Powrót księcia „sad-popu” [recenzja CD]
Arkadiusz Kajling | wczorajŹródło: Filmosfera

Chyba nikt z zagorzałych fanów Conana Graya nie spodziewał się, że w 2025 roku miłośnicy jego twórczości otrzymają coś więcej, niż reedycję „Kid Krow” celebrującą pięciolecie od wydania pierwszego albumu studyjnego w jego karierze, tym bardziej, że zaledwie w zeszłym roku piosenkarz wydał płytę „Found Heaven”, czyli osadzoną w synth-popowej konwencji kolekcję piosenek niemal żywcem wyrwaną z lat 80. ubiegłego wieku. Jednak uzdolniony wokalista o japońskich korzeniach postanowił zaskoczyć swój wierny fandom, potajemnie komponując nowe utwory podczas poprzedniej trasy koncertowej, choć pierwotnie wcale nie planował ich w ogóle wydawać – na swoim czwartym pełnoprawnym w jego portfolio cedeku „Wishbone” (i pierwszym do którego ma całkowite prawa autorskie za sprawą GirlyBoy Inc.) Conan powraca do swoich korzeni i będąc zakochany po uszy tworzy muzyczne propozycje z tej właśnie świeżej dla niego perspektywy, zrywając z niedawno obraną retro stylistką „new wave” i ku uciesze fanów znów zwracając się w dobrze nam znanym kierunku, który opanował praktycznie do perfekcji: sad-popu. Wygląda na to, że Gray, który wciąż nosi na szyi medalik z charakterystycznym logo odwołującym się do „Found Heaven” rzeczywiście „znalazł niebo”. Jak prezentuje się najnowszy krążek artysty opisywany jako „bezczelnie niszowy soundtrack do obecnej chwili naszego życia”?
Conan Lee Gray urodził się 5. grudnia 1998 roku w Lemon Grove, w Kalifornii jako syn irlandzkiego pochodzenia i matki Japonki, dzięki którym zawdzięcza swoją unikalną urodę – małżeństwo jednak nie przetrwało próby czasu i rodzice rozwiedli się, gdy chłopiec miał trzy latka. O swoich doświadczeniach związanych nie tylko z rozwodem, ale i rasizmem młody Conan dzielił się z otoczeniem za pomocą kanału YouTube (jego tata był wojskowym, wiec w dzieciństwie Gray przeprowadzał się aż dwanaście razy, przez całą szkołę podstawową był prześladowany, a w pewnym momencie był jednym z zaledwie pięciorga dzieci pochodzenia azjatyckiego w swojej szkole). Jako nastolatek Conan osiedlił się w Georgetown, które słynie z Festiwalu Maków z uwagi na dużą liczbę tych kwiatów w okolicy (w późniejszym czasie naturalna flora będzie ogrywać ważną rolę w wizualnym aspekcie jego twórczości). Życie Graya w środkowym Teksasie stało się ogromną inspiracją dla jego sztuki i muzyki – by dać im ujście, w wieku piętnastu lat założył swój kanał na YouTubie i choć pierwotnie jego vlogi skupiały się na sennej codzienności w konserwatywnym sąsiedztwie, to stopniowo zaczął dzielić się z fanami coverami znanych przebojów i w końcu własnymi kompozycjami – jego debiutancki singiel „Idle Town” odzwierciedlał jego przeżycia w małym miasteczku i miał melancholijny ton, który stał się znakiem rozpoznawczym jego późniejszej działalności.

Autorskie piosenki szybko stały się jednymi z najpopularniejszych filmików na jego kanale, a młodym piosenkarzem wkrótce zainteresowała się wytwórnia Republic Records, z pomocą której Conan wydał najpierw debiutancką EP-kę „Sunset Season” w 2018 roku, a następnie dwa lata później pełnoprawną płytę „Kid Krow”. Krążek z marszu podbił listy sprzedaży na całym świecie m.in. dzięki międzynarodowemu hitowi „Maniac”, który stał się viralem na TikToku – w samych tylko Stanach Zjednoczonych cedek okrzyknięto największym solowym debiutem od czasu premiery imiennego albumu Camili Cabello, a prestiżowe muzyczne magazyny Forbes oraz Billboard umieściły Graya w czołówce kandydatów na najlepszego nowego artystę podczas rozdania nagród Grammy w 2021 roku. Prawdziwym sprawdzianem dla każdego piosenkarza jest zawsze drugie studyjne wydawnictwo, które ma za zadanie potwierdzić talent wykonawcy i tak też było w przypadku „Superache” – wydana latem 2022 roku płyta CD była projektem znacznie dojrzalszym od swego poprzednika, który skupiał się na cierpieniach złamanego serca, a otwierająca tracklistę ballada o wyidealizowanej miłości puszczała zalotnie oko do miłośników X muzy. Ścierając ze sobą oczekiwana i rzeczywistość, „Movies” zostawiał nas z refleksją nad źródłem rozczarowania związkiem z drugą osobą: czy jest ono wynikiem podążania za utopijnym obrazem miłości lansowanym przez Hollywood?
W jeszcze bardziej nostalgiczne tony (i to dosłownie) uderzał trzeci studyjny album wokalisty „Found Heaven” z kwietnia 2024 roku, wyraźnie czerpiący swoje liczne muzyczne inspiracje z przeszłych dekad – silnie przesiąknięta synth-popowymi aranżacjami kojarzonymi z latami 80. ubiegłego wieku kolekcja piosenek z jednej strony wpisywała się w wyjątkowo popularną od pewnego czasu w mainstreamie konwencję wykorzystującą dźwięki syntezatorów, a z drugiej sprytnie unikała poczucia wtórności w twórczości Graya. Choć nie była to pierwsza styczność artysty z tym gatunkiem (jego wcześniejsze próby można zauważyć w „Overdrive”, czy „Telepath”), to obranie zupełnie nowego brzmienia dla całej płyty jest zawsze ruchem ryzykownym – w przypadku „Found Heaven” decyzja ta okazała się strzałem w dziesiątkę. Reprezentant pokolenia Z połączył siły ze szwedzkimi twórcami hitów: Maxem Martinem i Oscarem Holterem, proponując trzynaście utworów ukazujących go z zupełnie nowej strony. Ograniczając liczbę ballad do minimum, muzyk znalazł balans pomiędzy charakterystyczną dla siebie liryką (jego rozterki sercowe słyszymy m.in. w „Killing Me”), a typowymi dla tego okresu tematami, jak obsesja na punkcie bogactwa (czemu dał wyraz w „Bourgeoisieses”). Zamykając całość emocjonalną wypowiedzią „Winner”, Conan przekonał swoich słuchaczy o szczerości przekazu, jednocześnie akceptując trudne wspomnienia z czasów dzieciństwa.

Po przygodzie z retro klimatami Gray powraca do brzmienia i dźwięków znanych z jego pierwszych wydawnictw – artysta pod koniec maja tego roku nieoczekiwanie zapowiedział swój najnowszy projekt, dzieląc się przy tym z fanami swoimi refleksjami na temat procesu twórczego: w przeciwieństwie do jego poprzedniego krążka, koncept albumu „Wishbone” ma zdecydowanie bardziej intymny i osobisty charakter. Jak wyznaje Conan, utwory pisał przez ostatnie dwa lata w przerwach między kolejnymi koncertami z trasy w całkowitej tajemnicy przed bliskimi przyjaciółmi, a nawet wytwórnią. To dlatego, że sam nie był do końca pewien czy powstałe w ten sposób kompozycje kiedykolwiek ujrzą światło dzienne – pisał z potrzeby wyrzucenia z siebie emocji. „Wishbone” jest efektem tego twórczego katharsis, a tytuł cedeka odnosi się do rozwidlonej kości kurczaka i nawiązuje do starodawnej wróżby, zgodnie z którą osobie, której przypadnie dłuższa część po jej rozerwaniu może liczyć na magiczne spełnienie dowolnego życzenia – dla Conana jest ona symbolem samoświadomości i eksploracji emocji dotyczących romantycznych związków, które nie zawsze mają happyend. Świetnie to widać w singlowej trylogii, która promuje to wydawnictwo za pomocą teledysków: „This Song”, „Vodka Cranberry” oraz „Caramel” przedstawiają kompletną historię miłosną Wilsona i Brandona, która opowiada o męczarniach przeżywanych podczas długiego rozstania.
Tak jak w przypadku jego dwóch pierwszych płyt, wszystkie utwory na „Wishbone” powstały w sypialni Conana, a roli producenta wykonawczego powrócił Dan Nigro, który odpowiadał za przesycone melancholią brzmienie artysty przed „Found Heaven”, co możemy wyczuć już od otwierającego tracklistę wstępu „Actor” (i podobnie jak trzy lata temu z ukłonem w stronę kinematografii), wyznaczającego początek zabarwionej znajomym smutkiem love story, która kończy się wraz z letnią porą roku – to być może najbardziej przejmujący kawałek Conana od czasu ”The Exit”. W tej wakacyjnej, ocierającej się o ambient atmosferze utrzymany jest też „Sunset Tower”, który przypomina o kojącym „The Melody of a Fallen Tree” Windsor for the Derby. Ton zmienia się wraz z piosenką „Class Clown” odnoszącą się do doświadczeń artysty z dzieciństwa, którego naturalną kontynuacją jest „Nauseous”. Ciężko zignorować akustyczną gitarę, która gra tutaj „pierwsze skrzypce” i stanowi kontrast dla syntezatorów z poprzedniego albumu, jednak na liście znajdziemy również pozytywne i energiczne piosenki, jak wpadający w ucho „Romeo”, nawiązujący do niego tekstem „My World”, pełen nadziei „Eleven Eleven” i ostatni na płycie „Care” w stylu Alanis Morissette – to także idealne podsumowanie całego albumu, które z jednej strony każe nam iść naprzód, ale jednocześnie zaakceptować fakt życia ze złamanym sercem i leczenia duszy poprzez przekuwanie silnych emocji na teksty piosenek.

WYDANIE CD
Czwarty studyjny album Conana Graya został wyprodukowany przez amerykańską firmę fonograficzną Republic Records i jest dystrybuowany w naszym kraju na płytach CD przez Universal Music Polska w standardowym plastikowym pudełku typu „jewelcase”, a oprócz podstawowej wersji dostępne są również dwie edycje z alternatywnymi projektami przedniej grafiki. Do wydawnictwa została dołączona książeczka składająca się z dwóch części – głównej okładki utrzymanej w konwencji retro pocztówki, którą możemy podpisać na odwrocie oraz rozkładanego, dającego się podzielić na dwanaście stron bookletu w formie plakatu: z jednej strony umieszczono zdjęcie wokalisty, po drugiej wydrukowano wymagane informacje produkcyjne oraz teksty do każdej piosenki na albumie. Fakt istnienia wydania fizycznego na pewno docenią audiofile, gdyż płyta kompaktowa CD-Audio to standard bezstratnego cyfrowego zapisu dźwięku – dlatego też ten nośnik trwa w niezmienionej od czterdziestu lat formie do dziś, ciesząc uszy bardziej wymagających słuchaczy. Miłośnicy czarnych krążków powinni być także ukontentowani, gdyż album został wydany również w wersji winylowej z tracklistą znaną z cedeka z kilkoma wariantami okładkowymi.
PODSUMOWANIE
Choć jego imię może co niektórym kojarzyć się z filmowym bohaterem z lat 80. ubiegłego wieku, granym przez Arnolda Schwarzeneggera, to jednak Conan Gray jest przeciwieństwem archetypu mężczyzny, jaki funkcjonował w minionych dekadach – być może to dlatego tak chętnie podążają za nim młodzi fani, którzy mają dość świata zdominowanego przez macho. W ciągu ostatnich kilku lat reprezentant pokolenia Z ugruntował swoją pozycję jako jednego z najbardziej uznanych i wpływowych twórców popowych swojej generacji – dziś słynie z wnikliwych obserwacji w tekstach oraz oryginalności w każdym aspekcie swojej twórczości: od podszytego nostalgią współczesnego brzmienia po wizualne doznania. Pięć lat po głośnej premierze swojego debiutanckiego krążka „Kid Krow” Conan Gray prezentuje nie tylko jego poszerzoną wersję, ale i zupełnie nowy rozdział w swoim rozrastającym się muzycznym CV – „Wishbone” to najszczerszy jak dotąd projekt, który powstał z potrzeby serca i otrzepał nieco z pyłu zapomnienia zatarte już w pamięci wspomnienia. Jak sam wyznaje: „Przez ostatnie dwa lata potajemnie tworzyłem piosenki. Po koncertach wracałem do domu i spisywałem wszystko to, co czułem, że nikt nie chce usłyszeć. Może nawet to, czego sam nie chciałem wyśpiewać. To tak, jakby muzyka przypominała mi, kim jestem. Nie znałem historii, którą opowiadam, po prostu ją przeżywałem. Stopniowo zacząłem dostrzegać siebie w pełni. Te kawałki mnie, które zawsze były, ale których nigdy nie chciałem dostrzec. Piosenki, które pisałem od zawsze, ale nigdy nie śpiewałem”. „Wishbone” reanimuje charakterystyczny dla Conana bedroom pop w najlepszym możliwym wydaniu i powraca do korzeni artysty, także w wizualnej formie – teledyski promujące wydawnictwo nakręcono w rodzinnym Teksasie, dzięki czemu ten sentymentalny powrót do punktu wyjścia pomaga w pełni przeżyć intymny i osobisty zapis emocji, a baśniowa konwencja do której nawiązuje oficjalna sesja zdjęciowa przypomina nam, że nie każda bajka musi mieć szczęśliwe zakończenie. Szczególnie, gdy opowiada nam ją sam książę „sad-popu” – tym razem bez chusteczek się nie obejdzie!
Recenzja powstała dzięki współpracy z Universal Music Polska – dystrybutorem muzyki na CD.

Zdj. Universal Music / Conan Gray FB
