Dzik bez kości jest najlepszy! - wywiad z Gerardem Depardieu
abc | 2012-10-29Źródło: informacja prasowa
Słynni Galowie Asterix i Obelix powracają w najnowszej części cyklu noszącej podtytuł „W służbie Jej Królewskiej Mości”. Jedna z największych europejskich produkcji ostatnich lat zagości na ekranach kin 2 listopada. W oczekiwaniu na polską premierę filmu prezentujemy wywiad z odtwórcą roli Obelixa, zwycięzcą Złotego Globu i dwóch Cezarów, a prywatnie wielkim smakoszem dziczyzny - Gerardem Depardieu.
Wraz z określonym kostiumem Obelixa otrzymał Pan sprecyzowaną osobowość bohatera. Które jego cechy ceni pan najbardziej?
Uwielbiam jego osobowość. Obelix jest naiwny, prostolinijny jak dziecko, nie ma w nim żadnych złych intencji i myśli. Jeśli, przez przypadek, jednak pomyśli o czymś złym lub negatywnym, wpada w smutek totalny, w smutek, który nie ma kresu. To sprawia, że to niezwykle wzruszająca postać. Obelix nie ma ani jednej wady. To olbrzym o wnętrzu bezbronnego dziecka.
W czym Pan go przypomina?
Jak on potrafię być uparty i nieco upierdliwy. Potrafię się naprzykrzać, nie zdając sobie z tego sprawy. Tak naprawdę nie wiem, w czym go przypominam, bardziej chyba polega to na tym, że on tak mi się podoba, że chciałbym go przypominać. Na pewno nie zazdroszczę mu siły, natura obdarzyła mnie pewnymi atrybutami, które zapewniają mi posłuch. Chciałbym częściej widzieć pozytywną stronę życia jak on.
Obelix jest smakoszem jak Pan…
To prawda, ja też uwielbiam dziczyznę, choć preferuję w sosie, a nie pieczoną. Dzik bez kości jest wyśmienity, uważam się za znawcę tego tematu. Apetyt Obelixa mnie rozczula, jest wprost proporcjonalny do jego dobroduszności i wspaniałomyślności. Podobnie jest z miłością, wszystkiego wtedy chcemy za dużo. Nie jest to zbyt rozsądne, ale przez to piękne.
A posiada Pan magiczny napój, ambrozję, która dodaje życiu smaku?
Dla mnie samo życie jest niczym magiczny napój. Uwielbiam życie, które prowadzę, choć wiem, że może być ono męczące, onieśmielające dla ludzi wokół.
Wszyscy zgodnie przyznają, że żaden inny aktor nie wcieliłby się tak dobrze, z taką swadą i naturalnością, w Obelixa jak Pan. To dobrze być tak mocno kojarzonym z postacią?
To na pewno sympatyczne, choć może powinno mi się współczuć, że przypominam Obelixa, jak rozumiem chodzi też o gabaryty. Ale dzięki temu mogę sobie pozwolić na karykaturę, na autoironię.
Podobno miał Pan możliwość poznania jednego ze współautorów komiksu, René Goscinnego?
W latach 70. grałem w dwóch filmach Pierre’a Tchernii: „Dożywociu” i „Szczurach Paryża” – współautorem scenariuszy był właśnie Goscinny. Uwielbiałem gościa, był inteligentny, dobry, szlachetny, otwarty. Czuję jego osobowość w takich postaciach, jak Mikołajek, czy właśnie Asterix i Obelix. To jeden z nielicznych dorosłych ludzi, który wiedział jak obserwować dzieci. Patrzył na świat oczami dziecka, dlatego tak dobrze je rozumiał. Jakiś czas potem poznałem Uderza, który ma umysł analityczny, mniej w nim spontanicznych emocji.
Jak Pan się czuje, po raz kolejny wcielając w tę samą postać?
Nie jest to męczące, czy nudne. Wszystko zależy od tego, co chce uzyskać reżyser. Jeśli wykorzystuje sprawdzone patenty, to faktycznie, mogłoby to być rozczarowujące. Ale akurat przy tym filmie, choć trzymamy się sprawdzonego kanonu zachowań, poszukujemy cały czas nowych rozwiązań. Jeśli chodzi o Obelixa, jeszcze jedna rzecz sprawia, że rola stała się dla mnie wyzwaniem – nie mogę racjonalizować jego zachowań, tu nie ma miejsca na włączanie intelektu. I to jest czyste, cudowne, piękne, bo Obelix to uczciwa postać. Zazdroszczę mu tej uczciwości.
Jak układała się współpraca z Laurentem Tirardem, reżyserem filmu?
Wspaniale. Doskonale radzi z takimi mizantropami jak ja. Przebywanie z nim jest orzeźwiające. Dodatkowo Laurent jest bardzo elastyczny, potrafi zmienić zdanie, jeśli uzna czyjeś racje za słuszne. Ma świeże spojrzenie i poczucie humoru, które trafia do dzieciaków. Podoba mi się to, że unika akcentów sentymentalnych w swoich filmach, że nie idealizuje świata dzieci. W jednej chwili potrafi sprawić, by dorośli poczuli się znowu dziećmi. Myślę, że jego adaptacje są wierne pierwowzorom, pozostają proste jak komiksy, ale mają filmowość, operują w pełni językiem kina, wykorzystując wszystkie jego możliwości.
Jak podoba się Panu nowy film o przygodach Asterixa?
Moim zdaniem ostatnia część pt. „Asterix i Obelix: W służbie Jej Królewskiej Mości” – odniesie sukces dzięki odwadze Laurenta, który zdecydował się zatrudnić Edouarda Baera do roli Asterixa. Lubię nowego Asterixa, jego styl, trochę na dandysa, uroczego aroganta – on symbolizuje Francję, nasze narodowe cechy.
A jak sprawdziła się Valérie Lemercier w roli pani Macintosh?
To niezwykle inteligentna kobieta. Sposób w jaki myśli i jej poczucie humoru wielokrotnie sprawiały, że turlałem się ze śmiechu. Dodatkowo jest piękna, ma niezwykłą grację. Valérie ma wielki talent komediowy, ale podobnie jest z Catherine Deneuve (wciela się w Królową Brytów) – jej osobowość, charyzma i humor sprawiają, że nie można przejść obok niej obojętnie. Jest piękna, wyzwolona, bije z niej wewnętrzne ciepło. Z kolei nasza mała Charlotte’a Lebon (Ofelia) jest urocza, świeża, pełna energii, co nas zawsze mobilizowało. Charlotte obok talentu ma duszę, ta dusza sprawia, że chcesz być blisko niej.
Proszę coś jeszcze powiedzieć na temat Vincenta Lacosty, który wcielił się w Skandalixa.
Jego udział jest wyjątkowy. On reprezentuje młodość, jest ucieleśnieniem całego pokolenia, z jego wadami, zaletami, aspiracjami, marzeniami, lękami. W odróżnieniu od generacji z 2000 roku, ta, której przedstawicielem jest Vincent, nie jest onieśmielona postępem techniki, rewolucja działa się razem z nimi, oni byli bezpośrednimi uczestnikami zmian, więc nie są poblokowani, czy zalęknieni, bo dorastali z fenomenem, jakim są technologiczne udogodnienia i wynalazki.
Mówiąc o postępie, co Pan sądzi o 3D?
Upraszczając, nie jestem potencjalnym odbiorcą kina 3D. To głównie kino gatunkowe, amerykańska fantastyka. „Batman” albo „Avatar” nie są dla mnie. Zresztą nie chodzę tak dużo do kina, zawsze wolałem czytać, z literatury gatunku najbardziej fascynowali mnie Asimov i Van Vogt. Ale musze to przyznać, 3D doskonale sprawdziło się przy okazji naszej opowieści. Nadało nową oprawę znanej historii, wydaje mi się, że 3D sprawia, że przygody bohaterów są bardziej sugestywne, czy nawet ich codzienne życie w wiosce. Rzeczy i czynności proste stają się spektakularne.
Czuję Pan różnicę pracując nad filmem tradycyjnym, a takim w 3D?
Nie ma to znaczenia. To, że gram na tle zielonych przestrzeni, nie robi mi różnicy. Aktor tak czy owak musi wykorzystywać swoją wyobraźnię, musi umieć przenieść się do miejsc, stanów, emocji, które niekoniecznie są proste do przywołania.
A jakie są Pana najsilniejsze wspomnienia z pracy na planie?
Podobała mi się Irlandia. To piękne miejsce, z właściwym dla mnie klimatem, który bardzo mi odpowiada. Jest mi bliżej do miejsc, w których nie ma zawrotnych temperatur, wolę jak jest zimniej, mniej się męczę, pocę, sapię…
Co jest największym atutem tego filmu?
Jest to świetnie przełożona na język filmu komiksowa opowieść. Czerpie z komiksu to, co najlepsze i najważniejsze, ale ma nowoczesną filmową oprawę. Scenariusz jest wyśmienity, to już było czuć na etapie pierwszej lektury. Widać różnice między Brytyjczykami a Galami. Gdyby to Brytyjczycy wymyślili Asterixa i Obelixa, zostalibyśmy ukazani jako miłośnicy wina i pleśniowego sera, to byłyby nasze główne cechy. A przecież w tej historii jest o wiele, o wiele więcej. Różnice są subtelne, żeby użyć metafory: każdy z nas, w realnym życiu, ma specjalną miksturę, dzięki której widzi świat w odpowiednich dla niego barwach. Sukces filmu to też wynik bardzo dobrej obsady, Catherine Deneuve jest słodka jak cukierek, po prostu do schrupania, Valérie Lemercier jest piękna, Guillaume Gallienne – niezwykły. Uwielbiam też w filmie wizerunek Wikingów – to ludzie, którzy lubią stawiać czoła swoim lękom, imponuje mi to, oni szukają wyzwań, nie boją się odczuwać strachu, chcą się z nim mierzyć, to bardzo poetyckie. I to poczucie, towarzyszące mi przez cały czas trwania produkcji, że historia jest kwintesencją młodości. Oglądałem film razem z dziećmi, które śmiały się w sposób absolutnie beztroski i niepohamowany. To prościutki – można by nawet powiedzieć dziecinnie prosty – film jeśli chodzi o przesłanie, czy wymowę, ale właśnie przez to piękny.
Wraz z określonym kostiumem Obelixa otrzymał Pan sprecyzowaną osobowość bohatera. Które jego cechy ceni pan najbardziej?
Uwielbiam jego osobowość. Obelix jest naiwny, prostolinijny jak dziecko, nie ma w nim żadnych złych intencji i myśli. Jeśli, przez przypadek, jednak pomyśli o czymś złym lub negatywnym, wpada w smutek totalny, w smutek, który nie ma kresu. To sprawia, że to niezwykle wzruszająca postać. Obelix nie ma ani jednej wady. To olbrzym o wnętrzu bezbronnego dziecka.
W czym Pan go przypomina?
Jak on potrafię być uparty i nieco upierdliwy. Potrafię się naprzykrzać, nie zdając sobie z tego sprawy. Tak naprawdę nie wiem, w czym go przypominam, bardziej chyba polega to na tym, że on tak mi się podoba, że chciałbym go przypominać. Na pewno nie zazdroszczę mu siły, natura obdarzyła mnie pewnymi atrybutami, które zapewniają mi posłuch. Chciałbym częściej widzieć pozytywną stronę życia jak on.
Obelix jest smakoszem jak Pan…
To prawda, ja też uwielbiam dziczyznę, choć preferuję w sosie, a nie pieczoną. Dzik bez kości jest wyśmienity, uważam się za znawcę tego tematu. Apetyt Obelixa mnie rozczula, jest wprost proporcjonalny do jego dobroduszności i wspaniałomyślności. Podobnie jest z miłością, wszystkiego wtedy chcemy za dużo. Nie jest to zbyt rozsądne, ale przez to piękne.
A posiada Pan magiczny napój, ambrozję, która dodaje życiu smaku?
Dla mnie samo życie jest niczym magiczny napój. Uwielbiam życie, które prowadzę, choć wiem, że może być ono męczące, onieśmielające dla ludzi wokół.
Wszyscy zgodnie przyznają, że żaden inny aktor nie wcieliłby się tak dobrze, z taką swadą i naturalnością, w Obelixa jak Pan. To dobrze być tak mocno kojarzonym z postacią?
To na pewno sympatyczne, choć może powinno mi się współczuć, że przypominam Obelixa, jak rozumiem chodzi też o gabaryty. Ale dzięki temu mogę sobie pozwolić na karykaturę, na autoironię.
Podobno miał Pan możliwość poznania jednego ze współautorów komiksu, René Goscinnego?
W latach 70. grałem w dwóch filmach Pierre’a Tchernii: „Dożywociu” i „Szczurach Paryża” – współautorem scenariuszy był właśnie Goscinny. Uwielbiałem gościa, był inteligentny, dobry, szlachetny, otwarty. Czuję jego osobowość w takich postaciach, jak Mikołajek, czy właśnie Asterix i Obelix. To jeden z nielicznych dorosłych ludzi, który wiedział jak obserwować dzieci. Patrzył na świat oczami dziecka, dlatego tak dobrze je rozumiał. Jakiś czas potem poznałem Uderza, który ma umysł analityczny, mniej w nim spontanicznych emocji.
Jak Pan się czuje, po raz kolejny wcielając w tę samą postać?
Nie jest to męczące, czy nudne. Wszystko zależy od tego, co chce uzyskać reżyser. Jeśli wykorzystuje sprawdzone patenty, to faktycznie, mogłoby to być rozczarowujące. Ale akurat przy tym filmie, choć trzymamy się sprawdzonego kanonu zachowań, poszukujemy cały czas nowych rozwiązań. Jeśli chodzi o Obelixa, jeszcze jedna rzecz sprawia, że rola stała się dla mnie wyzwaniem – nie mogę racjonalizować jego zachowań, tu nie ma miejsca na włączanie intelektu. I to jest czyste, cudowne, piękne, bo Obelix to uczciwa postać. Zazdroszczę mu tej uczciwości.
Jak układała się współpraca z Laurentem Tirardem, reżyserem filmu?
Wspaniale. Doskonale radzi z takimi mizantropami jak ja. Przebywanie z nim jest orzeźwiające. Dodatkowo Laurent jest bardzo elastyczny, potrafi zmienić zdanie, jeśli uzna czyjeś racje za słuszne. Ma świeże spojrzenie i poczucie humoru, które trafia do dzieciaków. Podoba mi się to, że unika akcentów sentymentalnych w swoich filmach, że nie idealizuje świata dzieci. W jednej chwili potrafi sprawić, by dorośli poczuli się znowu dziećmi. Myślę, że jego adaptacje są wierne pierwowzorom, pozostają proste jak komiksy, ale mają filmowość, operują w pełni językiem kina, wykorzystując wszystkie jego możliwości.
Jak podoba się Panu nowy film o przygodach Asterixa?
Moim zdaniem ostatnia część pt. „Asterix i Obelix: W służbie Jej Królewskiej Mości” – odniesie sukces dzięki odwadze Laurenta, który zdecydował się zatrudnić Edouarda Baera do roli Asterixa. Lubię nowego Asterixa, jego styl, trochę na dandysa, uroczego aroganta – on symbolizuje Francję, nasze narodowe cechy.
A jak sprawdziła się Valérie Lemercier w roli pani Macintosh?
To niezwykle inteligentna kobieta. Sposób w jaki myśli i jej poczucie humoru wielokrotnie sprawiały, że turlałem się ze śmiechu. Dodatkowo jest piękna, ma niezwykłą grację. Valérie ma wielki talent komediowy, ale podobnie jest z Catherine Deneuve (wciela się w Królową Brytów) – jej osobowość, charyzma i humor sprawiają, że nie można przejść obok niej obojętnie. Jest piękna, wyzwolona, bije z niej wewnętrzne ciepło. Z kolei nasza mała Charlotte’a Lebon (Ofelia) jest urocza, świeża, pełna energii, co nas zawsze mobilizowało. Charlotte obok talentu ma duszę, ta dusza sprawia, że chcesz być blisko niej.
Proszę coś jeszcze powiedzieć na temat Vincenta Lacosty, który wcielił się w Skandalixa.
Jego udział jest wyjątkowy. On reprezentuje młodość, jest ucieleśnieniem całego pokolenia, z jego wadami, zaletami, aspiracjami, marzeniami, lękami. W odróżnieniu od generacji z 2000 roku, ta, której przedstawicielem jest Vincent, nie jest onieśmielona postępem techniki, rewolucja działa się razem z nimi, oni byli bezpośrednimi uczestnikami zmian, więc nie są poblokowani, czy zalęknieni, bo dorastali z fenomenem, jakim są technologiczne udogodnienia i wynalazki.
Mówiąc o postępie, co Pan sądzi o 3D?
Upraszczając, nie jestem potencjalnym odbiorcą kina 3D. To głównie kino gatunkowe, amerykańska fantastyka. „Batman” albo „Avatar” nie są dla mnie. Zresztą nie chodzę tak dużo do kina, zawsze wolałem czytać, z literatury gatunku najbardziej fascynowali mnie Asimov i Van Vogt. Ale musze to przyznać, 3D doskonale sprawdziło się przy okazji naszej opowieści. Nadało nową oprawę znanej historii, wydaje mi się, że 3D sprawia, że przygody bohaterów są bardziej sugestywne, czy nawet ich codzienne życie w wiosce. Rzeczy i czynności proste stają się spektakularne.
Czuję Pan różnicę pracując nad filmem tradycyjnym, a takim w 3D?
Nie ma to znaczenia. To, że gram na tle zielonych przestrzeni, nie robi mi różnicy. Aktor tak czy owak musi wykorzystywać swoją wyobraźnię, musi umieć przenieść się do miejsc, stanów, emocji, które niekoniecznie są proste do przywołania.
A jakie są Pana najsilniejsze wspomnienia z pracy na planie?
Podobała mi się Irlandia. To piękne miejsce, z właściwym dla mnie klimatem, który bardzo mi odpowiada. Jest mi bliżej do miejsc, w których nie ma zawrotnych temperatur, wolę jak jest zimniej, mniej się męczę, pocę, sapię…
Co jest największym atutem tego filmu?
Jest to świetnie przełożona na język filmu komiksowa opowieść. Czerpie z komiksu to, co najlepsze i najważniejsze, ale ma nowoczesną filmową oprawę. Scenariusz jest wyśmienity, to już było czuć na etapie pierwszej lektury. Widać różnice między Brytyjczykami a Galami. Gdyby to Brytyjczycy wymyślili Asterixa i Obelixa, zostalibyśmy ukazani jako miłośnicy wina i pleśniowego sera, to byłyby nasze główne cechy. A przecież w tej historii jest o wiele, o wiele więcej. Różnice są subtelne, żeby użyć metafory: każdy z nas, w realnym życiu, ma specjalną miksturę, dzięki której widzi świat w odpowiednich dla niego barwach. Sukces filmu to też wynik bardzo dobrej obsady, Catherine Deneuve jest słodka jak cukierek, po prostu do schrupania, Valérie Lemercier jest piękna, Guillaume Gallienne – niezwykły. Uwielbiam też w filmie wizerunek Wikingów – to ludzie, którzy lubią stawiać czoła swoim lękom, imponuje mi to, oni szukają wyzwań, nie boją się odczuwać strachu, chcą się z nim mierzyć, to bardzo poetyckie. I to poczucie, towarzyszące mi przez cały czas trwania produkcji, że historia jest kwintesencją młodości. Oglądałem film razem z dziećmi, które śmiały się w sposób absolutnie beztroski i niepohamowany. To prościutki – można by nawet powiedzieć dziecinnie prosty – film jeśli chodzi o przesłanie, czy wymowę, ale właśnie przez to piękny.