Miniatura plakatu filmu Zapaśnik

Zapaśnik

The Wrestler

2008 | USA | Akcja, Dramat, Sportowy | 109 min

Zapasy ze swoim życiem

Tomasz Świtała | 13-01-2009

Darren Aronofsky to bez wątpienia jeden z największych wizjonerów współczesnego kina. Jego poprzednie produkcje („Pi”, „Requiem dla snu”) spotykały się z entuzjastycznym przyjęciem rzeszy fanów, jak i krytyków, i z czasem zapracowały na miano dzieł kultowych. Po pamiętnym „Źródle”, w którym Aronofsky mierzył się z tematem nieśmiertelności, tym razem postanowił zająć się znacznie bardziej przyziemnymi sprawami i opowiedzieć nam historię podstarzałego zapaśnika, nie do końca umiejącego odnaleźć się we współczesnym świecie, w którym po dniach chwały i sukcesów, zostały jedynie wspomnienia…

Bohaterem produkcji jest Randy „Ram” Robinson, legenda amerykańskiego wrestlingu, którego poznajemy całe lata świetlne po jego ostatnich wielkich triumfach, po czasach kiedy nastolatkowie wieszali sobie jego plakaty na ścianach, a pseudonim „Ram” skandowali kibice, wypełniający po brzegi hale sportowe. Dziś Randy jest już tylko cieniem samego siebie: z racji wieku bierze on udział jedynie w pokazowych (oczywiście ustawianych) walkach, którymi emocjonuje się już jedynie garstka najwierniejszych fanów. Wielki „Ram” ma także inne problemy: finansowo ledwo wiąże koniec z końcem, jest bardzo samotny - ze swoją córką nie utrzymuje kontaktu od lat, a jego jedynymi przyjaciółmi są w zasadzie młodzi fani, z którymi gra w Nintendo oraz pewna kobieta - Cassidy, striptizerka z nocnego klubu. Po jednej z gal sportowych „Ram” dostaje ataku serca i dowiaduje się od lekarzy, że nie będzie mógł już nigdy uprawiać zapasów. A jako, że jest to jedyna rzecz, którą Randy potrafi w życiu robić, bohater dawnych lat zostanie zmuszony do ułożenia sobie życia od nowa... I tak naprawdę to właśnie o tym opowiada film Aronofsky’ego.

Ten nagrodzony podczas zeszłorocznego Festiwalu Filmowego w Wenecji Złotym Lwem obraz, zdecydowanie od samego początku wciąga w swój klimat. Początkowo reżyser stara nam się objaśnić na czym tak naprawdę polega wrestling i pokazuje „od kuchni” dyscyplinę, która w zasadzie z prawdziwą rywalizacją sportową nie ma wiele wspólnego. To raczej starannie wyreżyserowane show, przygotowane dla żądnych krwi mas zasiadających na widowni czy przed telewizorami. Kilka scen pokazujących kolejne walki i wymyślne sposoby „oszukiwania” widowni (np. wycinanie sobie ran żyletką w czasie trwania walki, dokładne planowanie całej potyczki przez zapaśników jeszcze przed jej rozpoczęciem) zrealizowanych jest wręcz perfekcyjnie.

Tak naprawdę Aronofsky, bardziej niż o zapasach, chciał zrobić film o człowieku. Niegdyś uwielbianym przez tłumy, dziś odrzuconym nawet przez najbliższych. O człowieku, któremu niezwykle ciężko odnaleźć się w otaczającej go szarej i smutnej rzeczywistości, w której miast cieszyć się z owacji fanów, musi sprzedawać im swoje autografy za 8 dolarów... W momencie, w którym Randy traci możliwość wykonywania swojej profesji (każda kolejna walka i mordercze treningi mogą zakończyć się śmiercią), postanawia zmienić coś w swoim życiu: pojednać się z córką, spotkać życiową partnerkę, znaleźć normalną pracę. Reżyser w bardzo wyraźny sposób ukazuje nam, jak ciężko jest wrócić do normalności po latach sukcesów, jak ulotna jest sława. Jak brutalne i beznadziejne może być życie człowieka, który nagle dochodzi do wniosku, że całkowicie je zmarnował.

Szczególne brawa należą się reżyserowi za sposób opowiadania historii, która wciąga od pierwszej do ostatniej minuty. Imponujące w filmie Aronofsky’ego jest to, że w ani jednej klatce swojej najnowszej produkcji nie otarł się o patos (mimo, iż okazji do tego miał bez liku). „The Wrestler” nie jest bajką, w której wszystko i tak skończy się happy endem. To raczej poruszająca historia, której największym atutem jest jej autentyzm i prawda, którą niesie. Ciekawy montaż i muzyka (w którą po raz kolejny miał swój wkład niesamowity Clint Mansell) tylko potęgują wrażenia w czasie seansu.

Największą i prawdziwą gwiazdą produkcji jest niesamowity Mickey Rourke, który po latach błądzenia po życiowych zakrętach, wraca do pierwszej aktorskiej ligi i od razu wyrasta na zdecydowanego faworyta tegorocznego rozdania Oscarów. Jego wygląd (widać, że spędził na siłowni niezliczone godziny, przygotowując się do roli), twarz (na której maluje się prawdziwy bagaż życiowych doświadczeń, jak i operacji plastycznych), ale przede wszystkim gra aktorska (każdy wręcz gest Rourke'a jest aż do bólu prawdziwy) sprawiają, że przez 110 minut nie możemy oderwać od niego wzroku. Wszystkie sceny z jego udziałem są niesamowite. Mnie najbardziej do gustu przypadły te przedstawiające codzienność Randy'ego, jego pracę w sklepie, spacer z córką czy rozmowy z Cassidy (niezła, choć kompletnie przyćmiona przez Rourke'a, Marisa Tomei).

Dlaczego zatem przyznałem temu obrazowi jedynie cztery gwiazdki? Dla mnie Aronofsky jest, był i będzie człowiekiem, którego filmy zawsze są arcydziełami, które mają w sobie jakąś ponadczasową siłę. Tym razem otrzymałem „jedynie” rewelacyjny, prawdziwy i poruszający obraz o zagubionym człowieku opowiedziany w niemal hipnotyzujący sposób. Nie ma w nim jednak tej charakterystycznej magii, która zawsze obecna była w filmografii reżysera. Magię na ekranie widzimy jedynie w roli Rourke'a, który zdaje się nie grać, a raczej być Randym przez cały czas trwania projekcji. Rewelacyjne kino, gorąco polecam.

Reżyseria
Dystrybutor
Premiera
05-09-2008 (Festiwal Filmowy w Wenecji)
20-03-2009 (Polska)
31-12-2008 (Świat)
4,1
Ocena filmu
głosów: 23
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

arcio
vaultdweller
swomma
Mikez