zachwyca zdjęciami jak „Zjawa”, nie ma budżetu „Marsjanina”, ani nie wywołuje tak głębokich emocji jak „Pokój”. A mimo to „Spotlight” ma duże szanse w wyścigu po najważniejszą statuetkę w najważniejszej filmowej kategorii. Dlaczego? Bo porusza ważny i trudny temat, bo nie czyni tego w sposób nachalny, niczego widzowi nie narzuca, ale pozostawia mnóstwo pytań i refleksji. To niezwykle realistyczny i skrupulatny zapis pracy grupy dziennikarzy śledczych „The Boston Globe” o nazwie Spotlight. Sprawa, którą badają (afera pedofilska w kościele katolickim) jest bulwersująca, ale twórcy filmu nie popadają w skrajności, nikogo otwarcie nie atakują, nie uprawiają moralizatorstwa, osąd funkcjonowania tego „systemu” pozostawiają widzowi. Nie znajdziemy tu niczego, co odwracałoby uwagę od rangi problemu: szybkiego montażu, zabawnych dialogów, podniosłej muzyki itp. Siłą filmu Toma McCarthy’ego jest rzetelne i wciągające przedstawienie przebiegu śledztwa, odkrywanie prawdy ukrytej za kulisami, zaangażowanie dziennikarzy w zbieranie materiałów oraz ciekawa gra aktorska (świetny Mark Ruffalo i Stanley Tucci). „Spotlight” to wartość ukryta w słowach, a nie realizacyjnych fajerwerkach. Akademia powinna to docenić. (Radosław Sztaba)
NAJLEPSZY REŻYSER - Alejandro González Iñárritu, "Zjawa"
Alejandro González Iñárritu zdecydowanie ma teraz swój moment w Hollywood. Po zeszłorocznym sukcesie „Birdmana” nie spoczął na laurach i nie tylko nie zawiódł, ale przeciwnie – zrobił krok do przodu w reżyserskiej karierze i udowodnił, że jego sukces nie był dziełem przypadku. Meksykański reżyser zrealizował „Zjawę” z wielkim pietyzmem, dbałością o każdy kadr, dźwięk, efekt specjalny, a nawet każdą emocję na twarzach bohaterów. Wyważył odpowiednio na ekranie dynamiczne, zapierające dech w piersiach sceny i kameralne, naturalistyczne kadry ukazujące osobisty dramat człowieka. Zdaje się, że ze Złotym Globem i BAFTĄ na koncie za wyreżyserowanie „Zjawy”, Iñárritu ma spore szanse także na tę najważniejszą statuetkę w świecie filmu. Czy amerykańscy filmowcy wybierający laureatów Oscarów ponownie go nagrodzą? O tym przekonamy się już wkrótce. (Kasia Piechuta)
NAJLEPSZY AKTOR PIERWSZOPLANOWY - Leonardo DiCaprio, "Zjawa"
Leonardo DiCaprio, jeden z najbardziej znanych (i zarazem najlepszych) aktorów Hollywood pozostaje równocześnie jednym z najbardziej niedocenianych przez Amerykańską Akademię Sztuki i Wiedzy Filmowej. Choć do Oscara nominowany był czterokrotnie, nie udało mu się dotąd zdobyć żadnej statuetki. Tymczasem DiCaprio już pierwszą kreacją aktorską, za jaką był nominowany do słynnej nagrody, pokazał światu swój fenomenalny talent – mowa o roli chorego umysłowo chłopca w filmie „Co gryzie Gilberta Grape’a?”. Od tamtej pory minęło ponad 20 lat, a DiCaprio właśnie został nominowany do Oscara po raz piąty, tym razem za główną rolę w filmie „Zjawa”. Wcielenie się w „Zjawie” w postać Hugh Glassa to wyzwanie dla aktora. Nie jest łatwym zadaniem pokazać z jednej strony fizyczny ból, którego realistyczne odegranie jest kluczowe w surowej rzeczywistości filmowej „Zjawy”, z drugiej zaś cierpienie psychiczne, które z kolei pozwala widzowi zajrzeć w głąb umysłu głównego bohatera. DiCaprio poradził sobie po mistrzowsku z jednym i drugim, po raz kolejny udowadniając swoją aktorską klasę. I choć talent aktora broni się sam, a żadna statuetka w niczym tu nie pomoże, to jednak liczę na wygraną DiCaprio, bo na Oscara zasłużył on jak mało kto. (Kasia Piechuta)
NAJLEPSZA AKTORKA PIERWSZOPLANOWA - Brie Larson, "Pokój"
W „Pokoju” Ma dopiero uczy się roli matki, ale wcielająca się w nią Brie Larson wie o swoim rzemiośle już bardzo dużo. To dzięki tej młodej, ale docenionej już wcześniej przez filmowe gremia amerykańskiej aktorce, możemy niemal namacalnie doświadczyć dramatu przedstawionego przez Lenny’ego Abrahamsona. Brie Larson pełni dla widza rolę przewodnika po świecie, którego nikt z nas nie zna – świecie mieszczącym się na paru metrach kwadratowych powierzchni. Świecie, w którym można przetrwać tylko dzięki nadziei, wspomnieniom i miłości do dziecka. Spokojna, pozornie pozbawiona emocji twarz Brie Larson od pierwszych minut wprowadza do filmu uczucie przejmującego niepokoju. Widać wyraźnie jaka jest kondycja psychiczna Ma, jakie towarzyszą jej lęki. W każdej sekundzie filmu, zwłaszcza momentach prezentujących relacje z synem, jest niewiarygodnie autentyczna. Nie ma wątpliwości, że Brie doskonale zrozumiała graną przez siebie postać – to nie tylko wynik jej osobistych doświadczeń, trudnego dzieciństwa spędzonego w biedzie i ciasnocie, ale przede wszystkim talentu, ogromnego zaangażowania i poświęcenia. To jeden z tych przypadków, w których sama tylko kreacja aktorska stanowi wystarczający powód do obejrzenia filmu. I pewne jest to, że o Brie Larson jeszcze nie raz będzie głośno. (Radosław Sztaba)
NAJLEPSZY FILM - „Spotlight”
Ten film nie jest tak efektowny jak „Mad Max”, nie zachwyca zdjęciami jak „Zjawa”, nie ma budżetu „Marsjanina”, ani nie wywołuje tak głębokich emocji jak „Pokój”. A mimo to „Spotlight” ma duże szanse w wyścigu po najważniejszą statuetkę w najważniejszej filmowej kategorii. Dlaczego? Bo porusza ważny i trudny temat, bo nie czyni tego w sposób nachalny, niczego widzowi nie narzuca, ale pozostawia mnóstwo pytań i refleksji. To niezwykle realistyczny i skrupulatny zapis pracy grupy dziennikarzy śledczych „The Boston Globe” o nazwie Spotlight. Sprawa, którą badają (afera pedofilska w kościele katolickim) jest bulwersująca, ale twórcy filmu nie popadają w skrajności, nikogo otwarcie nie atakują, nie uprawiają moralizatorstwa, osąd funkcjonowania tego „systemu” pozostawiają widzowi. Nie znajdziemy tu niczego, co odwracałoby uwagę od rangi problemu: szybkiego montażu, zabawnych dialogów, podniosłej muzyki itp. Siłą filmu Toma McCarthy’ego jest rzetelne i wciągające przedstawienie przebiegu śledztwa, odkrywanie prawdy ukrytej za kulisami, zaangażowanie dziennikarzy w zbieranie materiałów oraz ciekawa gra aktorska (świetny Mark Ruffalo i Stanley Tucci). „Spotlight” to wartość ukryta w słowach, a nie realizacyjnych fajerwerkach. Akademia powinna to docenić. (Radosław Sztaba)
NAJLEPSZY REŻYSER - Alejandro González Iñárritu, "Zjawa"
Alejandro González Iñárritu zdecydowanie ma teraz swój moment w Hollywood. Po zeszłorocznym sukcesie „Birdmana” nie spoczął na laurach i nie tylko nie zawiódł, ale przeciwnie – zrobił krok do przodu w reżyserskiej karierze i udowodnił, że jego sukces nie był dziełem przypadku. Meksykański reżyser zrealizował „Zjawę” z wielkim pietyzmem, dbałością o każdy kadr, dźwięk, efekt specjalny, a nawet każdą emocję na twarzach bohaterów. Wyważył odpowiednio na ekranie dynamiczne, zapierające dech w piersiach sceny i kameralne, naturalistyczne kadry ukazujące osobisty dramat człowieka. Zdaje się, że ze Złotym Globem i BAFTĄ na koncie za wyreżyserowanie „Zjawy”, Iñárritu ma spore szanse także na tę najważniejszą statuetkę w świecie filmu. Czy amerykańscy filmowcy wybierający laureatów Oscarów ponownie go nagrodzą? O tym przekonamy się już wkrótce. (Kasia Piechuta)
NAJLEPSZY AKTOR PIERWSZOPLANOWY - Leonardo DiCaprio, "Zjawa"
Leonardo DiCaprio, jeden z najbardziej znanych (i zarazem najlepszych) aktorów Hollywood pozostaje równocześnie jednym z najbardziej niedocenianych przez Amerykańską Akademię Sztuki i Wiedzy Filmowej. Choć do Oscara nominowany był czterokrotnie, nie udało mu się dotąd zdobyć żadnej statuetki. Tymczasem DiCaprio już pierwszą kreacją aktorską, za jaką był nominowany do słynnej nagrody, pokazał światu swój fenomenalny talent – mowa o roli chorego umysłowo chłopca w filmie „Co gryzie Gilberta Grape’a?”. Od tamtej pory minęło ponad 20 lat, a DiCaprio właśnie został nominowany do Oscara po raz piąty, tym razem za główną rolę w filmie „Zjawa”. Wcielenie się w „Zjawie” w postać Hugh Glassa to wyzwanie dla aktora. Nie jest łatwym zadaniem pokazać z jednej strony fizyczny ból, którego realistyczne odegranie jest kluczowe w surowej rzeczywistości filmowej „Zjawy”, z drugiej zaś cierpienie psychiczne, które z kolei pozwala widzowi zajrzeć w głąb umysłu głównego bohatera. DiCaprio poradził sobie po mistrzowsku z jednym i drugim, po raz kolejny udowadniając swoją aktorską klasę. I choć talent aktora broni się sam, a żadna statuetka w niczym tu nie pomoże, to jednak liczę na wygraną DiCaprio, bo na Oscara zasłużył on jak mało kto. (Kasia Piechuta)
NAJLEPSZA AKTORKA PIERWSZOPLANOWA - Brie Larson, "Pokój"
W „Pokoju” Ma dopiero uczy się roli matki, ale wcielająca się w nią Brie Larson wie o swoim rzemiośle już bardzo dużo. To dzięki tej młodej, ale docenionej już wcześniej przez filmowe gremia amerykańskiej aktorce, możemy niemal namacalnie doświadczyć dramatu przedstawionego przez Lenny’ego Abrahamsona. Brie Larson pełni dla widza rolę przewodnika po świecie, którego nikt z nas nie zna – świecie mieszczącym się na paru metrach kwadratowych powierzchni. Świecie, w którym można przetrwać tylko dzięki nadziei, wspomnieniom i miłości do dziecka. Spokojna, pozornie pozbawiona emocji twarz Brie Larson od pierwszych minut wprowadza do filmu uczucie przejmującego niepokoju. Widać wyraźnie jaka jest kondycja psychiczna Ma, jakie towarzyszą jej lęki. W każdej sekundzie filmu, zwłaszcza momentach prezentujących relacje z synem, jest niewiarygodnie autentyczna. Nie ma wątpliwości, że Brie doskonale zrozumiała graną przez siebie postać – to nie tylko wynik jej osobistych doświadczeń, trudnego dzieciństwa spędzonego w biedzie i ciasnocie, ale przede wszystkim talentu, ogromnego zaangażowania i poświęcenia. To jeden z tych przypadków, w których sama tylko kreacja aktorska stanowi wystarczający powód do obejrzenia filmu. I pewne jest to, że o Brie Larson jeszcze nie raz będzie głośno. (Radosław Sztaba)
NAJLEPSZY AKTOR DRUGOPLANOWY - Tom Hardy, "Zjawa"
Tom Hardy od kilku lat bardzo wyraźnie zaznacza swoją obecność w świecie kina. Zaczynał pomniejszymi rolami, które dobierał na tyle starannie, żeby dzisiaj być jednym z najważniejszych aktorów w Hollywood. Pierwsze sukcesy przyszły po roli w „Incepcji”, by finalnie zaprowadzić go do zaszczytnego grona nominowanych do Oscara. Zaszczyt ten pojawił się po jego roli w filmie „Zjawa”, w którym partnerował mu inny tegoroczny nominowany – Leonardo DiCaprio. W mojej ocenie Hardy zasłużył na nominację za swój udział w „Zjawie” o wiele bardziej niż Leo. Rola, którą przyszło mu odegrać była bardziej złożona i wymagająca większego nakładu pracy. Wystarczy spojrzeć na to, jak Hardy w mistrzowski sposób opanował manierę językową człowieka z Teksasu tamtych czasów. Słyszałem opinie, że jego mowa jest niezrozumiała i bełkotliwa, ale chyba nikt, kto przedstawiał takie zarzuty, nie wziął na uwagę, jak trudne to musiało być dla człowieka urodzonego w Anglii, gdzie akcent jest tym, co go wyróżnia. Hardy nie poprzestał tylko na tym, ale wyśmienicie oddał sposób myślenia swojej postaci, co pięknie współgrało z historią przedstawioną w „Zjawie”. Jak dla mnie murowany pewniak. (Paweł Marek)
NAJLEPSZA AKTORKA DRUGOPLANOWA - Jennifer Jason Leigh, "Nienawistna ósemka"
Jennifer Jason Leigh stworzyła rolę, którą opisać można słowami „psychicznie chora bohaterka”. Wiele było prób odwzorowania takiej postaci, i nie ukrywam, wiele było lepszych, ale „Nienawistna ósemka” pokazała, w jak prosty sposób można osiągnąć upragniony cel. Wystarczy do tego odpowiednia aktorka, na odpowiednim miejscu. Pani Leigh pokazał, że jeszcze nie przyszedł dla niej czas aktorskiej emerytury, wręcz przeciwnie – udowodniła, że dopiero teraz nazbierała w sobie wystarczającej siły i doświadczenia, żeby rozwinąć skrzydła. Jej rola w „Nienawistnej ósemce” jest kluczowa, ale nie da się tego poznać przez większość filmu. Tak bardzo skrywa się w cieniu innych postaci, że można ją przeoczyć. Wtedy nastaje Grande Finale, podczas którego Jennifer pokazuje na co ją stać. Odwzorowanie spaczonej, kryminalnej psychiki odgrywanej postaci, jest na tyle prawdziwe, że naprawdę bałem się i gardziłem nią jednocześnie. Wszystko to, co dzieje się w scenach finalnych „Nienawistnej ósemki” było dla mnie przerażające, ale też piękne, bo mogłem podziwiać kunszt aktorski Pani Leigh. Gniew, który emanował z jej postaci był niemal namacalny, tak samo jak psychoza, zdająca się przenikać widza do samych kości. Bałem się jej postaci w sposób prawdziwy, tak samo jak źle jej życzyłem przez cały seans. Takie uczucia nie pojawiają się znikąd. Nominacja Jennifer Jason Leigh jest w pełni zasłużona. (Paweł Marek)
Tom Hardy od kilku lat bardzo wyraźnie zaznacza swoją obecność w świecie kina. Zaczynał pomniejszymi rolami, które dobierał na tyle starannie, żeby dzisiaj być jednym z najważniejszych aktorów w Hollywood. Pierwsze sukcesy przyszły po roli w „Incepcji”, by finalnie zaprowadzić go do zaszczytnego grona nominowanych do Oscara. Zaszczyt ten pojawił się po jego roli w filmie „Zjawa”, w którym partnerował mu inny tegoroczny nominowany – Leonardo DiCaprio. W mojej ocenie Hardy zasłużył na nominację za swój udział w „Zjawie” o wiele bardziej niż Leo. Rola, którą przyszło mu odegrać była bardziej złożona i wymagająca większego nakładu pracy. Wystarczy spojrzeć na to, jak Hardy w mistrzowski sposób opanował manierę językową człowieka z Teksasu tamtych czasów. Słyszałem opinie, że jego mowa jest niezrozumiała i bełkotliwa, ale chyba nikt, kto przedstawiał takie zarzuty, nie wziął na uwagę, jak trudne to musiało być dla człowieka urodzonego w Anglii, gdzie akcent jest tym, co go wyróżnia. Hardy nie poprzestał tylko na tym, ale wyśmienicie oddał sposób myślenia swojej postaci, co pięknie współgrało z historią przedstawioną w „Zjawie”. Jak dla mnie murowany pewniak. (Paweł Marek)
NAJLEPSZA AKTORKA DRUGOPLANOWA - Jennifer Jason Leigh, "Nienawistna ósemka"
Jennifer Jason Leigh stworzyła rolę, którą opisać można słowami „psychicznie chora bohaterka”. Wiele było prób odwzorowania takiej postaci, i nie ukrywam, wiele było lepszych, ale „Nienawistna ósemka” pokazała, w jak prosty sposób można osiągnąć upragniony cel. Wystarczy do tego odpowiednia aktorka, na odpowiednim miejscu. Pani Leigh pokazał, że jeszcze nie przyszedł dla niej czas aktorskiej emerytury, wręcz przeciwnie – udowodniła, że dopiero teraz nazbierała w sobie wystarczającej siły i doświadczenia, żeby rozwinąć skrzydła. Jej rola w „Nienawistnej ósemce” jest kluczowa, ale nie da się tego poznać przez większość filmu. Tak bardzo skrywa się w cieniu innych postaci, że można ją przeoczyć. Wtedy nastaje Grande Finale, podczas którego Jennifer pokazuje na co ją stać. Odwzorowanie spaczonej, kryminalnej psychiki odgrywanej postaci, jest na tyle prawdziwe, że naprawdę bałem się i gardziłem nią jednocześnie. Wszystko to, co dzieje się w scenach finalnych „Nienawistnej ósemki” było dla mnie przerażające, ale też piękne, bo mogłem podziwiać kunszt aktorski Pani Leigh. Gniew, który emanował z jej postaci był niemal namacalny, tak samo jak psychoza, zdająca się przenikać widza do samych kości. Bałem się jej postaci w sposób prawdziwy, tak samo jak źle jej życzyłem przez cały seans. Takie uczucia nie pojawiają się znikąd. Nominacja Jennifer Jason Leigh jest w pełni zasłużona. (Paweł Marek)