duża fotografia filmu West Side Story
Miniatura plakatu filmu West Side Story

West Side Story

2021 | USA | Kryminał, Dramat, Musical, Romans

Miłość w czasach uprzedzeń [recenzja Blu-ray]

Arkadiusz Kajling | 10-12-2022
Mimo, iż nazwa Disney wielu kojarzy się z animacjami i filmami familijnymi, to tak naprawdę pod jej szyldem znajduje się wiele innych marek, takich jak Marvel, Muppety, czy seria Star Wars. Wytwórnia od zawsze chciała tworzyć filmy dla wszystkich grup wiekowych i wiedziała, że nie może ograniczać się do jednego gatunku, czy medium. To dlatego korporacja utworzyła Touchstone Pictures (Armageddon, Pretty Woman, Służące), a następnie nabyła Miramax (Wzgórze nadziei, Wątpliwość) ukierunkowane na bardziej dojrzałą publiczność, zyskując przy tym rozgłos i liczne nagrody, gdyż wiele z tych produkcji było ogromnym artystycznym wydarzeniem. Tradycja ta ma swoją kontynuację z nabytą kilka lat temu wytwórnią 20th Century Studios (dawniej 20th Century Fox) – to pod jej szyldem wyszły “Free Guy”, “Ostatni pojedynek”, a już za tydzień na ekrany kin ma wejść “Avatar: Istota wody”. Filmem, który debiutował niedawno na rynku kina domowego jest “West Side Story” – nowa wersja kulowego już musicalu z lat 60. Remake Stevena Spielberga nie miał łatwej drogi na ekran; był jednym z filmów, których premiera uległa znacznemu przesunięciu ze względu na pandemię koronawirusa – w tym wypadku o cały rok, sprawiając, że nowa wersja musicalu debiutuje na dużym ekranie dokładnie sześćdziesiąt lat po oryginalnym filmie. Mimo, iż film nie był hitem box-office’u, został słusznie obsypany statuetkami i nominacjami do najważniejszych nagród, został również ciepło przyjęty przez krytyków, co stanowi dodatkową zachętę do indywidualnego zapoznania się z najnowszą propozycją słynnego filmowca. 

Akcja filmu rozgrywa się na ulicach Nowego Jorku, w latach 50. ubiegłego wieku i oparta została na musicalu z 1957 roku (z muzyką Leonarda Bernsteina i tekstami piosenek autorstwa Stephena Sondheima, zaś scenariusz wg Arthura Laurentsa oparto na motywach “Romea i Julii” Williama Shakespeare’a). To tutaj rywalizują ze sobą dwa miejscowe gangi – Jetsi (Rakiety) oraz Sharki (Rekiny), każdy z nich roszcząc sobie prawa do tego samego terytorium. Pierwszy z nich składa się z białych członków “amerykańskich chłopców”, który nie chce dopuścić, by imigranci przejęli ich teren, natomiast gang Portorykańczyków toczy spór m.in. na tle uprzedzeń rasowych. To właśnie z tych dwóch wrogich obozów wywodzą się nasi protagoniści – Tony oraz Maria. Dziewczyna jest siostrą Bernarda, przywódcy Sharków, natomiast chłopak jest przyjacielem Riffa, który z kolei stoi na czele Jetsów. Bohaterowie spotykają się na lokalnej potańcówce i z miejsca zakochują się w sobie, co dodatkowo zaostrza konflikt pomiędzy gangami, zmuszając parę kochanków do ukrywania przed światem swojego uczucia. Mimo dzielących ich różnic zakochani coraz bardziej angażują się w nowy związek. Gdy rywalizujące obozy organizują pojedynek, Tony i Maria starają się za wszelką cenę do niego nie dopuścić – chłopak kradnie nawet broń – jednak ostatecznie nie udaje im się zapobiec śmiertelnej w skutkach bijatyce, która zmieni życia naszych bohaterów. 

Doskonale pamiętam, gdy dwadzieścia lat temu zachwycił mnie pierwszy „nowożytny” musical – jesienią 2001 roku w polskich kinach miał premierę „Moulin Rouge!” i tak naprawdę nie wiedziałem, czego się po nim wtedy spodziewać. Do dziś pamiętam początkowe intro 20th Century Fox, które na zawsze związało się w mojej głowie z musicalem – mimo, iż wytwórnia w przeszłości znana była właśnie z tego typu filmów, ja swoją przygodę z filmami muzycznymi rozpocząłem właśnie od (arcy)dzieła Baza Luhrmanna, które zapoczątkowało istną lawinę musicali, zwiastując odrodzenie tego filmowego gatunku. Fanfara studia zawsze zapowiadała dla mnie wielkie, epickie kino, szczególnie te muzyczne – tak było w przypadku „Spaceru po linie” oraz „Króla rozrywki”, więc nowa wersja „West Side Story” była przeze mnie szczególnie wyczekiwana. A było na co czekać. Steven Spielberg nadał tej ponadczasowej opowieści rozmiary typowe dla wysokobudżetowego widowiska – mamy szerokie plany i ciekawe ujęcia kamery, które znakomicie oddają przestrzeń Nowego Jorku. Coś, czego brakowało mi w oryginalnej wersji filmu z 1961 roku. Wiele scen muzycznych jak „America”, czy „I Feel Pretty” nakręcone zostało w jednym pomieszczeniu, tworząc wręcz klaustrofobiczną atmosferę - nowa wersja nadaje im należytego rozmachu, prowadząc nas przez ulice miasta, czy wielopiętrowych budynków nadając ciekawego, ciągle zmieniającego się tła i oddając ducha zatłoczonej dzielnicy. Dynamiczna choreografia ma ten sposób więcej miejsca – i to dosłownie. Nie sposób nie wspomnieć tu o wielkim wkładzie naszego rodaka, gdyż to Janusz Kamiński był autorem zdjęć do produkcji, a za swoją pracę został nagrodzony nominacją do Oscara. Na plus zadziałała też zmiana miejsca pracy Marii, nie tylko dodając interesujące otoczenie do sceny muzycznej, ale i przede wszystkim autentyczność, gdyż to głównie na pracę sprzątaczki mogły najczęściej wtedy liczyć latynoskie kobiety. To właśnie na realizmie zależało Spielbergowi tworząc nową wersję „West Side Story” – podczas gdy w oryginalnym filmie występowali głównie biali aktorzy z ciemnym makijażem i przesadnym akcentem, w wersji z 2021 zadbano o to, by główne role przypadły aktorom latynoskiego pochodzenia. 

W parę zakochanych wcielili się Ansel Elgort oraz Rachel Zegler, którzy świetnie sprawdzili się w roli kochanków – nigdy nie słyszałem wcześniej śpiewającego Ansela, ale jego „Maria” zrobiła na mnie wrażenie, choć zapewne duży w tym udział scenografii oraz oświetlenia sceny, które budują romantyczną atmosferę z grą świateł reflektorów na ulicznych kałużach, czy oknach. I o ile aktor może pochwalić się całkiem liczną już filmografią, to już do głównej roli kobiecej obsadzono nikomu nieznaną Rachel Zegler. Gdy w czerwcu 2021 roku pojawiły się informacje o castingu aktorki do aktorskiej wersji „Królewny Śnieżki” na ustach fanów animacji i filmów Disneya zaczęły pojawiać się pytania kwestionujące wybór, nie tylko ze względu na kolor skóry dziewczyny, ale i jej zdolności wokalno-aktorskich. Wszakże pierwsza okazja do zaprezentowania jej talentu miała nadejść właśnie z premierą filmu Spielberga. Dziś chyba już nikt nie ma wątpliwości, że Rachel Zegler potrafi nie tylko grać, ale i śpiewać oraz tańczyć – w „Tonight” czaruje nas głosem, bawi i śmieszy w „I Feel Pretty”, a końcowa repryza miłosnego duetu potrafi wycisnąć łzy nawet z największego twardziela. 

Jednak prawdziwą gwiazdą jest tutaj Ariana DeBose. Młoda aktorka była częścią oryginalnej obsady muzycznego fenomenu Lina-Manuela Mirandy pt. „Hamilton” (który stworzył piosenki do „Vaiany” oraz „Naszego magicznego Encanto”), a jego sfilmowaną wersją można oglądać od 2020 na Disney+, jednak ja poznałem ją za sprawą musicalu Netflixa pt. „Bal”. Już wtedy rzuciły mnie na kolana jej umiejętności wokalne, jednak dopiero rola w filmie Spielberga pozwoliła Arianie rozwinąć skrzydła. Oba filmy powstały w podobnym czasie (tak naprawdę „West Side Story” nakręcono przed „Balem”, odpowiednio latem oraz zimą 2019 roku), jednak role które stworzyła DeBose są bardzo odmienne – Alyssa Green jest nieśmiałą, niepewną siebie nastolatką i chce zadowolić wszystkich dookoła, natomiast Anita to pewna siebie, silna kobieta, która walczy o lepszą przyszłość nierzadko zaciskając zęby i pokazując pięści. Ariana w pełni zasłużyła na nagrodę Akademii, ale był to sukces okupiony ciężką pracą oraz bólem – aktorka zwichnęła kostkę, a okres rekonwalescencji przypadł m.in. na kręcenie muzycznej sekwencji „America”, wymagającej ekspresyjnego i energetycznego tańca, nakręconego z wielu ujęć i zapewne poprzedzonego godzinami prób. 

Ariana DeBose stworzyła rolę Anity na nowo i śmiało może konkurować z Ritą Moreno, która grała tę samą bohaterkę w oryginalnej wersji filmu i również otrzymała Oscara za swoją interpretację. Co interesujące Rita pojawia się także w nowej odsłonie filmu jako Valentina – postać stworzona na potrzeby remake’u i specjalnie dla Moreno (warto też wspomnieć, że trzech członków gangu Jetsów z 1961. roku pojawia się tutaj w roli statystów). To wspaniały hołd nie tylko dla długiej historii musicalu, ale i społeczności latynoskiej, bowiem nagroda Akademii dla Rity Moreno to też pierwszy Oscar dla aktorki pochodzenia latynoamerykańskiego. Jedną ze zmian, na którą zdecydował się Steven Spielberg jest zastąpienie wykonania „Somewhere” przez Marię na rzecz Valentiny, która wspomina swoje małżeństwo z białym mężczyzną, zmieniając przy tym wydźwięk utworu na bardziej uniwersalny i stający się niemal hymnem dla wszystkich imigrantów na lepsze jutro. 

Zawsze imponowali mi aktorzy, którzy nie tylko grają, ale i tańczą oraz śpiewają, co możemy zobaczyć oraz usłyszeć w najnowszej produkcji – zupełnie odwrotnie, niż w przypadku pierwszego filmu. Zarówno Richard Beymer (odtwórca roli Tony’ego), jak i Natalie Wood (wcielająca się w Marię) nie wykonywali utworów, gdyż piosenki zostały nagrane przez profesjonalnych wykonawców, co burzyło autentyczność postaci (Marnie Nixon była po trzydziestce, a jej dojrzały głos nie do końca współgrał z młodszą wiekowo Natalie). Nowa odsłona musicalu oferuje nam bardziej namacalne i zgodne z rzeczywistością doznanie, a głosy Ansela oraz Rachel brzmią młodo, niewinnie oraz naturalnie. „West Side Story” to obraz przeznaczony do oglądania na wielkim ekranie. Steven Spielberg nie ogranicza się do zamkniętych planów i stałych ujęć, wprowadza też kilka zmian, które nie tyle, co wychodzą na dobre oglądanej historii, ale sprawiają, że jego wersja nie jest wierną kopią swoich poprzedników (zarówno scenicznego musicalu, jak filmu z lat 60.). Nawet przeciwnicy remake’ów muszą przyznać, że słynny reżyser tchnął nowe życie w jedną z najbardziej znanych historii miłosnych i sprawił, że widzowie już od pierwszych chwil seansu mogę w końcu odetchnąć powietrzem, w którym czuć nadchodzące zmiany. 

WYDANIE BLU-RAY 

Obraz został zapisany w formacie 2.39:1, co oddaje widowiskowość produkcji również w warunkach domowych. Bardzo podoba mi się zastosowana paleta ciepłych kolorów, jak żółty, pomarańczowy i czerwony, która przewija się przez cały film, nadając mu więcej życia, a zarazem świetnie nawiązując do temperamentu latynoamerykanów. Spielberg i Kamiński stosują wiele długich zbliżeń, głownie na twarze bohaterów, przez co bez trudu możemy dostrzec mankamenty urody aktorów, czy np. ślady po zaroście oraz krople potu. Również garderoba pań, a także zniszczone i pobrudzone ubrania mężczyzn nabierają większego realizmu właśnie w wysokiej rozdzielczości – możemy dostać wyszywane nadruki, poczuć fakturę materiałów, a nawet gładkość jedwabnej apaszki na szyi Marii. Wiele scen rozgrywa się w nocy, jednak bez problemu dostrzeżemy detale obrazu, gdyż czerń nigdy nie jest smolista – w wielu przypadkach sceny są pięknie i naturalnie oświetlone, dzięki czemu budują romantyczny nastrój i nie męczą naszego wzroku. Oryginalna ścieżka dźwiękowa została zapisana w formacie Dolby Digital Plus 7.1, natomiast polski lektor XXX. W przypadku musicali staram się oglądać filmy z oryginalną ścieżką, by wychwycić wszystkie muzyczne i dźwiękowe detale, a tych w przypadku “West Side Story” jest wiele – chociażby sam początek filmu, rozpoczynający się od nieśpiesznego charakterystycznego “gwizdania”, które następnie powoli łączy się z odgłosami ulicy, poprzez warkot silników przejeżdżających starych samochodów, czy naturalnie brzmiące efekty deszczu lub starej kasy fiskalnej. To dzięki nim w naszej głowie tworzy się realnie wykreowana Ameryka lat 50. ubiegłego wieku. Wszystkie muzyczne sekwencje obejmujące piosenki brzmią niesamowicie, szczególnie energetyczna “America”, ale wrażenie robią też wolniejsze utwory, chociażby śpiewane melancholijnym głosem “Somewhere” Rity Moreno.

Wydanie Blu-ray oprócz filmu zawiera też materiały dodatkowe. I choć wydawać by się mogło, że pierwsza, wyglądająca niepozornie ikonka skrywa krótki, promocyjny i pobieżny making-of, to w rzeczywistości jest to obszerny, trwający prawie sto minut i podzielony na trzynaście rozdziałów dokument „Opowieści o West Side Story” (1:36:06). Jestem pod wrażeniem, że wracamy (przynajmniej w przypadku tego filmu) do czasów, gdy fani wyczekiwali fizycznych premier ulubionych filmów również ze względu na pokaźne materiały bonusowe towarzyszące samej produkcji. Pełnometrażowy dokument przeprowadza nas przez poszczególne etapy powstawiania filmu, podczas których możemy dowiedzieć się wielu ciekawostek dotyczących produkcji, zobaczyć jak powstawały skomplikowane sceny musicalowe, czy towarzyszyć aktorom podczas nagrywania swoich partii wokalnych. Swoje spojrzenie na nową wersję klasycznej historii miłosnej prezentują m.in. aktorka Rita Moreno, która zdradza nam, jak została zaangażowana do projektu, zmarły niedawno kompozytor Stephen Sondheim, czy operator kamery Janusz Kamiński. Drugim i ostatnim materiałem dodatkowym jest „Piosenki: 16 piosenek z filmu”, choć tak naprawdę nie jest to żaden materiał wideo, a jedynie opcja odtwarzania poszczególnych fragmentów filmu – po wybraniu utworów jesteśmy przerzucani do konkretnej piosenki w filmie, czyli rozwiązanie znane nam z filmów Disneya na DVD. Statyczne menu główne dostępne jest w polskiej wersji.

„West Side Story” to świetny przykład, że warto tworzyć nowe wersje filmów, również tych, które dziś uznawane są za kultowe i nie do przebicia. Steven Spielberg dokonuje kilku zmian, które wychodzą opowiadanej historii na dobre, równocześnie nie będąc wierną kopią poprzednich wersji znanego musicalu, a młoda i energiczna obsada gwarantuje nam widowisko na najwyższym poziomie. Spektakularne ujęcia naszego rodaka w połączeniu ze świeżą wizją wybitnego reżysera sprawiają wrażenie filmu przeznaczonego w szczególności do wielkich sal kinowych, jednak dzięki polskiemu wydaniu Blu-ray produkcja nabiera nowego życia w warunkach domowych, m.in. dzięki obszernemu dokumentowi o powstawaniu filmu, który pozwoli docenić nam poszczególne aspekty obrazu. Jeśli są tu jacyś wygłodniali fani musicali, którzy jeszcze nie widzieli najnowszej odsłony „West Side Story”, to recenzowane wydanie Blu-ray będzie prawdziwą ucztą kinomana, której z dawna wyczekiwali i jeszcze długo nie zapomną. Ucztą, do której jeszcze przyjemniej będzie wracać myślami po latach, a samo wspomnienie jej smaku na nowo rozbudzi nasze zmysły.

Recenzja powstała dzięki współpracy z Galapagos – dystrybutorem filmu na Blu-ray.

Reżyseria
Dystrybutor
Premiera
10-12-2021 (Polska)
10-12-2021 (Świat)
5,0
Ocena filmu
głosów: 1
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Radosław Sztaba
Arkadiusz Chorób