WAMA Film Festival - czas start!
Joanna Sudejko | 2020-10-07Źródło: Filmosfera, fot. Przemysław Skrzydło
6 października 2020 r. rozpoczęła się 7. edycja największej filmowej imprezy na Warmii i Mazurach – WAMA Film Festival. Tegorocznym hasłem jest „świadomość”. Przed olsztyńskimi kinomanami czeka 5 dni pełnych wyjątkowych emocji, filmów poruszających ważne społecznie tematy, spotkania z twórcami, prelekcje i warsztaty dla młodzieży. Filmosfera jest jednym z ogólnopolskich patronów medialnych tego wydarzenia.

Ceremonię otwarcia poprowadził Piotr Czerkawski, krytyk filmowy odpowiedzialny za wybór filmów, które zawiera tegoroczny program Festiwalu. W Międzynarodowym Konkursie Koprodukcji Filmowych wystartuje 9 pełnometrażowych filmów. W Konkursie Filmów Krótkich będzie można zobaczyć aż 16 produkcji młodych twórców. 


Prowadzący przedstawił tegoroczne Jury Konkursu Głównego, w skład  którego wchodzą: aktor Olgierd Łukaszewicz, producentka filmowa Izabela Kisza-Hoflik oraz krytyk filmowy Michał Oleszczyk. Następnie głos zabrali: dyrektor Festiwalu – Marcin Kot Bastkowski i producent Maciej Dominiak. Bastkowski podkreślił, że filmy, które można zobaczyć podczas WAMA Film Festival poruszają tematy łączące się z misją tego wydarzenia filmowego. Mówią o wielokulturowości, której promocja stała się misją Festiwalu, prawach człowieka, o tym, co aktualnie dzieje się na świecie. Stanowią one komentarz do otaczającej nas rzeczywistości. Cieszę się, że mogliśmy spotkać się dziś w kinie. Mimo, że musimy przestrzegać zasad reżimu sanitarnego, możemy razem uczestniczyć w projekcjach. Zapraszam wszystkich kinomanów, aby zostali z nami do ostatniego pokazu festiwalowego – podkreślił. Maciej Dominiak wyraził swoje zadowolenie z faktu, że udało się zorganizować Festiwal w formie tradycyjnej, pomimo panującej pandemii. Zaznaczył również, jak ważne dla WAMA Film Festival są wszelkie wydarzenia towarzyszące – czy trwające już międzynarodowe warsztaty filmowe, czy dopiero zbliżające się prelekcje i dyskusje. Festiwal oficjalnie otworzyła, w imieniu Marszałka Województwa Warmińsko-Mazurskiego - Gustawa Marka Brzezina, Sylwia Jaskulska wraz z Marcinem Kotem Bastkowskim i Maciejem Dominiakiem.
 


Pierwszego dnia Festiwalu zostały zaprezentowane trzy filmy startujące w Konkursie Głównym. Pomimo obowiązującego reżimu sanitarnego, widownia była (dla bezpieczeństwa – połowicznie) pełna. Po każdym pokazie widzowie mają możliwość ocenienia właśnie obejrzanego filmu. Pod koniec Festiwalu zostanie przyznana Nagroda Publiczności, którą otrzyma film z najwyższą oceną. Jak według mnie prezentują się filmy z pierwszego dnia?

Szarlatan, reż. Agnieszka Holland 


Najnowszy film Agnieszki Holland to historia legendarnego czeskiego zielarza – Jana Mikoláska, który za pomocą ziół, natury i odrobiny wiary wyleczył dziesiątki tysięcy pacjentów. Kiedyś znana w całej Europie, dziś prawie już zapomniana postać znachora stanowi rdzeń fabularny filmu. Poznajemy jego historię już od czasów młodzieńczych, gdy musiał zmierzyć się z traumatycznymi doświadczeniami wojny, lecz także gdy stawiał pierwsze kroki na uzdrowicielskiej ścieżce. Kamera śledzi jego poczynania, gdy w tle zachodzą kolejne zmiany polityczne i ustrojowe. „Szarlatan” to z rozmachem zrealizowana historia o relacji człowieka z naturą, ale też intymny portret Jana Mikoláska. Jest to również historia o trudnej miłości, złożoności ludzkiej natury i próbie pogodzenia się z tym, kim jest się naprawdę. Holland nie idealizuje postaci Mikoláska. Ukazuje go jako autentycznego, pełnokrwistego bohatera – zaborczego konformistę, pełnego wewnętrznych sprzeczności, potrzeby czułości i bycia kochanym. Ivan Trojan, który wcielił się w tę rolę ukazuje tę niejednoznaczność w wyśmienity sposób. Jego postać jest wielopłaszczyznowa, autentyczna, ludzka. Wykreował obraz człowieka, którym zawładnął mit własnego mesjanizmu. „Szarlatan” tak jak ostatnie filmy Agnieszki Holland skupia się na przedstawieniu jednostki wybitnej, która zmuszona jest do walki z systemowymi absurdami XX wieku. Historia zrealizowana jest poprawnie, jednakże zwyczajnie czegoś w niej brakuje. Reżyserka wykorzystuje dobrze znane już schematy i konstrukcje, brak tu świeżości. Jednakże w czasach chaosu i niepokoju, panujących na świecie Holland zdaje się sugerować, że potrzebujemy historii o autorytetach, ludziach niosących innym dobro, bez względu na czekające ich konsekwencje. A Jan Mikolásek zdecydowanie taką postacią jest. Film jest pełen mistycyzmu, pytań pozostawionych bez odpowiedzi i pięknych, zmysłowych kadrów, a fascynujący główny bohater z łatwością skupia na sobie uwagę widza przez cały film. 

Ojciec, reż. Kristina Grozeva, Petar Valchanov


Film zaczyna się sceną pogrzebu żony i matki. Tu też poznajemy głównych bohaterów – Pavela, który spóźnia się na ceremonię pochówku własnej matki i Vasila, jego ojca, który z uporem prosi syna, by ten zrobił ostatnie zdjęcia kobiecie, leżącej w trumnie. Już w tej początkowej scenie ukazany jest zarys relacji bohaterów oraz ogrom ich podobieństw, z których oni sami raczej nie zdają sobie sprawy. Śledzimy w jaki sposób próbują poradzić sobie ze śmiercią kobiety. Vasil wierzy, że uda mu się nawiązać kontakt z zaświatami, twierdząc, że jego żona miała mu coś ważnego do przekazania, lecz on nie zdążył odebrać telefonu. Udaje się do „medyka” zajmującego się paranauką z przekonaniem, że dzięki temu uzyska jakąś odpowiedź. Natomiast Pavel najchętniej uciekłby z prowincjonalnej wioski do swojego domu i pracy w stolicy. Jest realistą, pracoholikiem, który nie odkłada telefonu nawet podczas stypy. Okazuje się, że obaj coś ukrywają i zatapiają się w kolejnych kłamstwach. Całą konstrukcję fabularną łączy dżem z pigwy, który jako zachcianka tajemniczej ciężarnej kobiety, z którą telefonuje Pavel, popycha bohatera do coraz to bardziej absurdalnych działań, by na koniec zamknąć film swoistą klamrą. Film jest powolny, klei się niczym dżem z pigwy z geranium. Pomimo namnożonych wątków, ciężko zaangażować się w akcję. Do bohaterów trudno zapałać sympatią. Tak jak Pavel nie okazuje żadnych skrajnych emocji, tylko posłusznie wykonuje prośby ojca, by mieć spokój, tak widzowie przechodzą przez seans o podobnym poziomie zblazowania. W oczekiwaniu na katharsis, które uparcie nie chce nadejść serwowana jest tragifarsa, pełna kłamstw i nieporozumień. Końcowa scena, która wreszcie przynosi  rozwiązanie i stanowi pierwszą chwilę szczerości między ojcem a synem nie przynosi spełnienia. Trwa za krótko, widz nie zdąża wchłonąć tych nagich emocji przedstawionych przez Pavela i Vasila. „Ojciec” to niesatysfakcjonująca, klejąca się opowieść o relacji ojca z synem, którą ratują widoki i atmosfera postkomunistycznej bułgarskiej prowincji oraz rzadkie żartobliwe wstawki, bazujące na absurdzie. 
 
Zło nie istnieje, reż. Mohammed Rasoulof


Czyli najsilniejsza pozycja pierwszego dnia WAMA Film Festival. Zaczyna się jak zwykła rodzinna obyczajówka. Zatłoczone ulice Teheranu, mężczyzna odbiera żonę z pracy, a córeczkę z przedszkola. Opowiadają jak im minął dzień, przekomarzają się, rozmawiają o ślubie, na który idą kolejnego dnia. Robią razem zakupy spożywcze, nie zapominają też, żeby zawieść jedzenie podstarzałej już mamie, której pomagają w domu. Rodzinnie jadą na pizzę, rozmawiają o głupotach, o rodzajach sera, o tym, że jest teraz tyle tych nazw, kto by to spamiętał. Mężczyzna kładzie się wcześnie wstać, w końcu musi wstać o 3 do pracy. Gdy na dworze ciągle jest ciemno, on wstaje, jedzie pustymi ulicami, wchodzi do pustego pokoiku. Nastawia wodę na kawę, wyjmuje pomidora, jakiś owoc. W pokoiku zapalają się małe światełka na czerwono, on podchodzi do małego okienka, spogląda przez nie, idzie umyć pomidora.  Światełka zapalają się ponownie, mężczyzna w skupieniu naciska przycisk. Widzowi ukazują się wiszące ciała, po niektórych spływają płyny ustrojowe. Widzimy tylko ich nogi wciąż miotane pośmiertnymi drgawkami. Czarny ekran, koniec pierwszej historii. W tak krótkim, całkowicie przewrotnym, wstrząsającym momencie film obiera zupełnie inny kierunek, nadaje historii tor. Następnie oglądamy kolejne trzy historie, wszystkie związane z istotą kary śmierci w Iranie. Mohammad Rasoulof ukazuje, że nie jest to czarno-biały temat. Czy żołnierz, który dostał rozkaz wykonania kary śmierci zmieni coś uciekając od tego? Kogo obarczyć odpowiedzialnością za cudzą śmierć? I czy w ogóle można mówić o moralności, złu i odpowiedzialności w państwie, które usystematyzowało śmierć? Reżyser nie podaje oczywistych odpowiedzi. Raczej zmusza widza do indywidualnej refleksji. Pierwsza nowela robi piorunujące wrażenie. Kolejne również poruszają, lecz finałowa scena pierwszej noweli, jej prostota, pozostają z widzem najdłużej. Zapowiadając ten film Piotr Czerkawski, programmer Festiwalu powiedział, że „Zło nie istnieje” to właściwie „Krótki film o zabijaniu” w wersji o godzinę dłuższej. Trudno mi się nie zgodzić, o skojarzenie z kultowym filmem Kieślowskiego nie trudno, chociaż Mohammad Rasoulof do tematu kary śmierci podchodzi od innej strony, przedstawiając go z kilku perspektyw. Jest to film, który wbija w fotel, łapie za gardło, wali pięścią w brzuch. Nie daje o sobie zapomnieć.