Miniatura plakatu filmu Źródło nadziei

Źródło nadziei

The Water Diviner

2014 | Australia, Turcja, USA | Dramat, Wojenny | 111 min

Klify Gallipoli

Paweł Marek | 02-04-2015

Russel Crowe w końcu podjął się zadania wyreżyserowania własnego filmu. Oczekiwałem tego momentu już od dłuższego czasu, mając nadzieję, że jego talent aktorski, przełoży się na stworzenie filmu co najmniej dobrego. Patrząc na filmy, w jakich Crowe grał, nie powinienem być jedyną osobą o takim przekonaniu. Swego czasu zaznajomiłem się z jego biografią, co wywróciło moje pojęcie o jego osobie. Obejrzawszy „Źródło nadziei” przeanalizowałem jeszcze raz całą karierę Crowe'a i tę personalną, dochodząc do wniosku, że nie da się tutaj za dużo zdziałać. Aktor, który wygrał jedną swoją rolą dalszą karierę, nie zagwarantuje powodzenia filmowi, który reżyseruje, jeśli okaże się, że tak naprawdę nie tkwi w nim nic szczególnego. Tak jak człowiek z ulicy nie jest w stanie wykładać filozofii, tak aktor (nawet świetny) nie jest w stanie udawać reżysera.


Historia przedstawiona w „Źródło nadziei” jest na pewno intrygująca, ciekawa i nieporuszana od wielu lat w kinie wielkiego formatu. Początek ma miejsce podczas Pierwszej Wojny Światowej. Australijski farmer wysyła trójkę swoich synów do walki, albo ulega ich młodzieńczemu zrywowi i pozwala im na zaciągnięcie się do wojska. Bracia trafiają w jedno z najgorszych z możliwych miejsc – Gallipoli. Historia uczy nas o tej bitwie, jako o jednej z najbardziej krwawych i trudnych. Zrządzeniem losu i sił wyższych cała trójka ginie w tej bitwie. Taką informację otrzymuje Connor i jego żona. Trzy lata po bitwie Connor wyrusza w poszukiwaniu swoich synów, z zamiarem pochowania ich w rodzimej ziemi. Niespodziewanie dla siebie napotyka opór ze strony własnych rodaków – żołnierzy, którzy pozostali, jako wygrani pod klifami Gallipoli. Mocując się z własnymi emocjami i wojskowymi urzędnikami, otrzymuje pomoc z ręki osoby, po której najmniej by się tego spodziewał – tureckiego oficera odpowiedzialnego za obronę klifów, czyli prawdopodobnie kata jego synów. Jakie będą wyniki, tego dziwnego przymierza, pozostawiam Wam do odkrycia w kinie. 


Russel Crowe zawiódł mnie na całej linii. Po aktorze takiego formatu spodziewałem się czegoś zdecydowanie lepszego. Całość filmu zdaje się być, za jego sprawą, nudnym i ckliwym do granic możliwości powtórzeniem oper mydlanych popularnych dwadzieścia lat temu. Mógłbym zrzucić to na scenariusz, no ale przecież Crow sam go napisał. Więcej polotu widywałem w produkcjach przeznaczonych stricte dla telewizji, nie kina. Całość fabuły wydaje się miękka, mdłą i jakby napędzaną tylko i wyłącznie współczuciem dla ojca, który stracił wszystko. „Źródło nadziei” jest podobno inspirowane prawdziwymi zdarzeniami i tutaj jest chyba pies pogrzebany. Każdy film, który bazuje na prawdziwych wydarzeniach, idzie za bardzo w sentymentalizm. Próbowanie wyciśnięcia u widza łez jest daleko przed rzeczowym przedstawieniem tejże historii. 


Chciałbym napisać teraz coś o dobrym aktorstwie, ale nie mam sposobności. Russel Crowe zrobił swoje, ale po prostu nie mogłem patrzeć na sceny z jego udziałem, kiedy dochodziło do wspominania utraconych dzieci. Starał się, jak mógł grać twardego mężczyznę, który jakoś sobie radzi z życiem, ale bardziej wyglądało to jak ucieczka do roli jednej twarzy: szczęście i smutek zamykają się w jednym wyrazie, trudno powiedzieć, kiedy, która akurat działa. Kurylenko jest natomiast dla mnie zagadką. Jakim cudem tak przeciętną aktorka zdołała dostać rolę u Crowe'a? Przez długi czas myślałem, że nie da się spaść niżej, aż tu trafiam do kin na jej rolę Ayshe w „Źródło nadziei”. Jestem głęboko zniesmaczony jej pokazem talentów. Jedynym aktorem, który pokazał, że można jest Major Hasan. Jego rola uratowała całość przed pozostawieniem „Źródło nadziei” daleko w tyle mojej świadomości. 


Russel Crowe celował wysoko, ale nie dał rady zamierzonym celom. Ewidentnie brakowało mu funduszy, co widać w scenie szturmu wojsk tureckich na pozycje Australijczyków. Jest jednak jedna scena, która na zawsze pozostanie ze mną po tym filmie: śmierć trójki braci. Nadal słyszę w głowie to, jak umierali, nadal widzę tę scenę, jakby leżeli tuż obok. Za samo to należy się uznanie dla Crowe'a, bo rzadko który film pokazuje śmierć na polu walki tak dramatycznie. Mało który ojciec nie wzruszy się podczas tego filmu. Bazowanie na uczuciach jest niestety jedynym zadaniem „Źródła nadziei”.

Reżyseria
Dystrybutor
Premiera
13-03-2015 (Polska)
26-12-2014 (Świat)
3,0
Ocena filmu
głosów: 1
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

vaultdweller
Radosław Sztaba
Agnieszka Janczyk