Wyczekiwana premiera na 34. WFF
Monika Raczyńska | 2018-10-23Źródło: Filmosfera

Jednym z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń 34. Warszawskiego Festiwalu Filmowego była polska premiera filmu „High Life” w reżyserii Claire Denis. Reżyserka filmów pokazywanych i docenianych na międzynarodowych festiwalach, takich jak „Isabelle i mężczyźni”, „Piękna praca”, czy „Biała Afryka”,  tym razem – w koprodukcji z Polską – opowiedziała historię kilku skazańców przemierzających galaktykę na pokładzie statku kosmicznego.


Szum lejącej się wody, tajemnicze kadry wypełnione oparami i zielenią, odgłosy dziecięcego gaworzenia – tak wkraczamy w mroczną przestrzeń świata, który sprawia wrażenie nieco przykurzonego, opuszczonego, jakby dawno już zapomnianego. Po chwili poznajemy bohaterów filmu – mężczyznę o imieniu Monte (Robert Pattison) i małą dziewczynkę, Willow, którzy zdają się przebywać na statku kosmicznym od bardzo dawna. Wkrótce okazuje się, że dziewczynka w ogóle nie poznała ziemskiego życia. Skąd zatem się tu wzięła? Co oznacza stwierdzenie, które pada w filmie kilkukrotnie, że trzeba „nakarmić psa”? Dlaczego bohaterowie są skazani na wieczną tułaczkę w poszukiwaniu czarnych dziur? Następuje retrospekcja, na statku pojawiają się inni członkowie załogi i zaczynamy poznawać odpowiedzi na te pytania. Mimo, że fabuła filmu jest niezwykle oryginalna, to jednocześnie aż do końca pozostaje mętna i niezbyt zrozumiała. Nawet zakończenie można interpretować dwojako, ale i to nie działa na korzyść filmu, którego przesłanie pozostaje nieczytelne.


„High Life” pokazuje co dzieje się z ludźmi, którzy skazani na własne towarzystwo, żyją razem w zamknięciu. Pojawia się niemoc opanowania popędów seksualnych, tęsknota za bliskością, nieokiełznany erotyzm, skłonność do przemocy. Film pokazuje jak skomplikowana i nieprzewidywalna jest natura człowieka. Postać lekarki (Juliette Binoche), która obsesyjnie dąży do stworzenia nowego życia za pomocą sztucznego zapłodnienia, sugeruje że jest to także refleksja na temat in vitro. W końcu, jest to opowieść o relacji między ojcem i córką, która kształtuje się w wyjątkowo trudnych okolicznościach.


Warto zwrócić uwagę na polskie akcenty w tej produkcji. Ciekawą postacią jest pilot Nansen (Agata Buzek). Na spotkaniu po premierze filmu, aktorka mówiła o tym, że początkowo jej postać miała być grana przez mężczyznę, o czym świadczyć może nietypowe imię bohaterki. I faktycznie – Nansen pozostaje nieco na uboczu, nie trzyma się ani z mężczyznami, ani – z kobietami. Alienuje się, a ze względu na pełnioną funkcję, nie bierze udziału w eksperymentach medycznych.   


„Życie na wysokim poziomie” – bo tak można by przetłumaczyć tytuł – to dość przerażająca i przytłaczająca wizja, fantazja na temat przyszłości odziana w kostium sci-fi. Problem z odbiorem tej historii może wynikać nie tylko ze zbyt dużej ilości niedopowiedzeń, ale i z nadmiaru przemocy oraz osobliwych scen erotycznych, niekiedy za długich. Jest też kilka rażących niekonsekwencji – mimo upływającego czasu, bohaterowie się nie starzeją. Podczas gdy dziewczynka rośnie, zmienia się, dojrzewa, wygląd dorosłych pozostaje niemalże bez zmian. Intrygująca jest atmosfera oraz forma wizualna filmu, jednak brakuje treści, przesłania.


„High Life” to produkcja o dużym potencjale, wzmacnianym jeszcze przez międzynarodową, utalentowaną obsadę, który nie został jednak wykorzystany. Film miał premierę w Toronto, gdzie mimo wszystko znalazł swoich amatorów – otrzymał Nagrodę Specjalną FIPRESCI. W polskich kinach będzie można obejrzeć go w marcu 2019 roku.