Miniatura plakatu filmu Nie ma tego złego....

Nie ma tego złego....

The Right Kind of Wrong

2013 | Kanada | Komedia, Romans | 97 min

„Nikt samotnym nie powinien być”

Paweł Marek | 08-08-2014
Miłość ma to do siebie, że kiedy się pojawia, zdrowy rozsądek zostaje odsunięty na bok. Nie ma w tym nic złego, wszak miłość jest motorem napędowym dla wielu dziedzin życia i sztuki. Problem pojawia się, kiedy przybiera formę „owocu zakazanego”. Wszystko jest w porządku, gdy objawia się w stosunku do osoby, która pozostaje w stanie wolnym. Sytuacja komplikuje się w momencie, kiedy serce postanawia wybrać wbrew rozsądkowi, kogoś, kto jest „zajęty”. Serce nie sługa, nie mamy na niego wpływu. Pomijając moralność takiego uczucia, nadal mamy ten sam problem, a serce niezaspokojone jest groźniejsze niż niejedna broń. Daleko mi do, chociażby sympatii, do komedii romantycznej, jednak „Nie ma tego złego…” złapał mnie na haczyk głównego bohatera, który jest pisarzem, i do którego mi niezwykle blisko.

Stereotypem człowieka, który stara się utrzymać, bo inaczej powiedzieć nie można, z pisania, jest osoba niechlujna, niedbająca o porządek wokół siebie, w szczególności życiowy. Zajada się taki człowiek nędznym jedzeniem, pali jak lokomotywa i nie wylewa za kołnierz. Leniwie spędza dni snując się po własnych czterech kątach, sprawdzając co kilka dni czy czasem w skrzynce pocztowej nie pojawi się jakiś list z zaliczką od wydawcy. Tak właśnie wygląda główny bohater „Nie ma tego złego…”, z tą różnicą, że jakimś cudem udało mu się uniknąć picia i palenia. Tym bardziej to dziwi, że zostaje na samym początku filmu porzucony przez żonę, która dzięki swojemu blogowi, osiąga większy sukces. Problemem głównego bohatera staje się fakt, że sukces ten uzyskuje za sprawą pisania o tym, jakim nędznym mężem był. Jednak duma każdego pisarza nie pozwoli żeby przyznać, że pokonał go ktoś z mniejszym doświadczeniem i prywatną biblioteką ograniczającą się do tworów literacko-podobnych naszych czasów, w stylu wyżej wymienionych blogów. Główny bohater spuszcza więc na to kurtynę milczenia. Pozostawiony sam sobie, żyje z dnia na dzień, ale do czasu. Nikt samotnym nie powinien być i w końcu trafia się okazja. Problem polega na tym, że wybranką naszego pisarza zostaje kobieta zamężna. Żeby tego było mało -poznaje ją na jej własnym ślubie. Nie zrażony tym faktem, niemal bezczelnie, postanawia zawalczyć o kobietę swoich marzeń.

Historia przedstawiona w „Nie ma tego złego…” jest wyjątkowo na czasie. Większość małżeństw rozpada się, ludzie nie czują już takiego przywiązania do współmałżonka. Szukając własnego szczęścia dąży się do samozadowolenia totalnego, zapominając, że gdzieś po drodze zostały również uczucia. Ludzie biorą ślub ot tak, dla kaprysu, nie myśląc o tym czy w ogóle do siebie pasują. Religijność została daleko w tyle za seksualnością, która stała się wyznacznikiem szczęścia w życiu. „Nie ma tego złego…” w bardzo przystępny sposób wykłada widzowi ów problem. Niedopasowanie współmałżonków, tak powszednie, ukazuje się w postaci niedojrzałości. Zbyt młodzi ludzie, nie mający za bardzo pojęcia o życiu, ryzykują bycie razem, nie bacząc na przeszkody, które pojawią się po wejściu w związek małżeński. Młodość ma to do siebie ze kieruje się irracjonalnymi postępkami. O to też właśnie chodzi twórcom filmu „Nie ma tego złego…”. Szkoda tylko że odnieśli się do typowego dla naszych czasów rozwiązaniu kwestii tego problemu: zdrady. „Miłość usprawiedliwi wszystko” mawiali wielcy filozofowie. Zastanawiam się tylko czy aby na pewno, szczególnie jeśli w grę wchodzi zranienie innej osoby, niezależnie jakim człowiekiem jest w życiu.

„Nie ma tego złego…” od samego początku jest filmem tak bardzo schematycznym, że zastanawiałem się czy w ogóle jest mnie czymkolwiek zaskoczyć. Główny bohater  - grany przez Ryana Kwantena, od początku do końca jest jak otwarta księga, może to za sprawą tego, że sam chcę się nazywać „pisarzem”. Tak on jak i ja nic nie wydaliśmy chociaż piszemy, charakterem jesteśmy bardzo podobni. Moglibyśmy się polubić jeśli do spółki trafiłby się nam Hank Moody z serialu „Californication”. Postać Colette oblubienicy Leo poza miłą aparycją pokazała co najwyżej gołe ciało. Strasznie się męczyłem w scenach z jej udziałem.

Jeśli miałbym podsumować film „Nie ma tego złego…” zdecydowanie powiedziałbym: Jakże otwarte jest nasze życie, kiedy zapomnieliśmy o wartościach, a odkryliśmy na nowo dekadencję. Nie zrozumcie mnie źle, każdy robi co chce, jednak jest pewna granica, którą ten film przekracza: nie rozbija się małżeństwa ot tak. Miłość jest ważna, jeśli nie najważniejsza, ale nigdy kosztem innych. Dlatego nie oglądam komedii romantycznych, bo budują fałszywe wartości.

Dystrybutor
Premiera
12-09-2013 (Festiwal Filmowy w Toronto)
01-08-2014 (Polska)
11-10-2013 (Świat)
Inne tytuły
Sex and Sunsets
3,0
Ocena filmu
głosów: 1
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

vaultdweller
Agnieszka Janczyk