Miniatura plakatu filmu Once

Once

2006 | Irlandia | Dramat, Muzyczny | 85 min

Z gitarą przez świat

Historia uczy, że sukces w kinie można osiągnąć na dwa sposoby: metodą efektownego, pełnego blichtru wizualnego rozpasania, przy pomocy testowania granic stylu i możliwości technicznych najnowszych wynalazków, tudzież szczerze oddając się prostolinijnemu przekazowi i z zachowaniem minimalizmu, portretując zwykłych ludzi. Takie opowieści, choć trafiają do węższego grona widzów, często są daleko bardziej brzemienne w skutkach dla kinematografii w ogóle. Stają się inspiracją dla innych twórców, zwłaszcza tych, poszukujących nieoczywistych wyborów, a przez kinomanów często uznane zostają za perełki, pamiętane przez lata. 

Nie jestem pierwszą osobą, która uległa czarowi gęsto oplecionego muzyką irlandzkiego obrazu „Once”, plasującego się gdzieś na pograniczu dramatu i romansu, który okazał się ogromnym, a przede wszystkim niespodziewanym sukcesem w Stanach Zjednoczonych. Na festiwalu w Sundance otrzymał owację na stojąco i od tego momentu zagościł we wszystkich stanach Ameryki. Ponieważ „Once” to film, jakiego Amerykanie wprost nie są w stanie nakręcić: bogaty w muzykę, ale przy tym nie tandetny. 

Daleki od musicalowych tradycji, nosi wszelkie znamiona współczesnego kina europejskiego, począwszy od jego widocznego nieprofesjonalizmu zdjęć, braku wyszukanych rozwiązań operatorskich, nieobecności popularnych, radiowych numerów, firmowanych przez gwiazdy, przez mało znane nazwiska na liście obsadowej, a wreszcie dokumentalny niemalże charakter fabuły. W „Once” faktycznie nie dzieje się wiele, zwroty akcji rozegrano w nieśpiesznym tempie, co wpływa na sposób odbioru obrazu. Nie spotkamy się tu z nieprawdopodobieństwem, umownością czy wyraźną stylizacją. Zupełnie jak w dokumencie, w „Once” zobaczy widz kawałek życia, jakiś jego selektywnie wytypowany fragment – po to, by móc się w nim przejrzeć i skonfrontować z tym, co zna ze swojego otoczenia. 

Losy dwojga nieco zagubionych w życiu ludzi splatają się na brukowanych uliczkach Dublina. On zarabia na życie, naprawiając odkurzacze, ona sprzedaje gazety lub kwiaty. To, co ich łączy, to miłość: miłość do muzyki. Dla niej może być ona jedynie pasją, umilającą czas w chwilach zwątpienia. Widać, jak bardzo magiczny wymiar ma dla niej świat dźwięków. On natomiast uczynił z muzyki esencję życia, jego najistotniejszy element, ponieważ jednak kapryśna natura działalności artystycznej sprawia, że trudno uczynić z niej jedyne źródło utrzymania, prymarnie zarabia na co dzień w zakładzie należącym do ojca. Żadne z nich nie ma zatem rozwijającej się w szalonym tempie kariery ani zasobnego portfela. Nie są też szczególnie atrakcyjni, a nadane im przez scenarzystę umowne nazwy „On” i „Ona” są najlepszym dowodem na to, że mają uosabiać przeciętną kobietę i przeciętnego mężczyznę współczesnego świata. 

Reżyser John Carney w zachwycający sposób pokazał widzom historię o braterstwie dusz, o pokonywaniu barier kulturowych, o życiu bez zahamowań – o życiu w jego najczystszej, najbardziej niesamowitej postaci. Ciepło wprost emanuje z ekranu. Wielka w tym zasługa aktorów: Glen Hansard – nie aktor, a muzyk, wokalista grupy The Frames (którego basistą był niegdyś Carney) i ona – prostolinijna, pełna uroku i szczerości Marketa Irglova, czeska piosenkarka. Chociaż nigdy wcześniej nie pojawili się na srebrnym ekranie, pokazali ogromną klasę i talent w szczerym, zniuansowanym przedstawieniu postaci. Wierzymy Glenowi, kiedy rozbity po rozstaniu śpiewa o sobie: „Broken Hearted Hoover Fixer Sucker Guy”; rozumiemy też dobrze historię Dziewczyny z Pragi, troski jej życia codziennego, opiekę nad dzieckiem. W głębi serca gorąco kibicujemy tej parze, uśmiech na twarzy wywołują polskobrzmiące słowa wypowiedziane przez Dziewczynę podczas wyprawy nad jezioro. Tylko my wiemy, co czuła naprawdę. Ale ostrożnie z pochopnym wyciąganiem wniosków: ten film nie jest sztampowy, również pod względem zakończenia.

Historia niskobudżetowego (zaledwie sto sześćdziesiąt tysięcy dolarów!) „Once” mogłaby skończyć się z dniem jego ekranowej premiery, tak się jednak nie stało. Sześć lat później reżyser ponownie zmierzył się z kinem silnie podszytym muzyką w „Begin Again”. Hollywoodzka obsada była dowodem na to, że to już (niestety?) zupełnie inne podejście do tematu. Trochę szkoda.  
Reżyseria
Dystrybutor
Premiera
15-07-2006 (Galway Film Fleadh)
28-03-2008 (Polska)
23-03-2007 (Świat)
4,4
Ocena filmu
głosów: 5
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Mariusz Kłos
Przemo
arcio
vaultdweller
droo
swomma
Kucharz