Miniatura plakatu filmu Oh, Boy!

Oh, Boy!

2012 | Niemcy | Komedia, Dramat | 83 min

W pogoni za kawą

Joanna Nowińska | 25-04-2014
„Oh Boy” to film nierówny, co może tłumaczyć fakt, iż jest to projekt zaliczeniowy studenta, który dość niespodziewanie przedarł się do szerokiej widowni i został (moim zdaniem mocno na wyrost) obsypany licznymi niemieckimi nagrodami i pochwałami.
To także film letni - w kategoriach temperatury wzbudzanych przez siebie emocji, a nie pory roku. I niestety nie jest to jego zaleta.
 
„Problem” z debiutami polega na tym, że ciężko jest je ocenić obiektywnie. Z jednej strony bowiem byłoby miło docenić zaangażowanie autora i pozytywne elementy, które wskazują, że reżyser ma tzw. potencjał. Z drugiej jednak film to film i większość widzów odbiera obraz jako całość, skupiając się na pokazywanej historii, a nie na informacji, które to z kolei dzieło twórcy.

W „Oh Boy” towarzyszymy apatycznemu dwudziestokilkulatkowi, Nikowi Fischerowi (w którego wcielił się Tom Schilling) w jednodniowym wycinku z jego życia. Obraz składa się z serii oderwanych od siebie epizodów, portretujących różne aspekty życia we współczesnym Berlinie - począwszy od całkiem zabawnej i mocno kafkowskiej sceny z urzędowym psychologiem, przez lekko niezręczne spotkanie z namolnym i sfrustrowanym sąsiadem, słowne przepychanki z przytłaczającym ojcem podczas gry w golfa, czy oglądanie pretensjonalnej offowej sztuki teatralnej niezrównoważonej koleżanki z dzieciństwa.

Niko, jak sam mówi - głównie „rozmyśla” i właściwie na tym koncentruje się jego życie, odkąd dwa lata wcześniej zrezygnował ze studiów prawniczych (nie racząc poinformować o tym utrzymującego go ojca). Poza tym funkcjonuje sobie na granicy próżniaczej niedojrzałości, przyciągając jak magnes dziwne postaci (to moim zdaniem najciekawszy element w całej historii, niestety nie do końca wykorzystany przez reżysera) i bezskutecznie goniąc za filiżanką zwykłej kawy (można domyślić się, że ostatnia scena, w której Niko triumfalnie popija w końcu swoją kawę o świcie kolejnego dnia, symbolizuje nowy początek). Tak naprawdę niewiele możemy o nim powiedzieć, poza tym, że niewątpliwie jest inteligentny, a momentami wręcz błyskotliwy (czego przebłyski widać w dialogach z biurokratycznym psychologiem, czy średnio rozgarniętymi kontrolerami) i niezbyt dobrze radzi sobie z otaczającą go rzeczywistością.

Wszystko to podane jest na melancholijnych czarno-białych zdjęciach, przywodzących na myśl awangardowe obrazy z lat 50. oraz w towarzystwie jazzowych dźwięków w tle. Problem polega na tym, że tak naprawdę nie wiadomo, co młody autor chciał nam przekazać - nie jest jasne, czy ma to być kolejny portret pokolenia Y, opowieść o samotności w wielkim mieście, problemach z dorastaniem, lękiem przed zobowiązaniami i niemożności podjęcia jakiejkolwiek życiowej decyzji, czy też rozliczenie z niemiecką historią (dwukrotnie fabuła koncentruje się na nawiązaniach do bolesnych wydarzeń z lat 30. i 40. ubiegłego wieku).

Sam bohater jest niestety tak nijaki i pozbawiony charyzmy, że nie wywołuje właściwie żadnych mocniejszych uczuć - ani sympatii, ani nawet irytacji. Przez większość filmu obserwujemy jego pozę samotnego „stepowego wilka” z rosnącą obojętnością - tak naprawdę najciekawszym momentem jest scena w barze, podczas której Niko wysłuchuje wspomnień starszego obcego mężczyzny o słynnej Kryształowej Nocy - ten epizod jako jedyny ma szansę stać się punktem zwrotnym w życiu młodego obiboka i również jako jedyny wzbudza jakieś mocniejsze emocje zarówno w bohaterze obrazu, jak i widzach. Cała reszta jest po prostu przeciętna, a film zdaje się dryfować bez celu dokładnie tak samo, jak jego bohater.  

Zarówno przez czarno-białe ujęcia miasta, jak i jazzowy soundtrack oraz historię o samotności wśród tłumów, skojarzenia z wczesnymi obrazami Woody'ego Allena (a zwłaszcza z „Manhattanem”), czy Jima Jarmusha są niemal odruchowe - dla mnie jednak debiutowi Jana Olego Gerstera brakuje zarówno lekkości obu wspomnianych twórców oraz spójności - poszczególne epizody nie są bowiem pozbawione humoru, czy subtelnego wdzięku, ale nadal sprawiają wrażenie zbioru przypadkowych etiud. Sam temat zaś, choć niezmiennie nośny (każde pokolenie ma swoje „kultowe” pozycje o życiowym niedopasowaniu), jedynie ślizga się po powierzchni. Filmów o problemach z dojrzewaniem stworzono już bowiem tyle, że każdy kolejny opowiadający o tym, jakie ciężkie jest życie samo w sobie (zwłaszcza dla kogoś, kto nie ma żadnych ambicji, planów na przyszłość, czy nawet zainteresowań) jest już tylko powtarzanym do znudzenia refrenem tej samej, dobrze znanej nam piosenki.

Lubię filmy niezależne, w których widać pasję, a nie pieniądze wielkich wytwórni. Lubię jednak także historie, które coś mi dają, wywołują u mnie emocjonalną reakcję i sprawiają, że wychodzę z kina odmieniona (niezależnie od tego, czy to przyjemna, czy bolesna zmiana). W „Oh boy” niestety mi tego zabrakło. 
Reżyseria
Dystrybutor
Aurora Films
Premiera
25-04-2014 (Polska)
01-11-2012 (Świat)
3,0
Ocena filmu
głosów: 2
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Mariusz Kłos
vaultdweller
Agnieszka Janczyk