Tele-Hity Filmosfery (19.02.-25.02.2016)
Katarzyna Piechuta | 2016-02-18Źródło: Filmosfera
Piątek (19.02), Stopklatka, 15:55
Była sobie dziewczyna (1959)
Produkcja: Wielka Brytania, USA
Reżyseria: Lone Sherfig
Obsada: Carey Mulligan, Peter Sarsgaard, Alfred Molina, Dominic Cooper, Rosamund Pike
Opis: Historia młodej, inteligentnej dziewczyny dorastającej w Londynie w latach sześćdziesiątych. Jej rodzina bardzo chce by studiowała na Oksfordzie. Tymczasem ona wdaje się w szalony romans z poznanym w niezwykłych okolicznościach mężczyzną, który obiecuje, że nauczy ją życia i miłości... Te niepowtarzalne lekcje będą się odbywały w luksusowych salach balowych i dyskotekach, zadymionych kafejkach Londynu i pod dachami dekadenckiego Paryża…
Rekomendacja Filmosfery: Lone Sherfig bezapelacyjnie posiada talent do tworzenia filmów subtelnych, które nie narzucają się widzowi, tylko niezauważalnie wciągają go w wykreowany świat. Sposób prowadzenia kamery, scenografia, muzyka, kostiumy i charakteryzacja składają się na niepowtarzalny klimat lat 60-tych, który w filmie „Była sobie dziewczyna” wprost emanuje z ekranu. Fabuła nie jest już tak wciągająca jak sam nastrój obrazu, niemniej losy i wybory głównej bohaterki, w postać której wciela się Carey Mulligan, z pewnością wywołają u widzów emocje - prawdopodobnie na zmianę pozytywne i negatywne. Narracja filmu jest spokojna, co nie znaczy, że fabuła pozbawiona jest nagłych zwrotów akcji – wszystko jest odpowiednio wyważone. Niektórym obraz może się wydawać momentami nieco nużący, jednak warto wytrwać do końca. Polecam film zwłaszcza fanom niebanalnych filmów romantycznych oraz miłośnikom retro – „Była sobie dziewczyna” doskonale odzwierciedla bowiem wiele aspektów rzeczywistości lat 60-tych.
Piątek (19.02), Stopklatka, 20:00
Imię róży (1986)
Produkcja: RFN, Francja, Włochy
Reżyseria: Jean-Jacques Annaud
Obsada: Sean Connery, Christian Slater, Michael Lonsdale, Helmut Qualtinger
Opis: Adaptacja powieści Umberto Eco. Rok 1327. Do położonego we włoskich górach klasztoru benedyktynów przybywa angielski franciszkanin Wilhelm z Baskerville i jego uczeń - Adso z Melku, by wziąć udział w debacie na temat ubóstwa Jezusa Chrystusa. Opat Abbon prosi Wilhelma o pomoc w rozwiązaniu tajemnicy śmierci iluminatora Adelmusa z Otrantu, którego znaleziono martwego u stóp opactwa. Ślady zdają się wykluczać samobójstwo lub nieszczęśliwy wypadek. Sytuacja komplikuje się, gdy giną kolejni mnisi. Kolejne wydarzenia zdają się wskazywać coraz bardziej, że wszystkim zależy na zdobyciu pewnej starożytnej księgi, a klucz do rozwiązania zagadki kryje się w tajemniczej bibliotece opactwa.
Rekomendacja Filmosfery (Marta Suchocka): Annaud wprowadza widza bardzo głęboko w codzienny świat średniowiecznego Kościoła i to z wszystkimi jego wadami i zaletami. Rozbiera to, co najświętsze z sacrum. Dodatkowo dzięki zagadce kryminalnej, która rozgrywa się na terenie benedyktyńskiego klasztoru ukazuję swoistą walkę między wiarą, a rozumowym pojmowaniem rzeczywistości. Jednak „Imię róży” to przede wszystkim wyborny kryminał średniowieczny będący adaptacją chyba najpopularniejszej powieści Umberto Eco.
Sobota (20.02), Polsat, 10:45
Herkules (1997)
Produkcja: USA
Reżyseria: John Musker, Ron Clements
Obsada: Tate Donovan, Danny DeVito, James Woods, Susan Egan
Opis: W siedzibie bogów greckich, na górze Olimp, rodzi się Herkules – syn Zeusa i Hery. Wszyscy świętują narodziny malca, z wyjątkiem Hadesa, zazdrosnego o władzę Zeusa nad całym światem. Na skutek uknutego przez Hadesa podstępu, mały Herkules zostaje wykradziony z Olimpu. Przez wiele lat wiedzie spokojne życie u przybranych rodziców, nie wiedząc nic o swoim pochodzeniu.
Rekomendacja Filmosfery: „Herkules” zajmuje szczególne miejsce wśród animowanych produkcji disney’owskich. Był to jeden z pierwszych filmów, które nie przedstawiały już bajkowego świata pełnego idealnych postaci oraz typowo czarnych charakterów. Tutaj bohaterowie nie są tacy czarno-biali, jak we wcześniejszych produkcjach Disney’a, mają o wiele bardziej złożone osobowości. Ponadto film wprost tryska humorem, przez co nie pozwala nudzić się nawet przez minutę. Pomysł twórców na sięgnięcie do greckiej mitologii okazał się strzałem w dziesiątkę – film zapewnia inteligentną rozrywkę nie tylko dla najmłodszych. Idealny na sobotnie przedpołudnie.
Wtorek (23.02), ale kino+, 22:40
Witaj w klubie (2013)
Produkcja: USA
Reżyseria: Jean-Marc Vallée
Obsada: Matthew McConaughey, Jennifer Garner, Jared Leto, Steve Zahn, Dallas Roberts
Opis: Ron żyje z dnia na dzień. Pali jak smok, lubi bourbon, kobiety i rodeo. Nic ponad szybkie i proste przyjemności. Wiadomość o tym, że jest nosicielem wirusa HIV to dla niego szokujący wyrok, z którym nie chce się pogodzić. Jedzie do Meksyku, z którego zamierza szmuglować zakazane w USA leki. Po powrocie niespodziewanie zdobywa sojusznika w osobie queerowego transseksualisty Rayona („Leto jest wprost cudowny jako ekscentryczny bohater drugoplanowy” Hollywood Reporter). Ten pozornie niedobrany duet wspólnie zaczyna prowadzić klub, w którym inni szukają ratunku. Ron to człowiek daleki od ideału, jednak z ogromną siłą charakteru.
Rekomendacja Filmosfery (Paweł Marek): Każdy człowiek ceni swoje życie wyjątkowo wysoko, a cena za życie rośnie proporcjonalnie do naszego złego stanu zdrowia. Jak wiele poświęcilibyście żeby ratować samych siebie, a jak wiele dla życia innych? Tym założeniem kieruje się film „Dallas Buyers Club” i są to dwa pytania, które prędzej czy później dotkną każdego z nas. Przed śmiercią nie da się uciec, ale jeśli śmierć sama nas szuka, dopiero wtedy doceniamy to, co mieliśmy i to, co jeszcze możemy dać. Matthew McConaughey wcielił się w rolę, która dała mu Oscara. Jeszcze kilka la temu brylował w komediach romantycznych, w których liczyła się jego miła aparycja i zadbane ciało. Otworzyło mu to drogę do kina popularnego, jednak dopiero od niedawna zaczął grać w filmach, które pozwoliły mu rozwinąć skrzydła i pokazać prawdziwy talent, którego posiadanie udowodnił w „Witaj w klubie”. Nie inaczej było z drugim zdobywcą Oscara, Jaredem Leto. Okazjonalnie pojawiał sie w produkcjach lepszych i gorszych, więcej czasu poświęcając graniu w 30 Seconds to Mars, aby w końcu trafić na rolę, która pokazała cały jego potencjał artystyczny. W pełni zasłużone Oscary!
Czwartek (25.02), ale kino+, 20:10
Jane Eyre (2011)
Produkcja: Wielka Brytania, USA
Reżyseria: Cary Fukunaga
Obsada: Mia Wasikowska, Michael Fassbender, Jamie Bell, Freya Parks, Holly Grainger
Opis: Żadna miłość nie jest prosta, ale - jak narkotyk - odurza tylko pierwsza. "Jane Eyre" to opowieść, która wychowała miliony nie zawsze rozważnych romantyczek na całym świecie. Współczesna ekranizacja to porywająca i zapierająca dech w piersiach historia o alchemii uczuć. Jane (Mia Wasikowska) nie była dziewczyną, która szukała niezobowiązującego romansu. Choć rozum podpowiadał jej, że fascynującemu Panu Rochersterowi (Michael Fassbender) nie można ufać, oddała mu swoje serce bez reszty.
Rekomendacja Filmosfery (Sylwia Nowak): Filmowcy darzą ogromną sympatią epokę wiktoriańską. Nie tylko pięknie prezentuje się zaadaptowana na potrzeby sztuki filmowej, ale ma w sobie pociągającą dwuznaczność. Pod powierzchnią złożoną z doskonale wystudiowanych gestów, boskich praw i wszechobecnych konwenansów, kryją się namiętności i uczucia. X Muza perfekcyjnie potrafi ukazać ową złożoność i zależność chłodnej kultury oraz pulsującej życiem natury. Tym razem w ten dualistyczny świat zagłębił się Cary Fukunaga, który sięgnął po literaturę Charlotte Brontë. Losy guwernantki-sieroty Jane Eyre, która zakochuje się w swoim pracodawcy, panu Rochesterze, wielokrotnie były przenoszone na ekran kinowy. Najnowsza próba jest uwspółcześnionym klasycznym spojrzeniem na powieść. Bardzo wiernym spojrzeniem, niepozbawionym niezwykłej nastrojowości historii, czujnie wychwytującym poetyckość słowa i obrazu. Literacki romantyzm miesza się z nastrojem gotyckiej grozy (czasem mamy wrażenie, że oglądamy horror) i samotnością towarzyszącą każdemu powiewowi wiatru na wrzosowiskach. Wszystko to za sprawą operatora Adriano Goldmana, któremu w sukurs przychodzi muzyka skomponowana przez Dario Marianelli’ego. „Jane Eyre” to udana fuzja klasyki i współczesności. Nie jest obrazem porywającym, ale porządnie i bardzo estetycznie odrobioną pracą z brytyjskiej klasyki literackiej ze świetnie obsadzonymi rolami głównymi.