"Chciałem zostać Waltem Disneyem" - rozmowa z Sebastiánem Silvą
Arkadiusz Chorób | 2009-06-04Źródło: Informacja prasowa

Jest młody, ambitny i utalentowany. Dzięki niemu chilijska kinematografia przeżywa swój mały renesans. Kiedy nie ma go na planie filmowym – pisze, komponuje i śpiewa. Czasem rysuje. Sebastián Silva – reżyser filmu "La Nana", zwycięzca drugiej edycji OFF PLUS CAMERA oraz tegorocznego Sundance Film Festival opowiada o kinie, muzyce i Nowym Jorku.

Gdzie się wychowałeś?
Dorastałem w Santiago w Chile.

Dlaczego postanowiłeś stamtąd wyjechać?
Opuściłem Santiago mając 19 lat. Po skończeniu liceum, chciałem studiować animację, więc musiałem wyjechać. Poza tym w Chile… jest zbyt wielu Chilijczyków.

Twoje pierwsze wspomnienie z dzieciństwa?
Genitalia mojego ojca.

Kim chciałeś zostać, kiedy byłeś dzieckiem?
Waltem Disneyem

Jakie filmy oglądasz? Jacy artyści cię inspirują?

Lubię filmy prawdziwe, takie, które od początku do końca kierują się swoją własną logiką. Nie przepadam przemocą i scenami miłosnymi. Działają na mnie stresująco.

Co w życiu najbardziej Cię dręczy?
Snobizm.

Jak powstał twój pierwszy zespół CHC?
Grupę CHC założyliśmy wraz z Gabrielem Diazem i Pedro Subercaseaux – moimi dwoma najlepszymi przyjaciółmi. Gabriel pracował ze mną także na planach filmowych, był odtwórcą głównej roli w mojej pierwszej fabule „La vida me mata” („Życie mnie zabija”). Pedro to niezwykle utalentowany muzyk, sam wydał kilka płyt, przyjaźnimy się od ponad 10 lat.
Któregoś dnia po prostu podłączyliśmy mikrofony i zaczęliśmy narzekać na naszą nędzną egzystencje w rytmie hip-hopowych beatów. Tak powstało pierwsze 8 numerów.

Skąd wzięła się nazwa zespołu (Stowarzyszenie Braci Kontemplariuszy)?
Kiedyś wynajęliśmy duży dom w centrum Santiago zakonnicom, zwanym Zgromadzeniem Sióstr Kontemplariuszek. Spodobała nam się ta nazwa, więc ją sobie zapożyczyliśmy.

Kim jest Sebastian Silva w CHC?
Wraz z Gabrielem piszemy teksty dla grupy, komponuję też większość muzyki.

Zamierzasz kontynuować karierę muzyczną? Planujesz nagranie kolejnego albumu?
Nie traktuje tego w charakterze „kariery”. Po prostu nagrywam nowe utwory. Mam nadzieję, że uda mi się wydać kolejną solową płytę do końca tego roku.

Co skłoniło Cię do zrobienia pierwszego filmu fabularnego “La vida me mata”? („Życie mnie zabija”)
Śmierć. Życie. Śmierć. Życie. Śmierć. Życie. Śmierć. Życie. Tajemnicze, niezłomne koło życia.

Jak powstawała “La Nana”? (Ile czasu zajęło zrobienie filmu? Jaki był jego budżet?)
Napisanie scenariusza zajęło nam około 4 miesięcy. Sam plan zdjęciowy trwał 18 dni. Większość zdjęć zrealizowaliśmy w domu moich rodziców. Jeżeli chodzi o koszty – produkcja zamknęła się w kwocie ok. 300.000 USD

Gdzie poznałeś Catalinę Saavedrę (odtwórczynię głównej roli w “La Nana”)?
Catalina jest świetną chilijską aktorką. Zanim ją poznałem widziałem ją w telewizji. Zaproponowałem jej współpracę przy moim pierwszym filmie, choć grała w nim rolę drugoplanową. Wtedy mogłem w pełni poznać jej aktorski geniusz.

Co sprawia Ci większą przyjemność – tworzenie muzyki czy filmów?
Muzyka czyni mnie bardziej szczęśliwym, filmy dojrzalszym.

Jak Ci się żyje w Nowym Jorku?
Kocham to miasto! Czuje się tu jak kropelka wody w oceanie. To fantastyczna przestrzeń, w której mogę swobodnie tworzyć, a otaczająca mnie „ludzka fauna” działa niezwykle styumulująco.

Twój kolejny film ma być o syrenach. Będziesz go realizował w Polsce. Czy zamierzasz zaangażować do niego wyłącznie chilijskich aktorów?
Chciałbym żeby zagrali w nim zarówno chilijscy jak i polscy aktorzy. Nie wiem na ile będzie to możliwe. Natomiast wiem na pewno, że film będzie nakręcony w języku polskim.

Co najbardziej zaskoczyło Cię w Polsce?
Serdeczność ludzi

Twoje najlepsze wspomnienie z OFF PLUS CAMERA?
Stoję oszołomiony na scenie z olbrzymimi czekami na 400.000 USD!!! Świetne uczucie. I love You guys!