Tele-Hity Filmosfery
Katarzyna Piechuta | 2014-01-05Źródło: Filmosfera
Niedziela (5.01), TVN, 15:45

Vinci (2004)

Produkcja: Polska
Reżyseria: Juliusz Machulski
Obsada: Robert Więckiewicz, Borys Szyc, Mieczysław Gąbka, Marcin Dorociński, Kamilla Baar

Opis: Po nieudanym skoku Cuma odpoczywa w więzieniu. Nagle wychodzi na przepustkę, choć o to nie prosił. Ma dwa miesiące na poratowanie zdrowia – dość, by dokonać skoku stulecia. Potrzebny jest plan, wspólnik i kasa. Na ten ostatni raz. Kiedyś na Juliana wołali Szerszeń: nie było lepszego kumpla w złodziejskim fachu. Teraz chłopak ustatkował się, znalazł uczciwą pracę. Jednak od przeszłości uciec nie można, zwłaszcza jeśli chodzi o dług wobec najlepszego przyjaciela. To sprawa honoru, pójdzie więc na robotę, ale ostatni raz... Hagen przedstawia się jako wybitny malarz, ale nigdzie publicznie nie wystawia swoich prac. Tylko wtajemniczeni umieją docenić jego kunszt: nie ma lepszego eksperta, który potrafi odróżnić oryginał od falsyfikatu. Ba, przy takiej praktyce... Żyje jak mnich, ale może da się skusić... ostatni raz? Magda kończy studia konserwatorskie. A właściwie już by skończyła, gdyby nie jej skłonność do poprawiania starych mistrzów. Z hukiem wyleciała z ostatniego egzaminu. Taki talent i już zmarnowany?! Ależ skąd! Propozycja jest tyleż niespodziewana co fascynująca. Czy można było wymarzyć sobie lepszą jak na pierwszy raz?

Rekomendacja Filmosfery: Polskie produkcje komediowe ostatnich lat zwykle rozczarowują – nie mają widzowi do zaoferowania niczego nowego: przewidywalna fabuła, w kółko ci sami aktorzy i, przede wszystkim, marnej jakości scenariusz, na podstawie którego prawdopodobnie zwyczajnie nie da się zrobić dobrego filmu. W tym morzu marnych komedii polskich pojawił się film Juliusza Machulskiego „Vinci”, który w niczym nie przypomina innych rodzimych komedii. Na ich tle wyróżnia się ciekawym scenariuszem z wciągającą intrygą i dobrym aktorstwem. Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na Kamillę Baar – aktorkę przede wszystkim teatralną, którą rzadko mamy okazję oglądać na srebrnym ekranie. „Vinci” to kolejna w dorobku Juliusza Machulskiego udana, okraszona humorem komedia sensacyjna.

Poniedziałek (6.01), TVN 7, 12:45

Śniadanie u Tiffany’ego (1961)

Produkcja: USA
Reżyseria:  Blake Edwards
Obsada: Audrey Hepburn, George Peppard, Patricia Neal, Buddy Ebsen, Martin Balsam

Opis: Tiffany to dom jubilerski dla 10 tysięcy najbogatszych. Dla Holly, która codziennie przed tym budynkiem zjada swoje skromne śniadanie, jest to cel marzeń. 18-letnia dziewczyna zostawiła za sobą rodzinne miasto, męża, imię nadane jej przy chrzcie, aby podbić elegancki nowojorski świat. Po niezliczonych powikłaniach Holly zaprzyjaźnia się z nie mającym powodzenia pisarzem. Film oparty jest na noweli Trumana Capote, której pesymistyczne zakończenie zostało jednak zakończone happy endem. Audrey Hepburn, grająca główną role w filmie dowodzi wszechstronności swojego aktorstwa a rola a staje się przełomowym etapem w jej karierze. Reżyser obrazu, Blake Edwards, po raz pierwszy wykorzystuje tutaj kunszt, który staje się później jego znakiem firmowym: wirtuozerska choreografia następujących jeden po drugim gagów. Szczególnie widoczna w scenie przyjęcia. W 1962 roku film otrzymał Oscary za muzykę i piosenki.

Rekomendacja Filmosfery: „Śniadanie u Tiffany’ego” to jedna z tych ekranizacji książek, których sława przewyższyła literacki pierwowzór. I choć pewnie niejeden fan twórczości Trumana Capote poczuł się zawiedziony, że fabuła filmu została nieco zmieniona względem opowiadania, zwłaszcza jeżeli chodzi o iście hollywoodzkie zakończenie, to jednak dla wielu widzów film Blake’a Edwardsa jest po prostu kultowym obrazem, który należy obejrzeć. To, co zadecydowało o ponadczasowej popularności filmu, to z pewnością Audrey Hepburn wcielająca się w postać jedynej w swoim rodzaju Holly Golightly. Holly jest urocza, pełna wdzięku i nieco zagubiona, ale nie dajmy się zwieść pozorom – potrafi być bowiem bardzo niebezpieczna, manipulując mężczyznami, którzy byliby dla niej w stanie zrobić wszystko. Zdecydowanie jest to jedna z najlepszych ról, o ile nie najlepsza, w dorobku Audrey Hepburn. Ciekawostkę stanowi fakt, że sam Truman Capote nie chciał, aby w głównej roli obsadzono Hepburn. Jego zdaniem do roli Holly Golightly idealnie pasowała inna słynna gwiazda Hollywood – Marilyn Monroe – która, nawiasem mówiąc, prywatnie była jego przyjaciółką. Stało się jednak inaczej niż chciał autor, ale biorąc pod uwagę sukces obrazu, można stwierdzić, że chyba jednak obsadzenie w roli Holly właśnie Audrey Hepburn stanowiło dobry wybór.  Innym „znakiem firmowym” obrazu Blake’a Edwardsa, oprócz słynnej aktorki, jest przepiękna muzyka. Scena, w której Hepburn w blasku księżyca śpiewa piosenkę „Moon River”, to jedna z najbardziej romantycznych i nostalgicznych scen w historii kina – a sam utwór zyskał ogromną popularność i do dziś wykonywany jest przez wielu muzyków.

Poniedziałek (6.01), TVP Kultura, 20:20

Motyl i skafander (2007)

Produkcja: Francja, USA
Reżyseria: Julian Schnabel
Obsada: Mathieu Amalric, Emmanuelle Seigner, Marie-Josée Croze, Anne Consigny, Patrick Chesnais

Opis: Prawdziwa historia redaktora francuskiego ELLE, Jean-Dominique’a Bauby, który w wieku 43 lat zostaje sparaliżowany w wyniku udaru. Paraliż obejmuje całe jego ciało z wyjątkiem lewego oka. Mogąc posługiwać się jedynie okiem do komunikowania się z bliskimi, Bauby próbuje odtworzyć wspomnienia i opisać wszystkie aspekty swojego wewnętrznego świata - poczynając od psychicznego udręczenia spowodowanego uwięzieniem we własnym ciele, po wyimaginowane opowieści ze światów, które odwiedził w swoim umyśle.

Rekomendacja Filmosfery (Marta Suchocka): „Motyl i skafander” to film niezwykle emocjonalny, grający na emocjach widza, jak Jankiel na swoich cymbałach. Co jednak istotne, Julianowi Schnabelowi udało się stworzyć dzieło pozbawione współczucia i kiczowatej, melodramatycznej ckliwości. Trzeba zaznaczyć, że w sytuacji, w jakiej poznajemy energicznego człowieka, żyjącego szybciej niż pędzące BMW, zrobienie z Jeana-Dominique’a ofiary jest wręcz naturalne. Tu jednak nie idzie o użalanie się nad sobą, ale o afirmację życia i czerpania z niego pełnymi garściami. Pozostałe mocne strony „Motyla i skafandra” to nie tylko niesamowity scenariusz, który podyktowało samo życie, ale przede wszystkim wyjątkowe zdjęcia autorstwa Janusza Kamińskiego. Ukazanie świata z perspektywy człowieka zamkniętego w klatce swego ciała, połączone z zewnętrzną narracją, skutkuje niebywałym wrażeniem wniknięcia głęboko w psychikę głównego bohatera, daje widzowi możliwość postrzegania otaczającej rzeczywistości za pomocą zmysłów, które jeszcze mu zostały. Tak, to chyba najmocniejsza strona „Motyla…”. Jednak dopiero idealnie skomponowane elementy składowe obrazu tworzą naprawdę wyjątkową całość, z którą zdecydowanie warto się zapoznać.

Środa (8.01), TVP 1, 20:25

Droga (2009)

Produkcja: USA
Reżyseria: John Hillcoat
Obsada: Viggo Mortensen, Guy Pearce, Kodi Smit-McPhee, Charlize Theron, Robert Duvall

Opis: Po wybuchu nuklearnym ojciec próbuje przetransportować swojego syna w bezpieczne miejsce. Droga to jednak prawdziwy koszmar, tym bardziej, że wszędzie grasują kanibale.

Rekomendacja Filmosfery: Choć Hollywood regularnie częstuje nas post-apokaliptycznymi produkcjami, to jedynie niektóre z nich oferują widzowi coś więcej, niż tylko spektakularne efekty specjalne czy mrożące krew w żyłach sceny ucieczek głównych bohaterów przed zombie, kosmitami, mutantami czy czymkolwiek innym, co scenarzystom przyjdzie do głowy. „Droga” to film, który oferuje znacznie więcej. Cała strona wizualna filmu, choć dopracowana w każdym szczególe, ma na celu tak naprawdę jedynie spotęgowanie przesłania obrazu. Przygnębiająca, szara, post-apokaliptyczna rzeczywistość idealnie obrazuje to, co dzieje się w głowie głównego bohatera, w postać którego wciela się Viggo Mortensen. Aktor rewelacyjnie zagrał ojca, który próbuje ratować siebie i swojego syna, choć ta walka o przetrwanie z góry wydaje się być przegrana. Rozterki, chwile zwątpienia, ale i determinacja w trosce o przyszłość syna – Viggo Mortensen pokazuje całą paletę emocji, serwując nam świetne aktorstwo i zarazem tworząc jedną ze swoich najlepszych ról filmowych. Choć „Droga” to film, który wciąga od pierwszej minuty, z drugiej strony jest obrazem smutnym, gdyż przedstawiona w nim post-apokaliptyczna rzeczywistość to przede wszystkim wizja tego, co stanie się z człowieczeństwem i ile warte jest życie w świecie, w którym nie ma żadnej nadziei, a jeden człowiek staje się dla drugiego wrogiem.

Czwartek (9.01), Ale Kino+, 20:10

Moulin Rouge! (2001)

Produkcja: Australia, USA
Reżyseria: Baz Luhrmann
Obsada: Nicole Kidman, Ewan McGregor, John Leguizamo, Jim Broadbent, Richard Roxburgh

Opis: Olśniewająca wizualnie opowieść o miłości, filmowa pochwała prawdy, wolności i piękna. Nicole Kidman lśni najjaśniejszym blaskiem w roli Satine - pięknej kurtyzany i zachwycającej gwiazdy najsłynniejszego i najbardziej skandalizującego nocnego klubu Paryża przełomu wieków - Moulin Rouge. Młody poeta, Christian (Ewan McGregor) opuszcza swój rodzinny dom i przenosi się na Montmartre, gdzie poznaje Henri Toulouse-Lautreca, który wprowadza go w świat paryskiej bohemy. W sławnym kabarecie Moulin Rouge Christian poznaje jego największą gwiazdę - Satine - tancerkę, piosenkarkę i kurtyzanę, w której kochają się wszyscy męscy bywalcy klubu. Satine nie chce być tancerką, marzy by zostać prawdziwą aktorką. Książę Worcester godzi się sfinansować kosztowną rewię z jej udziałem po warunkiem, że Satine zostanie jego kochanką. Satine jest natomiast zakochana w Christianie…

Rekomendacja Filmosfery: Na temat „Moulin Rouge!” opinie wśród widzów są bardzo podzielone: jedni ten film wprost uwielbiają, inni nie szczędzą mu krytyki. Jest to bowiem musical na tyle specyficzny, że nie sposób pozostać wobec niego obojętnym – można go albo polubić, albo znienawidzić. Największe kontrowersje wzbudza przerysowana i kiczowata konwencja filmu. Feeria barw, hałas, szybkie dialogi – wszystko to, zwłaszcza w początkowych scenach, stwarza wrażenie kompletnego chaosu, w którym bardzo łatwo jest się pogubić. Dopiero wraz z upływem czasu narracja zwalnia tempo. Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę, że taki a nie inny sposób kręcenia filmu był zamierzonym zabiegiem, a ta kiczowatość miała na celu oddać prawdziwy charakter miejsca i czasu akcji filmu, może wówczas spojrzymy na tę konwencję łaskawszym okiem. Główny atut obrazu to oczywiście muzyka – możemy usłyszeć nowe aranżacje znanych utworów w wykonaniu m.in. Nicole Kidman, Ewana McGregora, Bono czy Davida Bowie. Ponadto „Moulin Rouge!” to nie tylko musical, ale również dramat miłosny – polecam zatem obraz Baza Luhrmanna również wszystkim tym, którzy lubią tego rodzaju historie.