Miniatura plakatu filmu Son of a Gun

Son of a Gun

2014 | Australia | Akcja, Kryminał, Dramat | 108 min

Sprawdzian z męskości

W swoim pełnometrażowym debiucie, Julius Avery dalej zagłębia się w wątek męskiego świata i inicjacji z całą jej brutalnością. W „Son of a gun” powiela schematy, które zapewne fascynowały go w kinie ostatnich dekad, dlatego nie bądźcie zaskoczeni, gdy przez myśl przejdzie Wam „Już to gdzieś widziałem”. 

19-letni JR (Brenton Thwaites) trafia do więzienia za drobne przestępstwa. Tam poznaje legendę kryminalnego światka –  Brendana Lyncha (Ewan McGregor), który bierze młodego pod swoje skrzydła, tym samym wrzucając dług wdzięczności na sumienie chłopaka. Po krótkiej odsiadce JR pomaga mu w ucieczce, ale skoro już raz zasmakował gangsterskich luksusów, niełatwo będzie mu z nimi zerwać. Staje u boku Brendana podczas skoków, powoli rodzi się między nimi relacja oparta na strachu, podziwie i braku innych możliwości dzieciaka, który oprócz własnego życia ma niewiele do stracenia. Do czasu. Poznaje dziewczynę pracującą dla mafijnego bossa Sama (Jacek Koman) – Tashę, w której oczywiście zakocha się jak w disneyowskiej księżniczce. Niestety książę ma niewiele do zaoferowania dziewczynie, która wpakowała się w mafijne szambo, uciekając z miejsca pewnie jeszcze gorszego. Mimo tego będzie próbował, a w końcu stanie przed wyborem: mistrz albo ukochana.

W „Son of a gun” nie znajdziemy nic, czego jeszcze nie było. Kiedy anielska twarzyczka JR’a pokazuje się w więziennych murach, domyślamy się, że jakaś podła morda zrobi z niego mężczyznę, będzie mu ojcowała, straszyła i parskała testosteronem. W tej roli świetnie odnalazł się Ewan McGregor. Typowa dwoistość jego postaci polega na tym, że nie możemy jednoznacznie powiedzieć, że jest zły, a jeśli nawet, to z jakiegoś powodu kibicujemy mu. Z jednej strony pomaga chłopakowi, karze tych, którzy według jego własnego kodeksu honoru złamali któryś punkt, ale nie wiemy na ile można mu ufać. Idąc dalej – gdzie złoto, zbrodnia i mafia, tam muszą być i Rosjanie, choć Jacek Koman w roli głowy rodziny nie odpuścił sobie siarczystej „kurrrwy” i paru innych rodzimych pozdrowień. Akcje podzielić można na 3 wyraźne części, a krótka końcówka jest zbytnio sielankowa, czego w tym gatunku nie do końca oczekujemy. Widać mocne fascynacje kinem Michaela Manna, od czego sam Avery absolutnie się nie odcina. Jednak jest w „Son of gun” coś, co sprawia, że nie odpuści się go po pierwszych 20 minutach. Zakładając, że wybrali się na niego fani dramatów kryminalnych, to spokojnie wysiedzą do końca, choć co bardziej wymagający poczują niedosyt przy napisach końcowych. Można zgodzić się, że ze scen pościgów będą zadowoleni, bo te są całkiem niezłe. Jednak wkurzające jest, że plany napadów nie są specjalnie skomplikowane, panowie działają bardziej w oparciu o prosty schemat poparty konkretną siłą i jakoś to będzie. Wątek miłosny zdaje się bardziej rozbudowany niż kluczowa moim zdaniem relacja JR z Brendanem. Sceny, które powinny dać do zrozumienia, dlaczego chłopak przywiązał się do niego, są krótkie, oparte na wymianie wyuczonych zerkań i spojrzeń, i nie dają nam pełnego obrazu relacji bohaterów. Zdecydowanie lepiej dzieje się przy momentach napięcia, strzelania i bójek.

Ewan McGregor świetnie sprawdził się w roli starego wyjadacza. Chamski akcent, zdecydowane ruchy i zimny wyraz twarzy opanował wzorowo. Zestawienie go z podlotkiem Thwaitesem, którego znamy z roli wymuskanego księcia w „Czarownicy”, było trafnym posunięciem, skoro Avery zdecydował się pokazać na ekranie, jak się robi z przerażonego męskim światem dzieciaka faceta. Ogólnie postać JR jest stworzona trochę zbyt ckliwie, za co nie można winić wyłącznie Thwaitesa. Milczący przystojniak Sterlo, prawa ręka Brendana, w którego wcielił się Matt Nable, wypada dosyć przekonująco, mimo iż wielkiego pola do popisu nie dostał. Najgorzej z całej obsady poradziła sobie Alicia Vikander, która przez większą część swojej roli jest strasznie pretensjonalna – wpadła w pułapkę rosyjskiej dziewczyny z gangsterskiego kręgu. 

Film jest poprawny gatunkowo, ale absolutnie nic w nim nowatorskiego. Symbolika przewijających się szachów nawiązująca do gierek bohaterów jest jakby wzięta z przedszkola, a chyba nie do takiej publiczności uderza reżyser. Osadzenie akcji w minimalistycznych realiach australijskich klimatów było niezłym posunięciem. Zwłaszcza pościgi wypadają całkiem ciekawie. Mimo wszystkich „ale” jest to intensywne kino z ciężkim napięciem, w większości dzięki  Ewanowi McGregorowi.

Julius Avery dobrze wie, jakie filmy chce robić. Po świetnym krótkometrażowym „Kanistrze” konsekwentnie trzyma się obranej tematyki. Tym razem przenosi swoich bohaterów w bezwzględne realia mafijnego biznesu, w którym słowo honoru zależy od ceny. Mamy stary, oklepany schemat mistrza i ucznia, ale mimo powielania motywów film trzyma w fotelu do końca, choć bez większych napięć. Ogląda się go dobrze i bez wyrzutów sumienia nad straconym czasem, choć drugi raz pewnie mało kto się porwie. Tym razem wypadło średnio, ale dalej może być coraz ciekawiej.
Reżyseria
Dystrybutor
Premiera
17-10-2014 (Festiwal Filmowy w Londynie)
02-01-2015 (Polska)
16-10-2014 (Świat)
3,0
Ocena filmu
głosów: 1
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

arcio
vaultdweller
Radosław Sztaba
Agnieszka Janczyk