Piątka Filmosfery - niezapomniane filmowe pocałunki
Katarzyna Piechuta | 2021-11-28Źródło: Filmosfera
Wprowadźmy trochę słońca i optymizmu w ten ponury listopadowy czas. Dziś, przy Dniu Pocałunku, mamy ku temu idealną okazję. Dlatego w nowej Piątce Filmosfery przedstawiamy pięć niezapomnianych filmowych pocałunków.
1. Pierwszy pocałunek Lady i Trampa nad spaghetti, „Zakochany kundel” (1955), reż. Wilfred Jackson, Clyde Geronimi, Hamilton Luske
Kultowa animacja. Kultowa scena. Kultowy pocałunek. Historia stara jak świat. Dziewczyna z dobrego domu zakochuje się w osiedlowym łobuzie. Tym razem dziewczyną jest przesłodka, wytworna Lady, suczka rasy cocker spaniel, a chłopcem niesforny kundel Trump znany w całej dzielnicy. Piękna, wzruszająca historia, pełna emocji, która pokazuje, że każdy zasługuje na miłość. A miłość nie ma granic. Potrafi pokonać wszystko, szczególnie gdy pierwsza schadzka zakochanych odbywa się we włoskiej restauracji, a mistrz kuchni serwuje spaghetti z klopsikami. Nieśmiały, nieporadny i jakże romantyczny pocałunek Lady i Trumpa to kwintesencja disnejowskiego kina. Ze zwyczajnej chwili tworzy się magię, która jest rozpoznawana na całym świecie. Sylwia Nowak-Gorgoń
2. Pocałunek Vivian i Edwarda w finałowej scenie, „Pretty Woman” (1990), reż. Garry Marshall
„Pretty Woman” należy do klasyków komedii romantycznych. Bogaty przedsiębiorca Edward Lewis (Richard Gere) proponuje prostytutce Vivan Ward (Julia Roberts), by za 3000 dolarów dotrzymywała mu towarzystwa przez tydzień. Vivian trafia więc na tydzień do ekskluzywnego hotelu i uczy się, jak się ubierać, jak jeść w eleganckiej restauracji – słowem, jak być prawdziwą damą. W miarę upływu czasu, gdy Vivian i Edward spędzają ze sobą kolejne dni, rodzi się między nimi uczucie. Fabuła „Pretty Woman” przypomina trochę historię Kopciuszka, a trochę uwspółcześnioną wersję „Pigmaliona” George’a Bernarda Shawa. Może dlatego film jest ponadczasowy, gdyż opiera się znanym w literaturze motywie biednej dziewczyny, która trafia w wyższe sfery, gdzie zaznaje zupełnie innego życia niż to, które prowadziła do tej pory. Duet Julia Roberts – Richard Gere to jeden z najlepszych duetów spośród wszystkich komedii romantycznych. Zwieńczeniem tej historii jest przepiękna scena finałowa, niczym wyjęta z bajki. Istne spełnienie marzeń, choć nieco dostosowane do poza-bajkowych realiów. Pocałunek Vivian i Edwarda jest ostatecznym przypieczętowaniem siły miłości, dla której różnice społeczne nie stanowią przeszkody. W filmie warto również zwrócić uwagę na rewelacyjną ścieżkę dźwiękową – mamy tu okazję usłyszeć m.in. takie utwory jak „Oh, Pretty Woman” Roy’a Orbisona czy „It must have been love” Roxette. Katarzyna Piechuta
3. Pierwszy pocałunek Sama i Suzy, „Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom” (2012), reż. Wes Anderson
„Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom” to historia miłości, która musi przezwyciężyć wiele perturbacji. Sam (Jared Gilman) i Suzy (Kara Hayward) zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia. Czują pomiędzy sobą niezwykłą więź. On jest sierotą, harcerzem w śmiesznej czapce z szopa, nie ma przyjaciół, nikt nie darzy go sympatią. Ona jest śliczną nastolatką, lubującą się w zbyt mocnym makijażu, kocha literaturę fantasy, marzy by być sierotą i nie potrafi kontrolować emocji, zbyt łatwo wpada w szał i ma ataki agresji. By być razem, układają plan ucieczki. Ich śladem podąży rodzina dziewczyny, pewien policjant, opieka społeczna, harcmistrz i cały harcerski zastęp. Sam i Suzy są jeszcze dziećmi, dopiero co zaczynają dorastać, ich uczucie jest niewinne, słodkie, ale też jednocześnie bardzo silne. Anderson połączył historię Romea i Julii z balladą o Bonnie i Clydzie. Okrasił to wszystko swoim wyjątkowym poczuciem humoru. Wyszło coś niezwykłego, wprost magicznego. Rzadko w kinie w tak oryginalny sposób opowiada się o miłości. Niewinnie, szczerze, ale też absurdalnie i z wyjątkowo wytrawnym humorem. No i młodzi aktorzy. Jared Gilman i Kara Hayward… ta dwójka młodych aktorów kradnie cały film. Jared Gilman czaruje widza swoją niewinnością, bystrością, pewnością siebie i brązowymi, smutnymi oczami. Suzy w interpretacji Kary Hayward jest jak dzikie zwierzę, cały czas przestraszona, potrafiąca zadać śmiertelny cios w momencie zagrożenia. Jej spojrzenie jest dzikie, wręcz szalone. Razem tworzą fantastyczny duet. Scena ich pierwszego pocałunku powinna wejść do kanonu kina. Jest mocno stylowa, niewinna, magiczna i tak mocno przypomina scenę tańca Mii i Vincenta w pewnym bardzo dobrym filmie lat 90. XX wieku. Czysta magia kina. Sylwia Nowak-Gorgoń
4. Pocałunek Rose i Jacka na dziobie statku, „Titanic” (1997), reż. James Cameron
Jeden z najbardziej znanych filmów na świecie, po tylu latach nadal pozostający na 3. miejscu w światowym box office. Nic dziwnego – film James Camerona to nie tylko tragiczna historia katastrofy statku Titanic, który wyruszył w swój dziewiczy rejs do USA w 1912 roku, ale przede wszystkim przepiękna opowieść o miłości. A przy tym obraz zrealizowany został z ogromnym rozmachem. Rose DeWitt Bukater (Kate Winslet) i Jack Dawson (Leonardo DiCaprio) pochodzą z dwóch różnych światów – on to biedny emigrant, ona arystokratka. Ich losy krzyżują się na pokładzie Titanica, a siła uczucia, które się między nimi rodzi, jest nieokiełznana. Scena pocałunku Rose i Jacka stojących na dziobie statku szybko stała się kultowa. Piękny zachód słońca, wiatr we włosach i idealnie pasująca oprawa muzyczna – ta scena to po prostu kwintesencja romantyzmu. Nie udałoby się to jednak, gdyby nie dwoje głównych bohaterów. Genialni aktorzy, Kate Winslet i Leonardo DiCaprio, stworzyli na ekranie duet idealny. Nie jest zresztą tajemnicą, że przyjaźnią się do dziś. Katarzyna Piechuta
5. Pierwszy pocałunek/zbliżenie Theodore’a i Samanthy, „Ona” (2013), reż. Spike Jonze
„Ona” to film wielopłaszczyznowy. Scenariusz na pozór przedstawia prostą historię. Ale to tylko pozór. „Ona” to głęboka analiza emocji, uczuć, miłości i samotności we współczesnym, postindustrialnym świecie. „Ona” to film oparty na mistrzowskim aktorstwie. Na szczególną uwagę zasługuje genialna kreacja Joaquina Phoenixa. Oszczędna i wyważona. Phoenix daje lekcję, jak powinno się budować rolę. Potrafi zawładnąć kadrem w taki sposób, że sceny gdzie kamera skupia się tylko na nim, a on prowadzi konwersację z głosem z offu, wręcz pulsują od emocji i napięcia. Towarzyszy mu jakże sensualny głos Scarlett Johansson. Jest w nim wszystko. Miłość, namiętność, radość, smutek. To nie jest tylko głos. Głos Johansson jest w tym filmie prawdziwą postacią, z którą możemy się utożsamić, identyfikować, współczuć, kibicować, kochać lub nienawidzić. A w momencie, gdy Samantha wypowiada imię głównego bohatera, tylko widz z naprawdę słabym krążeniem nie zarumieni się. „Ona” udowadnia, jaką moc ma głos (dźwięk) w kinie, nie tylko kreacją Johansson, ale także najpiękniejszą, najbardziej intymną i najbardziej zmysłową sceną seksu w historii kina. Czarny ekran oraz głosy Phoenixa i Johansson tworzą czystą symfonię zmysłów. „Ona” jest filmem, który chwyta za serce, za wszystkie zmysły, pulsuje w naszym krwiobiegu. Sylwia Nowak-Gorgoń