Nick Hornby, czyli był sobie pisarz...
Arkadiusz Chorób | 2010-02-19Źródło: Informacja prasowa

Nicka Hornby można nazwać, oczywiście zachowując wszelkie proporcje, kimś na kształt Stephena Kinga. Rzecz jasna angielski autor nie pisze horrorów, natomiast jego proza, podobnie jak słynnego Amerykanina, od lat jest świetną pożywką dla filmowców.

 

Każda z bestsellerowych obyczajowych powieści Hornby'ego doczekała się lub właśnie czeka na ekranizację: "Miłołosna zagrywka" (dwie adaptacje; pierwsza z Colinem Firthem, druga z Drew Barrymore i Jimmym Fallonem), "Przeboje i podboje" (z Johnem Cusackiem i Jackiem Blackiem w rolach głównych), "Był sobie chłopiec" (Hugh Grant, Rachel Weisz i Toni Collette) oraz "Jak być dobrym" (obecnie w trakcie realizacji) i "Długa droga w dół" (prawa wykupione przez Johnny'ego Deppa).

Przy niektórych z tych filmów Hornby pisał scenariusze i był producentem wykonawczym, ale "Była sobie dziewczyna" była wyzwaniem zupełnie innego rodzaju. Po raz pierwszy pisarz miał przełożyć na ekran materiał literacki innego autora.
"Nadal nie jestem pewien, co mnie tak porwało w tekście Lynn Barber, ale niewątpliwie coś w nim było", twierdzi Hornby. "Przeczytałem go, a następnie dałem swojej żonie, Amandzie Posey (która została jednym z producentów) ze słowami: Patrz, to gotowy materiał na film. Zgodziła się ze mną i wraz z drugą producentką, Finolą Dwyer, zaczęły rozważać potencjalnych scenarzystów. Zacząłem robić się zazdrosny - Po co ci ten palant? i tego typu sprawy - a w końcu powiedziałem, że sam chciałbym się tego podjąć".

W efekcie powstał fantastyczny scenariusz, nominowany do Oscara w kategorii Najlepszy Scenariusz Adaptowany, który ma wszelkie cechy doskonale znanych polskiemu czytelnikowi powieści autora "Wierność w stereo" czy "Był sobie chłopiec". Jest dowcipny, inteligentny i opowiada o bohaterach, których od samego początku lubimy.

Hornby na planie "Była sobie dziewczyna" pełnił także rolę konsultanta muzycznego. W końcu od lat znany jest z uwielbienia dla muzyki popowej. Nick był niezwykle pomocny jeśli chodzi o dobór muzyki, której jest w filmie bardzo dużo - opowiadała Lone Scherfig, reżyserka filmu. - Była ona dla nas kluczowa przy budowaniu atmosfery, klimatu czasów, w których dzieje się film.


Z kolei Hornby komplementuje Scherfig i jednocześnie w typowy dla siebie sposób wyraża niezadowolenie ze swoje pracy. - Pisząc scenariusz oczywiście próbowałem sobie wyobrazić, jak będą wyglądały poszczególne sceny na ekranie. I muszę powiedzieć, że nie podołałem temu zadaniu. To znaczy - to co zrobiła Lone wygląda lepiej, niż to, co ja sobie wyobraziłem.

 

"Była sobie dziewczyna"w kinach od 19 marca.