"Muszę wszystko przeżyć sam" – recenzja filmu "Narcyz i Złotousty"
Nikola Wrzołek | 2021-08-04Źródło: Filmosfera; hollywoodreporter.com
Po 90 latach od wydania literackiego pierwowzoru, wyreżyserowany zostaje „Narcyz i Złotousty”. Twórca pierwszego austriackiego filmu z Oscarem za Najlepszy film nieanglojęzyczny tym razem rozważa na temat sensu życia. 

Niemiecko-szwajcarski pisarz Hermann Hesse opublikował swoją powieść „Narcyz i Złotousty” w 1930 roku. Została ona uznana za literacki triumf pisarza, choć pojawiały się głosy, że zawarte w niej rozważania filozoficzne są zbyt nowoczesne jak na czasy, które są opisane w książce – średniowiecze. Niemniej jednak, pozostała ona ważną pozycją z dorobku autora. Niechętny jej ekranizacjom Hesse, a później także surowa fundacja jego imienia, sprawująca pieczę nad jego literackim dorobkiem, nie była przychylna filmowcom. Wreszcie, po 90 latach od wydania, zgodzono się, by to Stefan Ruzowitzky wyreżyserował film.

Największym osiągnięciem Ruzowitzkiego było zdobycie Oscara w kategorii Najlepszy Film Nieanglojęzyczny za obraz „Fałszerze” z 2007 roku. Film chwalono za wierne oddanie klimatu epoki, dobry dobór aktorów i nietuzinkowe podejście do tematu. Reżyserując „Narcyza i Złotoustego” po raz kolejny Ruzowitzky daje popis swojego kunsztu.

Film opowiada historię dwóch chłopców: myśliciela-mnicha Narcyza oraz Złotoustego, nieokrzesaną, artystyczną duszę. Chłopcy, dorastając razem w klasztorze, zaprzyjaźniają się. Nadchodzi jednak moment, gdy każdy z nich musi wybrać własną ścieżkę. Złotousty postanawia wyruszyć w świat, by doświadczyć prawdziwego życia. Narcyz pozostaje w klasztorze wśród swoich ksiąg i ciszy. Po latach, los ponownie doprowadza do ich spotkania.

Jak wyjawia Ruzowitzky, opowieść tę trudno było przetłumaczyć na język filmu ze względu na fakt, że w książce najważniejsze są rozważania filozoficzne i nie ma tak naprawdę, wyrazistego ciągu fabularnego. Reżyser starał się wiernie ująć filozofię w ramy fabuły i akcji. Dodatkowo, choć przewodnim motywem jest przyjaźń, w literackim pierwowzorze jest ona ukazana tylko na początku i na końcu. Środek natomiast stanowią w dużej mierze przeżycia Złotoustego i filozoficzne przemyślenia. Zdecydowano się zatem na zabieg przeplatania wątków z przeszłości bohaterów z teraźniejszością. Jest to udany pomysł, gdyż widz widząc obecną sytuację, podświadomie pyta się: Jak do tego doszło? Reżyser zatem śpieszy z odpowiedzią. Przeplatania te są jednak zgrabne, często przedstawione w formie retrospekcji, toteż widz obserwuje wyraźny ciąg przyczynowo-skutkowy. 

Jak przedstawia to reżyser, film nie jest prowokacyjny bądź kontrowersyjny, gdyż sama książka jest raczej wyważona. Pomimo przedstawienia przygód Złotoustego jak wędrówki, przebywanie z trupami aktorów czy romanse, próżno w tym filmie szukać wartkiej akcji, do której przyzwyczaił nas Hollywood. „Narcyz i Złotousty” ma w pewnym sensie konwencję przypowieści. Człowiek poszukuje sensu życia, dokonuje wyborów, ponosi konsekwencje. „Muszę cierpieć i dostawać w skórę, by móc zrozumieć” – jak wyjaśnia Złotousty – „tylko cóż wynika z mojego życia pełną piersią?” pyta. Wnioski wyciąga sam widz.

Tymczasem jego przyjaciel Narcyz także przeżywa rozterki. „Artyści mogą żyć pełnią życia, przeżywać i kochać” – twierdzi. Tymi słowami reżyser podkreśla emocjonalność bohatera, która jest słabiej wyrażona w książce. „Chciałem uwydatnić ten element emocjonalności w Narcyzie, to, że cierpi, bo jest uduchowionym intelektualistą; widzi siebie jako człowieka Kościoła, który jest zobligowany do powściągliwości, gdyż jego życie powinno należeć do Boga. A tymczasem on kocha swojego przyjaciela-wolnego ducha, to dla niego okrutne. Ja podkreśliłem ten aspekt jego osobowości, który jest w książce.

Film obrazuje zatem odwieczne rozdarcie pomiędzy dwoma stylami: duchowością i spokojem a ciekawością świata materialnego i przygodami. Choć schemat dobrze znany, miło zobaczyć rozważania Hessego na ten temat na ekranie. Tym bardziej, że reżyser dba o szczegóły i symbole, pokazuje więc zbliżenia na twarze, dłonie, grymasy, gesty, święte figury i inne przedmioty. Dobrze ukazuje realia epoki średniowiecza z całym jej pięknem i brzydotą, co dodaje realizmu.

Nie ma tutaj słynnych aktorów, choć młodsza widownia może znać odtwórcę roli Złotoustego, Jannisa Niewöhnera z ekranizacji książek Kerstin Gier o Trylogii czasu. Filmowy Narcyz, Sabin Tambrea, grał już w filmach i serialach znanych także w Polsce, m.in. „Stacja Berlin” czy „Nadzy wśród wilków”. Obaj aktorzy odegrali swoje role przekonująco i dobrze oddali wachlarz emocji. Mówiąc o emocjach, w filmie pojawia się także akcent komediowy, co było dobre, gdyż widz ma okazję się uśmiechnąć, choć cały film traktuje o rzeczach bardzo poważnych. Niemniej jednak, zdarza się, że akcent ten pojawia się w scenach, których okoliczności wskazywałyby na powagę. Przez to, choć bardzo rzadko, pojawia się poczucie sztuczności dialogu bądź zachowania aktora. 

Aspektem, który zasługuje na szczególną pochwałę są także zdjęcia. Operator i reżyser mają oko do pięknych kadrów, toteż ujęcia natury, klasztoru, jarmarków, czy samych bohaterów zachwycają swoją malowniczością, barwami i ujęciem światła.

Podsumowując, jest to solidny film. Pięknie opowiedziana historia, która zostaje w głowie na dłużej. Nie ma światowych sław, ogromnego budżetu, czy wartkiej akcji. Są jednak zapadające w pamięć kwestie, piękne plenery i staranne oddanie emocji. Żeby móc trafnie ocenić ten film i jego przesłanie, widz sam musi go „przeżyć” i obejrzeć.