Miniatura plakatu filmu Birdman

Birdman

2014 | USA | Komedia, Dramat | 119 min

Od starych kruków młode uczą się krakać

Paweł Marek | 02-02-2015
Kina na całym świecie mają ostatnio rzadki zaszczyt goszczenia na swoich ekranach filmów, które opowiadałyby coś więcej, niż historie płytkiej adoracji przemocy i nie lepsze fabuły. Umysł dzisiejszego widza stał się, ku przerażeniu wielu, zamknięty na głębie. Nie tylko głębie obrazu, ale przede wszystkim przedstawionej przy pomocy tegoż obrazu historii. Kiedyś pisałem już o genezie tego problemu, a leży ona niestety w nas samych. Przyzwyczailiśmy się do niewymagającego seansu w salach kinowych, dając się pochłonąć prostej przyjemności, zapominając o tym, że smakuje ona lepiej po intensywnym wysiłku.

Riggan Thomson jest podstarzałym aktorem z hollywoodzkim rodowodem. Wiele lat wcześniej,  za sprawą roli w filmach o przygodach superbohatera zwanego Birdman, był gwiazdą największego formatu. Niestety jego sława dawno minęła i stał się jedynie słabo świecącą ikoną dla fanów gatunku. Jak to z aktorami bywa, rzadko dają za wygraną i starają się ciągnąć swoją karierę aż do ostatniej możliwości. Riggan miał o tyle dużo szczęścia, że udało mu się zostać dyrektorem jednego z broadway'owskich teatrów. Całą swoją energię skupia na wystawieniu sztuki, która ma być podsumowaniem całej jego kariery. To, co dla osób postronnych może wydawać się fantastyczną pracą, dla Riggana i wszystkich z jego otoczenia, jest piekłem. Wybujałe ego głównego bohatera nie pozwala mu dopuścić do siebie myśli, że jest dawno wypaloną gwiazdą i chwyta się brzytwy, obawiając się odejścia w otchłań zapomnienia. Życia nie ułatwia mu też córka, która będąc świeżo po odwyku, popala sobie w tajemnicy trawkę. Była żona wspiera go w działaniach tylko iluzorycznie, jasno dając do zrozumienia, że robi to tylko ze względu na córkę. Żeby tego było mało, temperaturę podnoszą wieczne awantury ze współpracownikami i krnąbrnym aktorem-alkoholikiem. 

Złożoność problemów, jakim musi stawić czoło główny bohater grany przez Michaela Keatona, przywołuje życie każdego z nas. Codzienna frustracja spowodowana życiem zawodowym, świadomość, że aby coś osiągnąć, trzeba sobie wypruwać żyły, znienawidzeni współpracownicy i do tego rodzina, która nie zawsze przypomina tą, jak z reklamy. Jak wiele siły musi mieć w sobie ktoś pokroju Riggana, żeby ciągnąć to wszystko każdego dnia od początku, nie chcę nawet zgadywać. Jeśli uwzględnić wszystkie te problemy, łatwo wytłumaczyć napady furii głównego bohatera. Smaczku całej tej sytuacji dodaje fakt, że Riggan ewidentnie cierpi na schizofrenię, więc musi jeszcze dodatkowo walczyć ze swoim drugim JA, które podżega do rzucenia tego wszystkiego w cholerę. Idealnym dopełnieniem tej postaci staje się aktor imieniem Mike, którego gra Edward Norton. Mike jest zupełnym przeciwieństwem Riggana. Nie dba o jutro, nie widzi nic złego w piciu w pracy, jednym słowem: młody-gniewny. Mike nie unika przez to wielu nieprzyjemnych konfrontacji ze swoim szefem, co niekiedy kończy się dość dramatycznie. Akurat to było łatwe do przewidzenia – dwóch tak różnych bohaterów długo nie wytrzyma w swojej obecności, nie skacząc sobie do gardeł. Mike'owi jednak wciąż mało, wciąż prowokuje Riggana. W postaci Mike'a upatruję samego Riggana z czasów jego młodości. Być może dlatego tak pomiędzy nimi iskrzy, bo Riggan widzi w Mike'u własne błędy, które sprowadziły go do podupadającego teatru bez widoków na lepsza przyszłość.

„Birdman” od samego początku budził w Polsce wielkie zainteresowanie. Nie ma się czemu dziwić, zwracając uwagę na różnicę pomiędzy datą premiery światowej, a tej polskiej. Pięć miesięcy może zdziałać wiele dobrego, ale i złego dla filmu. Mam nieodparte wrażenie, że „Birdman” trafił do polskich kin tak późno, tylko dlatego, że dystrybutorzy w naszym kraju nie mieli pojęcia, jaki odniesie sukces i najzwyczajniej w świecie olali tę produkcję. Nie jest to niestety nic nowego, co mnie bardzo martwi, ale pokazuje też innym, że kina nastawiają się na zysk, nie na bogatszą formę i treść pokazywanych aktualnie filmów. 

O „Birdmanie” można by pisać i pisać, i wciąż byłoby tego za mało, żeby rozwiązać złożoność tego filmu. Najlepiej zobaczyć go na własne oczy, poczuć ten gniew, który mistrzowsko przelewa w nas z ekranu Michael Keaton (moim zdaniem w kategorii najlepszego aktora Oscar murowany), poczuć lekkoducha w postaci Nortona i zachwycić się Emmą Stone i jej psychodeliczną bohaterką. „Birdman” jest niemożliwy do sklasyfikowania, nie da się go zmierzyć żadną filmową miarą, tego trzeba po prostu samemu doświadczyć, bo jest to więcej niż tylko oglądanie. 
Dystrybutor
Premiera
23-01-2015 (Polska)
17-10-2014 (Świat)
5,0
Ocena filmu
głosów: 3
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

arcio
vaultdweller
Agnieszka Janczyk