Miniatura plakatu filmu Mężczyzna prawie idealny

Mężczyzna prawie idealny

Mer eller mindre mann

2012 | Norwegia | Dramat | 75 min

"Prawie" robi różnicę

Joanna Nowińska | 24-01-2014
Odkąd tylko pamiętam, wierzę, że filmy są jak ludzie - zdarzają się więc osobniki, do których intuicyjnie od pierwszych chwil znajomości czujemy sympatię, a także ich przeciwieństwa, czyli obrazy, które napawają nas trudną do wyjaśnienia niechęcią i antypatią. 

Niestety w moim przypadku norweski film „Mężczyzna prawie idealny” okazał się przedstawicielem tej drugiej grupy i już po kilkunastu minutach seansu wiedziałam, że przyjaźni z tego nie będzie. Gdybym miała szukać winnych takiego stanu rzeczy, poważnym faworytem do tego tytułu byłby główny bohater tej historii - Henrik, należący do jednej z najbardziej irytujących mnie kategorii, czyli teoretycznie dorosłych mężczyzn, którzy rozwojowo zatrzymali się na poziomie nastolatka. Słowo daję, niewiele jest cech, które tak działają mi na nerwy, jak bezmyślny facet o mentalności liścia na wietrze.

Henrik jest w związku z Tone - możemy domyślać się, że związek ten trwa już jakiś czas, para właśnie wprowadziła się do nowego mieszkania i spodziewa się dziecka. Przyszły ojciec zaczął nową pracę i teoretycznie wszystko wygląda świetnie. Lub raczej wyglądałoby, gdyby ten tytułowy „prawie ideał” nie zachowywał się jak karykatura allenowskiego Zeliga - bardzo mało udana karykatura, warto dodać. Wydaje się bowiem, że dominującą cechą charakteru tej postaci jest...brak charakteru. W zależności od tego, w jakim towarzystwie się obraca, próbuje się dopasować do reszty grupy - widzimy więc, jak w pracy stara się sprawiać wrażenie jednocześnie sympatycznego, wyluzowanego, ale i profesjonalnego, natomiast przebywając wśród swoich (jak możemy się domyślić) długoletnich przyjaciół, odkrywa swoją drugą, beztroską i niedojrzałą twarz. Oczywiście taki syndrom Piotrusia Pana (czyli wieczna ucieczka od dorosłości) może być uroczy. Na krótką metę. Na dłuższą bowiem (a także, jak się okazuje - w trakcie trwania całego filmu) może wywołać u widzów chęć gwałtownego potrząśnięcia bohaterem i porządnego przetrzepania jego tylnej części ciała z nadzieją, że w końcu się opamięta i wykaże choćby minimalną odpowiedzialnością. 

Mam świadomość, że ten obraz (w którym tak naprawdę nie ma żadnej zwartej fabuły) ma symbolizować próbę dorastania do ojcostwa, ale sposób w jaki zostało to przedstawione, jest moim zdaniem kompletnym nieporozumieniem. W pewnym momencie nie byłam już w stanie powiedzieć, kto denerwuje bardziej - Tone, która wydaje się szczerze zaskoczona poziomem niedojrzałości swojego chłopaka / narzeczonego (?) i najwyraźniej nie bardzo sama ma pomysł na to, jak miałby wyglądać ich związek, wspomniany już Henrik, sprawiający wrażenie kompletnie niezdolnego do zbudowania jakiejkolwiek poważnej relacji, czy jego pobłażliwa do granic możliwości matka, traktująca go jak pięcioletniego chłopca. Ogólnie scena, w której dorosły mężczyzna w kryzysowej sytuacji idzie do mamy, czeka na podany obiad i ucina sobie drzemkę w kapciach w pieski, jest nie tyle zabawna, co niepokojąca - być może w ogóle jest to jedyna „prawdziwa” scena w tym filmie, która w jakiś sposób pokazuje, skąd wzięło się takie, a nie inne podejście bohatera do życia. 

„Mężczyzna prawie idealny” jest reklamowany jako komedia. Problem polega na tym, że do komedii jest mu zdecydowanie dalej niż bliżej, a sceny, które w zamyśle miały być śmieszne, nawet jeśli wywołują odruchowe parsknięcie, chwilę później wzbudzają już raczej niesmak. Cała reszta w najlepszym wypadku pozostawia widzów obojętnymi. Piszę „w najlepszym”, ponieważ jeśli będziecie mieć mniej szczęścia i gorszy dzień, to gwarantuję, że ten film porządnie Was zirytuje. 

Pozostaje tylko mieć nadzieję, że reżysera i scenarzystę tego obrazu, debiutującego na dużym ekranie Martina Lunda, nie zwiodą otrzymane w Karlovych Varach nagrody (aż strach pomyśleć, jak wyglądała konkurencja, skoro ten obraz otrzymał nagrodę za najlepszy film!) i zanim uraczy nas kolejnym „dziełem”, to poćwiczy wcześniej opowiadanie interesujących treści z kimś lepiej wyrobionym filmowo...

Ci z Was, którzy na własne oczy chcieliby się przekonać, jak wygląda norweski mężczyzna prawie idealny i czy Wasza tolerancja na syndrom Piotrusia Pana jest większa niż niżej podpisanej, będą mogli zrobić to już 21 lutego, ponieważ wtedy film wchodzi na nasze ekrany.

Reżyseria
Dystrybutor
Premiera
21-02-2014 (Polska)
14-09-2012 (Świat)
3,7
Ocena filmu
głosów: 3
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Mariusz Kłos
vaultdweller
Radosław Sztaba
Agnieszka Janczyk