Fenomen filmów z serii „U Pana Boga...” polega na tym, że widzowie nie tylko śmieją się z komicznych scen, ale również poznają piękno i kulturę prowincjonalnego, podlaskiego miasteczka oraz jego okolic.
Powodzenie poprzednich części cyklu sprawiło, że Jacek Bromski postanowił „podkręcić” atrakcyjność opowiadanej historii i podzielił fabułę na dwie części. Pierwsza połowa filmu jest klasyczną komedią, nawiązującą do najlepszych wzorców tego gatunku, czyli dzieł Barei, Chęcińskiego czy Piwowskiego. Natomiast od momentu, w którym do Królowego Mostu przybywa banda Gruzina, nie jest już tak śmiesznie. „U Pana Boga za miedzą” przeistacza się wtedy w obraz kryminalno-sensacyjny: są strzelaniny, bójki, wybuchy i krew leje się wcale nie taką cienką strugą. (...)
Recenzję można przeczytać TUTAJ.