Miniatura plakatu filmu Jurassic World

Jurassic World

2015 | USA | Akcja, Przygodowy, Sci-fi | 124 min

Dinozaury i tak uciekną!

Paweł Marek | 16-06-2015
Pamiętam, jakby to było wczoraj, kiedy po raz pierwszy obejrzałem „Jurassic Park”. Zaczynałem dopiero co podstawówkę, a dinozaury były moim wielkim hobby. Pamiętam, że zaczytywałem się w pewnym wydawnictwie nazwanym po prostu „Dinozaury” – do dzisiaj posiadam wszystkie jego egzemplarze. Wspominam o tym, ponieważ z perspektywy czasu, zabawne wydaje mi się, że znałem łacińskie nazwy najpopularniejszych gatunków gadziego rodu, nie umiejąc jeszcze wielu słów z własnego języka. Tak to chyba jest z dziećmi, że dinozaury są w stanie pochłonąć je bez reszty. Nawet teraz, po upływie dwudziestu dwóch lat od premiery pierwszego „Jurassic Park” patrzę na tę samą historię z perspektywy mojego własnego syna, który doskonale wie, czym jest Tyranozaur, Pterodaktyl, czy Triceratops. „Jurassic World” jest skierowany właśnie do takich ludzi jak ja – tych, którzy doskonale pamiętają, jaką wspaniałą przygodą była pierwsza część i przyszli do kina po więcej po to, żeby znowu poczuć się jak dzieci.

Akcja najnowszej z przygód z dinozaurami ma miejsce równo dwadzieścia dwa lata po wydarzeniach z pierwszej części. Isla Nublar ponownie zostaje otwarta dla zwiedzających, których raczy się niezapomnianymi przeżyciami wśród naszych poprzedników na Ziemi. Nowy właściciel, nowe atrakcje, nowy wizerunek. Wszystko to zbudowane na gruzach, z których teoretycznie niemożliwym było wybudowanie wiarygodnej marki. Mimo wszystko udało się to i nowy park przyciąga dziesiątki tysięcy turystów. Schemat zarządzania parkiem zmienił się diametralnie, ale nie wyzbył się błędów poprzedniego, a te tkwią pogrzebane głęboko pod osłoną nowoczesności. Pomimo tego park działa, przynosząc zyski. Poza marketingowym bełkotem spotykamy postacie, które pracując w parku, naprawdę kochają to, co robią. Taki jest właśnie główny bohater – Owen Grady. Wcześniej pracował dla marynarki wojennej USA, teraz zajmuje się... tresurą Velociraptorów i ogólnie pojętym bezpieczeństwem. Jego przełożona – Claire Dearing widzi park jako rząd cyfr w tabeli zysków i strat. Dinozaury są dla niej towarem, nic ponadto. Poświęciła się pracy w całości, ale za namową siostry zgadza się przyjąć na weekend pod swoje skrzydła siostrzeńców. - Gray'a i Zach'a. Młodzi chłopcy szybko pokazują swoją młodzieńczą głupotę, bez której nie byłoby efektu dramatycznego, na którym wszak seria Jurassic polega. Nieszczęściem dla tej młodej dwójki, wybierają najmniej odpowiedni moment na „zerwanie się ze smyczy”. Najnowsze osiągnięcie genetyków z parku postanawia dać drapaka i nie przebiera w tym w sianiu zniszczenia i śmierci. Pozostałe zmiennocieplne oczywiście przyklaskują temu pomysłowi i z ochotą dołączają do małej rebelii na Isla Nublar. Jedynie Owen Grady ma na tyle zimnej krwi, żeby rzucić się w paszczę gadom i pokazać, że nieśmiertelny schemat antybohatera wciąż jest żywy. 

Dawno już nie dostałem tak szybko po twarzy w kinie, jak na „Jurassic World”. Pierwsze kilka minut dosłownie ugasiło mój wcześniejszy entuzjazm. Już pierwsza scena dała mi jasny sygnał, że coś jest bardzo nie tak i nie mogłem się wyrwać z objęć tego uczucia przez długie minuty. Mdłe rozpoczęcie filmu, nijakość wprowadzenia w klimat, szybka i kiepska próba nawiązania do legendy, a to tylko przez pierwsze minuty seansu. Potem dopiero się rozkręca, ku mojemu niezadowoleniu w zupełnie innym kierunku, niż miałem nadzieję. Pierwsza połowa filmu to tak zwany zapychacz czasu. Niby twórcy próbują zbudować jakiś klimat, ale za bardzo skaczą od wątku do wątku, przez co trudno złapać się jednej linii fabularnej, nie wspominając o wykreowaniu jakiegoś przodownika wśród postaci. Przygoda, która była kwintesencją poprzednich części, została zastąpiona gadką o finansach, technologicznym pokazem tego, co można osiągnąć, jeśli znajdzie się ktoś na tyle głupi, żeby w to inwestować. W nędzny sposób stara się w to wbić historia o dwóch braciach, która jest na początku nijaka, by potem obrosnąć absurdem i niedorzecznością. Jakże mi skakało ciśnienie, kiedy widziałem mizerne próby nawiązania do rodzeństwa z pierwszej części – Tima i Lex. Było to prawie niegrzeczne ze strony twórców.

Kolejnym minusem i to wielkim, jest przedstawienie samego parku. „Jurassic World” ograniczył się do zupełnego minimalizmu w przedstawieniu gatunków zamieszkujących ów park. Genetycznie zmodyfikowany Tyranozaur jest gwiazdą, Velociraptory nadają charakter całości, a Pterodaktyle i Dimorfodony (które nie są stricte dinozaurami) stają się tylko dodatkiem, ale nie ma nic poza tymi gatunkami, no, chyba, że policzymy Mozozaura, ale to akurat jest bardzo poboczny wątek. Gdzie się podziały pasjonujące wędrówki po niezmierzonych łąkach, kiedy widz mógł poznać naprawdę wiele różnych gatunków? Wszystko zostało wyjałowione z dziecięcych wspomnień – moich i zapewne wielu innych osób, na rzecz wepchnięcia do filmu akcji i efektów. 

Mam wrażenie, że całość filmu, w co najmniej połowie, została stworzona na nawiązaniach do pierwszej części. Mamy tutaj bowiem majestatyczne Gallimimy biegnące wraz z autem po równinach, majestatyczne Apatozaury, które wydają się łagodne jak baranki. Jednak momentem, który zagotował we mnie krew, było nawiązanie do sceny z pierwszej części, w której to Alan Grant, grany przez Sama Neilla, wkurza Tyranozaura flarą, po czym daje drapaka przez pół planu zdjęciowego. W „Jurassic World” ma miejsce podobna scena, tylko że... w wykonaniu Claire Dearing, granej przez Bryce Dallas Howard, która to ucieka w szpilkach (!) przed Tyranozaurem... 

Jeśli skupić się na grze aktorskiej, a z kurtuazji powściągnę język na temat odtwórców roli Gray'a i Zacha, tylko Pani Bryce Dallas Howard pokazała coś, co mogłoby pretendować do miana żywej transcendencji postaci kobiet w całym cyklu. Biło z jej bohaterki coś z dawnych części o parku pełnym przerażających dinozaurów. Chris Pratt natomiast stał się dla mnie antytezą Alana Granta z pierwszej części. Pratt stworzył swoją postać zupełnie wypraną z uczuć, emocje, które jego bohater okazuje dinozaurom, są dla mnie zupełnie nieprawdziwe. Szczególnie daje temu wyraz scena wraz z Velociraptorami i Indominus'em Rex, więcej powiedzieć nie mogę, bo zdradzę za dużo z fabuły. 

„Jurassic World” zawiódł mnie na wielu płaszczyznach i długo będę musiał się leczyć z tego, co miałem okazję zobaczyć na ekranie w kinie. Wielu widzów zostało obdartych ze swoich oczekiwań i nadziei. Najbardziej dotkliwie za sprawą samych postaci przedstawionych w filmie. Twórcy „Jurassic World” zapomnieli, że to, co czyniło całą serię wspaniałą, to nie akcja i efekty specjalne, ale więź, jaka była budowana pomiędzy widzem a głównymi bohaterami. W najnowszej części tego nie ma w ogóle, nie ma praktycznie żadnej postaci, która mogłaby nawiązać z widzem jakikolwiek dialog emocjonalny. Fabuła w tej materii niestety jest podobna do reszty block-busterów ostatnich lat. Całe szczęście, że twórcy „Jurassic World” sięgnęli po sprawdzony sposób na zadowolenie widzów wychowanych na „Jurassic Park”, czyli Velociraptory, bez nich cały „Jurassic World” upadłby w pierwszej godzinie filmu.  
Reżyseria
Dystrybutor
United International Pictures Sp. z o.o.
Premiera
12-06-2015 (Polska)
29-05-2015 (Świat)
Inne tytuły
Jurassic Park IV, Jurassic Park IV: The Extinction
3,0
Ocena filmu
głosów: 4
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

abc
Mariusz Kłos
arcio
vaultdweller
swomma
pio9a
Radosław Sztaba
Agnieszka Janczyk