Miniatura plakatu filmu Jezus mnie kocha

Jezus mnie kocha

Jesus liebt mich

2012 | Niemcy | Komedia | 100 min

Ostatnie kuszenie Chrystusa według Monty Pythona

Anna Szczesiak | 09-02-2014
Miłośnikom absurdalnego poczucia humoru w stylu Monty Pythona film może się spodobać. Osobiście bardzo lubię Pythonów także idealnie wpisuję się w grupę fanów tego obrazu.

Film ,,Jezus mnie kocha” jest debiutem reżyserskim niemieckiego aktora i scenarzysty Fredrika Daniela Fitza znanego u nas głównie ze znakomitego filmu ,,Vincent chce nad morze”. I jak na debiut to można powiedzieć o pewnym sukcesie, bo film jest bardzo wypracowany. Widać, że producenci nie szczędzili środków, bo scenografia i efekty specjalne momentami zapierają dech w piersiach. Ale trzeba tu też powiedzieć o pewnym przeroście formy nad treścią. Sam pomysł jest bardzo ciekawy i mógł powstać z tego przyzwoity i zabawny film, ale w pewnym momencie reżyser pojechał o jeden most za daleko i zrobiło się groteskowo.  Choć osobiście uważam, że lepszy głupi film niż nudny. A ja się na filmie nie nudziłam tylko zastanawiałam czym też mnie jeszcze zaskoczy. Bo wiele jest tu zaskakujących momentów. O ile do połowy filmu wiadomo o co chodzi, to w drugiej połowie choć wiadomo, to nie do końca tak jest. Film jest do końca nieprzewidywalny. Co akurat jest atutem, bo jaka jest radość z oglądania czegoś, czego się spodziewamy.

Tytuł filmu ,,Jezus mnie kocha'' jednych może odstraszać, innych przyciągać. A jak jest naprawdę? Prawda jak zawsze jest po środku. Dla tych, którzy jak ognia unikają wszelkich religijnych produkcji film może być zaskoczeniem. Film wbrew pozorom nie jest poprawnym politycznie filmem propagującym nawracanie na drogę kościoła. Ale fanatycy religijni mogą być rozczarowani, albo oburzeni. Dla obu tych opcji film jest pułapką. Jedni na film nie pójdą, bo będą myśleli, że to ckliwa historyjka dla dewotek. Inni na film pójdą, bo będą myśleli, że to ich katolicki obowiązek. A prawda jest taka, że film należy potraktować z dystansem. Żyjemy obecnie w świecie podzielonym na fanatyków religijnych i antyreligijnych. Brakuje w tym wszystkim normalności. Obie strony są w takim samym stopniu przepełnione hipokryzją, bo negują wszystko, co jest sprzeczne z ich poglądami.
Brakuje nam otwartości umysłu na inność, a także uszanowania cudzych poglądów. Tak samo nietolerancyjni są katolicy, jak i ateiści tępiący katolików.

Ten film jest dla ludzi świadomych siebie i mających dystans do tego co jest prawdziwym życiem, a co sztuką. Sztuka jest sztuką. Czasem szokuje, ale chyba jeszcze nikogo nie zabiła. Film jest tak absurdalny, że potraktowanie go nazbyt serio byłoby lekkim przegięciem. Czasami warto spojrzeć na coś z innej perspektywy.

,,Jezus mnie kocha” zakwalifikowany został do kategorii komedii romantycznej. I oto klasyczna historia wyjęta z typowej komedii romantycznej. Dziewczyna ucieka sprzed ołtarza. Świat wali jej się na głowę. Mniej więcej w tym czasie Jezus trafia na ziemię, na dodatek jego ojciec czyli Bóg nic o tym nie wie. Ma ogłosić światu, że za kilka dni nastąpi Armagedon, dokładnie we wtorek. Zatrzymuje się u Archanioła Gabriela, który 39 lat temu powrócił na ziemię, żeby odzyskać dawną miłość. Ale Archanioł Gabriel to już nie jest ten sam anioł, to raczej „Gabriel Pod Mocnym Aniołem”. Obecnie jest księdzem alkoholikiem, żyjącym w zapyziałej melinie. Hobbystycznie tworzy teatr dla dzieci w Monty Pythonowskim stylu edukujący latorośl w znajomości Pisma Świętego ze skutkiem raczej odwrotnym.
Na pierwszy plan wysówa się jednak Maria Magdalena, która o dziwo nie jest prostytutką, lecz zbiegłą sprzed ołtarza panną młodą. W życiu jej się nie wiedzie, jak to w życiu. Maria w filmie dużo jeździ na rowerze i zakochuje się w Jezusie. Maria z wiarą jest na bakier. Kiedy spotyka Jezusa jeszcze nie wie kim on jest. Po jakimś czasie zaczyna jej dzwonić, ale jeszcze nie wie w jakim kościele. Jednak serce nie sługa. Maria poważnie myśli o zdobyciu Jezusa. Gotowa jest więc na radykalną przemianę nie tylko w ubiorze. Czyli jakby wywracamy bajkę do góry nogami. Królewna staje się kopciuszkiem, żeby zdobyć królewicza, bo to i nie taki zwyczajny królewicz. Maria żeby pokazać Jezusowi, że jest gotowa na wszystko- dosłownie, rozdaje pieniądze potrzebującym, adoptuje dziecko z Afryki, zatrudnia się jako  wolontariuszka w dwudziestu organizacjach charytatywnych. Lecz Jezus mówi jej bardzo prosto i dosadnie, że to bez znaczenia co robi, ważne co ma w sercu. I tu brutalna prawda wychodzi na jaw. Bo serce Marii nie jest takie święte. Ale jak wiadomo nie tylko ona ma z tym problem. Bo jak to Biblia mówi: „choćbyś całą majętność rozdał, a miłości byś nie miał byłbyś niczym”. Umiejętnie reżyser sprzedaje nam prawdy wiary nie ocierając się o przesadną dosłowność i patetyczność. Co akurat jest ogromnym plusem tego filmu.  

W filmie jest dużo interesujących momentów, ale brakuje mu spójności. Wygląda jakby twórca wrzucił wszystkie pomysły jakie miał do tej pory, ale nie wiedział jak je połączyć. W pewnym momencie ma się wrażenie, że reżyser nie wie, w którym kierunku podążać więc podąża na oślep. Może zawinił tutaj po prostu zły montaż. Ale pomijając cały chaos, który przebija się przez fabułę, trzeba zwrócić uwagę na przesłanie jakie do nas kieruje. Pomimo naszych słabości, ułomności, pomimo tego czy postępujemy zawsze właściwie, to tylko miłość może nas zbawić. Postacie w filmie nie są idealne, ani ksiądz, ani żebrak, ale wszystkim należy się szacunek i miłosierdzie. Bo religia katolicka jest religią miłości.

Dystrybutor
Premiera
14-02-2014 (Polska)
20-12-2012 (Świat)
3,0
Ocena filmu
głosów: 1
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Mariusz Kłos
vaultdweller
Radosław Sztaba
Agnieszka Janczyk