Tele-Hity Filmosfery
Katarzyna Piechuta | 2014-03-16Źródło: Filmosfera
Niedziela (16.03), Universal Channel, 21:00

To właśnie miłość (2003)
Produkcja: Anglia, USA
Reżyseria: Richard Curtis
Obsada: Bill Nighy, Emma Thompson, Alan Rickman, Hugh Grant, Liam Neeson, Colin Firth, Laura Linney

Opis: Daleka od schematu, wielowątkowa komedia romantyczna z doborową obsadą. Losy bohaterów zgrabnie się ze sobą przeplatają, dzięki czemu ukazano kilka aspektów miłości: do drugiej osoby, do brata, do pasierba, a nawet starego gwiazdora do... swojego menadżera. Miłość jest tu zupełnie zwariowana, wszechobecna, ale jednak czasami niesprawiedliwa, zaborcza i wymagająca wielkiego poświęcenia.

Rekomendacja Filmosfery: Komedia romantyczna to mocno eksploatowany gatunek filmowy. Każdego roku mamy okazję obejrzeć w kinie przynajmniej kilkanaście tego rodzaju produkcji, jednak schematyczność i wtórność tych obrazów często zniechęca do oglądania kolejnych. Inaczej jest jednak w przypadku „To właśnie miłość” – filmu, który kompletnie zmienił wyobrażenie na temat tego rodzaju produkcji. Należy co prawda wziąć pod uwagę, że obraz Richarda Curtis nie jest stricte komedią romantyczną, nie brakuje w nim bowiem również elementów dramatu – myślę jednak, że nie będzie błędem zaklasyfikowanie go jako komedii romantycznej. I jako obraz należący do tego gatunku, „To właśnie miłość” bardzo wysoko postawiło poprzeczkę kolejnym tego rodzaju produkcjom. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że twórcy odeszli od typowego schematu i postawili na różnorodność – postanowili pokazać, że miłość ma różne oblicza i można o niej opowiadać w różny sposób. W efekcie stworzyli film ciepły, który ogląda się z uśmiechem na twarzy, a przy tym niezwykle dopracowany. Scenariusz, który mógł się okazać klęską ze względu na pewną zawiłość, okazał się fantastyczną bazą do realizacji tego dzieła, na sukces którego składa się również fenomenalna obsada aktorska (świetne kreacje Billa Nighy, Emmy Thompson czy Alana Rickmana) oraz odpowiednio dobrana muzyka, nadająca obrazowi romantyczny, ciepły i świąteczny charakter. Gorąco polecam film wszystkim, nawet – a może zwłaszcza – tym, którzy komedie romantyczne omijają szerokim łukiem.

Niedziela (16.03), TVP 1, 23:30

Bękarty wojny (2009)

Produkcja: USA, Niemcy
Reżyseria: Quentin Tarantino
Obsada: Brad Pitt, Christoph Waltz, Michael Fassbender, Eli Roth, Diane Kruger

Opis: Akcja filmu rozpoczyna się w okupowanej Francji, gdzie Shoshanna Dreyfus (Mélanie Laurent) jest świadkiem egzekucji wykonanej na jej rodzinie przez nazistowskiego pułkownika Hansa Landę (Christoph Waltz). Dziewczyna cudem unika śmierci i ucieka do Paryża, gdzie zmienia tożsamość i zostaje właścicielką kina. W innym miejscu w Europie porucznik Aldo Raine (Brad Pitt) organizuje grupę żydowskich żołnierzy, która angażuje się w walkę z wrogiem. Znani jako "The Basterds" żołnierze dołączają do niemieckiej aktorki, a jednocześnie tajnej agentki Bridget Von Hammersmark (Diane Kruger) w celu wypełnienia misji, której głównym punktem jest zabicie przywódcy III Rzeszy. Ich losy krzyżują się z losami Shoshanny, która przygotowała już plan zemsty na zabójcy swoich najbliższych…

Rekomendacja Filmosfery (Mateusz Michałek): Jakiś czas temu czytałem wywiad z Tarantino, w którym twórca przedstawiał swoją wizję kina pozbawionego schematów czy ograniczeń poprzez poszczególne gatunki filmowe. Takie spojrzenie na kino możemy również zauważyć oglądając „Bękarty…”, w których reżyser potrafi zmienić klimat i stylistykę w okamgnieniu, a w filmie znajdziemy sceny mające znamię westernu, komedii, filmu wojennego czy produkcji dokumentalnej. Prawda historyczna stanowi dla Tarantino jedynie tło dla jego zakręconej filmowej wizji i bohaterów w niej przedstawionych. Tarantino słynie z tego, że potrafi wyciągnąć z aktorów wszystko co najlepsze, często pomagając tworzyć im niezapomniane kreacje. Tak jest również w „Bękartach…”. Brad Pitt, lekceważony przeze mnie przez lata, tym razem wznosi się na wyżyny umiejętności, prezentując swój niebywały talent komediowy jako Aldo Raine. Jego plastyczny wyraz twarzy, przerysowany akcent czy niezwykła osobowość sprawiają, że jego postać przykuwa uwagę widza. Nikt jednakże nie był w stanie dorównać Christophowi Waltzowi wcielającemu się w postać Hansa Landy. Aktor potrafi być w jednej chwili miły, szarmancki, sympatyczny, by w następnej przeistoczyć się w żenującego, przerażającego i do szpiku kości złego antybohatera. Warto zauważyć, że Waltz swój aktorski kunszt opiera na szerokiej gamie mimiki twarzy, gestykulacji czy akcentu. Quentin Tarantino pod koniec „Bękartów wojny”, ustami Aldo Raine'a, triumfalnie stwierdza: „Chyba wyszło mi arcydzieło”, i trudno się z nim nie zgodzić.


Wtorek (18.03), TCM, 14:50

Arszenik i stare koronki  (1944)

Produkcja: USA
Reżyseria:  Frank Capra
Obsada: Cary Grant, Priscilla Lane, Josephine Hull, Raymond Massey, Peter Lorre

Opis: Popularny krytyk teatralny z przerażeniem odkrywa, że jego dwie ciotki wyprawiają na tamten świat samotnych panów, by ulżyć ich ciężkiej doli. Nie ma innego wyjścia jak zatuszować sprawę, ale sytuacja szybko wymyka mu się z rąk.

Rekomendacja Filmosfery: Jeżeli ktoś nie miał jeszcze okazji zaznajomić się z filmową twórczością Franka Capry, to nadszedł idealny moment na nadrobienie zaległości: „Arszenik i stare koronki” to bowiem jeden z najbardziej znanych filmów słynnego reżysera. Ta czarna komedia wypełniona jest po brzegi humorem sytuacyjnym oraz zabawnymi dialogami – zwłaszcza tymi z udziałem dwóch starszych pań, które to z kamienną twarzą opowiadają o swoich „dobroczynnych” działaniach. Cary Grant niestety jak zawsze gra nieco sztywno, ale nie przeszkadza to w odbiorze filmu, co z pewnością jest zasługą znakomitego scenariusza, z dobrze rozpisanymi scenami, który po prostu sam się broni. „Arszenik i stare koronki” to komedia w starym, dobrym stylu, i choć chwilami może się wydawać nieco przestarzała, ma jednak swój urok typowy dla komedii Złotej Ery Hollywood.

Środa (19.03), Ale Kino+, 0:30

Hej, Skarbie (2009)

Produkcja: USA
Reżyseria: Lee Daniels
Obsada: Gabourey Sidibe, Mo’Nique, Lenny Kravitz, Sherri Shepherd, Stephanie Andujar

Opis: 16-letnia Claireece "Precious" Jones (Gabourey Sidibe), chorobliwie otyła czarnoskóra analfabetka, mieszka w Harlemie. Jej życie to, odzwierciedlenie najgorszej patologii społecznej: jest fizycznie i psychicznie wykorzystywana przez własną, bezrobotną matkę Mary Lee (Mo'Nique), po raz drugi zaszła w ciążę ze swoim ojcem w wyniku czego została zawieszona w prawach ucznia. Dzięki pomocy dyrektora szkoły, podejmuje naukę w placówce alternatywnej dla kobiet znajdujących się w trudnej sytuacji i dopiero tam powoli odzyskuje pewność siebie i poczucie własnej wartości.
Pomimo tragicznej sytuacji, silna i pełna determinacji dziewczyna postanawia radykalnie zmienić życie swoje i dwójki swoich dzieci. Los przygotowuje jej jednak kolejne przeszkody…

Rekomendacja Filmosfery: „Hej, Skarbie” to film mocny, prawdziwy dramat z krwi i kości. Pełna cierpienia historia życia 16-letniej Claireece potrafi naprawdę wzruszyć, a obraz jej rodziny pokazuje w bardzo dosadny sposób, jak mocno niektórzy z nas bywają pokrzywdzeni przez los, choć niczym sobie na to nie zasłużyli. Film Lee Danielsa otwiera oczy na okrucieństwo i niesprawiedliwość świata, w którym przyszło nam żyć. Być może niektórych widzów dzieło to skłoni do przemyśleń na temat tego, jak często źle oceniamy ludzi. Nie starając się dostrzec ich problemów i wnętrza, oceniamy ich powierzchownie i błędnie, coraz bardziej utrudniając im tym samym możliwość wyzwolenia się z impasu, w którym się znaleźli. To przesłanie filmu stanowi główną zaletę filmu, jednak warto zwrócić uwagę również na świetną kreację aktorską Mo’Nique, wcielającej się w rolę matki głównej bohaterki. To właśnie te dwa aspekty zwróciły uwagę również Akademii – film zdobył bowiem dwa Oscary: w kategorii najlepszy scenariusz adaptowany oraz najlepsza aktorka drugoplanowa (Mo’Nique). Obie statuetki jak najbardziej zasłużone.

Czwartek (20.03), TVP 2, 21:40

Artysta (2011)

Produkcja: Francja, Belgia
Reżyseria: Michel Hazanavicius
Obsada: Jean Dujardin, Bérénice Bejo, John Goodman, James Cromwell, Penelope Ann Miller

Opis: Opowieść dzieje się pod koniec lat 20. XX wieku, w czasie przełomu dźwiękowego w filmie. Koniec kina niemego był równocześnie końcem karier wielu gwiazd, będących u szczytu popularności. Czy słynny aktor George Valentin podzieli los "wielkich zapomnianych"? Czy płomienne uczucie, która wybuchnie między nim a początkującą tancerką Peppy Miller zainspiruje go do walki o miejsce w świecie "nowego" Hollywood i ocali przed zapomnieniem oddanej kiedyś publiczności?

Rekomendacja Filmosfery (Mateusz Michałek): Na początku był pomysł. Świetny pomysł. Być może nieco nierealny i karkołomny, w myśl którego zdecydowano się nakręcić czarno-białą, niemą produkcję, tak szalenie oderwaną od dzisiejszego kina pełnego rozbudowanych dialogów oraz efektów specjalnych. Wielu krytyków twierdziło, że to jedynie festiwalowa atrakcja, zabawa formą, bez szans na rywalizację w oscarowej batalii z filmami takich starych wyjadaczy jak Scorsese czy Payne. Zwycięzca jednak był tylko jeden – „Artysta”, obraz który przywołuje zapomnianą dziś prawdziwą magię kina! Na wyróżnienie zasługuje wybitny i nietuzinkowy scenariusz, pełen przezabawnych gagów, niemniej trzymających dość wysoki poziom. W produkcji, dzięki obranej formie, znalazło się niemal wyłącznie miejsce dla komizmu sytuacyjnego, który nieraz wywołuje gromki śmiech na widowni. Najważniejszym elementem produkcji jest fantastyczne aktorstwo. Bohaterowie, dzięki pantomimie, niemal wykrzykują swoje kwestie, w doskonały sposób oddając dialogi, emocje i uczucia, co w zupełności pozwala nam zrozumieć, co chcą nam „przekazać” aktorzy. Porównując „Artystę” z typowymi produkcjami dzisiejszego kina, dostrzegam walory i atuty kina niemego, które, jak mówi tytuł piosenki Marka Grechuty - musimy „ocalić od zapomnienia”. Zabawny jest fakt, że Akademia Oscarowa przyznając główne wyróżnienie „Artyście”, filmowemu pomnikowi historii kina, poddała w wątpliwość poziom i jakość współczesnych, kolorowych, mówionych produkcji.