Miniatura plakatu filmu Człowiek zasad

Człowiek zasad

Absolution

2015 | USA, Rumunia | Akcja, Przygodowy, Kryminał | 96 min

Buszując w tandecie

Bartłomiej Picz | 03-09-2015

Pamiętacie jeszcze Stevena Seagala? Pamiętacie jak w swoich filmach, na 95 różnych sposobów łamał kości oprychom, bandziorom i innym szumowinom? Postawny brunet, oszczędny w słowach, ekspert od wschodnich sztuk walki. Tak, tak, to ten Steven Seagal, którego można było zobaczyć w „Liberatorze”, „Nieuchwytnym” i innych produkcjach lat 90. Dlaczego zaczynam ten tekst od takiej ironii w stylu: czy pamiętacie?, czy znacie?, a tak naprawdę gościa zna wiele osób. Ponieważ ostatnio, ten popularny aktor wybiera angaż w produkcjach, delikatnie rzecz ujmując – słabych. A na dodatek upodobał sobie współpracę z Kaomi Waxmanem – reżyserem, którego filmy akcji mają różny, często nierówny poziom. „Człowiek zasad” to efekt współpracy gasnącej gwiazdy z reżyserem nadal raczkującym, choć mającym już za sobą kilka produkcji. Pomimo szczerych chęci ich nowy film jest miałki i do bólu banalny. Aktorzy jedynie wykorzystani, a widzowie – trudno oprzeć się pokusie i nie napisać – oszukani.


Początek filmu. Zostajemy wprowadzeni w historię dwójki najemników: Alexander – Seagal i Qi – Byron Mann, wykonujących duże zlecenia dla wielkich organizacji. Panowie, po zakończeniu kolejnego zadania (zabicie afgańskiego handlarza narkotyków) postanawiają wybrać się do knajpy. W niej poznają zagubioną blondyneczkę, która prosi ich o pomoc w ukryciu się przed, jak się dalej okaże, jej własnym alfonsem, któremu zaszła za skórę. Oczywiście najemnicy, po długim główkowaniu, zgadzają się i biorą ją pod swoje skrzydła. Dodatkowo, jako gratis, obiecują, że załatwią wstrętnego oprawcę i uratują resztę biednych dziewcząt z piekielnego haremu.


Alfonsa, tu warto dodać, gra Vinnie Jonnes. A określenie piekielny harem użyte wcześniej zostało wybrane celowo. Jones, zgolony na łyso, przebrany w fartuch rzeźniczy, podobny do tych, jakie mieli oprawcy w filmach z serii Hostel, batoży, bije oraz maltretuje biedne kobiety za ich nieposłuszeństwo. Z drugiej strony są najemnicy o gołębim sercu, którzy chcą pomóc. Temat bardzo przewidywalny i w sam raz pasujący do kina akcji. Nie mówię, że musi być nudny. Jak najbardziej może być ciekawy, jednak wszystko tkwi w rękach samego reżysera. Ten niestety, nie wykorzystuje potencjału, jaki mogą dać mu przede wszystkim aktorzy (chyba największa siła tego filmu – nazwiska). W jego filmie Seagal jest, delikatnie mówiąc, drętwy. Porusza się ociężale, jego znaki firmowe: wymyślne chwyty zaczerpnięte ze wschodnich sztuk walki, dynamika i inteligentne riposty na hasełka pół-mózgich oprychów, zostały prawie wszystkie pominięte. Gdzie jest stary dobry Seagal można zapytać? Pytanie to jednak do końca seansu pozostanie niestety bez odpowiedzi. Nawet Vinnie Jones wydaje się troszkę niedopasowany do powierzonej mu roli. To „!@#$%^&* off” wypowiadane z twardym, typowym dla anglika akcentem, wydaje się jedynym sposobem na przekonywające odgrywanie własnej postaci. Jones, dodatkowo, próbuje świrować przed kamerą, siłując się na stworzenie wizerunku psychopaty niźli twardego gangstera: wywala jęzor na wierzch, śliniąc się do bitych dziewczyn, delektuje się własnym sadyzmem i nie umie opanować własnych emocji. Ale to również chyba nie jest jego klimat. To aktor w sam raz nadający się na złoczyńców, ale poważnych – w roli świrów wypada żałośnie. Do tego wszystkiego dochodzą niedopracowane sceny akcji. Mało w nich dynamiki. Seagal jest ociężały, przerzuca broń z ręki do ręki, jak gdyby ta oburęczność była jakimś, nie wiadomo jakim, atutem podczas walki. Eksponuje się tu śmieszne, mało znaczące gesty, kosztem utrzymania, choć w jakimś stopniu pozoru, że jest to poważny film sensacyjny. 


Potencjał dwóch dobrych aktorów kina akcji został w filmie Waxmana wyraźnie zmarnowany. Szczerze, czasami zastanawiam się, po co powstają takie filmy? Bo jeśli chodzi tylko o to, żeby wylansować własny produkt fajnymi, popularnymi nazwiskami, a resztę jego elementów potraktować na zasadzie, że zrobi się sama, to szkoda tracić czas na oglądanie czegoś takiego. Cierpi nie tylko widz, ale też uznani aktorzy, którzy – nie wiem, czy z premedytacją, czy wabieni w miarę dobrą kasą – uczestniczą w tego typu produkcjach. Przez to pamięć o ich dobrych rolach coraz bardziej zaciera się przez wielokrotne występy w nowych, słabiutkich do bólu filmach. Dzieło Waxmana jest tego dobrym przykładem.


Na płycie DVD oprócz filmu jest tylko jego zapowiedź oraz kilka trailerów. 



Recenzja powstała dzięki Monolith Video – wyłączny dystrybutor filmu na DVD.

2,0
Ocena filmu
głosów: 1
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Mariusz Kłos
Radosław Sztaba