Nasze TOP 10 - najlepsze filmy 2013 r.
Radosław Sztaba | 2013-12-29Źródło: Filmosfera
313 premier, w tym zdecydowana większość dramatów i komedii, poruszające filmy biograficzne, ciekawe animacje, mocna pozycja filmów z gatunku science-fiction i fantasy oraz nieznaczna przewaga kina europejskiego – taki był filmowy rok 2013. Były sequele i remaki, efektowne superprodukcje i filmy przeznaczone dla koneserów. Na ekranach kin mieliśmy okazję oglądać najnowsze dzieła Quentina Tarantino, Anga Lee, Stevena Spielberga i Woody’ego Allena. Podziwialiśmy kreacje Leonarda DiCaprio, Christopha Waltza, Daniela Day-Lewisa, Cate Blanchett i Toma Hanksa. Nie mają się czym powstydzić także i Polacy. Wśród 36 polskich produkcji znalazły się m.in. obrazy Andrzeja Wajdy, Romana Polańskiego i Wojciecha Smarzowskiego, filmy często podejmujące ważną i trudną tematykę.

Poniżej prezentujemy nasze zestawienie najlepszych 10 filmów 2013 r. Lista powstała na podstawie punktów przyznanych każdemu filmowi przez redaktorów Filmosfery. Na miejscu 1 uplasował się tytuł, który otrzymał w głosowaniu najwyższą notę.


10. Labirynt (reż. Denis Villeneuve)

„Labirynt” to jeden z nielicznych rasowych  thrillerów w najnowszych propozycjach Hollywood.  Godny następca „Siedem”, „Rzeki tajemnic”, czy „Gdzie jesteś, Amando”. Trzymający w napięciu od pierwszej do ostatniej sekundy, co jest nie lada wyzwaniem, jako że film trwa ponad dwie i pół godziny. Historia zaginięcia dwóch małych dziewczynek oraz dramatycznej próby ich odnalezienia przez jednego z ojców i policjanta prowadzącego śledztwo to przede wszystkim spójny scenariusz. Cała historia pozostawia widza bez chwili wytchnienia. „Labirynt” to uczta dla widzów uwielbiających łamigłówki. Mylne tropy, nowe informacje, kolejne fragmenty zagadki, niespodziewane zwroty akcji to tylko niektóre elementy, których użył Denis Villeneuve, żeby jego film także dla widza stał się tytułowym „labiryntem” tajemnic. Do tego świetne zdjęcia Rogera Deakinsa, które odpowiadają za niezwykle przenikający strachem, niepokojem i świadomością nadchodzącego dramatu nastrój całego filmu. Ponadto znakomicie skonstruowani bohaterowie dramatu, wielowymiarowi, niejednoznaczni, naznaczeni bliznami przeszłości oraz świetne aktorstwo.  Pojedynek aktorski dwóch supergwiazd Hugh Jackmana i Jake’a Gyllenhalla wypada wiarygodnie i prawdziwie, choć z niewielkim wskazaniem na dawnego księcia Persji. Sekunduje im jeden z najlepiej rokujących aktorów młodego pokolenia - genialny, na wskroś przejmujący Paul Dano. S. Nowak

9. Spring Breakers (reż. Harmony Korine)

„Spring Breakers” to jeden z najbardziej kontrowersyjnych filmów mijającego roku. Dla jednych głęboka wiwisekcja współczesnego społeczeństwa, które wychowała popkultura proponowana przez Disneya, MTV czy wszelkie reality show, dla niektóry płytki obraz bazujący wyłącznie na szokowaniu seksualnością i przemocą. Bez wątpienia zwolennicy jak  i przeciwnicy  mają poniekąd rację. W „Spring Breakers” płytkość nosi w sobie znamiona głębi i odwrotnie. Losy czterech dziewczyn, które wyruszają w swoją wymarzoną podróż na Florydę podczas wakacyjnych ferii to pod względem formalnym fabularyzowany teledysk - dynamiczna kamera, ostry montaż, pulsujące feerie barw, kiczowatość, wszystko w takt znakomitej muzyki Cliff Martinez (odpowiedzialnego za piekielnie dobrą ścieżkę do „Drive”). Do projektu zaangażowane zostały gwiazdki Disneya - Selen Gomez i Vanessa Hudgens pragnące zerwania ze starym wizerunkiem. Czy wypadły wiarygodnie? We współczesnej popkulturze nawet bunt nosi znamiona komercjalizacji i przemyślanej polityki handlowej, czego świetnym przykładem jest kariera Miley Cyrus. Byłym księżniczkom Disneya towarzyszy świetny, ironizujący James Franco. Scena przy fortepianie, gdy śpiewa przebój Britney Spears, a wokół niego tańczą cztery dziewczyny w różowych kominiarkach i z karabinami w ręku jest kwintesencją kiczu, ale przez ten nadmiar staje się zwyczajnie jedną z najpiękniejszych scen w kinie. Cóż mam rzec na podsumowanie, „Spring break forever, bitches!”. S. Nowak

8. Chce się żyć (reż. Maciej Pieprzyca)

Jerzy Stuhr zapytany kiedyś przez jednego z dziennikarzy, czy trudno rozbawić widza, odparł „Znacznie gorzej jest go rozśmieszyć, doprowadzić do łez i ponownie rozbawić. To jest wspaniałe”. Takim właśnie filmem jest "Chce się żyć", który jest najbardziej optymistycznym i wzruszającym obrazem polskiej kinematografii ostatnich lat. Co więcej, gdyby Dawid Ogrodnik zagrał Mateusza w amerykańskiej produkcji, to prawdopodobnie na przyszłorocznej gali Oscarowej odbierałby statuetkę za najlepszą kreacje męską. M. Michałek

7. Drogówka (reż. Wojciech Smarzowski)

Wojtka Smarzowskiego nie trzeba nikomu przedstawiać. Jest on jednym z najlepszych polskich reżyserów, a jego ostatni film "Drogówka" tylko utwierdził jego pozycję. Smarzowski nie robi prostych filmów, które mają nam przynieść tylko czystą rozrywkę. Wręcz przeciwnie, zasiadając do seansu jakiegokolwiek z jego filmów, możemy być pewni, że jeszcze długo po zakończeniu będziemy o nim pamiętać. Podobnie było z "Drogówką", która w realistyczny, momentami surowy sposób obnaża polską policję. Smarzowski zaczyna swoje filmy lekko, aby w każdej kolejnej sekundzie coraz bardziej wgnieść w fotel. Jego tegoroczna produkcja przytłacza swoją atmosferą, która z każdym krokiem głównego bohatera staje się coraz cięższa. Smarzowski wychodzi od mikrospołeczności, jaką jest policja i stopniowo przenosi się na obszar makrospołeczny - całe miasto, które zaplątane jest w sieć układów, sprawiających, że nic nie jest tym, czym się wydaje. "Drogówka" to zdecydowanie jeden z lepszych filmów mijającego roku. Trzyma w napięciu od samego początku i pozostawia uczucie duszności, wynikające z gmatwaniny powiązań i zależności między kolejnym organami społeczeństwa. Wydawać by się mogło, że główny bohater nie ma szans w starciu ze zorganizowanym światem "prawa". Smarzowski pokazuje, że walka z władzą jest jak walka z wiatrakami. Basja

6. Życie Pi (reż. Ang Lee)

„Życie Pi” Anga Lee to zdecydowanie najpiękniejszy obraz jaki widziałem. Reżyser ożywiając naturę oraz personifikując zwierzęta  buduje niezwykłą, olśniewającą i alegoryczną baśń. Pod przykrywką  barwnego, nasyconego kolorami, mitycznego i zjawiskowego świata zaprezentowanego w produkcji Anga Lee odnajdujemy przesłanie rodem z powieści Hemingwaya, że „człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać”. To wszystko sprawia, że Życie Pi jest czymś znacznie więcej niż tylko zapierającą dech w piersiach bajeczką, to obraz, którym podobnie jak dobrym winem będziemy się rozkoszować przy każdej okazji. M. Michałek

5. Blue Jasmine (reż. Woody Allen)

Dobrze jest ponownie oglądać Woody’ego Allena w wyśmienitej formie. Jego „Blue Jasmine”  to skrojona z ogromną precyzją opowieść, radosna i przygnębiająca zarazem, pełna ciętego humoru, z błyskotliwymi dialogami, i jeszcze lepszymi kreacjami aktorskimi. Typowy dla komedii romantycznej jest klimat, podkreślony przez ciepłe zdjęcia i wesołą muzykę - znamy to zresztą z wcześniejszych filmów reżysera. Allen w mistrzowski sposób dokonuje charakterystyki pewnej neurotycznej osobowości – Jasmine. Jest to postać niezwykle wiarygodna, w czym ogromna zasługa Cate Blanchett. To, że zachowanie Jasmine, zarówno w San Francisco, jak i w przeszłości odkrywanej w licznych reminescencjach, nie może być jednoznacznie ocenione jest tylko i wyłącznie dowodem jej wysokich umiejętności aktorskich. To ona nadaje ton całej fabule, wywołuje współczucie, ale i irytuje. Wszystko to sprawia, że ta lekka z pozoru historia staje się głęboką i wielowymiarową, a co najważniejsze zmusza do refleksji. Tak to przekazać widzowi potrafi tylko Woody Allen. R. Sztaba

4. Grawitacja (reż. Alfonso Cuaron)

Rok 2013 obfitował w wiele dobry filmów, ale bez wątpienie jednym z najlepszych jest "Grawitacja" Alfonso Cuarona. Film pod każdym względem zachwyca. Jest dopracowany w najmniejszym szczególe. Wszechobecna, nieznana przestrzeń przeraża na każdym kroku. Dosłownie można poczuć oddech wystraszonej Bullock, na własnej skórze. Oglądając "Grawitację" zastanawiałam się, jak ja poradziłabym sobie w podobnej sytuacji (mimo, że mam małe szanse na to, aby znaleźć się w kosmosie), czy znalazłabym w sobie aż tyle siły i determinacji do walki o przetrwanie? Film nie daje jednoznacznej odpowiedzi, każdego widza pozostawia z samym sobą. I właśnie to jest w tej produkcji najpiękniejsze. Można wczuć się w położenie dr Ryan Stone (Sandra Bullock) i poczuć jej strach, jej panikę, jej przerażenie. Swoją drogą ten film byłby zupełnie inny bez kreacji, jaką stworzyła Bullock. Aktorka sama udźwignęła ciężar historii, która została opowiedziana. Rzadko zdarza się, że film z jednym aktorem jest tak fantastyczny. Bullock dała sobie radę i za to należą się jej owacje na stojąco. Basja

3. Stoker (reż. Chan-wook Park)

Hollywood w końcu upomniało się  o twórcę „Oldboya” i „Pani Zemsty”. Chan-wook Park jednak nie poddał się całkowicie magii Hollywood i w swoim pierwszym amerykańskim  filmie „Stoker” przemycił swoją wizję kina. Choć Park czerpie z hitchcockowskiej wizji thrillera pełnymi garściami (nawiązania do „W cieniu podejrzenia” i „Psychozy”) to „Stoker” głównie jest wizualną ucztą da kinomanów. W „Stokerze” nie chodzi o sam scenariusz (który popełnił Wentworth Miller, ten który przez dłuższy czas był „Skazany na śmierć”) czy o samą  zagadkę kryminalną. Oryginalność i dokładność kadrów, umiejętne korzystanie z kolorystyki oraz barw nadają filmowy niezwykłej atmosfery, onirycznego klimatu. Historia enigmatycznej rodziny Stokerów jest pełna podskórnego niepokoju, co potęguje także aktorstwo (niepokojąca Mia Wasikowska, zagadkowy Matthew Goode i niewidziana dawno w tak dobrej roli fascynująca Nicole Kidman). Chan-wook Park w świetnej formie. Swojej formie. S. Nowak

2. Poradnik pozytywnego myślenia (reż. David O. Russell)

 Jedno z największych zaskoczeń 2013 roku. Historia o rodzącym się uczuciu, pomiędzy zdradzonym mężczyzną, który przeszedł załamanie nerwowe a młodą wdową, która ciągle nie może się uporać z procesem żałoby, okazała się, dzięki swojej skromności, oszczędności i świeżości jedną z najciekawszych, a już na pewno najbardziej optymistyczną propozycją mijającego roku. Błyskotliwy scenariusz, soczyste, inteligentne, kipiące humorem dialogi, porządnie zarysowane wyraziste postaci. Do tego wszystkiego niezwykle dobrze komponujące się z tematyką filmu kadrowanie (Masanobu Takayanagi) oraz genialny montaż (nominacja do Oscara dla Crispina Struthersa i Jaya Cassidy) tworzą prawie film idealny. Wisienką na tym torcie jest doskonała ścieżka dźwiękowa, za której przygotowanie odpowiedzialny jest Danny Elfman. W tym perfekcjonizmie strony formalnej filmu znakomicie odnajdują się aktorzy. Cztery nominacje do Oscara we wszystkich czterech kategoriach aktorskich mówią same za siebie. Obraz Davida O. Russella ma wszelkie predyspozycje, aby wejść do kanonu klasyki filmowej. S. Nowak

1.    Django (reż. Quentin Tarantino)

Quentin Tarantino niewątpliwie poprzez „Django” spełnił swoje największe marzenia, w końcu udało mu się nakręcić western. I to nie byle jaki, o czym świadczą dwie statuetki Oscara za najlepszy scenariusz oryginalny i za rolę drugoplanową dla Christopha Waltza oraz optymistyczne recenzje krytyków i widzów. Perypetie czarnoskórego niewolnika Django (Jamie Foxx), który przy pomocy Doktora Schultza (Christoph Waltz) próbuje odnaleźć miłość swojego życia, żonę Broomhildę (Kerry Washington), według naszej redakcji okazały się najlepszym filmem mijającego roku. „Django” trwa aż prawie trzy godziny, ale w ani jednej chwili z ekranu nie wieje nudą. Żonglowanie rytmem narracji, dynamika akcji, która po mistrzowsku przerywana jest długimi piekielnie inteligentnymi, mięsistymi, ironicznymi dialogami, z których słynie Tarantino, sprawiają że film ogląda się z zapartym tchem. Poza tym dialogi w „Django” są zwyczajnie klasą samą w sobie. Pod względem komizmu, kiczu, ironii i pastiszu osiągnięty został szczyt geniuszu. „Django” wręcz kipi od błyskotliwego humoru z montypythonowskiego uniwersum. Tarantino nie przejmuje się poprawnością polityczną i w sposób bezceremonialny rozlicza się z niechlubną historią USA na swój własny sposób. Poza tym genialnie została dobrana obsada. Kreacje aktorskie Leonardo DiCaprio, Jamie’ego Foxxa, Dona Johnsona oraz fantastycznych Christopha Waltza i Samuela L. Jacksona to postmodernistyczna uczta dla kinomanów. Były pracownik wypożyczalni filmów kolejny raz udowadnia, że czuje, rozumie i kocha kino ponad wszystko. S. Nowak

W tym miejscu wypada także wspomnieć o innych tytułach, które zostały wyróżnione przez redakcję Filmosfery, ale uzyskały za mało punktów, by znaleźć się w powyższym zestawieniu. Należą do nich: „Koneser”, „Wielki Gatsby”, „Iron Man 3”, „Wróg numer jeden”, „Najlepsze najgorsze wakacje”, „Rust and Bone” oraz „Hobbit: Pustkowie Smauga”.