Miniatura plakatu filmu Wywiad ze słońcem narodu

Wywiad ze Słońcem Narodu

The Interview

2014 | USA |

"Wind of change"

Paweł Marek | 29-12-2014
Nie ma chyba w świecie filmu większej reklamy niż skandal, który będzie częściej komentowany od samego dzieła. Zadziałało to już niejednokrotnie z pozytywnym skutkiem. Obecność roznegliżowanej Brigitte Bardot na plaży w Cannes przyniosło uwagę mediów dla jej filmu. „Intymność” reżyserowana przez Patrice’a Chereau została okrzyknięta porno, zanim jeszcze ukazała się na ekranach. Słynna scena gwałtu zagrana przez Monicę Bellucci w „Nieodwracalne” sprowadziła do sal kinowych nieprzebrane tłumy. Można by tak wymieniać w nieskończoność, dopóki nie zastanowić się nad sensem takich działań. Żyjemy w świecie, który jest głodny sensacji, nawet tych najmniejszych, dlatego też o „Wywiadzie ze słońcem narodu” jest tak głośno. Huk medialny sprawił, że ze zwykłej komedii, film ów stał się politycznym orężem w walce nie o uwagę i prawe myśli, ale o kasę.

Twórcy „Wywiadu ze słońcem narodu” nie połasili się na żaden nowy pomysł. Gdzieś w świecie żyje sobie dyktator, który myśli, że trzyma za jaja cały świat. Własnych obywateli traktuje jak zwierzęta hodowlane i święcie jest przekonany o tym, że broń atomowa zagwarantuje mu pozycję na arenie międzynarodowej. Reszta świata myśli sobie: co do cholery począć z takim wygórowanym ego? Jak to bywa z naszym zachodnim, spaczonym myśleniem – trzeba się go pozbyć, czyli jednym słowem zabić. Dwójce przyjaciół, która z powodzeniem prowadzi bardzo popularny program typu Talk-Show, udaje się zabukować wywiad z Kim-Dzong-Unem, dyktatorem Korei Północnej. Problem pojawia się, kiedy CIA prosi ich o zabicie owego dyktatora. Spirala nieprzewidzianych zdarzeń, jakie staną im na drodze w tej przygodzie, zdaje się rosnąć i rosnąć z każdą minutą filmu.

Co jest takiego wyjątkowego w „Wywiadzie ze słońcem narodu”, że huczą o tym całe media? Nie pierwszy raz w świecie kina nakręcono film o zabójstwie rzeczywistego przywódcy jakiegoś narodu, nie pierwszy raz była to komedia. Ktoś przestraszył się, że pierwszy raz chciano to zrobić z dyktatorem, który może jednym słowem wysłać miliony ludzi w niepamięć, otaczając ich śmierć atomowym grzybem. „Nie drażnij lwa, bo lew to ja” – przypomina mi się zdanie powielane w czasach kiedy chodziłem do gimnazjum dobre dziesięć lat temu. Założono na to maskę poprawności politycznej, która morduje ekspresję tworzenia. Zamiast skupiać się na filmie, zaczęto obiegać temat, skutkiem czego jest to, że film „Wywiad ze słońcem narodu” możemy zobaczyć jedynie w internecie. Tylko nieliczne kina w Stanach zdecydowały się na seanse. Nie liczcie na to, że obejrzycie ten film w Polskich kinach.

Uiściłem więc drobną, bo taka rzeczywiście była, opłatę i obejrzałem „Wywiad ze słońcem narodu”, nie kłamiąc pełen rozgoryczenia internetowych piewców nienawiści i apokalipsy. Tylko trzykrotnie zdarzyło mi się przeczytać cokolwiek o filmie, zanim sam go zobaczyłem. Wszechobecna kanonada medialna w kierunku „Wywiadu ze słońcem narodu” nie pozwoliła mi na inny krok. Co się okazało po seansie? Wyłączyłem komputer uboższy o te kilka dolarów, ale bogatszy we własne zdanie. Pierwsza moja refleksja była chyba podobna do większości: ale o co tyle krzyku? 

Pierwsze, co musimy sobie uświadomić, decydując się na ten film, to fakt, że jest to komedia. Gatunek ten jest najbardziej nieodporny na krytykę, bo porusza kwestie w sposób dziecinny. Uiszczając opłatę za obejrzenie filmu, doskonale wiedziałem, na co się piszę. Myślę, że większość krytycznych głosów pochodzi od ludzi, którzy zdecydowali się na obejrzenie „Wywiadu ze Słońcem Narodu” za sprawą medialnej nagonki. Czego się spodziewać, kiedy główne role przypadły Sethowi Rogenowi i Jamesowi Franco? Pierwszy z nich jest niemal ikoną kiną mądrego inaczej, drugi, pomimo kilku dobrych ról, zatracił się w gatunku, który nie jest wymagający.

James Franco rolą Skylarka zasłużył na Złotą Malinę, jeśli nie na chłostę publiczną. Byłem jego fanem przez wiele lat, ale odkąd dotknął się komedii, wyssała z niego wszystko, co miał w zanadrzu. Postać, jaką wykreował, jest irytująca w samych swoich podstawach, ale gra aktorska zwiększyła poziom tej irytacji tysiąckrotnie. Każda scena z jego udziałem przywodziła mi na myśl człowieka z poważnymi problemami behawioralnymi. Mimika twarzy, którą Franco stosuje w filmie, była tylko potwierdzeniem wcześniejszego spostrzeżenia. Natomiast Seth Rogen okazał się aktorem, który płynie po jednolitej płyciźnie. „Jeśli wejdziesz między wrony, kracz, jak i one” idealnie pasuje do jego maniery aktorskiej. Pomimo że jest najsilniejszym ogniwem spajającym, jako tako, całość filmu, nie pokazał nic nowego. Wszystko w jego grze jest mi znane i przestudiowane w każdym filmie z jego udziałem. Nie można co dzień jeść tego samego, w końcu porzygamy się od nadmiaru. 

„Wywiad ze słońcem narodu” zrobił karierę na miarę naszych czasów. Zarobi pewnie tyle, że się jeszcze zwróci. Pytanie tylko: komu? Producentom na pewno, przez całą tę burzę medialną każdy będzie chciał go zobaczyć. Najbardziej poszkodowani pozostają widzowie, którym ten film zwróci się w kinowych toaletach. O tyle, o ile pierwsi nie muszą bać się kaca, ułaskawionego gotówką, tak drudzy, jak najbardziej, bo zapłacili za prawie dwie godziny epatowania nijakością. 
Dystrybutor
United International Pictures Sp. z o.o.
Premiera
10-10-2014 (Świat)
2,3
Ocena filmu
głosów: 3
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

arcio
vaultdweller
Radosław Sztaba
Agnieszka Janczyk