Łyk gorzkiej kawy do przełknięcia dla byłych [recenzja CD]
Arkadiusz Kajling | 8 godzin temuŹródło: Filmosfera

Patrząc na to, w którym kierunku wizualnym zmierza obecnie kariera Sabriny Carpenter, można już uznać praktycznie za pewne, że wschodząca amerykańska gwiazda współczesnej muzyki pop najprawdopodobniej pożegnała się na dobre z angażem w nadchodzącej wielkimi krokami aktorskiej reimaginacji klasyku Disneya z 2010 roku – według zakulisowych plotek młoda wokalistka przymierzana była do głównej roli złotowłosej Roszpunki w remake’u live action „Zaplątanych”, jednak plany te miałby przekreślić kontrowersyjny wizerunek gwiazdy, który daleki jest od familijnej konwencji utożsamianej ze słynnym studiem filmowym. Będąc od lat powracającym tematem na językach opinii publicznej Sabrina tylko w ostatnim czasie dorzuciła dwa kolejne, silnie polaryzujące zarówno jej fanów, jak i przeciwników – nie dość, że dwudziestosześcioletnia piosenkarka na okładce najnowszego wydania magazynu „Rolling Stone” zapozowała niemal nago, ubrana zaledwie w pończochy, to dzień wcześniej całkiem niespodziewanie zapowiedziała swój kolejny, siódmy album studyjny prezentując przy tym oficjalną grafikę, która natychmiast wygenerowała lawinę komentarzy. Sugestywna fotografia przedstawiająca Carpenter w pozycji klęczącej i ciągniętą za włosy przez obcego mężczyznę opatrzona została tytułem „Man’s Best Friend” i odbiła się szerokim echem, wywołując prawdziwą burzę na temat seksualności – krytykę wobec wizerunku artystki wyraziła m.in. organizacja Glasgow Women’s Aid, twierdząc, że obraz utrwala krzywdzące stereotypy dotyczące kobiet. Sama zainteresowana zasugerowała jednak, że dopóki gotowa muzyka nie trafi do słuchaczy, wszelkie oceny są przedwczesne, podsumowując to krótko: „Nikt jeszcze tego nie słyszał i nie zna kontekstu”. Pomiędzy sympatykami broniącymi swej idolki i jej gry z kulturowymi schematami, a zagorzałymi wrogami zarzucającymi przekraczanie granic i celową prowokację – kto dziś jest prawdziwym przyjacielem Sabriny Carpenter?
Sabrina Carpenter urodziła się 11 maja 1999 roku w Lehigh Valley, w stanie Pensylwania w rodzinie, która od zawsze przejawiała zainteresowanie sztuką – jej mama była tancerką, a ciocia Nancy Cartwright użyczała głosu Bartowi Simpsonowi i innym bohaterom tego serialu animowanego przeznaczonego dla starszej widowni, który emitowany jest nieprzerwanie od trzydziestu pięciu lat: „The Simpsons” jest satyrycznym spojrzeniem na amerykański styl życia oraz kulturę USA, a motyw ten nierzadko będzie przewijać się przez teledyski przyszłej piosenkarki. Sabrina od najmłodszych lat wykazywała zainteresowanie zarówno muzyką, jak i filmem – w tym celu cała rodzina przeprowadziła się do stolicy X muzy, gdzie młoda Carpenter zaczęła pobierać pierwsze lekcje śpiewu i uczęszczać na konkursy muzyczne, rozwijając jednocześnie taniec klasyczny i szkolić grę na fortepianie. Wzorem swoich rówieśników z pokolenia Z, Sabrina zaczęła nagrywać pierwsze covery znanych utworów i umieszczać je na platformie YouTube już w wieku zaledwie dziesięciu lat, a rok później napisała swoją pierwszą autorską piosenkę pt. „Catch My Breath”. Jednak zanim świat poznał Sabrinę Carpenter jako wokalistkę najpierw widzowie małego ekranu mogli ocenić jej zdolności aktorskie w serialach telewizyjnych: kryminalnym „Prawo i porządek” i sitcomie „The Goodwin Games” oraz filmie kinowym spod znaku fantasy pt. „Rogi” u boku Daniela Radcliffe’a. Pierwsze muzyczne dokonania Carpenter mogliśmy usłyszeć na ścieżkach dźwiękowych do animowanych produkcji z Disney Channel skierowanych do najmłodszych odbiorców: „Disney Fairies: Faith, Trust and Pixie Dust”, „Sofia The First” oraz soundtracku do serialu „Dziewczyna poznaje świat”, w którym Sabrina wystąpiła również w jednej z głównych ról. Praca w korporacji Myszki Miki to jednak tylko epizod w karierze przyszłej gwiazdy muzyki pop, która jeszcze w 2015 roku zdobyła swoją pierwszą muzyczną nagrodę.

Przyznana dekadę temu statuetka Radio Disney Music Award za najlepszą piosenkę „Can’t Blame Girl for Trying” z EP-ki o tym samym tytule okazała się pierwszym krokiem milowym na drodze do jej światowej popularności, której przystanki wyznaczały kolejne albumy studyjne: „Eyes Wide Open”, „Evolution” i „Singular” oraz koncerty gwiazd popu Ariany Grande i zespołu „The Vamps” podczas których występowała jako support. Carpenter nie zapomniała jednak o swojej drugiej wielkiej pasji i powróciła do aktorstwa w produkcjach „Nienawiść, którą dajesz”, czyli znakomicie przyjętym młodzieżowym dramacie opartym na powieści Angie Thomas oraz niezależnym kinie drogi „The Short History of The Long Road”, opowiadającym o poszukiwaniu własnej tożsamości i swojego miejsca na ziemi. Oba filmy przyniosły wracającej na duży ekran młodej aktorce pozytywne recenzje, więc nie powinien nikogo dziwić fakt, że również w tej dziedzinie sztuki Sabrina otrzymała nagrodę – to właśnie w jej dłonie w 2021 roku powędrowała statuetka Series Em Cena Awards za rolę Sammy Brown w filmie „Clouds” Justina Baldoniego. Jeszcze przed pandemią koronawirusa Carpenter miała szansę spróbować sił na deskach teatru w musicalu „Mean Girls”, jednak z powodu rozprzestrzeniającej się na całym świecie zarazy piosenkarka zdołała pojawić się w zaledwie dwóch odsłonach muzycznej produkcji opartej na filmie Marka Watersa z 2004 roku. Przez kolejne dwa lata śpiewająca aktorka z sukcesem próbowała łączyć obie pasje z życiem prywatnym, jednak po zmianie wytwórni Carpenter postanowiła skoncentrować wszystkie swoje siły na muzyce wydając piąty studyjny album „Email I Can’t Send”, z którego singiel „Feather” wywołał skandal – teledysk towarzyszący piosence opublikowany w święto Halloween został nagrany m.in. w katolickim kościele na Brooklynie i nawiązywał do takich filmów jak „Jennifer’s Body”, czy „Obiecująca młoda kobieta”.
Romans ze światem filmu widoczny był również na poprzednim albumie, zainspirowanym jej życiem uczuciowym w czasach popandemicznych – tytuł „Short n’ Sweet” odnosił się do najkrótszych związków romantycznych i opisywany był jako najbardziej osobiste dzieło w karierze Briny z dwunastoma szczerymi piosenkami, które choć muzycznie różnorodne, to finalnie ułożyły się w spójną całość. CD promowały trzy single, które szturmem zdobyły światowe listy przebojów: „Espresso” to hit minionego lata z miliardem odtworzeń w Spotify w zaledwie cztery miesiące, a wydany następnie „Please Please Please” stał się pierwszym numerem jeden w karierze Sabriny na liście Billboard Hot 100. Przy tworzeniu utrzymanego w klimacie countrypopu utworu artystka połączyła siły z Jackiem Antonoffem i Amy Allen, czego efektem był kąśliwy i ostry tekst, charakterystyczny dla twórczości gwiazdy, a w wyreżyserowanym przez Berdie Zeinali klipie pojawił się jej były chłopak – irlandzki aktor Barry Keoghan, znany ze swojej elektryzującej roli w „Zabiciu świętego jelenia” Yorgosa Lanthimosa. Czyżby Sabrina poszła śladem Tima Burtona, który słynie z obsadzania w swoich filmach partnerek, nawet jeśli ich postać odgrywa niewielką rolę, jak w przypadku Moniki Belluci i „Beetlejuice Beetlejuice”? Ze światem burtonowskiej fantazji związany był także klip do „Taste” – to w nim występuje znana z „Soku żuka 2” i serialu „Wednesday” Jenna Ortega, która razem z Carpenter stworzyła parę nawiązującą do kultowego duetu Meryl Streep i Goldie Hawn z obrazu Roberta Zemeckisa „Ze śmiercią jej do twarzy”. W ciągu trzech minut zobaczyliśmy liczne nawiązania do filmów grozy, czasami bardzo subtelnie zaznaczone, jak biały szlafrok z sequela „Rodziny Addamsów” noszony przez Joan Cusack, przepaska Daryl Hannah z czerwonym krzyżem z „Kill Bill: Vol. 1”, czy środkowy palec wymierzony w widza przez nabitą na płot bohaterkę z horroru „Ginger Snaps”.

Kończąc wieczór tegorocznego rozdania nagród Grammy Sabrina nie miała powodów do narzekań – sześć nominacji udało jej się zamienić na dwie prestiżowe statuetki, przy okazji ogłaszając edycję rozszerzoną jej wyróżnionego przez jury albumu z nowymi piosenkami. Emocje po premierze wersji deluxe cedeka jeszcze nie opadły, a Carpenter zaledwie trzy miesiące później zapowiedziała swój kolejny projekt promując nowe wydawnictwo singlem „Manchild”, w którym wyśmiewa partnera romantycznego za niezaradność. Jednak to nie piosenka mocno stylizowana na hit „Good Luck, Babe!” Chappell Roan przyciągnęła uwagę, a kontrowersyjna okładka cedeka – część internautów nie kryła oburzenia, że pokazuje ona kobietę będącą na rozkaz mizoginicznych mężczyzn. W odpowiedzi na krytyczne opinie piosenkarka podjęła decyzję o stworzeniu alternatywnej wersji grafiki o zdecydowanie subtelniejszym wydźwięku. Głównej piosence stworzonej ze stałym gronem pracowników Amy Allen i Jackiem Antonoffem towarzyszył teledysk utrzymany w stylu filmowego trailera z elementami komedii, dramatu, horroru, a nawet ze śladami westernu, który jeszcze mocniej podsycił oczekiwania wiernych fanów – szczególnie, że do czasu premiery płyty „Man’s Best Friend” popgwiazda nie wydała żadnej nowej piosenki. Drugi singiel „Tears” w którym z kolei żartuje o obniżonych oczekiwaniach wobec facetów wraz z klipem w reżyserii Bardii Zeinali’ego (znany z „Please Please Please”) ukazał się dopiero wraz z debiutem krążka i ponownie został dopracowany wizualnie w najmniejszych szczegółach: to kolejna przeprawa przez świat niszowego kina grozy zainspirowana kultowym już musicalem „The Rocky Horror Picture Show” z 1975 roku, w którym obok Carpenter wystąpił aktor Colman Domingo nominowany do Oscara za najlepszą pierwszoplanową rolę w więziennym dramacie „Sing Sing” z 2023 roku i kojarzony z postapokaliptycznego serialu osadzonego w świecie władanym przez zombie „Fear The Walking Dead”, będącym spin-offem „Żywych trupów”.
Każdy, kto sądził, że „Man’s Best Friend” będzie się składać z odrzutów pochodzących z poprzedniego albumu musiał przeżyć niemały szok, gdyż wśród premierowego zestawu próżno szukać potencjalnych radiowych hitów, którymi po brzegi wypełniony był „Short n’ Sweet”. Jednak nie znaczy to, że brak tu przebojowości – krążek zdecydowanie ma swoje momenty i jeszcze śmielej zdaje się czerpać muzyczne inspiracje z poprzednich dekad, aczkolwiek jasny podział na konkretne gatunki się zaciera, dzięki czemu najnowszy materiał brzmi nie tylko bardziej dojrzale, ale i jest znacznie spójniejszy w odbiorze całości. Retro syntezatory w piosence „House Tour” wyrwanej rodem z reklamy lalek Barbie, będącą pod względem lirycznym młodszą siostrą „Bed Chem” od razu przywołują charakterystyczne dźwięki z lat 80. ubiegłego wieku, a „When Did You Get Hot?” to jasny ukłon w stronę stylu r’n’b lat 90., który puszcza oko do fanów piosenkarki z czasów albumu „Singular Act 1” oraz jego kontynuacji. Sabrina eksploruje także znacznie wcześniejsze ery – echa lat 70. i wpływy bandów tamtych czasów, jak Bee Gees, czy Abba dosyć wyraźnie słychać w „Goodbye”, który jest jednocześnie komentarzem do zakończonej w zeszłym roku romantycznej relacji gwiazdy – CD „Man’s Best Friend” to w końcu pierwsze wydawnictwo od czasu rozstania Sabriny z aktorem Barry’m Keoghanem, a z resztą swoich byłych rozlicza się w „Go Go Juice” pod przykrywką rymujących się imion. Siódma studyjna płyta Carpenter to jednak nie jest typowy „breakup album” – chociaż powstał w trudnym momencie jej życia i wypełniają go lekkie melodie z żartobliwymi tekstami, to w rzeczywistości opowiada o złamanym sercu: autorka rozkłada na czynniki pierwsze swoje związki w balladach „Don’t Worry I’ll Make You Worry”, czy „We Almost Broke Up Again Last Night”, lecz tak pozytywne kawałki, jak „Nobody’s Son” i „My Man on Willpower” skutecznie przekonują nas, że popgwiazda nie żyje przeszłością, a bolesne doświadczenia tylko budują jej pewność siebie i kobiecą siłę.

WYDANIE CD
Album „Man’s Best Friend” został wyprodukowany przez jamajską firmę fonograficzną Island Records i jest dystrybuowany przez Universal Music – w Polsce dostępne są dwie wersje CD w standardowych plastikowych pudełkach typu „jewelcase”, różniące się jednak okładką: prócz głównej grafiki, która wzbudziła kontrowersje do wyboru mamy też czarno-biały projekt alternatywny, opisany przez artystkę jako „pobłogosławiony przez Boga”. Do wydania został dołączony 28-stronicowy booklet, który kontynuuje styl obrany przy promocji poprzedniego cedeka „Short n’ Sweet”: wówczas wkładka była wypełniona kilkunastoma zdjęciami Sabriny w stylu współczesnej „pin-up girl” przywołującymi na myśl estetykę z przełomu lat 50. i 60. ubiegłego wieku, a retro design wydawnictwa nawiązywał do projektu codziennych gazet, anonsów w czasopismach i reklam z magazynów z minionej epoki (to zapewne wpływ klimatu teledysku do „Espresso”, który zainspirował także trasę koncertową piosenkarki). Tym razem gruby booklet składa się ze stylizowanych na stare fotografie zdjęć Sabriny w towarzystwie zarówno mężczyzny, jak i psiaka utrzymanych w odcieniach sepii, które służą za tło do odręcznie spisanych tekstów piosenek, nierzadko przypominających zapisane atramentem kartki pamiętnika. Na samym końcu bookletu umieszczono informacje produkcyjne oraz notkę od artystki z podziękowaniami. Fakt istnienia wydania fizycznego na pewno docenią audiofile, gdyż płyta kompaktowa CD-Audio to standard bezstratnego cyfrowego zapisu dźwięku – dlatego też ten nośnik trwa w niezmienionej od czterdziestu lat formie do dziś, ciesząc uszy bardziej wymagających słuchaczy. Miłośnicy czarnych krążków powinni być także ukontentowani, gdyż album został wydany również w licznych wersjach winylowych, a ekskluzywna edycja z unikatowym wariantem okładki sprzedawana w oficjalnym sklepie internetowym Sabriny zawiera jeszcze jedną piosenkę „Such A Funny Way”, której nie znajdziemy na żadnej innej płycie winylowej, czy CD.
PODSUMOWANIE
Od kontrowersji związanych z okładką „Man’s Best Friend”, po oficjalną premierę krążka na kalifornijskim cmentarzu – nowa muzyczna era Sabriny Carpenter od samego początku była naznaczona krytyką, na którą młoda piosenkarka postanowiła zareagować z właściwą sobie pewnością siebie, przedstawiając jednocześnie własną interpretację najnowszego konceptu: „To po prostu idealnie pasuje do tego, czym jest ten album i co sobą reprezentuje – chodzi o bycie w kontroli, bycie świadomą braku kontroli oraz wybieranie momentów, w których chcę mieć kontrolę. Ta płyta jest w rzeczywistości o człowieczeństwie – o pozwoleniu sobie na błędy, które mogą źle się skończyć, ale zawsze uczą czegoś ważnego. Nie miałam wiele czasu na rozmyślanie i rozpacz po poprzednim związku – musiałam wrócić do życia, niekoniecznie w kontekście randek, czy miłości, ale po prostu wrócić do działania. Jeśli zostajesz w domu i myślisz, że wszystko idzie źle, to pójdzie źle. Wyszłam z tej smutnej sytuacji o wiele mniej zgorzkniała, niż zamierzałam lub się spodziewałam. Z odrobiną podejścia typu „Wiesz, co? W związek zawsze zaangażowane są dwie osoby i to część dorastania”. Nie chcę być wrogami z ludźmi, których kochałam”. Siódme studyjne wydawnictwo sygnowane imieniem byłej gwiazdki Disneya wyróżnia się odważnymi tekstami poruszającymi tematy relacji, niezależności i kobiecej siły w muzycznej oprawie jeszcze silniej czerpiącej z retro stylistki z poprzednich dekad – mimo, iż od zeszłego albumu Carpenter minął zaledwie rok, przez ten czas w życiu zarówno zawodowym, jak i prywatnym Sabriny wiele się zmieniło: popgwiazda zabrała do domu dwie statuetki Grammy, a w zeszłym roku zakończyła swój związek z Barry’m Keoghanem, czemu wyraz daje na „breakup albumie” w charakterystycznym dla siebie ironicznym stylu idąc ścieżką wydeptaną przez Taylor Swift. To zresztą nie jedyne powiązanie z twórczością autorki hitów „Blank Space” i Shake It Off”: Brina od zawsze wymieniała Swift jako swoją inspirację i trudno nie dostrzec tego wpływu w jej muzyce, szczególnie, że to Carpenter ma realną szansę przejąć schedę po swojej krajance – nie dość, że w zeszłym roku dołączyła do trasy „The Eras Tour”, to już niedługo usłyszymy obie panie w jednej piosence na najnowszym albumie Taylor „The Life Of A Showgirl”! Wygląda na to, że jeśli Sabrina rzeczywiście pada przed kimś na kolana to jest to jej idolka, a nie mężczyzna!
Recenzja powstała dzięki współpracy z Universal Music Polska – dystrybutorem muzyki na CD.

Zdj. Universal / Sabrina Carpenter FB
