Tele-Hity Filmosfery
Katarzyna Piechuta | 2014-07-20Źródło: Filmosfera
Poniedziałek (21.07), Kino Polska, 16:10

Zaklęte rewiry (1975)

Produkcja: Polska
Reżyseria:  Janusz Majewski
Obsada: Marek Kondrat, Roman Wilhelmi, Roman Skamene, Cestmír Randa, Michał Pawlicki

Opis: Lata 30. XX wieku. Młody prowincjusz Roman Boryczko (Marek Kondrat) zostaje pomywaczem w kuchni restauracji hotelu "Pacyfik". Panujące tam stosunki szybko dają mu się we znaki. Mimo to, Romkowi udaje się zaprzyjaźnić z Frycem (Roman Skamene), pracownikiem bufetu, oraz awansować w hotelowej hierarchii. Dwaj młodzieńcy przygotowują się do egzaminu na kelnera. Niestety w tym samym czasie, bez żadnego konkretnego powodu Romek staje się obiektem złośliwości i fizycznej przemocy ze strony brutalnego przełożonego, Fornalskiego (Roman Wilhelmi), który wyraźnie uwziął się na chłopaka. Jego zachowanie ma duży wpływ na osobowość Romana, który zmienia się w cynicznego cwaniaka. Boryczko osiąga wreszcie zawodowy sukces, ale traci zaufanie Fryca oraz dziewczynę, w której się zakochał…

Rekomendacja Filmosfery (Marta Suchocka): Roman Boczko – młody chłopak w wielkim świecie, tyle że ten wielki świat jest całkowicie poza jego zasięgiem. Mimo że bliski, nieosiągalny. Przynajmniej na początku, bo w filmie Majewskiego mamy do czynienia ze swoistym, osadzonym w ówczesnych czasach, motywem od zera do bohatera (tu: awans, tak zawodowy, jak i społeczny). Boczko – chłopak ze wsi, w końcu osiąga sporo, z pomywacza awansuje na kelnera, niestety cena tego skoku jest dla Romka duża. Po pierwsze, w sposób brutalny Boczko uświadamia sobie, gdzie jest jego miejsce, jest upokarzany, bity. Po drugie, chłopak ostatecznie zatraca część siebie. Pierwotnie znosi upokorzenia za upokorzeniem, by w końcu z ofiary stać się katem. I taki bieg sprawy dziwić nie powinien, bo nie dość, że zachowanie właściwie demonicznemu Fornalskiemu daje Romkowi poczucie władzy, to chłopak po prostu innego sposobu działania nie zna. Zaznaczyć jednak należy, że interesująca fabuła to nie jedyny element, dla którego warto obejrzeć „Zaklęte rewiry”. Mamy tu też wyśmienite kreacje Marka Kondrata i Romana Wilhelmiego, za które należy się owacja na stojąco. A do tego obraz Majewskiego zajmuje ważne miejsce w polskiej kinematografii.

Poniedziałek (21.07), TVP 1, 20:25

Żandarm z Saint-Tropez (1964)

Produkcja: Włochy, Francja
Reżyseria: Jean Girault
Obsada: Louis de Funès, Geneviève Grad, Michel Galabru, Jean Lefebvre, Christian Marin, Michel Modo

Opis: Sierżant Cruchot (Louis de Funes) zostaje mianowany szefem brygady policji i przeniesiony do Saint-Tropez. Wiemy o nim tyle, iż jest surowy wobec podwładnych, oddany całym sercem pracy oraz wypowiada wojnę nudystom opalającym się na plażach tego słynnego kurortu. Jednak walki z golasami nie ułatwia mu urodziwa córka, Nicole, która bardzo szybko dopasowuje się do tamtejszych swobodnych obyczajów.

Rekomendacja Filmosfery: W serii filmów o żandarmach z Saint-Tropez Louis de Funès wykreował niezapomnianą postać, która na stałe wpisała się w dzieje komedii francuskiej. „Żandarm z Saint-Tropez” to pierwsza część serii, warto więc zacząć od niej, jeśli ktoś nie miał jeszcze okazji zapoznać się z perypetiami czwórki trochę nieudolnych, ale przy tym przesympatycznych żandarmów. To komedia w starym, dobrym, francuskim stylu – taka, która bawi za każdym razem, gdy się do niej wraca.

Wtorek (22.07), TCM, 23:20

Sok z żuka (1988)

Produkcja: USA
Reżyseria: Tim Burton
Obsada: Michael Keaton, Winona Ryder, Alec Baldwin, Geena Davis

Opis: Małżeństwo Adam i Barbara Maitlandowie (Alec Baldwin i Geena Davis) dopiero wprowadzili się do wielkiego domu, gdy przytrafia im się śmiertelny wypadek. Jako duchy są skazani na pobyt w domu, do którego wprowadza się rodzina Deitzów z Nowego Jorku, kompletnie go przebudowując. Z uwagi na to, że nikt poza córką Deitzów (Winona Ryder) ich nie widzi, postanawiają wezwać bio-egzorcystę Beetlejuica (Michael Keaton), który wypędzi żywych z ich domu, ale jego metody straszenia są z natury niebezpieczne. Gdy Maitlandowie chcą się go pozbyć, okazuje się, że to nie takie łatwe.

Rekomendacja Filmosfery: „Sok z żuka” to kwintesencja szalonej wyobraźni Tima Burtona. Jest to tak specyficzny film, że nie sposób porównać go z jakimkolwiek innym obrazem – nawet wśród filmografii Burtona ciężko znaleźć podobną produkcję. Wygląda więc na to, że „Sok z żuka” jest jedyny w swoim rodzaju. Film należy do gatunku czarnych komedii, ale nie tych w stylu brytyjskim, gdzie rzeczywistość filmowa stanowi zwykle odzwierciedlenie prawdziwych realiów, w jakich żyjemy. „Sok z żuka” obfituje w duchy, trupy i inne postacie nie z tego świata. To akurat u Burtona normalne – ale za to fabuła filmu jest niebywale oryginalna i momentami, kolokwialnie mówiąc, tak porąbana, że z pewnością nie każdy widz zniesie tak dużą dawkę dziwaczności w trakcie seansu. Niemniej „Sok z żuka” to również porządna dawka rozrywki – w końcu w filmie występuje dużo elementów komediowych. Niesamowitą kreację udało się stworzyć Michaelowi Keatonowi – słynny Batman pokazał swoje komediowe oblicze, a także wykazał się ogromnym dystansem do siebie. Nie oszukujmy się, nie każdego aktora stać na strojenie głupich min i zachowywanie się w sposób, delikatnie mówiąc, obrzydliwy. Drugim ogromnym atutem filmu jest muzyka: znakomite utwory „Jump in the Line” oraz „Day-O” Harry’ego Bellafonte idealnie wkomponowują się w humorystyczną i osobliwą atmosferę filmu.

Środa (23.07), Polsat, 20:35

Łatwa dziewczyna (2010)

Produkcja: USA
Reżyseria: Will Gluck
Obsada: Emma Stone, Penn Badgley, Amanda Bynes, Dan Byrd, Thomas Haden Church

Opis:
Jedno zdanie powiedziane na odczepnego... i nagle szara szkolna myszka Olive jest postrzegana jako najbardziej namiętna nastolatka w okolicy. Znakomita młodzieżowa komedia pomyłek.

Rekomendacja Filmosfery (Mateusz Michałek): Po „Łatwej dziewczynie” spodziewałem się tandety, kolejnej żałosnej produkcji typu „American Pie” czy „Supersamiec”, pozbawionego polotu odmóżdżacza. Jak wielkie było moje zaskoczenie po seansie, na którym zobaczyłem całkiem zabawną komedię, która posiada drugie, głębsze dno. Produkcja, mimo pewnych wad, jest naprawdę śmieszna, dzięki dobrze napisanemu scenariuszowi, który nie stawia na wygłupy bohaterów, wulgaryzmy, seksistowskie i zbereźne żarty, zaniżające poziom obrazu. Mocnym elementem dzieła Glucka jest dobrze zarysowana fabuła, która nadaje odpowiednie tempo i dynamikę obrazowi, dzięki czemu oglądanie "Łatwej dziewczyny" mija szybko i przyjemnie. Całkiem nieźle wypada obsada aktorska, przede wszystkim dzięki świetnej kreacji Emmy Stone. Jej wyczyny na ekranie ogląda się przyjemnie, ponieważ nie dość, że posiada spory, komediowy talent, to posiada również niesamowity błysk w oku, przyciągający uwagę widza. Reasumując, „Łatwej dziewczynie” do ambitnego kina sporo brakuje, jednak, cytując tytuł jednego z filmów: „To nie jest kolejna komedia dla kretynów”. Obraz pomimo pewnych wad i niedoskonałości, jest naprawdę bardzo zabawną produkcją. Polecam.

Czwartek (24.07), Polsat, 20:00

Julie i Julia (2009)

Produkcja: USA
Reżyseria: Nora Ephron
Obsada: Meryl Streep, Amy Adams, Stanley Tucci, Chris Messina, Linda Emond

Opis: Zanim na ekranach telewizorów pojawiły się gotujące Ina, Rachael i Emeril, na początku była Julia, kobieta, która na zawsze zmieniła sposób gotowania w Ameryce. Ale w 1948 roku Julia Child (Meryl Streep) była po prostu jedną z Amerykanek mieszkających we Francji. Julii, z jej niespokojną naturą, nie wystarczało jednak pełnienie roli żony swojego pracującego męża. Pragnęła sama czymś się zająć i czegoś dokonać. Pół wieku później widzimy Julie Powell (Amy Adams), zbliżającą się do 30 młodą kobietę, która zabrnęła w swojej karierze w ślepy zaułek. Julie, mieszkanka Queensu, pracująca w nie spełniającym jej ambicji zawodzie, podczas gdy wszystkie koleżanki odnoszą oszałamiające sukcesy, wpada na wydawałoby się szalony plan. Ma on pomóc jej wykorzystać drzemiący w niej potencjał i pobudzić siły twórcze. Julie decyduje się zatem poświęcić dokładnie rok na wykonanie dań według wszystkich 524 przepisów z książki kucharskiej Julii Child - Mastering the Art of French Cooking (którą Child stworzyła wspólnie z Louisem Berthollem i Simone Beck). Na podstawie tych doświadczeń planuje napisać bloga, dokumentującego wszystkie jej kuchenne perypetie.

Rekomendacja Filmosfery: „Julie i Julia” to jeden z tych słodkich (dosłownie i w przenośni), uroczych filmów, które ogląda się z uśmiechem na twarzy i chętnie do nich wraca. To film nie tylko o gotowaniu, ale przede wszystkim o realizowaniu. Widzimy to w przedstawionych na ekranie historiach Julii Child i Julie Powell – choć panie żyją w zupełnie innych realiach i prowadzą kompletnie inne życie, to obie je łączy pasja do gotowania oraz wytrwałość w dążeniu do celów, nawet takich, które z pozoru wydają się być zupełnie niemożliwe do osiągnięcia. Ciekawa konwencja filmu, łącząca w sobie dwie fabuły, doskonale się sprawdziła, zaś przejścia od jednej historii do drugiej i z powrotem zostały zrealizowane z niezwykle zgrabny sposób, tworząc spójną całość. Reżyserka bardzo trafnie dobrała aktorki do ról głównych bohaterek – zarówno Meryl Streep, jak i Amy Adams wypadły znakomicie, choć ta pierwsza, co zapewne nikogo nie dziwi, bardziej przykuwa uwagę widza, a wykreowana przez Streep Julia Child to po prostu aktorski majstersztyk. Zdecydowanie polecam film Nory Ephron, z pewnością spędzicie w jego towarzystwie miły, relaksujący wieczór.