Weekendowa Filmosfera #124
Katarzyna Piechuta | 2023-07-07Źródło: Filmosfera
Jak co tydzień podpowiadamy, jaki film warto wybrać na wieczorny seans w domowym zaciszu. W tej Weekendowej Filmosferze znalazły się różnorodne propozycje dostępne na popularnych platformach streamingowych – pirackie przygody, musical z politycznym wydźwiękiem i romans okraszony nutką tajemnicy. Miłego oglądania!

Morski piątek z „Piratami z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły” (2003), reż. Gore Verbinski [#DISNEY+, #APPLETV+]

Seria filmów o „Piratach z Karaibów” szybko podbiła serca widzów na całym świecie i wpuściła powiew świeżego powietrza do kategorii obrazów opowiadających o piratach. Okazało się, że historie te nie muszą być staroświeckie – mogą stanowić nowoczesną, komediową wariację filmu przygodowego, która będzie w stanie sprostać wymaganiom współczesnego widza. „Klątwa Czarnej Perły” to pierwsza i zarazem najlepsza część serii. Verbinski serwuje w „Piratach…” wszystko to, co powinno się znaleźć w filmie przygodowym, i to na najwyższym poziomie: intrygujący scenariusz pełen humorystycznych dialogów, piękne zdjęcia (aż chce się jechać na Karaiby!), świetną muzykę (Hans Zimmer stworzył dźwiękową kwintesencję pirackich przygód) i w końcu genialne aktorstwo Johnny’ego Deppa i Geoffrey’a Rusha, od których wprost nie można oderwać oczu. Wykreowana przez Deppa przezabawna postać Jacka Sparrowa, wiecznie pytająca „Why is the rum gone?”, stała się popkulturową ikoną. Ale my do seansu rumu potrzebować nie będziemy – świetna rozrywka i tak jest gwarantowana. A co oprócz rumu Jack Sparrow kocha najbardziej? Największe szczęście daje mu przemierzanie bezkresnego morza na swojej ukochanej Czarnej Perle. Z racji tematyki filmu, morze towarzyszy bohaterom na ekranie prawie przez cały czas. Symbolizuje niczym nieskrępowaną wolność, ale też kryje w sobie mroczne tajemnice. I przyciąga niczym magnes. Może i my po seansie powiemy razem z Jackiem Sprarrowem: „Bring me that horizon”?




Hippisowska sobota z „Hair” (1979), reż. Miloš Forman [#APPLETV+]
Już ponad 40 lat temu Miloš Forman przeniósł na ekran sceniczną wersję broadway’owskiego musicalu. Oryginał przedstawiał nieco wyidealizowany obraz dzieci-kwiatów, natomiast Forman dodał do swojego „Hair” wątki polityczne i wykreował bardziej realistyczną wersję historii o hippisowskiej młodzieży. Claude Bukowski (John Savage) to zwykły 20-letni chłopak, który z Oklahomy przybywa do Nowego Jorku, gdzie ma stawić się przed komisją poborową, później zaś zostanie wysłany do Wietnamu. W Central Parku spotyka grupę hippisów, której przywódcą jest George Berger (Treat Williams). Berger to zajadły pacyfista. On i jego grupa przygarniają Claude’a do swojej bandy, pokazując mu uroki beztroskiego życia. „Hair” Formana to nie tylko opowieść o inności i pozostawaniu na marginesie, ale przede wszystkim o pragnieniu wolności, które zawsze najsilniej wybrzmiewa w młodym pokoleniu. O wolności wyboru ścieżki życiowej, wolności słowa, w końcu wolności życia zgodnie ze swoimi przekonaniami. Dlatego właśnie „Hair” ma mocno pacyfistyczny wydźwięk, który w tym filmie, dosłownie, jest wykrzyczany i wyśpiewany głośno i wyraźnie głosami dzieci kwiatów. Kulminacyjna scena z utworem „Let the Sunshine In” to właściwie pacyfistyczny hymn, wyrażający nadzieję na lepszą przyszłość, bez wojen.



Tajemnicza niedziela z „Wiekiem Adaline” (2015), reż. Lee Toland Krieger [#TVPVOD]
„Wiek Adaline” to piękna, nieco fantastyczna opowieść, której akcja toczy się współcześnie, jednak główna bohaterka Adaline Bowman (Blake Lively) urodziła się na początku XX wieku, a pozostaje nadal piękna i młoda. Jak to możliwe? Otóż na skutek poważnego wypadku Adaline przestała się starzeć. Swój niezwykły dar trzyma w tajemnicy, jednak zaczyna rozważać wyjawienie sekretu, gdy poznaje mężczyznę, a między obojgiem zaczyna rodzić się głębsze uczucie. Choć „Wiek Adaline” jest tak naprawdę romansem z fantastycznym wątkiem, to w dużej mierze pozwala nam jako widzom przyjrzeć się rozterkom i emocjom głównej bohaterki, przez co wątek psychologiczny wysuwa się nieco zza baśniowej kotary. Blake Lively zagrała wprost cudownie, podobnie jak jej ekranowa córka, w postać której wcieliła się Ellen Burstyn. Uwagę przykuwa również drugoplanowa postać Williama Jonesa, którego rolę pierwszorzędnie odegrał Harrison Ford. Słynny aktor kojarzący nam się raczej z dawnymi filmami akcji, w tym uroczym filmie sprawdził się naprawdę wyśmienicie. „Wiek Adaline” to jeden z tych filmów, który po seansie jeszcze na długi czas pozostawi Was w dobrym humorze.